Aleksander Hercen – o znaczeniu i cenie polskiej wolności: z okazji 150-lecia powstania 1863 roku.

Na prześladowców wolności zawsze znajdzie się wielka siła – tych, którzy gotowi są oddać swoje życie za wolność. Na bezmyślną pokorę tych, których pozbawiono godności osobistej i honoru, dumy narodowej i sumienia – zawsze znajdzie się żarliwa pamięć, innych, żyjących, którzy nie są w stanie zapomnieć ani o wolności, ani o tym, za jaką krwawą cenę została zdobyta; ani o tym, do czego to ich, żywych, zobowiązuje. Aleksander Hercen, którego „Kołokoł” („Dzwon”) obudził demokratyczną Rosję, a można powiedzieć, że w niektórych aspektach, nawet ją stworzył, wierzył w tę prawdę do śmierci. Świadomie na epigraf do swojej wielkiej gazety wybrał słowa „Wzywam żywych!”

Mówiąc o 150. rocznicy słynnego polskiego powstania 1863 roku, o uczestnictwie w nim najlepszych synów Polski, Ukrainy, Białorusi, Rosji (jest to najlepszy przykład prawdziwej słowiańskiej jedności – wspólna walka przeciwko petersburskiej władzy imperialnej, którą autor „Byłowo i Dym” nazywał „mongolsko-bizantyjską”), po prostu nie możemy nie odwołać się do spuścizny Hercena. Tylko w 1863 roku w swoim czasopiśmie opublikował on 22 obszerne artykuły poświęcone walce Polaków o niepodległość oraz znaczeniu i cenie tej walki (nie licząc wielu notatek i ulotek dotyczących tego wydarzenia). Główna idea londyńskiego emigranta, uważanego wtedy w Rosji za „zbrodniarza państwowego”, brzmiała: „Wszystkie nasze starania, wszystkie nasze wysiłki sprowadzają się do tego, by zapewnić niepodległość narodu polskiego i wolność narodu rosyjskiego w oparciu o wspólne, braterskie działania przeciwko petersburskiemu despotyzmowi. Pierwszą rzeczą, która będzie konieczna – to bliski sojusz, to wzajemne zaufanie i szacunek między tymi dwoma narodami… I w imię tego, zaklinamy rosyjskich żołnierzy, by prędzej oddali swoje życie na polskiej ziemi, niż strzelali do Polaków” (z artykułu „Odpowiedź” dla pana Polaka”).

Obszerny „polski cykl” publicystyki Hercena jest istotny, interesujący i wciąż aktualny dla nas obecnie, nie tylko jako bogaty w fakty, nasycony politycznie materiał. Redaktor i wydawca czasopisma „Kołokoł” chciał pokazać czytelnikom, dlaczego Polacy zjednoczeni w swoim pragnieniu są w stanie zapłacić każdą, nawet najwyższą cenę za swoją niepodległość (przy wszystkich różnicach pomiędzy „białymi” i „czerwonymi” w obozie powstańców, o czym Hercen także nie zapominał), chciał wyjaśnić tym, którzy czytali go w Rosji, ryzykując aresztowaniem i zesłaniem na Syberię, jaka tragedia, jaka walka i jaka krew popychały Polaków do walki (nie zawsze i nie wszędzie tylko własna krew – ale mówimy o niewinnych ofiarach!). Podejmując w szeregu swoich artykułów wątki dotyczące historii polskiego ruchu wyzwoleńczego, przypominając bohaterów 1830 roku i późniejszych okresów, Hercen z wyjątkową siłą, pokazuje „tatarską codzienność” imperialnej (właściwie – nikołajewskiej) totalitarnej Rosji. Przecież przedrewolucyjna „dzierżawa” Romanowych często jest idealizowana (nie bez korzyści i świadomie: w ten sposób łatwiej jest stworzyć fałszywie przesłodzony obraz „rosyjskiego świata”). Artykuł Hercena, który będziemy omawiać i którego obszerne fragmenty przytoczymy w dalszej części, doskonale rozwieje tę iluzję.

Zatem, utwór Hercena, który nas interesuje, zatytułowany jest „Rufin Piotrowskij” (opublikowany w czasopiśmie „Kołokoł” w czerwcu 1862 r., pół roku przed wybuchem powstania). Impulsem do napisania tego artykułu stała się publikacja w paryskiej gazecie „Revue du de Monde”, którą Hercen zawsze uważnie czytał, „Notatek” (właściwie, obszernych pamiętników) Rufina Piotrowskiego, polskiego dysydenta, emigranta politycznego, bojownika o niepodległość, aktywnego uczestnika powstania 1830 roku. Po klęsce powstania Piotrowski emigrował do Francji, na początku 1843 roku potajemnie przyjechał do Kamieńca Podolskiego, aby prowadzić działalność antyrządową wśród licznego tam narodu polskiego; rząd carski wpadł na jego trop; Piotrowskiego pojmano 31 grudnia 1843 roku, i po przeprowadzeniu w pośpiechu śledztwa, został skazany na dożywotnią pracę katorżniczą i w kajdanach przewieziony na Syberię. „Piotrowski – pisze Hercen – pracował w jekateryńskiej fabryce, pośród piętnowanych i katowanych batem ludzi; uciekł stamtąd na początku 1846 roku i 22 września tego samego roku, poprzez Archangielsk i Rygę, dotarł do Paryża”. Jak już wspomniano, na początku 1846 roku, w jednej z paryskich gazet opublikowano obszerne fragmenty „Zapisek” Rufina Piotrowskiego, zawierających historię jego niezwykłego życia.

Wyjaśniając, co właściwie zainteresowało go w tych „Zapiskach”, Hercen twierdzi: „Bogactwo polskiej martyrologii zyskało jeszcze jedną znakomite oblicze. Co za prostota, co za szczerość opowieści; nie ma ani gniewu, ani czarnych barw – i właśnie dlatego obraz ten jest tak czarny i pełen złości, która aż burzy się w duszy czytelnika. Podążając za Piotrowskim, aż chce się pokłonić głowę przed potulnym cierpiącym… Niech nasze dzieci i młodzież uczą się, jak ludzie poświęcają się idei, jak znoszą najstraszniejsze tragedie, z jak wielką stanowczością, i z jaką przytomnością umieją się oswobodzić z więzów, z kowadeł Syberii”.

Hercen dodaje: „Mówiąc o zagrożeniach wynikających z ucieczek z kopalń czy fabryk, o strasznych karach, którym w tym wypadku, podlegają zarówno zwykli przestępcy jak i polityczni, Piotrowski zauważa, że właśnie wynika niejednokrotnie pojawiająca się u Polaków myśl, by za wszelką cenę dostać się do Persji, do Chin, na pustyni, wszcząć bunt Sybiraków. Piotr Wysocki, który dał sygnał dla polskiej rewolucji 1830 roku, w rezultacie został schwytany przez Rosjan i zesłany na Syberię, do Nerczyńska, zapoczątkował taki spisek, za który został samotnie osadzony w strasznej twierdzy Akatuja”. Następnie Hercen przedstawia tragiczną historię jeszcze jednego, podobnego spisku – spisku Adama Sierocińskiego. O tym też będziemy mówić później. „Spisek Sierocińskiego był tego typu. – pisze Hercen – Piotrowski przyjechał do jekateryńskiej fabryki po tej krwawej tragedii i znajdował się niedaleko Omska, gdzie ona miała miejsce, widział świadków, uczestników i od nich usłyszał następujące szczegóły, których wiarygodność jest poświadczona.

Przed rewolucją 1830 roku Sierociński był przeorem Klasztoru Bazylianów, w Owruczu, na Wołyniu, i zarządzał szkołami. Brał on czynny udział w powstaniu 1830 roku, i ostatecznie trafił w ręce oprawców. Mikołaj wysłał go na front jako szeregowego żołnierza kozackiego pułku, stacjonującego na Syberii. Przez kolejnych kilka lat Sierociński prześladował Kirgizów na stepach, na koniu, w kozackim stroju z szablą i lancą. Udało mu się zaanagażować w szkole wojskowej w Omsku; przypomniano sobie o byłym opacie klasztoru, którego umiejętności, a przede wszystkim znajomość języka francuskiego i niemieckiego były znane, zezwolono na jego powrót z kirgiskich stepów. Eks-opat i eks-Kozak został profesorem w wojskowej szkole w Omsku, pozostając jednak szeregowym w swoim pułku. W nowym miejscu Sierociński szybko zjednał sobie wszystkich i nawiązał wiele znajomości. Fizycznie słaby i nerwowy, ale z niezwykle przedsiębiorczym i śmiałym umysłem, postanowił zorganizować na Syberii wielki spisek, do którego przyłączali się zesłańcy, żołnierze garnizonowi, wielu oficerów pamiętających jeszcze Pestela, i wreszcie tubylcy, Rosjanie, a nawet Tatarzy. Każdy, kto zna Syberię, zgodzi się, że znajdują się tam wszystkie niezbędne składniki rewolucji. Na Syberii każdy jest niezadowolony, w różnym stopniu i z różnych powodów, często nawet sprzecznych; garnizony otaczają te rozległe państwa (Syberia – to państwa! – I.S.) swoim żelaznym pierścieniem. Najwięcej sojuszników Sierociński znalazł właśnie pomiędzy żołnierzami garnizonowymi.

Jego plan polegał na tym, by przejąć twierdze i główne punkty z pomocą przychylnych mu żołnierzy i uwolnionych zesłańców (głównie byłych oficerów) i czekać, co się wydarzy. W przypadku, gdyby plan zawiódł, mieli wycofać się z bronią w kirgiskie stepy, a potem do Taszkentu albo Buchary, żeby stamtąd dotrzeć do brytyjskich posiadłości w Indiach Wschodnich. Baza spiskowców znajdowała się w Omsku, gdzie składowano broń i czekano na sygnał do rozpoczęcia powstania; jednak w przeddzień planowanego wydarzenia troje spiskowców doniosło o wszystkim dowódcy, pułkownikowi Diegrawowi. Jeszcze tej nocy schwytano Sierocińskiego i jego towarzyszy, po nieobecnych wysłano kurierów. Rozpoczęło się długie śledztwo, dwie komisje, powołane jedna po drugiej, zakończyły pracę, nie dochodząc do żadnych głębszych wniosków, sprawa była tak skomplikowana i niejasna. Trzecia komisja, w której skład weszli członkowie przysłani specjalnie z Petersburga, zakończyła dochodzenie. Najwyższy rozporządzenie Nikołaja I skazywało Sierocińskiego i pięciu jego sojuszników, wśród których byli: 60-letni staruszek, oficer Napoleona – Polak Górski, i Rosjanin – Mieliedin, na siedem tysięcy uderzeń szpicrutami. W wyroku było napisane: „Siedem tysięcy razów bez litości”. Tysiąc pozostałych spiskowców zostało skazanych na 3000, 2000, 1500 uderzeń oraz na dożywotnią bądź czasową pracę katorżniczą, do kompanii poprawczych, na więzienie, itd.

Nadszedł dzień egzekucji. Wydarzenie to miało miejsce w 1837 roku, w marcu, w Omsku. Generał Gołofiejew, znany ze swego okrucieństwa i z tego powodu przysłany specjalnie ze stolicy, dowodził ponurym pochodem. Rankiem, dwa bataliony ustawiły się na wielkim placu w pobliżu miasta, pierwszy karał sześciu głównych winowajców, drugi zajmował się pozostałymi, skazanymi na mniejszą ilość uderzeń. Sierocińskiego i jego pięciu towarzyszy przyprowadzono na plac, przeczytano im wyrok, i rozpoczęto straszną karę. Żaden z nich nie wytrzymał wyznaczonej liczby uderzeń, karano ich jeden po drugim, i wszyscy mdleli, po przejściu dwóch lub trzech razy przez szereg, i umierali na śniegu, zaplamionym ich krwią. Sierocińskiego celowo ukarano jako ostatniego, żeby widział mękę i śmierć swoich przyjaciół. Kiedy nadeszła jego kolej, kiedy odsłonili mu plecy i przywiązali ręce do bagnetu, lekarz z batalionu zaproponował mu, tak jak pozostałym krople uśmierzające ból, ale on odmówił ich przyjęcia, powiedział: „Nie chcę waszych kropli, pijcie moją krew!” Dano sygnał, były przeor zaśpiewał głośno i wyraźnie: „Zmiłuj się nade mną, Panie, według Twego wielkiego miłosierdzia!”, generał Gołofiejew krzyknął do żołnierzy: „Mocniej, mocniej!” I jeszcze przez kilka minut można było usłyszeć głos kapłana, zagłuszany przez świst lanc i krzyk generała: „Mocniej!”

Sierociński tylko raz przeszedł przez szereg, znaczy dostał 1000 uderzeń; nieprzytomny i cały we krwi upadł na śnieg. Bezskutecznie próbowano postawić go na nogi; wtedy przywiązano go do wcześniej przygotowanych sań, tak, by kręgosłup ustawiony był do uderzeń i w ten sposób przewieziono go przez szereg. Na początku drugiego tysiąca słyszalne były jeszcze jego jęki, były coraz słabsze, ale umarł dopiero po czterech tysiącach; pozostałe 3000 padły na trupa. Wszystkich Rosjan i Polaków, którzy zmarli na miejscu, kilka dni po wykonaniu wyroku, złożono w zbiorowym grobie. Rodzinie i przyjaciołom pozwolono postawić nad tym strasznym grobem krzyż, i w 1846 roku z daleka widać było czarny krzyż, wyciągający swe ręce nad zaśnieżoną polaną”.

***

Na tym kończy się opowieść Hercena o strasznym losie polskiego buntownika z ukraińskiego Owrucza na Wołyniu (w Żytomierzu), oparty na wiarygodnym świadectwie Rufina Piotrowskiego. Redaktor „Kołokoła” podał jeszcze następujący komentarz: „Nie, tym razem nie można pisać dalej. Zatrzymamy się przed tym krzyżem na śniegu, przed tym krzyżem na krwi; myśli stają się zamglone, w głowie się kręci i pali; niech Polacy docenią nie tę nienawiść, którą wzbudza w nich historia tych zwierzęcych potworności, ale tę nienawiść, która miesza się z hańbą, ze wstydem i poczuciem pokrewieństwa krwi, którą my, Rosjanie, odczuwamy. Niech zrozumieją, co znaczy stać tak samo bezsilnie nie po stronie świętego bazylianina pod ciosami całego batalionu oprawców, a po stronie podłego Gołofiejewa i jego nikczemnego atamana (cara Nikołaja). Niech przekonają się, że strasznie patrzeć na rodzoną matkę, którą bez powodu bije pijany ojczym, a mimo wszystko to lżej, niż widzieć rodzoną matkę w zapomnieniu rozpusty, upodloną do złodziejstwa, do cynicznego bezwstydu, i czuć nie tylko pogardę, nie tylko więzy krwi, nie tylko wstyd, ale też nadzieję na to, że ona taka nie jest, że jeszcze się opamięta – i nie mieć prawa powiedzieć słowa przeciwko rażącemu czynnikowi.

Jeśli Polacy to zrozumieją, wtedy zrozumieją też, skąd tyle goryczy, ironii, odrzucenia w naszej rosyjskiej duszy, i milcząc uścisną naszą rękę!”

Tak napisał Hercen na pół roku przed wybuchem wielkiego, polskiego powstania. Nie wszystko jest tu bezsprzeczne (są momenty, z którymi trudno się zgodzić), lecz są to szczere słowa, i są imponujące. I coś jeszcze. Ci, którzy starają się głębiej zrozumieć, dlaczego Polacy tyle razy w XIX wieku, ciągle od nowa, ponosząc klęskę, podejmowali walkę o wolność (bo jest krew, której zapomnieć nie można!), powinni przeczytać artykuł sumienia Rosji. Artykuł Aleksandra Iwanowicza Hercena. „Dzień” z kolei, będzie jeszcze nie raz odnosił się do tego tematu.

Igor Sjundjukow

“Dzień”, Ukraina / day.kiev.ua

Tłumaczenie: Magdalena Żmuda-Trzebiatowska

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply