“Wyzwoliciele” na Podkarpaciu


Dbając o pozory, sowiecka bezpieka podejmowała różnorakie działania, by stworzyć wrażenie, że tutejsze społeczeństwo oczekiwało na przybycie Armii Czerwonej i jest jej wdzięczne za wyzwolenie spod faszystowskiego węgierskiego jarzma. Niemal w każdej wsi organizowała zebrania mieszkańców i uroczystości na cześć wyzwolicieli. Każde z nich kończyło się wysłaniem telegramu do Stalina z podziękowaniami za „oswobodzenie” i prośbą o włączenie Zakarpacia w skład radzieckiej Ukrainy.

Likwidacja Karpackiej Ukrainy przez władze węgierskie wywołała reperkusje także w Polsce. Ukraiński senator Mikołaj Twordyło usiłował na plenum izby wygłosić uroczystą deklarację, ale urzędujący wicemarszałek Pawelec odebrał mu głos. Senat obradował bowiem wówczas nad budżetem Ministerstwa Skarbu i Twordyło całkowicie odbiegł od przedmiotu obrad. Nacjonaliści ukraińscy wznowili też działalność terrorystyczno-dywersyjną przeciwko państwu polskiemu. Zanim policja i wojsko opanowała sytuację. Od 16 marca do 12 kwietnia 1939 r. przeprowadzili 59 demonstracji, 5 aktów sabotażu i 21 aktów terroru. Bojówki OUN, działające w Polsce były wzmacniane przez uciekinierów z „Karpackiej Siczy”, którzy usiłowali przez karpackie grzbiety przedostać się do Małopolski Wschodniej. Większość zorganizowanych grup została jednak zlikwidowana przez KOP podczas próby wtargnięcia na polskie terytorium. „Siczownicy” masowo starali się uciekać na północ, ponieważ władze węgierskie po przywróceniu swojej jurysdykcji nad Podkarpacką Rusią rozpoczęły ich poszukiwania, a schwytanych rozstrzeliwały w publicznych egzekucjach. „Siczownicy” dokonywali bowiem grabieży i pogromów Żydów. Ci wojska węgierskie witali jak wyzwolicieli.

Walka o autonomię

Do wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. Budapesztowi udało się zaprowadzić porządek na Podkarpackiej Rusi. Perspektywa wybuchu II wojny światowej sprawiła, że Węgrzy wprowadzili na jej terenie rządy silnej ręki. Węgierscy wojskowi nie zgodzili się na przekształcenie Podkarpackiej Rusi w autonomiczne „Karpackie województwo”. Ruch ukrainofilski został przez władze węgierskie zakazany.

Liderzy ruchu rusińskiego albo udali się na emigrację, albo wybrali orientację madziarofilską. Andrzej Brodi po wyjściu z czeskiego więzienia w lutym 1939 r. po zajęciu Podkarpacia przez Węgry wrócił do Użhorodu. W maju 1939 r. został deputowanym niższej izby węgierskiego parlamentu, gdzie stanął na czele frakcji karpatorusińskich deputowanych, starających się bezskutecznie o autonomię dla Podkarpacia. Jako wytrawny publicysta starał się propagować ideę autonomii dla Podkarpackiej Rusi na łamach prasy dwóch pism „Russkaja Prawda”, ukazującego się w latach 1939-1940 i „Russkiego Słowa”, które wychodziło od 1940 do 1944 r.

Opcja rusińska

Budapeszt chcąc wzmocnić opcję rusińską, zgodził się na powołanie w 1941 r. Podkarpackiego Towarzystwa Naukowego, swoistej rusińskiej akademii nauk. Zostało ono założone z inicjatywy regentskiego komisarza Miklosza Kozmy. Liczyło 35 członków i składało się z trzech sekcji: naukowej, artystyczno-etnograficznej, a także rusińskiego języka i literatury. PTN podjął bardzo aktywną działalność wydawniczą. Dzięki niemu ukazywało się na Podkarpaciu kilka pism, a także kolejne tomy „Biblioteki Narodowej”. Głównym osiągnięciem PTN było wydanie „Gramatyki rusińskiego języka” i wprowadzenie go w charakterze podręcznika do szkół na Podkarpaciu.

Rozbiór Polski przez Niemcy i ZSRR, dokonany na mocy pakty Ribbentrop-Mołotow i zajęcie przez Sowietów Małopolski Wschodniej, uaktywniły tez na Podkarpaciu ruch komunistyczny. Jego zwolennicy nie prowadzili jednak działalności na miejscu, ale postanowili emigrować na północ do ojczyzny światowego proletariatu. Spodziewali się, że zostaną przez władze sowieckie przyjęci chlebem i solą. Te jednak skrzętnie ich wyłapywały i osadzały w łagrach. Nie chciały ich nawet wykorzystać do tworzenia na Podkarpackiej Rusi sowieckiej „piątej kolumny”. Około połowa z nich zginęła w łagrach. Siedzieli w nich dopóki nie pozwolono im ich opuścić na mocy porozumienia między emigracyjnym rządem Czechosłowacji a Stalinem. Ci komuniści, którzy nie zdecydowali się udać na „łagrowe wczasy” i pozostali w ojczyźnie, byli przez sowiecką razwiedkę wykorzystywani do zbierania informacji, mających wojskowe znaczenie. Jak wynika z zachowanych dokumentów, węgierski kontrwywiad rozpracował wszystkie grupy komunistyczne.

Nie było żadnego podziemia

Ich członkowie byli z reguły rozstrzeliwani. Mimo sprzyjających warunków terenowych nie powstało na Podkarpaciu podziemie komunistyczne ani też nacjonalistyczne. Nie było na nim do tego odpowiedniego podglebia. Oczywiście propagandyści obu tych kierunków stworzyli wcale bogatą literaturę dowodzącą, że było dokładnie odwrotnie. Napisali również wiele dzieł na temat okupacji Podkarpackiej Rusi przez „faszystowski reżim węgierski”. Według Andrzeja W. Ołaszyna węgierscy faszyści rządzili na Podkarpackiej Rusi przy pomocy internowań, przymusowych robót, obozów koncentracyjnych. Ołaszyn twierdzi, że w okresie okupacji Podkarpacia „węgierscy faszyści” zagonili do obozów 183395 mieszkańców kraju, z których zakatowali 114 982. Czy dane te są prawdziwe, czy też wyssane z palca, nie wiadomo. Jest to zapewne część legendy, mającej usprawiedliwiać represje, jakie władze sowieckie zastosowały po zajęciu Podkarpackiej Rusi w 1944 r. Wszyscy Węgrzy zostali zakwalifikowani przez nich jako sojusznicy Hitlera i poddani drakońskim prześladowaniom. Mieli zniknąć z kulturowego i etnicznego krajobrazu podkarpackiej krainy.

Sowieckie legendy

Legendami owiane jest także tzw. wyzwolenie Podkarpackiej Rusi przez Armię Czerwoną. Oficjalna wersja jest taka, że złożyła ona ogromną daninę krwi, za którą miejscowi mieszkańcy powinni być jej dozgonnie wdzięczni. Prawda zaś jest taka, że szykujące się do obrony Podkarpackiej Rusi wojska niemieckie i węgierskie musiały opuścić linię Arpada i oddać ją bez walki. W momencie, gdy Rumunia przeszła na stronę ZSRR, niemieckie dywizje musiały przejść do obrony Węgier. Zrobić to musiały tym szybciej, że Armia Czerwona wdarła się głęboko na Zachód w ramach operacji Lwowsko- Sandomierskiej i mogła zamknąć ich w kotle. W sumie zajęcie Podkarpacia zajęło Rosjanom 10 dni. Niemcy i Węgrzy wycofali się za linię Cisy do wschodniej Słowacji. Ludność rusińska, jak wynika to z licznych świadectw, przywitała wchodzących do ich krainy Rosjan jak braci i wyzwolicieli. Nastroje rusofilskie niewątpliwie wśród Rusinów wzrosły. Zaczęły one opadać, gdy po zajęciu Podkarpacia oddziały „Smiersza”, a później NKWD, przystąpiły do „normalizacji życia” w zajętej krainie. Nikt nie był pewny dnia ani godziny. W pierwszym rzędzie aresztowani zostali wszyscy działacze rusińscy, współpracujący z Węgrami. „Smiersz” aresztował m.in. wspomnianego wcześniej Andrzeja Brodi, który w 1946 r. został przez sąd ludowy skazany na śmierć i rozstrzelany w Użgorodzie. „Smiersz” wyłapywał zresztą rusińskich działaczy wszelkich opcji, w tym także ukrainofilów. Jego funkcjonariusze dopadli też ks. Augustyna Wołoszyna, który schronił się w Pradze. Jako były prezydent Karpackiej Ukrainy został przewieziony do Moskwy i osadzony w więzieniu w Lefortowie. Władze sowieckie chciały go pewnie poddać „obrabotce” i wykorzystać do swoich celów. Tu jednak liczący 71 lat duchowny zmarł. Nie wiadomo, czy w efekcie przesłuchań, czy śmiercią naturalną.

Listy do Stalina

Dbając o pozory, sowiecka bezpieka podejmowała różnorakie działania, by stworzyć wrażenie, że tutejsze społeczeństwo oczekiwało na przybycie Armii Czerwonej i jest jej wdzięczne za wyzwolenie spod faszystowskiego węgierskiego jarzma. Niemal w każdej wsi organizowała zebrania mieszkańców i uroczystości na cześć wyzwolicieli. Każde z nich kończyło się wysłaniem telegramu do Stalina z podziękowaniami za „oswobodzenie” i prośbą o włączenie Zakarpacia w skład radzieckiej Ukrainy. Nikt nie mógł się wymówić od uczestnictwa w takiej imprezie. Chyba, ze był umierający. Funkcjonariusze „Smiersza” dbali, by na takich zebraniach byli koniecznie obecni proboszczowie parafii zarówno greckokatoliccy, jak i prawosławni. Szczególnie hucznie obchodzono w 1944 r. na Podkarpaciu rocznicę Rewolucji Październikowej. W Użgorodzie akademia z tej okazji odbyła się w Teatrze im. Rakoci. Organizatorzy postanowili zaprosić na nią także ordynariusza greckokatolickiego bp Teodora Ramżę, by stworzyć wrażenie , że hierarcha jest też miłośnikiem Józefa Stalina. Władyka chciał się wymówić i wysłać kanonika Chirę na tą uroczystość. Oficer „Smiersza” w randze pułkownika, który przyjechał uzgodnić detale, wykluczył jednak taką możliwość. Oświadczył, że biskup musi wystąpić osobiście. W swoim wystąpieniu musi powitać Armię Czerwoną i ukazać ją jako wyzwolicielkę. Następnie ma pozdrowić jej głównodowodzącego, czyli Józefa Stalina, podziękować mu za wyzwolenie Zakarpacia i wezwać rusińską młodzież do wstępowania do Armii Czerwonej, a także poprosić Stalina, by spełnił wielowiekowe marzenie rusińskiego ludu i przyłączył Zakarpacie do Ukrainy. Romża usiłował się wymówić, tłumacząc się brakiem czasu, ale oficer nie chciał go słuchać.

Pod dyktando „Smiersza”

Oświadczył, że biskup żadnego przemówienia przygotowywać nie musi, bo dostanie gotowy tekst. Zagroził też, że jeżeli biskup nie przyjdzie, to dni jego Kościoła będą policzone. Biskup przybył na akademię, został od razu zaproszony do prezydium. W swoim wystąpieniu łagodził niektóre kwestie zalecane przez sowieckiego oficera, podziękował wielkiemu wodzowi Stalinowi za wyzwolenie i życzył sukcesów w drodze do osiągnięcia pokoju. Na zakończenie akademii uczestnicy przyjęli rezolucję proszącą Stalina o przyłączenie Zakarpacia do sowieckiej Ukrainy. Odczytujący rezolucję generał Żurawliow oświadczył, że pod tą rezolucją podpisał się także biskup Teodor Romża. Następnego dnia obszerne sprawozdanie z akademii zamieściła gazeta „Zakarpacka Ukraina”. Sfałszowała ona wystąpienie biskupa pod dyktando „Smiersza”. Wynikało z niego, że hierarcha prosi Stalina o przyłączenie Podkarpacia do sowieckiej Ukrainy. Tekst ten przedrukowała następnie prasa kijowska i moskiewska. Protesty biskupa Romży nic nie dały.

Rozprawa z „faszystami”

Przygotowując grunt pod przyłączenie Zakarpacia do sowieckiej Ukrainy, władze radzieckie przystąpiły do rozprawy z nacjami uznanymi za „sojuszników faszystów”, czyli Węgrów i Niemców. Swoją nienawiść do obu tych narodów czerwonoarmiści wykazali już w momencie wkraczania na zamieszkane przez nich tereny. Wszystkie kobiety niezależnie od wieku były gwałcone. Mężczyzn, którzy występowali w ich obronie mordowano na miejscu. Niemców i Węgrów pozbawiono następnie wszelkich praw obywatelskich. Wszystkich mężczyzn w wieku od 18 do 55 lat internowano w zaimprowizowanych łagrach. Następnie zostali deportowani na Syberię i południową Ukrainę, gdzie do 1955 r. pracowali w łagrach, głównie przykopalnianych. Tylko połowa z nich wróciła. Reszta zmarła z wycieńczenia, głodu i chorób. Nie tylko oni poddani zostali prześladowaniom. W ślad za mężczyznami w wagonach towarowych jechali członkowie ich rodzin. Większość z nich zmarła. Padli ofiarą odpowiedzialności zbiorowej, zastosowanej wobec nich przez sowieckich oprawców, choć żyjąc w słowiańskim otoczeniu, z hitleryzmem nie mieli nic wspólnego. Konto Węgrów obciąża tylko deportacja Żydów. Budapeszt zgodził się jednak na nią, kiedy sam znalazł się pod niemiecką okupacją i nie miał wiele do powiedzenia. Węgrzy jednak sami Żydów nie mordowali.

Życzliwsi dla Czechów i Słowaków

Z większą życzliwością władze sowieckie odnosiły się do Czechów i Słowaków, zamieszkujących Zakarpacie. Wynikało to z faktu, że między rządami ZSRR a przebywającym na emigracji w Londynie rządem Czechosłowacji istniało porozumienie o przyjaźni, wzajemnej pomocy i powojennej współpracy. Regulowało ono m.in. sposób przekazania przez władze radzieckie czechosłowackiej administracji władzy na wyzwolonych terenach republiki. Podkarpacka Ruś zaś w świetle prawa międzynarodowegobyła de iure częścią Czechosłowacji. Prezydent Edward Benesz był przekonany, że Podkarpacie wróci do Czechosłowacji. Wydelegował on natychmiast z Londynu na Zakarpacie ministra pełnomocnego Franciszka Niemca, znanego dziennikarza, który w rządzie Czechosłowacji na uchodźstwie od 1942 do 1944 r. pełnił funkcję ministra ds. odbudowy. Miał po prostu przywrócić życie w zniszczonej republice. Po przybyciu na Podkarpacką Ruś od października do grudnia 1944 r. stał on formalnie na czele administracji czechosłowackiej Podkarpacia. Usiłował zainstalować ją w terenie, uruchomić gospodarkę i przeprowadzić mobilizację do czechosłowackiej armii.

Sojusznicy Mechlisa

Władze sowieckie oddały mu pod jurysdykcję tylko część terytorium Podkarpacia, pokrytą górami i w ogóle niezurbanizowaną, leżącą na wschodzie i południu kraju. Centralna część regionu, najbardziej rozwinięta i najgęściej zaludniona pozostała pod wyłączną komendą sowieckiej wojskowej administracji. Ogłoszona została zoną przyfrontową. Sowieci robili w niej, co chcieli. Nie tylko „oczyszczali” teren, dokonując zbrodni, ale tworzyli struktury Komunistycznej Partii Zakarpackiej Ukrainy, która miała stanąć na czele ogólnonarodowego ruchu domagającego się przyłączenia Zakarpacia do sowieckiej Ukrainy. Tworzeniem nowej partii zajmował się aparat polityczny sowieckiego zgrupowania pod nadzorem Lwa Mechlisa. Jak ustalił izraelski historyk, zajmujący się historią Żydów na Podkarpaciu Jeszajagu A. Jelinek, jego głównymi pomocnikami byli Żydzi, którzy uciekli z Zakarpacia w 1939 r. i zdołali przeżyć sowieckie łagry. Według Jelinka „odegrali oni znaczącą rolę w przyłączeniu Podkarpackiej Rusi do Związku Radzieckiego”.

Cdn.

Marek A. Koprowski

———————–


[link=http://fwpn.org.pl/]

Cykl powstał dzięki Stypendium , przyznanemu autorowi przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply