Włoska polityka przeniosła się na ulice

Niektórzy porównują już obecną sytuację do osławionych „Lat ołowiu”, kiedy włoskie ulice opanowane były przez ugrupowania komunistyczne i postfaszystowskie, a morderstwa i porwania stały się „normalnym” obszarem aktywności politycznej. Do wydarzeń na miarę zamordowania byłego chadeckiego premiera Aldo Moro przez komunistów czy podłożenia bomby na dworcu w Bolonii jeszcze daleko, ale niemal codziennie media donoszą o kolejnych ulicznych rozróbach towarzyszących głównie manifestacjom skrajnej lewicy.

Od końca lat sześćdziesiątych do początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku na włoskich ulicach trwały walki pomiędzy ugrupowaniami skrajnej lewicy i radykalnej prawicy. Towarzyszyły im zamachy bombowe, strzelaniny, a także porwania, wśród których najgłośniejszym było zamordowanie wspomnianego już chadeckiego szefa rządu, zabitego przez komunistów reprezentujących terrorystyczne ugrupowanie Czerwonych Brygad. Okres zwany „latami ołowiu” zakończyła dopiero zdecydowana rozprawa służb z organizacjami otwarcie nawołującymi do przemocy, a także zbliżający się koniec zimnej wojny, której uczestnicy byli oskarżani o wspieranie obu głównych stron konfliktu.

Koniec terrorystycznej aktywności dwóch przeciwstawnych grup ideologicznych nie oznaczał, że uległy one całkowitemu rozkładowi. Ani komuniści, ani postfaszyści nie zrezygnowali bowiem z walki o wejście do włoskiego parlamentu, wciąż stosując również nieco mniej brutalne od zamachów formy przemocy. Wydawało się jednak, że jest to już zjawisko marginalne i charakterystyczne głównie dla upadających grup subkulturowych. Lecz obecna kampania wyborcza z pewnością nie potwierdziła prawdziwości tych opinii.

„Antyfaszystowskie” zamieszki

Do wyborów, które odbędą się już 4 marca, przystąpiły dwie główne siły włoskiego nacjonalizmu. Pierwszą z nich jest ruch CasaPound Italia (CPI), określany przez lewicowych publicystów mianem „faszyzmu trzeciego tysiąclecia”. Natomiast drugą, nieco bardziej zachowawcza koalicja „Włochy dla Włochów”, współtworzona głównie przez Nową Siłę (Forza Nuova, FN) i Trójkolorowy Płomień (Fiamma Tricolore, FT).

Dużo bardziej zdezorientowani mogą być zwolennicy skrajnej lewicy, ponieważ ugrupowania odwołujące się do marksizmu-leninizmu oraz socjalizmu tworzą ogółem cztery komitety wyborcze, zaś część radykałów startuje z list centrolewicowej koalicji skupionej wokół Partii Demokratycznej.

Włoskie media już od wielu tygodni straszą perspektywą „odrodzenia faszyzmu” za sprawą ewentualnego sukcesu CPI. Choć sondaże nie dają ruchowi większych szans na dostanie się do Izby Deputowanych, to podczas jesiennych wyborów samorządowych można było zaobserwować poparcia dla nacjonalistów. Szczególnie w gminach najbardziej odczuwających skutki trwającego od kilku lat napływu imigrantów z Afryki Północnej. Wezwania do „walki z faszyzmem” stały się więc stałym elementem publicystyki mediów zarówno centrolewicowych, jak i centroprawicowych, dlatego niektórzy najwyraźniej uznali je za sygnał do ataku.

Licznym wiecom wyborczym i demonstracjom CPI, od początku swojego istnienia skupiającego się zresztą na ulicznej aktywności, towarzyszą więc niemal zawsze protesty „antyfaszystów”. Część z ich manifestacji przeradza się w wielogodzinne walki z policją, a włoski resort spraw wewnętrznych poinformował już o siedemdziesięciu podobnych przypadkach w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że poza przemocą w trakcie ulicznych demonstracji mają miejsce ataki na biura partyjne, czy też na członków organizacji nacjonalistycznych i komunistycznych.

W ostatnich dniach największym echem odbił się atak na szefa lokalnych struktur partii Forza Nuova w Palermo. Massimo Ursino został napadnięty niedaleko partyjnego biura, gdy we wtorkowy wieczór wracał z pracy w salonie tatuażu. Po dotkliwym pobiciu związano go taśmą. Pogotowie zabrało go z miejsca zdarzenia, gdzie leżał w kałuży krwi. Do aktu przyznali się w liście rozesłanym do mediów miejscowi „antyfaszyści”, którzy zapowiedzieli, że będą reagować na wszelkie formy „odrodzenia faszyzmu” w ich mieście.

Imigranci przeszkadzają

Wybory sprzed pięciu lat nie wzbudzały tyle emocji, stąd też radykalna prawica i lewica były niemal niewidoczne w trakcie ówczesnej kampanii wyborczej. Od tego czasu we Włoszech wiele się zmieniło, na gorsze. Dlatego nie powinien dziwić fakt, że trudną sytuację kraju chcą wykorzystać do celów politycznych ugrupowania anty-systemowe, które dokładnie pięć lat temu znajdowały się w defensywie spowodowanej przyjęciem przez rządzących reform narzuconych przez europejskie instytucje.

Reformy nie poprawiły sytuacji ekonomicznej kraju, który wciąż boryka się z wysokim bezrobociem i wzrostem gospodarczym wynoszącym niewiele ponad jeden procent PKB. Włochy mają dodatkowo do czynienia z największym poziomem emigracji z kraju od czasów powojennych, czym niespecjalnie przejmują się dwa największe bloki polityczne, centrolewicy i centroprawicy. Abstrahując od systemu wyborczego, który utrudnia działalność mniejszym partiom i premiuje wspomniane dwie grupy polityczne, czołowi włoscy politycy liczą najwyraźniej na podmianę populacji i zastąpienie młodych Włochów przez tanią siłę roboczą spoza kraju.

Od czasu „Arabskiej Wiosny” wybrzeże Włoch, wraz z osławioną wyspą Lampedusa, stało się bowiem miejscem masowego desantu imigrantów uciekających wpierw głównie z Libii, a następnie z państw afrykańskich nie objętych żadnym konfliktem zbrojnym. Migranci ekonomiczni stali się stałym elementem krajobrazu włoskich miast, a wiele kontrowersji wśród Włochów wzbudza fakt, że wielu z nich może liczyć na zakwaterowanie ze strony państwa. Gdy tymczasem dla większości młodych Włochów własne mieszkanie jest mało realnym marzeniem.

Dodatkowo imigranci są powodem wielu problemów. W ostatnich tygodniach najwięcej mówiono o zamordowaniu włoskiej nastolatki przez Nigeryjczyka, który porzucił dwie walizki z jej poćwiartowanymi zwłokami. Sprawa została nagłośniona głównie z powodu faktu, iż jeden z Włochów kilka dni później postanowił samemu „wymierzyć sprawiedliwość”, strzelając do cudzoziemców z Afryki z okna swojego samochodu, ciężko raniąc kilku z nich. Włoskie media nie są jednak w stanie ocenzurować doniesień o niewłaściwym zachowaniu „uchodźców”, którzy często wszczynają protesty z powodu złych warunków, jakie mają panować w przeznaczonych dla nich ośrodkach.

W styczniu narzekali na przykład na jakość otrzymywanych jogurtów, które miały zbliżać się do terminu ważności. Protest w Bolzano na północy Włoch zakończyła dopiero interwencja policji. Obecnie natomiast migranci w kilku ośrodkach azylowych zabarykadowali się, aby zaprotestować przeciwko opóźnieniom w wypłacaniu im kieszonkowego ze strony państwa włoskiego, a także niedoładowywaniu ich telefonów komórkowych.

Odrodzenie mafii

Minister spraw wewnętrznych Marco Minniti twierdzi z kolei, że największy wpływ na włoskie wybory może mieć mafia. W środę ostrzegł on przed aktywnością grup przestępczych, ponieważ od dawna do służb dochodzą sygnały, iż mafijni bossowie obiecują politykom głosy osób lojalnych wobec ich klanu w zamian za późniejsze benefity, takie jak choćby przyznawanie zleceń na roboty budowlane. Jak widać, społeczno-ekonomiczne problemy Włoch obudziły tamtejsze demony przeszłości.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply