Więc troszkę mi dziwno, gdy przed Grobem Nieznanego Żołnierza zaciągają wartę rekonstruktorzy w mundurach Szkoły Podchorążych anno 1830.

Rycerze a Łukaszenka

To chyba prawda, nienowa na dodatek, aczkolwiek nie sprawdzałem. Łukaszenka wydał pono dekrecik, wedle którego białoruskie bractwa rycerskie – czyli ekipy rekonstruktorów – mają podlegać ścisłemu nadzorowi białoruskiego Ministerstwa Obrony Narodowej.

Logiczne, co? Cywilbanda chce się bawić w żołnierzyki? – Proszę bardzo, ale profesjonalnie …

Łukaszenka wie, co robi. Na Białorusi bractwa rycerskie są wylęgarnią opozycji. Tworzą je najczęściej zamiłowani w przeszłości Wielkiego Księstwa Litewskiego anty-ruscy i pro-zachodni intelektualiści.

Usłyszawszy o tym fakcie miałem jednak, przyznaję, uczucia mieszane. Powróciły do mnie serie rozważań nad sensem „rekonstrukcji historycznych”. Nie, żeby nie miały sensu. Odwrotnie; mają, głęboki, tak. Na Białorusi podwójny. Ale jaki?

Zachcianki…

Jako młody chłopiec marzyłem o takowych rekonstrukcjach, a oglądając „Pana Samochodzika i templariuszy” tudzież „Potop”, płonąłem po prostu z chęci przywdziania zbroi. Chciałem się w to bawić, a z drugiej strony, oprócz chęci zabawy, odczuwałem pragnienie powrotu do ideałów, które zaprzepaszczono. Nie ja jeden. W efekcie Komuchy, przystając na kręcenie „Potopu” etc i w ten sposób przywołując świetną tradycję Rzeczypospolitej – sami kręcili na siebie bicz. Myśleli, że ją zawłaszczają – tymczasem słoma im z butów na tyle wychodziła, że ludzie tym dobitniej widzieli różnicę pomiędzy Janem III S. a Edwardem G.

Tak więc Łukaszenka wie, co robi.

…i skutki osobiste…

Z tego wszystkiego wzięło się moje śpiewanie, piosenki i przekłady. Dajmy na to polska „Pochwała wojny” Bertrana de Born, którą sobie sparafrazowałem – to właśnie wynik tamtych zabaw.

Choć przecież parafrazując „Pochwałę wojny” nie myślałem o tej pochwale tak zupełnie na serio. Ona wzywa do walenia mieczem i tratowania koniem wszystkich i wszystkiego. Już w średniowieczu uważano jej przesłanie za niegodziwe – a jednak przepisywano i śpiewano ją, bo była piękna. No i wtedy bardziej aktualna, jako że kojarzyła się z drastycznymi konkretami, których doświadczano nieraz na własnej skórze.

Ale miałem też okazję ośpiewać przesłania wzniosłe. W iluż to pieśniach! W iluż poematach – jak w „Brewiarzu szlachetnych” Alaina Chartier, pietnastowiecznego bożyszcza dam i rycerzy, który udzielajac głosu Szlachetności, pouczał stan rycerski:

Na cóż szlachetnych mężów powołano,

Na cóż im władzę nad ludem zwierzono,

Na cóż zaszczyty wielkie darowano

I na cóż w lenna ich uposażono?

Tak wysokiego miejsca nie zajmują

Dla łupiestw albo gwałtów wyuzdanych:

Rozum i prawo ich zobowiązują

Służyć królowi i bronić poddanych.

I dalej następuje pochwała rycerskich – czyli szlacheckich – cnót: Wiary, Wierności, Honoru, Prawości, Męstwa, Dworności, Miłości, Pilności, Czystości, Hojności, Wstrzemięźliwości, Wytrwałości. Pochwała wiecznie aktualna.

Mam wrażenie, że dzisiejszy ruch rycerski (można tak to nazwać?) i w ogóle rekonstruktorski wziął się po połowie z umiłowania rąbaniny – czyli przedłużenia tradycji Bertrana de Born – i z umiłowania rycerskiej wzniosłości, która tę rąbaninę uszlachetnia, usprawiedliwia i nadaje jej głęboki sens, zawsze żywy.

Co odżywa, co nieżywe

A zatem tenże ruch wyrasta z umiłowania. Z niego biorą się owe prawdziwe zbroje, konie, czaka ułańskie, skrzydła husarskie.

Tylko czy to oznacza, że odżyły dawne cnoty, dawni rycerze, dawne wojsko?

Cnoty – możliwe.

Wojsko – nie.

Co do cnót, z takiego samego ich umiłowania wyrósł ruch skautowy. Polscy skauci (wkrótce nazwani harcerzami) powoływali się na Zawiszę, zbroje, szable, ale w pewnym momencie chwycili za prawdziwe karabiny. Jeśli bowiem gdzieś można (można było?) naprawdę realizować ideały rycerskie – to tak naprawdę tylko w harcerstwie, albo w wojsku samym. Nie w zabawie – tylko w życiu współczesnym jako takim.

Co do wojska – dziś nie da się walczyć mieczem ani kopią przeciwko czołgom, więc walka mieczem i kopią jest sama w sobie bardzo szlachetnym, cywilnym sportem albo, jak kto woli, wzniosłą zabawą.

Zdziwienie

Więc troszkę mi dziwno, gdy przed Grobem Nieznanego Żołnierza zaciągają wartę rekonstruktorzy w mundurach Szkoły Podchorążych anno 1830. I troszkę mi dziwno, kiedy na trumnie jednego z członków bractwa, które rekonstruuje przedwojenną polską kawalerię (człeka zacnego i honorowego skądinąd), położono czako ułańskie.

We Francji czy Anglii coś takiego by się nie zdarzyło. Tam do oficjalnych celów mają formacje w mundurach historycznych, które są naprawdę wojskowe, a nie takie, które wojsko udają. I o ile wiem, to jednak one występują podczas uroczystości, a nie rekonstruktorzy.

Wszystko to oczywiście piękne i szlachetne. Tym niemniej w takich okolicznościach, jak opisane powyżej, nie przemawia mi do duszy, nie gra mi w duszy. To przecie tak, jakby ktoś, kto do herbu nijak nie ma prawa – pieczętował się tym herbem, twierdząc na serio, że herb ów ma. Co innego, jakby to czynił z zamiłowania historii – i jakby tak mówił, i kultywował pamięć o herbach. Bo są przecie ludzie, którzy te same herby mają naprawdę. Jeśli zamażemy granicę pomiędzy fikcją a rzeczywistością – na cóż przyda się rzeczywistość?

Jacek Kowalski

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

w załączeniu:

Fragment „Pochwały wojny” Bertrana de Born w przekładzie JK z nowej płyty Jacka Kowalskiego i Klubu Świętego Ludwika „Wojna i miłość”. O płycie – patrz www.jacekkowalski.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply