Templiary

Czyżby nadszedł taki czas, w którym kultura i cywilizacja Zachodu musi bronić się za pomocą maskarad i “średniowiecznych festów”?

Templiary…

…czyli templariusze, w najbliższą sobotę ugoszczą “Lato z Radiem” w komandorii swojej w Chwarszczanach, koło Kostrzynia. Zamierzam tam z tej okazji zagrać koncert i odwiedzić niezwyczajną, trzynastowieczną kaplicę – w której tamplariusze modlili się na tych swoich wschodnich Kresach. Co do mnie, ostatni raz widziałem templiarów na kresach naszych –

w Nowogródku –

…odwiedzonym przeze mnie do-o-o-o-brych kilka lat temu i to w okolicznościach niebanalnych. Dowiózł mnie tam (tudzież, na pierwszym miejscu powinienem wymienić: mą małżonkę) proboszcz polskiej parafii na Białorusi, polski zakonnik, aczkolwiek rodowity Niemiec, w towarzystwie siostry-Gruzinki i brata-Bawarczyka: wszyscy rozmawiali ze sobą łamaną polszczyzną (z obowiązku misjonarskiego), a nabożeństwa odprawiali po części po białorusku, po części po polsku.

Ale to mniejsza. Tenże ksiądz (o którym kiedyś napisać muszę osobno, koniecznie!) wyrzucił nas na nowogródzkich przedpolach, nie pragnąc nawet jechać dalej. Po pierwsze, milicja już nie puszczała, po wtóre stwierdził, że świeckie “festy”, jak i polityka niespecjalnie go interesują. A właśnie miał się w Nowogródku odbyć świecki, “średniowieczny” “fest”. Organizowały go grupy rycerskie – pierwszy raz dostały takie zezwolenie od władz, bo wiadomo, że rycerze to wylęgarnia opozycji, więc zezwolenie wydawało się wyjątkowe i niezwykłe. Dlatego zomowców stawiło się w Nowogródku jeszcze więcej niż rycerzy – też w kaskach, też z tarczami, tyle że z pałami w łapach… Rycerzy zaś było naprawdę zatrzęsienie, tyle, że wespół z zomowcami stanowili nieznaczną mniejszość zgromadzonego tłumu.

Tłum, ciągnący pieszo, rowerowo, konno i motorowo, widać było na wiele kilometrów przed miastem. W samym centrum ścisk jak nie wiem i hałas, bo rozwieszone megafony napełniały całą dostepną przestrzeń – celtycką muzyką polskiego i kultowego (nie tylko na Białorusi!) zespołu Open Folk.

Średniowieczy program zajęć opozycyjnych

Tak więc od rana w ruinach potężnego zamku bractwa rycerskie z Białorusi, republik bałtyckich i Rosji toczyły konny turniej. Na centralnym placu rozkładały się – jak w Polsce – liczne kramy z etno-pamiątkami, albo kramy pseudośredniwieczne. Baloniki, wata cukrowa, lody, lizaki. Damy i panny w średniowieczych strojach przechadzały się pomiedzy ludźmi, budząc podziw tłumu. A tłum był złożony z ludzi, którzy nie mogli mieć nijakiego pojęcia o muzyce dawnej, rycerstwie i tak dalej – zachwycał się jednak wszystkim i lgnał do wszystkiego. Liczył zaś sobie, na moje niefachowe oko, z kilkadziesiąt tysięcy luda płci obojga z potomstwem małym i średnim.

Z kameralniejszych imprez też odbyło się co nieco. W parku pod pomnikiem Mickiewicza białoruska narodowa opozycja z różnych wielkich miast popijała wódkę i dyskutowała; w fazie drugiej stawiła się w tutejszym prywatnym, pół-opozycyjnym domu kultury na koncert barda białoruskiej opozycji, grany dla śmietanki inteligenckiej.

I tak do średniego popołudnia. Potem część ludu była już zaprawiona, a reszta stawiła się na wielki koncert na centralnym placu, który rozpocząć się miał zaraz po wielkim orężnym starciu dwu pieszych grup rycerskich – “miejscowych” i “templiarów”, czyli templariuszy. Nie pamiętam, kto wygrał, ale to było chyba nieistotne. I tak dziewczyny i chłopcy z białoruskich bractw poczuli wyraźną wyższośc wobec bractw rosyjskich – świetnie wyekwipowanych i wyćwiczonych, ale zdezorientowanych faktem, że przybywszy na Białoruś, nagle zobaczyli prawdziwy zachodnioeuropejski zamek. I to gotycki! Czyli taki, jakiego nad Wołgą nie ma. Znaczy się: Europa!

Zaskoczenie

Megafony przestały już wówczas nadawać Open Folk, a zamiast niego pojawił się jakiś ostry rock, pop czy coś takiego. Tłum zafalował, zatańczył, a białoruscy zomowcy mocniej ścisnęli pałki w garściach. Widać było gołym okiem, że czekają tylko rozkazu, aby rzucić się na “templiarów”, którzy nie tylko ośmielili się być podobnie do nich uzbrojeni, jeszcze mogli sobie powalczyć i popić, a zomowcom czynić tego nie dano.

I wtedy właśnie poproszono mnie o krótki, obiecany zresztą występ – który był pretekstem całej mojej podróży. Struchlałem. Miałem tylko jeden lekki, chudy, średniowieczny instrumencik… Jak może mnie przyjąć kilkudziesięciotysięczny tłum, zaprawiony rockiem i popem? To nie ma sensu.

Zostałem wszakże wywołany na scenę, bo przecież taki był plan. A kiedy tylko przedstawiono mnie jako “gościa z Polski”, tłum zamarł w bezruchu i zapadła cisza absolutna, jak makiem zasiał. Po króciutkich kilku zwroteczkach piosneczki, której nikt (prócz mniejszości rycerskiej) nie rozumiał, kiedy powiedziałem: “dziękuję” – nastąpiły gromkie i nieustające brawa, okrzyki, wiwaty. Kiedy nas potem z małżonką rozpoznawano w tłumie (nie z nazwiska, tylko z “zagraniczności”), dostawało się nam podziękowanie za to, że po raz pierwszy jest tak “błogodatno” na Białorusi.

Sens “Templiarów”

Zadziałała więc aura przybysza z “normalnego świata”. Krótko mówiąc: aura zachodnich “templiarów”. Tłum nie myślał przecież opozycyjnie wobec Łukaszenki. Tak myśleli organizatorzy. A tłum chłonął tylko “nowe”, nieznane dotąd przeżycia, wiedząc, że owo “nowe” idzie z Zachodu, i wiedząc, że Polacy są tegoż Zachodu przedstawicielami, wespół z Francuzami, Niemcami i ludźmi z Pribałtiki.

I powróciło do mnie pytanie o sens tej całej maskarady (pytanie, jakie postawiłem już sobie w poprzedniej gawędzie: http://kresy.pl/kresy-dzisiaj,gawedy?zobacz/bractwa-rycerskie-a-rzeczywistosc). To pytanie brzmi na Białorusi zdecydowanie inaczej niż w Polsce. U nas turnieje są nośnikiem zabawy i tradycji zarazem, rozrywką kulturalną i przeważnie pozbawioną tła politycznego. Na Białorusi – realnym narzędziem walki o demokrację, czy inaczej: o władzę.

Czyżby nadszedł taki czas, w którym kultura i cywilizacja Zachodu musi bronić się za pomocą maskarad i “średniowiecznych festów”, za pomocą przebieranki w nierzeczywistość? To wszak paradoks, że tak naprawdę jedynym prawdziwym “templiarem” w tej całej zabawie był ów cudzoziemski, “zachodni” ksiądz, który przywiózł nas do Nowogródka, ale w “templariadzie” odmówił udziału. A wszak to on jeden naprawdę, niczym krzyżowy rycerz – poświęcił swoje życie na rzecz obrony chrześcijaństwa na Kresach Europy Zachodniej. I zresztą to właśnie powinowaci i krewni jego przodków zakładali zakony rycerskie i tworzyli zakonne państwa w sąsiedztwie Litwy (i Białorusi), więc bezpośrednio (podbijając) i pośrednio (przyczyniając się do zawarcia Unii) przynieśli tu chrześcijaństwo i zachodnia kulturę.

Czyżby nadszedł taki czas, że pseudomistyczne przedrzeźnianie minionej dawno rzeczywistości staje się ważniejsze od prawdziwej, mistycznej rzeczywistości dnia dzisiejszego? Pozory mogą mylić. Pytanie pozostawiam jednak bez odpowiedzi, bo nasz czas jeszcze się nie skończył i nie wiadomo, co będą w dalszych dekadach robić, mówić, sądzić ludzie dziś bawiący się w rycerstwo – a co będą czynić, mówić, sądzić ludzie kształtowani na Kresach przez Kościół.

Jacek Kowalski

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

w załączeniu:

Fragment anonimowej, starofrancuskiej pieśni z XII wieku, wzywającej na druga wyprawę krzyzową, w przekładzie i wykonaniu JK z jegoż i Klubu Świętego Ludwika nowej płyty “Wojna i miłość”. O płycie – patrz www.jacekkowalski.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply