W Czeczelniku są jeszcze Polacy


Dotrzeć do Czeczelnika nie jest łatwo. I to nie tylko dlatego, że ta miejscowość leży 700 km od granicy dzisiejszej Rzeczypospolitej i bliżej z niego do Odessy i Kiszyniowa niż do Winnicy, stanowiącej formalnie stolice obwodu, do którego formalnie przynależy.

Znajduje się na samym południowo- wschodnim krańcu obwodu, do którego prowadzą fatalne drogi. Owszem, o ile do Pieszczanki , w której znajduje się przejście graniczne Ukrainy z Naddniestrzem da się jeszcze dojechać, to dalej niestety to już czarna rozpacz. Droga na mapie oczywiście jest, ale szybciej niż 5 km na godzinę się na niej nie pojedzie. Kierowcy, jeżeli tylko jest ładna pogoda, jeżdżą poboczem przez pokołchozowe pole.

Sam Czeczelnik to ośmiotysięczna miejscowość. Jak na wieś bardzo duża, jak na miasteczko niewielka. Jego mieszkańcy, choć osada nie ma praw miejskich, nie dopuszczają nawet myśli, że ma status seła. Działa w nim kilka firm m.in. gorzelnia, mleczarnia produkująca smaczne sery, zakład wytwarzający rury plastikowe do kanalizacji i gazu ziemnego, firma wytwarzająca elementy grzewcze do czajników i bojlerów. Niedawno powstała też w Czeczelniku duża piekarnia. Chodząc po jego centrum, znajdującym się na wzgórzu dominującym nad osadą, można przekonać się, że dynamicznie rozwija się w niej handel. Jest w niej nawet księgarnia, co jak na ukraińskie standardy nie jest zjawiskiem zbyt częstym. Przede wszystkim jednak na wzgórzu stoi główny element ideowy osady, z daleka widoczny katolicki kościół połączony z dobudowanym do niego klasztorem. Po wielkości tej budowli, a także pobliskiego cmentarza znajdującego się kawałek za świątynią można sądzić, że Czeczelnik stanowił niegdyś bardzo duże skupisko ludności polskiej. Cmentarz jest ogromny i należy do jednego z najlepszych zachowanych na środkowej Ukrainie. Jest zaniedbany, ale dość łatwo można by przywrócić mu przynajmniej część świetności, oczyszczając z zarośli najwartościowsze nagrobki z inskrypcjami polskimi, a tych jest sporo. Są tutaj pochowani m.in. przedstawiciele rodów: Nowohrebeckich, Suchodolskich, Wilkoszewskich, a z bardziej znanych osób Ludwik Zakrzewski, marszałek szlachty powiatu i Fryderyk hrabia Moszyński.

Na cmentarzu zachowała się także obszerna kaplica grobowa rodu Sobańskich. Szczęśliwie przetrwało w niej wyposażenie wnętrza i tablice epitafijne dwunastu przedstawicieli rodu Sobańskich oraz marmurowa tablica z inskrypcją łacińską.

Z literatury wynika, że przez długie lata Czeczelnik był znanym ośrodkiem kultu maryjnego na Podolu, a tutejszy kościół, wzniesiony w 1786r., ufundowany przez Lubomirskich, pełnił rolę sanktuarium, do którego przybywały pielgrzymki nie tylko z południowo-wschodniego Podola, ale i Mołdawii. pielgrzymki, które sprawiły, że miejscowość ta zaczęła znaczyć na mapie religijnej regionu.

Obecnie proboszczem parafii w Czeczelniku jest bernardyn ojciec Rafał Makowski. To młody kapłan, urodzony w 1968r., pochodzący z Połonnego i szczycący się tym, że jest Polakiem.- Zarówno mój ojciec Walerian,jak i matka Anna z Kryńskich są Polakami z dziada pradziada- podkreśla.- W moim domu zawsze pielęgnowało się polskość i wiarę. Dzięki domowej atmosferze i wychowaniu postanowiłem zostać kapłanem i służyć ludziom. Do zakonu Braci Mniejszych wstąpiłem jeszcze w czasach Związku Radzieckiego w 1989r. Zachęcił mnie do tego mój proboszcz , a dzisiejszy biskup pomocniczy diecezji kijowsko- żytomierskiej Stanisław Szyrokoradiuk, który należał do podziemnej wspólnoty franciszkanów, założonej przez ojca Martyniana Darzyckiego. Zaprosił mnie na tajne spotkanie wspólnoty, które nocą miało miejsce w kościele w Połonnem. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem odzianych w habity zakonników. Na drugim takim spotkaniu postanowiłem wstąpić do postulatu i zostałem do niego przyjęty przez ojca Martyniana. Było to 3 stycznia 1989r. W tym samym roku wstąpiłem do seminarium duchownego w Rydze. Tam skończyłem I rok filozofii, a następnie z drugim kolega z Rygi o. Wiktorem Świderskim, który niestety wystąpił później z zakonu rozpoczęliśmy jako jedni z pierwszych studia w bernardyńskim seminarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. Prosiliśmy o to prowincjała o. Andrzeja Pabina w czasie jego bytności na Ukrainie, a ten z radością się zgodził i nam pobłogosławił. W Rydze nie mogliśmy już dłużej studiować. W seminarium zaczął się intensywny proces unaradawiania i Łotysze zaczęli myśleć o swoich potrzebach. Dwie godziny dziennie uczyliśmy się łotewskiego. Gdybyśmy zdecydowali się pozostać w Rydze, po święceniach musielibyśmy pracować na Łotwie. W seminarium w Kalwarii początkowo nie było nam łatwo. Program seminarium w Rydze był nieco inny. Przyjęto nas na drugi kurs, ale musieliśmy uzupełnić wiedzę z pięciu przedmiotów, a ponadto szlifować język polski. Początkowo mieszkaliśmy w klasztorze w Kalwarii Zebrzydowskiej i zbytnio nie afiszowaliśmy się nasza obecnością. Dopiero na diakonacie zostaliśmy przeniesieni do seminarium. W 1995r. zostaliśmy wyświęceni na kapłanów Po powrocie na Ukrainę przez kilka miesięcy pracowałem w Żytomierzu. Następnie przez dwa lata posługiwałem w Szarogrodzie i pół roku w Miastkówce. Z tej ostatniej miejscowości w 1998r. skierowano mnie do Czeczelnika, gdzie pracują po dziś dzień. Początkowo przez cztery lata pełniłem obowiązki wikarego, a w 2002r. władze prowincji uczyniły mnie gwardianem klasztoru i proboszczem tutejszej parafii.

Od kilku miesięcy o. Rafała wspiera, jako wikary, młody zakonnik o. Michał Bagiński, który wraz z nim tworzy w Czeczelniku dwuosobową franciszkańską wspólnotę. Podobnie jak o. Rafał pochodzi z Połonnego, w którym urodził się w 1977r. w polskiej głęboko religijnej, wielodzietnej rodzinie Juliana i Antoniny z Cielińskich. Jego dwie siostry wstąpiły do zgromadzenia Sióstr Honoratek i pracują na Ukrainie. Do zakonu wstąpił w 1996r. po ukończeniu szkoły średniej, gdy miał 18 lat. Po postulacie w Miastkówce i nowicjacie w Leżajsku, ukończył dwa lata filozofii w seminarium w Kalwarii Zebrzydowskiej a następnie cztery lata we franciszkańskim seminarium we włoskiej Weronie. Po święceniach w 2003r. przez rok był wikarym w Żytomierzu, by następnie przez trzy lata zastępować ówczesnego prowincjała o. Herkulana Malczuka, dzisiejszego bp pomocniczego diecezji odesko-symferopolskiej. Później był magistrem postulatu w Miastkówce, z której został przeniesiony do Czeczelnika. Tu jest wikarym parafii i klasztoru, odpowiada też za stronę internetową prowincji. Z ojcem Rafałem rozumie się znakomicie, choćby tylko z tytułu pochodzenia z jednej parafii. On niewątpliwie jest zadowolony ze swego wikarego. Mimo młodego wieku jest on doświadczonym i oddanym wiernym duszpasterzem. Dziesięć lat posługi w Czeczelniku pozwoliło mu zdobyć kapłańskie szlify. Początkowo, gdy był jeszcze wikarym, wraz z o. Augustym Sicińskim przełożonym placówki, kontynuowali dzieło zapoczątkowane przez o. Jana Duklana i dojeżdżali do dziesięciu parafii w czterech obwodach. Dopiero po kilku latach większość z nich się usamodzielniła, bądź została przejęta przez inne ośrodki.

– Obecnie dojeżdżamy do Berszadzi, Stratyjówki, Olgopola i Białego Kamienia.- wylicza o. Rafał- Najdalej jest do Berszadzi odległej o 25 km. Pozostałe placówki są położone bliżej. W sumie w placówkach dojazdowych jest około pięciuset wiernych, a samym Czeczelniku tysiąc. Tylu mamy zapisanych w kartotekach. Mieszkają oni w osadzie w 420 domach.

Pomimo, iż czeczelnicy bernardyni nie muszą już jeździć do parafii w sąsiednich województwach to nadmiarem czasu bynajmniej nie dysponują. Pracy im nie brakuje. Oprócz zajmowania się duszpasterstwem, muszą kontynuować remont kościoła i wykończenie klasztoru i zaplecza katechetycznego.

-Prace te z przerwami ciągną się już 15 lat i pewnie potrwają jeszcze kolejnych 15 lat.- przypuszcza o. Rafał- Kontynuować je jest bardzo trudno, bo materiały budowlane i robocizna są coraz droższe, a tutejsi wierni niestety coraz biedniejsi. Na początku lat dziewięćdziesiątych ludzie mieli masę odłożonych pieniędzy i nie mieli z braku towarów, co za nie kupić. Dawali je więc na kościół. Przychodzili też do pracy pomagać ekipie budowlanej. Codziennie do pracy przychodziło pięćdziesiąt osób. Za pieniądze wiernych zbudowany został mur otaczający kompleks kościelny, a także klasztor i szereg prac przy restauracji świątyni. Obecnie tempo robót znacznie zmalało. Jest w tym trochę winy u moich poprzedników. Wznosząc klasztor popełnili szereg błędów. Nie trzymali się pierwotnego projektu sporządzonego przez architekta z Polski, ale znacznie go skorygowali. Przyczynił się do tego ojciec Martyrian Darzycki, który gdy zobaczył fundamenty zbudowane według pierwszego projektu, zaczął protestować, twierdząc, że tak duży klasztor nie jest bernardynom w Czeczelniku potrzebny.- Po co drażnić komunistów- twierdził.- Wrócą z powrotem do władzy, to klasztor ponownie zabiorą.

Współbracia przy pomocy miejscowego architekta przerobili projekt, znacznie zmniejszając klasztor. Obiekt, który na jego podstawie wznieśli w stanie surowym był jednak całkowicie nieudany i niefunkcjonalny. Nie bardzo było wiadomo co dalej z nim robić. Dopiero po kilku latach przełożeni podjeli decyzję, że część stropów i pomieszczeń trzeba zburzyć i zbudować je na nowo. Przez ludzi nie za dobrze zostało to przyjęte. Dziwili się, że dopiero co postawili a już walą…

Na razie w klasztorze oddane są do użytku dwie cele, w których mieszkają o. Rafał i o. Michał, pokój gościnny, kuchnia i refektarz. Dwie trzecie pomieszczeń na parterze i górnej kondygnacji znajduje się jeszcze w stanie surowym. Nie wykończone jest też zaplecze parafialno- katechetyczne oraz sam kościół, w którym w dalszym nie ma ogrzewania.

– Staramy się oczywiście popychać roboty do przodu, ale etap wykończeniowy jest nie tylko najdroższy, ale i najtrudniejszy.- ubolewa- Na Ukrainie nie ma specjalistycznych firm, którym można by zlecić realizację takiego zadania. Tu fachowcom trzeba dostarczyć materiał, pokazać co i jak mają robić i stale patrzeć im i na ręce sprawdzając czy robią dobrze. Dla mnie jako kapłana jest to bardzo wyniszczające. Zamiast zajmować się duszpasterstwem muszę zajmować się prowadzeniem prac budowlanych i uczyć się de facto nowego zawodu.

Rozgoryczeniu o. Rafała nie ma się co dziwić. Otoczenie kościoła wygląda jak wielki plac budowy. Sterty cegieł, belek, są ułożone obok maszyn budowlanych. Sam kościół i klasztor są otoczone drogą z płyt betonowych przywiezionych z likwidowanego lotniska w Humaniu, która sprawia wrażenie tymczasowej drogi technologicznej. Z pewnością wytrzyma nacisk nie tylko rusztowań, ale również nacisk kół ciężkiego dźwigu.

Niewykończony kościół i brak pomieszczeń parafialnych uniemożliwia wspólnocie rozwinięcie skrzydeł. – Utrudnia to nam bardzo pracę duszpasterską zwłaszcza zimą. – ubolewa o. Rafał- W świątyni jest często przeraźliwie zimno. Często tak, że woda przygotowana do Mszy św. zamarza w ampułkach. Frekwencja na nabożeństwach spada. Rodzice nie puszczają dzieci do kościoła bojąc się, że się przeziębią i zachorują. Starsi też chodzą na Mszę. Św. w kratkę. Zwłaszcza jeżeli zima jest ostra i są duże opady śniegu. Znaczna część parafian mieszka bowiem nie w samym Czeczelniku, ale okolicznych wsiach, odległych często o kilka kilometrów. W związku z naszą sytuacją ordynariusz diecezji dał nam dyspensę zezwalającą mężczyznom uczestnictwa we Mszy św. z czapkami na głowach. Zdejmują je tylko na konsekrację i w czasie Komunii św. Jest to oczywiście półśrodek. Ludzie nawet jeżeli utrzymują na Mszy św. to po niej natychmiast idą do domu. Gdy organizujemy np. jasełka, to mało kto na nich zostaje. Zimą musimy więc pracę z dziećmi i młodzieżą przenosić do szkoły, co jest możliwe dzięki uprzejmości jej dyrekcji a także do domów prywatnych. W tych ostatnich spotykamy się też z członkami działających przy parafii ruchów i grup.

Ojciec Rafał wraz z ojcem Michałem stara się oczywiście dynamizować i pogłębiać duszpasterstwo i religijność czeczelnickiej wspólnoty. Rozwijana jest w niej franciszkańska pobożność. Aktywny jest Franciszkański Zakon świeckich, Koła Różańcowe, Legion Maryi, Ruch Domowy Kościół, Dzieci Maryi, ministranci itp. W pracy duszpasterskiej ojców franciszkanów wspomagają od kilku lat trzy siostry Albertynki. Przełożona ich placówki pochodzi z Polski, a dwie są obywatelkami Ukrainy. Pomagają one w katechizacji, zajmują się porządkiem w kościele parafialnym i kościołach dojazdowych. Mieszkają w domu urządzonym w jednym z bloków.

W duszpasterstwie używamy języka ukraińskiego, który dla wiernych jest najbardziej zrozumiały. – mówi o. Rafał- Nie znaczy to oczywiście, że ich ukrainizujemy. Nasi parafianie w swojej zdecydowanej części mają polskie korzenie i są tego świadomi. Choć nie znają już języka przodków uważają się za Polaków. Uważają, że jak ktoś chodzi do kościoła to jest Polakiem. Gdy czuje się Ukraińcem to idzie do cerkwi. W ich przekonaniu Kościół rzymskokatolicki jest po prostu polski. Na określenie naszych wiernych nie używają słowa “katolik” tylko “Polak”. W Czeczelniku mieszka też sporo osób, które choć nie chodzą do kościoła, to jednak mają także polskie korzenie. Byłem dzisiaj u fryzjera. Jego ojciec jest Gruzinem, ale mama jest Polką. W rozmowie ze mną pytał mnie jak uzyskać “Kartę Polaka.” Takich jak on jest jak mówiłem znacznie więcej… To prawdziwy fenomen jeśli się zważy, że Rzeczypospolita utraciła te ziemie w 1772r.

Głównym zmartwieniem o. Rafała oprócz ciągnącego się remontu i budowy jest starzenie się parafii. Młodzież po ukończeniu studiów do Czeczelnika już praktycznie nie wracają i w rezultacie nasza wspólnota się starzeje. O Rafał nie chce jednak prorokować na temat przyszłości parafii. Wierzy, że Matka Boża Czeczelnicka, która od dawna opiekuje się wspólnotą, będzie dbać o nią i w przyszłości. Jej Cudowny Wizerunek, przechowywany przez wiernych przez kilkadziesiąt lat w ukryciu szczęśliwie się odnalazł i ponownie jest umieszczony w głównym ołtarzy.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply