Węgierska gospodarka znalazła się w tarapatach

Od listopada ubiegłego roku rząd Węgier utrzymuje stałe ceny paliwa, a od lutego podstawowych produktów żywnościowych. Mimo to Węgrzy muszą mierzyć się z rosnącymi cenami oraz wysokimi stopami procentowymi. Prognozy dla węgierskiej gospodarki nie są więc najlepsze, zaś rządzący uciekają się do kontrowersyjnych prób rozwiązania problemów związanych z kryzysem gospodarczym.

Ceny paliw zaczęły znacząco rosnąć już w ubiegłym roku. Właśnie z tego powodu w listopadzie premier Viktor Orbán ogłosił limit cen na paliwa. W lutym tego roku podobne rozwiązanie zastosował w przypadku kilku podstawowych produktów spożywczych. Od tego czasu władze w Budapeszcie przedłużają obowiązywanie mechanizmu maksymalnych cen.

Stają się one jednak coraz większym obciążeniem dla dystrybutorów paliwa. Związek Niezależnych Stacji Benzynowych alarmuje, że zwłaszcza małe stacje mogą już niedługo zacząć się zamykać. Rząd nie przyznał im bowiem jeszcze lipcowych dotacji, a dodatkowo sprzedaż paliwa po obecnych cenach stała się nieopłacalna. Poza tym benzyny często zaczyna po prostu brakować.

Eksperci uważają drugą połowę sierpnia za krytyczny moment dla węgierskiego rynku paliw. Wówczas benzyny może najbardziej brakować. Organizacje zrzeszające właścicieli stacji paliw uważają, że rząd może rozwiązać ten problem albo podnosząc ceny i tym samym zmniejszając popyt na surowiec, albo uwalniając więcej rezerw. Władze zamierzają jednak utrzymywać limit cen co najmniej do 1 października.

Wzrosną rachunki

Wprowadzenie maksymalnych cen na benzynę i podstawowe produkty spożywcze nie rozwiązało problemu inflacji na Węgrzech. W lipcu inflacja bazowa wynosiła blisko 16,7 proc., natomiast ceny dóbr i usług konsumpcyjnych wzrosły w ubiegłym miesiącu o 13,7 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. Co więcej, jest ona wyższa niż przewidywali tamtejsi ekonomiści.

To zresztą nie koniec podwyżek. Od bieżącego miesiąca na Węgrzech obowiązują bowiem nowe stawki za prąd i gaz, a dokładniej za jego zużycie powyżej średniej miesięcznej oraz rocznej. Gospodarstwa domowe przekraczające określone limity zapłacą więc dwukrotnie więcej za energię elektryczną i aż siedmiokrotnie więcej za gaz. Rządzący podkreślają, że rzeczywiste ceny rynkowe byłyby dużo bardziej dotkliwe dla odbiorców, a dodatkowo są i tak mniejsze niż wcześniej sami zapowiadali.

Wzrost cen energii elektrycznej jest już sporym problemem dla gmin, a niektóre z nich bez wsparcia mogą nawet zbankrutować. Samorządy, w tym także te rządzone przez Fidesz, twierdzą, że nie wiedzą tak naprawdę jakie dokładnie rachunki przyjdzie im płacić. Tymczasem nawet niewielki wzrost cen oznacza duże wydatki, gdy weźmie się pod uwagę choćby zasięg oświetlenia publicznego oraz zużycie energii w instytucjach publicznych.

Warto podkreślić, że od sierpnia na Węgrzech obowiązuje tak zwany stan zagrożenia energetycznego. Obejmuje on nie tylko wprowadzenie wyższych stawek za ponadprzeciętne zużycie energii, ale także zakaz eksportu surowców energetycznych i drewna opałowego. Poza tym Węgry zwiększyły wydobycie węgla kamiennego, natomiast minister spraw zagranicznych i handlu Péter Szijjártó został zobowiązany do znalezienia nowych źródeł importu gazu ziemnego.

Szczyt inflacji w przyszłym roku

W związku z inflacją swoje działania podejmuje Węgierski Bank Narodowy. Podobnie jak w Polsce polegają one na podwyższaniu stóp procentowych. Ostatnia ich duża podwyżka miała miejsce pod koniec lipca. Wówczas bank centralny zdecydował się na ustanowienie nowej stopy bazowej w wysokości 10,75 proc. Tym samym jest ona najwyższa od końca 2008 roku, gdy miał miejsce międzynarodowy kryzys finansowy.

Działania Węgierskiego Banku Narodowego nie zaskoczyły tamtejszych ekspertów. Jego ostatnia decyzja nie wpłynęła jednak szczególnie pozytywnie na kurs forinta, który kilka minut po ogłoszeniu podwyżki stóp procentowych jeszcze osłabł w stosunku do euro. Co ciekawe, ostatnich kilka dni przed ogłoszeniem nowej stopy bazowej kurs forinta ustabilizował się na poziomie nie przekraczającym 400 forintów za jedno euro.

Zdaniem analityków dotychczasowe działania banku centralnego przeszkadzają w efektywnym zarządzaniu inflacją, dodatkowo tak naprawdę ją stymulując. Problem mają zwłaszcza małe i średnie węgierskie przedsiębiorstwa, bo do wysokich stóp procentowych dochodzą również duże obciążenia podatkowe i administracyjne. Z tego powodu w najbliższym czasie mogą one podnieść swoje ceny o kolejnych 10-15 proc.

Obecnie Węgrzy nie odczuwają aż tak bardzo podwyżek cen podstawowych produktów, zwłaszcza w porównaniu do innych europejskich państw. Dzieje się tak z powodu wspomnianej polityki zamrożenia cen, a także blisko 15 proc. wzrostu wynagrodzeń. Szczyt inflacji przypadnie więc na Węgrzech na początku przyszłego roku, gdy tymczasem w reszcie krajów będzie to miało miejsce w trzecim i czwartym kwartale bieżącego roku.

Bez pieniędzy z Unii Europejskiej

Pod koniec 2020 roku premierzy Węgier i Polski porozumieli się z Unią Europejską w sprawie „Krajowego Planu Odbudowy”. Orbán i Mateusz Morawiecki wynegocjowali wówczas zawieszenie tak zwanego mechanizmu warunkowości, czyli zawieszenia na co najmniej dwa lata powiązania wypłaty unijnych funduszy z praworządnością. Szybko okazało się jednak, że Bruksela nie zamierza przestrzegać ustaleń poczynionych z Budapesztem i Warszawą.

Węgry podobnie jak Polska nie otrzymały więc pieniędzy, które według deklaracji przywódców UE miały pomóc w odbudowie europejskich gospodarek po lockdownach uzasadnianych pandemią koronawirusa. Rząd w Budapeszcie, stosujący zresztą jedne z najbardziej drakońskich obostrzeń w całej Europie, miał tymczasem otrzymać blisko 6 miliardów euro.

Fundusze te byłyby obecnie zbawienne dla węgierskich władz, zwłaszcza w obliczu strat związanych z wprowadzeniem sankcji wobec Rosji w związku z jej inwazją na Ukrainę. Rząd Orbána w ostatnich tygodniach poczynił zresztą pewne kroki w celu unormowania relacji z UE. Bruksela uważa jednak, że Budapeszt nie przedstawił zadowalających ją „środków naprawczych” dotyczących praworządności. Komisja Europejska ma ponownie zająć się tą sprawą w przyszłym miesiącu.

Szukanie oszczędności

Przy okazji kwietniowych wyborów parlamentarnych wśród największych wyzwań czwartej z rzędu kadencji rządów Fideszu wymieniano problem deficytu budżetowego. Do wspomnianych już rosnących cen energii, ogólnego pogorszenia się sytuacji ekonomicznej na świecie i braku funduszy unijnych doszła bowiem strata Węgierskiego Banku Narodowego. W tym roku deficyt nie będzie tak mocno odczuwalny, ale tylko odpowiednia polityka gospodarcza może ochronić Węgry przed turbulencjami w 2023 roku.

Rząd już w tej chwili zaczął szukać nowych źródeł dochodu. Przez kilka lipcowych dni w Budapeszcie miały więc miejsce protesty przeciwko nagłym zmianom w systemie podatkowym, uderzającym głównie w jednoosobowe działalności gospodarcze i małe firmy. Demonstranci blokowali mosty w centrum węgierskiej stolicy, aby sprzeciwić się ograniczeniu możliwości korzystania z uproszczonego systemu podatkowego, zdaniem Fideszu zbyt często nadużywanego przez firmy.

Oszczędności szukają już także niektóre instytucje publiczne. Uniwersytet Loránda Eötvösa w Budapeszcie zaczął sondować przejście jesienią na nauczanie zdalne, gdyby ceny energii i ogrzewania przerosły możliwości finansowe uczelni. Zaciskanie pasa widać również wśród samych obywateli. W ostatnim tygodniu lipca zużycie energii na Węgrzech było więc o 9 proc. mniejsze niż w analogicznym okresie przed rokiem. Ostatni raz tamtejszy system energetyczny odnotował spadek w czasie pierwszej fali COVID-19.

Ciężka sytuacja gospodarcza spowodowała nawet, że węgierski rząd postanowił wzorować się na polskich władzach. Zmienił bowiem rozporządzenie dotyczące pozyskiwania drewna opałowego z lasów. Do końca roku państwowe leśnictwo ma zebrać dzięki niemu blisko 1,3 miliona metrów sześciennych surowca, a władze liczą także na zaangażowanie prywatnych przedsiębiorstw.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply