Seks po huculsku

Od chwili, kiedy ludzie z nizin zaczęli poznawać Huculszczyznę, z zaintrygowaniem słuchali o zwyczajach karpackich górali. Obraz wychowanego pośród surowej przyrody namiętnego kochanka poruszał erotyczną wyobraźnię mieszczuchów. Również (a może przede wszystkim) pań.

Wincenty Pol pisał w XIX wieku: „Cudzołóstwo i wszeteczność są główne wady Hucułów. Zbytkują w tych wadach aż do całkowitego wysilenia”. Mieczysław Orłowicz dodawał, że bardzo wolny stosunek kobiet do mężczyzn i mężczyzn do kobiet należy „najoryginalniejszych stron” huculskiego życia. Przyszedł czas, kiedy panie z miasta zapragnęły poznać zalety góralskich kochanków. Dziś podboje i przygody huculskich „lubasów” (kochanków) i „lubasek” (kochanek) stanowią legendę samą w sobie. A miłosna moc Hucuła nadal cieszy się dużym wzięciem wśród kobiet.

– Wiesz, Oksano, taka jestem zadowolona, że jestem z Tynkalukiem, on jest taaaaki… no, jak by tu powiedzieć… jest dobry w łóżku… co tam mówić – jest Hucułem! – taką rozmowę pomiędzy dwiema dziewczynami podsłuchałam przypadkowo w autobusie. Zamyśliłam się: cóż takiego jest w Hucułach? Co tak przyciąga dziewczęta i jest podstawą opowieści o wspaniałych stosunkach miłosnych przeżytych z góralami?

Wspominam swoje czasy studenckie, kiedy to chłopcy z gór cieszyli się zawsze dużym powodzeniem u dziewczyn z miasta. Byli bardziej rośli od swych miastowych rówieśników. Chociaż nie wyróżniali się szczególna kulturą zachowania, dziewczyny były zachwycone. „Są prawdziwymi mężczyznami. Wiedzą, co mają robić z dziewczyną” – uśmiechały się zagadkowo koleżanki.

– Huculi, jak każdy lud górski mają gorąca krew, dlatego seks jest dla nich rzeczą konieczną, naturalna i codzienną, – mówi z uśmiechem mieszkaniec okolic Kosowa Mychajło Hawryluk. – U nas niewiele mówimy na ten temat. Ale o miłości na Huculszczyźnie wiemy od dziecka. Dzieci od zawsze dorastały w warunkach naturalnych, widziały jak kopulują zwierzęta, które pasły. Same dość wcześnie rozpoczynały życie płciowe.

O tym wszystkim możemy przeczytać w klasycznej dziś powieści Mychajła Kociubińskiego „Cienie zapomnianych przodków” – swego rodzaju encyklopedii codziennego życia Hucułów. „Chłopcy i dziewczęta przebywając razem, naturalnie interesują się jedno drugim i tymi różnicami płciowymi, które widzą u siebie nawzajem”.

– Z ciekawości wynika życzenie dotykania tego, czego sam nie masz. Przyglądanie się reakcji na dotyk – mówi psycholog Tatiana Bałuch. – Kiedy są już podlotkami, rodzą się pierwsze fascynacje seksualne. Możliwe, że dziś wydaje się to dziwne, ale na wsi do wcześniejszej inicjacji przyczyniało się wychowanie na łonie natury. Na przykład widok kopulujących zwierząt. Takie pierwotne instynkty. Tymi instynktami kierowali się Huculi w dawnych czasach. Obserwując owce, konie, kozy młodzi górale chcieli doznać czegoś podobnego. Młodzi chłopcy zaczynali „trząść wariata”, masturbując się, zaspokajali potrzeby, bo dziewcząt zaczepiać nie mieli prawa.

Kto miał więcej szczęścia ten chodził do samotnych kobiet czy wdów, które – za drobne prace przy obejściu, pieniądze, ozdoby, a czasem za gorzałkę – chętnie dzieliły się z chłopcami sztuką miłosną. Wszyscy wiedzieli o „lubaskach”, które uczyły miłości młodych Hucułów, nęciły one nie tylko młodych chłopaków, ale i poważnych gazdów. Za takie uwodzenie zakochane kobiety mściły się okrutnie. Bezpieczniejsze były więc relacje z młodymi chłopakami. Zaczepianie rówieśniczek nie wchodziło w grę. Publiczne przejawy sympatii były zakazane. Rodzice i wielkie, szanowane rody huculskie strzegły córek, aby „do ślubu wianek donosiły”.

Ale wszelkie „sięganie pod bluzkę”, obłapywanie, całowanie, a nawet kąsanie i drapanie tej, która się spodobała było na porządku dziennym i huculi zawsze byli do tego chętni. Kiedy młodzi spotykali się w lesie, z dala od oczu „staryni” (rodziców) mieli prawdziwą ucztę. Jeśli dziewczynie spodobał się któryś, mogła mu na wiele pozwolić, ale pilnowała, żeby „nie wskoczyć w maliny” i nie stracić cnoty. Bo za „coś niedobrego” ojciec czy brat mogli w najlepszym wypadku zmusić chłopca do żeniaczki, a w najgorszym – „odrąbać koguta” (członek).

– Chociaż dziewczęta chciały – chytrze mruży oczy, opowiadając o kobiecych tajemnicach Hucułka Wasyłyna Szatruk – mogły tylko swoją „kotkę pogłaskać”. Dziewczyny rozkładały liżnik czy kożuch i „cieszyły się” (masturbowały). Ale gdyby ktoś zobaczył taki obrazek, wstyd był na całą wioskę. Dziewczyna ze wstydu nie wychylała się z zagrody.

Żeby kobieta mogła być seksowna i powabna dla „leginia” (mężczyzny), który wpadł jej w oko stosowała rozmaite czary i sposoby na „przywiązanie kochanka”. Góralki warzyły różne zioła, aby zjednać sobie ukochanego. Do dziś przyjeżdżają na Huculszczyznę „poważne panie”, potrzebują „cudownych leków” na zachęcenie mężczyzny do miłości.

– Najlepiej działały „zczesy” (krew menstruacyjna). Jeśli podać chłopakowi do napoju bodaj jej kroplę, to na zawsze przywiążesz go do siebie – mówi Wasyłyna Szatruk. – Poza tym nasze dziewczyny pieką cienkie placki i przed upieczeniem ciasto owijają sobie wokół kolana. Tak jak ciasto owija się wokół nogi, tak chłopak będzie uwijał się wokół dziewczyny, – radzi Hucułka.

Zaręczona Hucułka pozwalała narzeczonemu na więcej. „Huculi lubią te rzeczy i tak umieją dziewczyną obracać, że niewinną do ślubu nie dotrwała” – powiadają górale.

Więcej swobody Hucułka miała po zamążpójściu. Jeszcze w XIX wieku mężczyźni mieli po kilka „lubasek”. Żona wiedziała, kto jest czyją kochanką i odwrotnie. Była nawet tradycja, że cudza żona obdarowywała pisankami mężczyznę, który wpadł jej w oko. Obdarowywanie odbywało się publicznie. Nawet w obecności męża i żony. Nie obywało się bez stosunków na boku na weselach. Kobieta mogła mieć wielu kochanków, którzy często jej za to płacili. Zdarzało się, że mąż bił kobietę, która nie miała kochanków. „Cóż to, tylko mnie jesteś potrzebna, a wieś jaki z ciebie ma pożytek?” – mówił gazda nakręcając na ręce warkocze żony. O swobodnym podejściu do seksu świadczy też fakt, że dawne zwyczaje zachowały się do dziś w dalekich górskich wioskach.

Gdy wysoko w górach kobieta spotkała w lesie nieznajomego – „musiała dać”. Było to niepisane prawo gór. Życie w górach jest trudne, Huculi często ginęli pracując przy wyrębie lasu czy na spławianiu drewna po wartkich rzekach. Więc gdy gazda szedł do pracy w góry, to musiał nacieszyć się kobietą. Swoją czy obcą – to było nieistotne. Być może seks z nieznajomą to jego „ostatni raz” przed śmiercią? Kobiety często wędrowały w góry szukając takich przypadkowych spotkań z hucułami. Kochając je w pośpiechu mężczyźni nie mieli czasu na pieszczoty. Dlatego seks z Hucułem z dalekiej górskiej wsi do dziś mylnie utożsamiany jest z czymś pierwotnym, dzikim i brutalnym. To właśnie podobało się wielu szanownym paniom – żonom austriackich i polskich urzędników, które przyjeżdżały w góry w poszukiwaniu przygody. A i dziś takich nie brakuje. Nie wierzycie? – Spróbujcie same.

Sabina Różycka

“Kurier Galicyjski”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply