Śmierć życiem

Klasyka wanitatywna

Dziś mistyk z Zachodnich Kresów: bo były i Kresy Zachodnie, a choć termin ten wymyślono późno i w czasach Sarmatów nikt o tej części Polski jako o Kresach nie myślał – to jednak Witebszczyzna i zachodni skraj województwa poznańskiego były sobie pod wieloma względami podobne. Władza polskiej, katolickiej szlachty i potęga katolickich klasztorów miały tu za tło lud obcy mową i religią; obcy, a czasem i wrogi. Wprawdzie cystersi, którzy na te zachodnie Kresy przybyli, traktowali je z początku właśnie jako Kresy Wschodnie, bo Niemcami byli i przywędrowali z Niemiec, jednak na wezwanie polskiego możnowładcy Bronisza. Ale podczas reformacji Polacy niemieckich zakonników wysiudali i królewskim rozkazem doprowadzili do tego, że godność opata miał tu zawsze sprawować szlachcic-Polak; no i klasztory też zaludniły się Polakami. Kłuło to w oczy okoliczne, niemieckie protestanctwo podwójnie: narodowo i religijnie.

Po tych cystersach nie za wiele się ostało. No nie, nie tak mało – przede wszystkim wielki kościół i klasztor w Paradyżu, a w nim trumny i truchła całych mniszych pokoleń, nawet całkiem dobrze zakonserwowane. To ważne. Tu właśnie, na posadzce kościoła paradyskiego, tuż nad kryptami, leżał długo krzyżem polski szlachcic Sebastian Grabowiecki; tu otrzymał święcenia, stąd odjechał do niedalekiego Bledzewa, już jako tamtejszy opat. Niestety, po klasztorze i świątyni bledzewskiej śladu dziś nie ma. Za czasów Grabowieckiego były pono drewniane i w tym samym roku 1592, w którym przyjął godność opata, spłonęły. Przez siedemnaście lat, jakie dane mu było jeszcze przeżyć, pilnował fabryki kościoła i klasztoru, wyciskając z opornych poddanych co się dało na rzecz budowy, a był energiczny, srogi i gniewny. Świątynia, jaką wzniósł, zawaliła się sto pięćdziesiąt lat potem; postawiono wprawdzie nową, ale gdy przyszły rozbiory, Prusak klasztor zlikwidował, budynki zlicytował, sprzedał – i rozebrano je na chlewiki.

Rzecz dziwna, myślałem sobie wchodząc do podziemi kościoła w Paradyżu: kiedy człowiek nie chce wyrzec się świata – świat traci pamięć o człowieku, bo majątek dzielą dzieci, domy i groby w proch się rozsypują (przeważnie), wspomnienia nikną. Ale jak człowiek chce się w Imię Pana Jezusa wyrzec świata i jak wybiera cywilną śmierć – to świat, o dziwo, pamięć o nim często zachowuje, a nawet zachowuje jego szczerzące się trupimi zębami truchło, i trzyma w spisie zakonnych pokoleń, w zakonnym domu, który trwa poza światem, a jednak w świecie – na świadectwo pokoleniom świeckim. Jak w wierszu: “z Twej śmierci, Jezu, dochodzim żywota.”

Sebastian Grabowiecki nie od razu wszakże wyrzekł się świata, a na Kresy Zachodnie trafił po części przez Kresy Wschodnie. Był sekretarzem królewskim, jeździł do Rygi i nad Ryżanami srożył się jako królewski pełnomocnik; wędrował też do Habsburgów, posłował do nich w imieniu swego króla, a w imieniu swoim własnym załatwiał ich Habsburskie zachcianki i Habsburgów stronnikiem podczas elekcji był – na przykład zbierał pamiątki po co sławniejszych Polakach w postaci fragmentów pancerzy, w tym Zamoyskiego i Batorego (ten ostatni nie Polak to rodzony wprawdzie, ale jakby Polakiem obrany i mianowany) i zawoził do Austrii, do kolekcji osobliwości; tam przetrwały do dziś, pewniej niż u nas; o ile dobrze pamiętam, tak było, w szczegółach mogę się mylić, bo dawno o tym czytałem, a nie sprawdzam.

Ale Grabowiecki był też żonaty, a co więcej, posądza się go, że z początku był i protestantem. Potem mu się odmieniło, do wiary powrócił (o ile prawda, że protestantem był – bo to tylko hipoteza), żona go odumarła – on zaś przywdział szatkę duchowną. Zaczął natenczas rymować duchownie i wydał “Setnik rymów duchownych”, podzielony na dwa setniki – razem dwieście rozmaitych wierszy. Gęstość jego polszczyzny jest porażająca. Obok Sępa Szarzyńskiego on jeden tak skomplikowane formy i tak mroczne pomysły w polszczyźnie swoich czasów potrafił wykuć. Niektórzy twierdzą, że zbyt ciemny zeń poeta, że wysila się na konstrukcje trudne i kunsztowne, podczas gdy jego język nie potrafi im sprostać klarownością. Faktycznie, niekiedy tak chyba jest, ale w każdym razie zachwyca. Rozmaitość form, błysk geniuszu w obracaniu piórem, a temat przeważnie jeden: Bóg – i człowiek, marny człowiek, który Boga potrzebuje. Niebieska jasność, zachwycenie błogością Raju, śpiewem aniołów, pogodami przestworzy – i zło, pycha, marność i szarzyzna ludzkiego losu, uświęcona wszak przez śmierć i szarzyznę żywota Zbawiciela, który je przezwyciężył.

Przytulony twarzą do posadzki kościoła w Paradyżu, Grabowiecki czuł pewnie to, co zapisałem powyżej o wyrzeczeniu się domu, świata, rodziny. Zdaje się, że mu “zbrzydł żywot, pragnąc śmierci”. Teraz klasztor miał być jego domem, a jego przodkami – ci, co dwa metry pod posadzką, na której leżał, szczerzyli martwe zęby. Ich śmierć – jeśli była w Chrystusie – okazywała się życiem, bo “śmierć tylko wwieść może do żywota”. Jego żywot zbliżało go teraz ku ich śmierci, czyli zanurzało w ich śmierci, po to tylko, żeby wejść w nowe życie wraz z Chrystusem. Przynajmniej taki był teoretyczny zamiar. I taki też jest jeden z jego najbardziej znanych wierszy. Nie do tłumaczenia na obce języki, bo akurat sam jest tłumaczeniem włoskiego wiersza Gabriela Fiammi; zresztą większość wierszy Grabowieckiego to mistrzowskie tłumaczenia i parafrazy z włoszczyzny, oswajające polszczyznę i z sonetem, i z tercyną, i z innymi skomplikowanymi formami. Czytajmy:

Sebastian Grabowiecki

SETNIK RYMÓW DUCHOWNYCH WTÓRY

Rym XLIV

Sonet [3]

Z Twej śmierci, Jezu, dochodzim żywota.

Śmierć podejmując dla nas, Władzą śmierci

Bierzesz, a – z Twej k nam miłości – tej śmierci

Moc dawasz, co nas wpuszcza do żywota.

**

Śmierci, ty godność przechodzisz żywota,

Bo tobą człek ujść może wiecznej śmierci;

Nie ma nic nad cię, święta, wdzięczna śmierci,

Droższego ten skarb zmiennego żywota.

**

Przeto i mnie zbrzydł żywot, pragnąc śmierci,

Gdyż śmierć tylko wwieść może do żywota –

Tak wielka waga w mych zmysłach tej śmierci.

**

Tak ja mrąc żyję, konam tak, żywota

Dochodzę i tak pożądam tej śmierci,

Że w niej jest rozkosz mojego żywota.

ZA: Sebastian Grabowiecki, “Rymy duchowne”, wyd. Krzysztof Mrowcewicz, Wydawnictwo Instytutu Badań Literackich, Warszawa 1996, Biblioteka Pisarzy Staropolskich, tom 5

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply