Sugestia to nie zakaz lądowania

Proszę o logiczne pytania i odpowiedzi

Żałoba a prawda

Jest czas żałoby. Wielu rzeczy mówić i czynić nie wypada. Niestety, jednocześnie trwa badanie katastrofy przez służby polskie i rosyjskie. Prasa pisze o tym. Pojawiają się różne, niepotwierdzone wersje wydarzeń, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Zrozumiałe jest też gorączkowe stawianie pytań i udzielanie odpowiedzi. Zrozumiałe jest poszukiwanie prawdy – która oczywiście nie może być poszukiwaniem sensacji.

Wydaje się, że dziennikarze powinni sami wiedzieć, jakie i komu pytania zadawać w tej sytuacji należy. Po lekturze artykułu „Rosja robi wszystko, aby pomóc w śledztwie” – który został zamieszczony dziś rano na portalu Gazety Wyborczej (tekst Bogdana Wróblewskiego i Wacława Radziwinowicza) – wydaje mi się, że czegoś w nim zabrakło. Żebym był dobrze zrozumiany – pisząc to pytam, nie podejrzewam! Pytam i proszę w dobrej wierze o odpowiedź! Nie jestem zorientowany w stosunkach rosyjskich – tak jak autorzy artykułu. Może i dlatego wielu rzeczy nie rozumiem. Tym bardziej mam prawo pytać

Sugestia czy zakaz lądowania

Już wcześniej, w jednym z wywiadów, dostępnych właśnie za pośrednictwem portalu „Gazety Wyborczej”, usłyszeliśmy od jednego z pilotów-praktyków, że „sugerowanie” zmiany lotniska przez wieżę kontrolną NIE JEST JEDNOZNACZNE z ZAKAZEM lądowania. A taki zakaz powinien być wydany w warunkach całkowicie lądowaniu niesprzyjających. Otóż brak takiego zakazu jest zarazem przyzwoleniem na lądowanie. Sama sugestia zmiany lotniska to zaledwie sygnał, który oznacza, na przykład: „pogoda nie najlepsza, może lepiej lećcie gdzie indziej”. Nie zaś: „nie lądujcie, nie można”. Aczkolwiek dowiedzieliśmy się również, że procedury i zwyczaje Wschodu i Zachodu Europy są pod tym względem różne. Tyle, że pilot sterujący prezydenckim samolotem musiał je znać, nie tylko dlatego, że kilka dni wcześniej na tym samym lotnisku już lądował. Jak zatem odbyło się jego lądowanie przed kilku dniami? A jak wyglądało skierowanie na inne lotnisko polskiego samolotu, który przyleciał nad Smoleńsk przed samolotem prezydenckim?

Materiał, jaki ukazał się dziś rano na portalu „Gazety Wyborczej”, materiał bardzo ważny, tak jakby ignorował te jakże istotne subtelności. Nie precyzuje i nie dopytuje się o nie. Czytamy w nim za to, cytuję :

„Chodzi o wyjaśnienie wszelkich okoliczności podjęcia decyzji przez pilota – wyjaśnił wczoraj prokurator generalny Andrzej Seremet”

I dalej:

„Andrzej Seremet, prokurator generalny, podczas konferencji prasowej powiedział: – Osoby te (kontrolerzy z lotniska) stwierdziły, że nie było warunków do lądowania.”

Może się mylę – i jeśli tak, BARDZO PROSZĘ NATYCHMIAST WYPROWADZIC MNIE Z BŁĘDU I WTEDY BARDZO PRZEPRASZAM – ale przecież w świetle uprzedniej mojej wiedzy (może nieścisłej – proszę to sprecyzować!) wypowiedź prokuratora Seremeta jest zupełnie NIEJEDNOZNACZNA! Bo, jeszcze raz: czy owo „nie było warunków do lądowania” piloci powinni byli odebrać jako kategoryczną odmową przyjęcia samolotu – czy tylko jako sugestię? Nie wiemy. A ja – chciałbym wiedzieć!

Owszem, być może, że odpowiedzieć na to pytanie będzie można dopiero po analizie czarnych skrzynek. Jeśli tak, to lepiej już powiedzieć, że NIE WIADOMO niż cokolwiek stwierdzać kategorycznie. A przede wszystkim trzeba o to ZAPYTAĆ. Czy była kategoryczna odmowa przyjęcia samolotu? Bo może była. Powtarzam, chciałbym to wiedzieć!

„Kto wpływał na pilotów” – czyli niewłaściwe pytanie

Wiemy, że decyzję o lądowaniu podejmuje ZAWSZE kapitan samolotu. Tej decyzji NIKT inny podjąć nie może. Sugerował to zresztą jasno tytuł we wczorajszym, internetowym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Tymczasem, proszę zauważyć, wedle wypowiedzi prokuratora Seremeta zamieszczonej przez „Gazetę Wyborczą” okoliczność „skłonienia” pilota do lądowania została przyjęta jako jakby najprawdopodobniejsza hipoteza, którą można lub nie udowodnić, cytuję:

„Prokurator Seremet mówił wczoraj, że “nie ma na razie żadnych dowodów na to, że ktoś wpływał na pilotów, żeby lądowali mimo złych warunków atmosferycznych”. Ale dodał, że eksperci będą próbowali wychwycić tło rozmów z kabiny samolotu i przedziału pasażerskiego, aby ustalić „czy padały jakieś sugestie wobec pilotów”. Ma to wykazać specjalna ekspertyza fonoskopijna. Prawdopodobnie zrobi ją dla potrzeb wojskowej prokuratury laboratorium kryminalistyczne ABW.

Otóż, Szanowni Państwo! UWAGA! I ja w pierwszej chwili po otrzymaniu wiadomości o katastrofie pomyślałem o sytuacji, w jakiej znalazł się pilot wiozący prezydenta podczas lotu do Gruzji. Tak, to jest myśl, która pewnie każdemu się nasuwa. I już niektóre dzienniki europejskie – co akurat również wiem z lektury „Gazety Wyborczej” z dnia wczorajszego – uznały za najbardziej prawdopodobny taki scenariusz wypadku, że prezydent nierozsądnie naciskał na pilotów, aby lądowali, i stąd tragedia.

Ale przecież JEDNOCZEŚNIE WIEMY – patrz wyżej – że na pokładzie podejmuje decyzję TYLKO kapitan, prowadzący samolot. I że polscy piloci potrafili już wcześniej skutecznie oprzeć się wywieranym na nich naciskom. Bo NIE MA proceduralnej i fizycznej MOZLIWOŚCI ZMUSZENIA kapitana samolotu do podjęcia błędnej w jego oczach decyzji – za wyjątkiem sytuacji, w której dochodzi do PORWANIA maszyny. A poza tym wszelkie ewentualne „naciski” na kapitana niewiele tu wyjaśnią, zwłaszcza jeżeli lotnisko NIE ODMÓWIŁO przyjęcia samolotu, a JEDYNIE SUGEROWAŁO, żeby lecieć gdzie indziej – czyli pozostawiało pilotom wybór. Niewykluczone przecież, że w takiej sytuacji piloci skontaktowali się pasażerami i zasięgnęli ich zdania. Ale w takim wypadku nawet jakieś „naciski” na kapitana nie mogą zostać ocenione negatywnie, bo i tak decyzja „lądować czy nie” pozostałaby JEGO DECYZJĄ SUWERENNĄ, co więcej, DECYZJĄ CAŁKOWICIE USPRAWIEDLIWIONĄ. Jest w tej sytuacji nieco dziwnym pytać, jak w powyższym artykule: „Czy była to jego [tzn. kapitana] samodzielna decyzja?” Bo powtarzam: TAKIE PYTANE MOŻNA STAWIAĆ WYŁĄCZNIE W PRZYPADKU PORWANIA SAMOLOTU. A nie w przypadku „sugestii” ze strony polityków, lecących maszyną. CHYBA ŻE COŚ MI SIE TU WYDAJE – W TAKIM RAZIE PROSZĘ O ZDECYDOWANE SPROSTOWANIE.

Zapewne, że prokuratorzy nie ujawniają wszystkiego, co wiedzą, lub co podejrzewają, skoro pan prokurator Parulski stwierdził: „jest kilkanaście zagadnień do poruszenia” i skoro obsługujący lotnisko „wczoraj na prośbę polskiej strony przesłuchani zostali po raz drugi”. Może więc to, czego się dowiemy, będzie dla Polaków niewygodne i nieprzyjemne? W każdym razie DOWIEDZMY się tego, a nie wysuwajmy nieuzasadnionych podejrzeń.

Mam nadzieję, że zapowiedziane na „środę lub czwartek… ujawnienie wstępnych ustaleń śledztwa” rozwieje te wątpliwości. Rozumiem też całkowicie obecną powściągliwość śledczych. Nie rozumiem tylko ich niektórych wypowiedzi – może z mojej winy, z mojej niewiedzy. Przede wszystkim jednak nie rozumiem braku pewnych pytań ze strony dziennikarzy.

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply