Rycerz ponoć istniejący – choć jego istnienia nie byłbym jednak taki pewien. Toż to prawdziwe skrzyżowanie Gimlego z Aragornem i Eomerem.
Śliczny był wieczór, cichy i pogodny,
I miesiąc zeszedł, i stepy oświecał;
Konie szły raźniej pośród nocy chłodnej,
Czasem się w polach ogień gdzieś rozniecał,
Czasem w przelocie ozwały się ptaki…
A Mohort drogę prostował na szlaki,
I milcząc jechał, patrząc w twarz miesiąca…
Ówże Mohort, skoro przeprawia się rumakiem przez wzburzoną rzekę, jest niczym Gandalf wspierający słabszych Niziołków:
I puścił konia – koń był dzielny, śmiały…
Spłynął, a płynie, że widno grzbiet cały.
Zrazu pół biedy – lecz gdy w środku rzeki
Przed się pojrzałem, a tu brzeg daleki,
A woda zniosła, a strach mnie opłynął,
To byłbym może wówczas tam i zginął.
Ale mój Mohort jak na szpaku bryźnie,
Jak mnie nie poprze swoim koniem z boku,
Jak nie pochwyci, to już w jednym skoku,
Wyrwany z toni, siadłem na mieliźnie.
Wielka Przeszłość mija nieubłaganie – jak przeszłość Theodena – a zbrojny starzec wiernie stróżuje u grobów chylącej się ku upadkowi Wielkiej Przeszłości. Przy świetle księżyca, albo lampy, w namiocie albo izbie –
Jakieś widziadło, niby w nocnej dobie,
Jak gdyby z grobu powstał hetman który;
Taki mnie widok ugodził potężny,
Taki mąż siedział przede mną orężny…
Niby na koniu – a choć w sobie drzemał,
Czuwał jak żuraw….
Ileż się w tych Tolkienowsko-Mohortowych stepach pojawia niezwykłych znaków przeszłości i przyszłości. Są jak te miejsca-znaki i znaki-przypadki, które towarzyszą Drużynie Pierścienia. Otóż pancerz, w którym jeden z dawnych Wodzów osadził rój pszczeli, a potem “choć bez pancerza, wroga pobił” i na tym samym miejscu założył futor, zwany “Żelaznym Ulem”, który
Nigdy nie spadnie, jak inne pasieki,
Lecz w łasce Bożej przetrwa na wiek wieki.
A owóż jest kresowy klasztor bazylianów, niczym elfowy Rivendell dający słodki, cichy azyl bohaterowi i jego skarbom. Zawsze z dala od pola bitwy, z dala od najezdniczych tras, bezpieczny za tęgimi murami. No, nie do końca oczywiście – bo wedle powszechnych zasad powieściowej narracji azyl musi zostać choć raz zagrożony przez watahy “złego”. Tu właśnie Mohortowi udało się odeprzeć stado potępieńców, którzy działali i wyglądali niczym Orkowie –
Tysiącem wilków zawył obóz cały,
A potem w niebo tumany się wzbiły
I przypuszczono do nas atak śmiały,
Do bram klasztornych zbiwszy wszystkie siły…
Po trzech atakach porządnie odparci,
Zawyli wściekle i znikli jak czarci…
Wreszcie sny. Takie widzenia miewał Gandalf. A tu Mohort przed ostatnią bitwą powiada:
…Pan Hetman śnił mi się nad ranem.
Hetman – śmierć pewna rycerskiemu człeku;
Ha, czas ze świata, bo też już i z wieku.
A jak na jawie mówiłem z Hetmanem…
I gdy do stajni wstąpiliśmy oba,
Tylko Mohorta leżał koń u żłoba.
A więc podumał: – “I on się gotuje;
Patrz, wasze, zgadłem, i on drogę czuje…”
Wreszcie, kiedy podczas przeprawy na Boruszowickiej Grobli wróg uderzył na tylną straż polskiej armii, Mohort skoczył na odsiecz i padł. W tym samym momencie w Mohortowym Rivendell dowiedziano się o jego śmierci w sposób nadprzyrodzony:
…przed samą wieczerzą,
Strwożeni bracia korytarzem bieżą.
Więc ich wstrzymuję i pytam, a oni
Mówią, że dzwonek loretański dzwoni
W pana Mohorta celi, choć zamknięta.
Patrzę na pieczęć, w istocie nietknięta,
Więc rzekłem braciom: Oto palec Pański,
Od wszego złego w modlitwie obrona…
A gdy nas wzywa dzwonek loretański,
Módlmy się bracia – to pan Mohort kona!
Po cóż te porównania? Tolkien nie znał przecież “Mohorta” Wincentego Pola, Wincenty Pol nie mógł znać Tolkiena, bo żył wiek wcześniej. Poza tym artyzm Tolkienowskich opowieści jest z pewnością bardziej uniwersalny i literacko lepszy. Tyle że opowieść, snuta przez Tolkiena jest fikcją zupełną, wysnutą na użytek czytelników z mitów, z przeszłości bladej i niepewnej, wyzutą z prawdy – podczas gdy opowieść o Mohorcie to tylko nieco upiększona, dopoetyzowana prawda; fikcja, owszem, ale taka, która w prawdzie zapuściła korzenie.
Porównanie uczyniłem właśnie po to, żeby zauważyć, iż całe dzieje Rzeczypospolitej, z jej Kresami północnymi, południowymi, wschodnimi i zachodnimi – z jej wielkimi przestrzeniami, ludami, miastami, jej potęgą wschodzącą i zachodzącą, a na koniec – jak upadłe siły Gondoru – odrodzoną, toć to epopeja Tolkienowska jak żywa, tyle że prawdziwa. Niesamowity materiał na opowieść aż kuszącą wielkością epickiej, werydycznej a niedocenianej materii. Wciąż do odkrycia przez Europę. Wciąż do zbudowania. Potrzebny tylko jakiś nasz Tolkien. Ba.
Jacek Kowalski
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!