Rurociągowa żmija i heglowski bazyliszek

czyli, panie dzieju, klasyka

Testament sarmacki

Idę znów do ulubionego mego Wespazjana. Od czasów stanu wojennego karmię się jego „Psalmodią polską” na równi z wierszami Herberta. Stojący nad grobem poeta pisał „Psalmodię” jako swój ideowy i literacki, sarmacki testament. W nim, udając się do Niebieskiej Ojczyzny, polecał Bogu Ojczyznę Ziemską – Koronę Polską, która „mieszka w spomożeniu Najwyższego”– a tejże doradzał, aby w Bogu tylko pokładała ufność:

„Rozważ i ty, Korono moja, jeśli nie słusznie rzec możesz: Pan jest obrońca mój i ucieczka moja, w Nim ja będę ufała. […]

Kiedy On chce, miedzianym murem pajęczyna będzie: a gdy zechce, najwarowniejszych fortec katarakty pokruszy. […]

A Korona Polska w wspomożeniu Twoim gdy od bisurmańskiej ma zaszczyt szabli: o jako słuszna, aby Cię uznawała, Boże, mocnym obrońcą.”

Wizja prorocza

Zostawiał Ojczyznę nie tylko wolną – nie miał wszak podstaw przypuszczać, aby wolną być przestała – ale wciąż potężną. Tym niemniej widział już chyba (prorok zeń był, więc takie widzenie mógł mieć), że za łatwo to Koronie może nie być. Muszę powiedzieć, że właśnie ta perspektywa jakoś najbardziej mnie podczas lektury wzruszała i wzrusza. Wespazjan przewidywał niespokojności, kryzysy, a pisał o nich z jakąś taką ciepłą, promieniejącą troską i serdecznością. Na przykład, kiedy doradzał Koronie, aby zechciała u Pana Boga „żebrać dalszej łaski uspokojenia do końca: abyś zatłumieł potęgę pogańską i domowe niezgody”; albo, kiedy w domowych niezgodach dostrzegał zestaw „dzikich bestyj”, które „pustoszą winnicę Chrystusowę”. Czy myślał o heretykach, których wówczas było już niewielu? Czy może szerzej, o tych wszystkich, którzy czynią nieprawość i poddają się obcym potencjom? Bo w polityce zagranicznej – na pewno myślał wciąż o Porcie Otomańskiej, silnej jeszcze, ledwie poskromionej, którą trzeba było do reszty pognębić i Kamieniec Podolski odzyskać. Prosił więc Boga o pomyślność dla Jana III, czyli dla „głowy koronowanej”:

„Niech ją sprawujące duchy na ręku noszą; a przezornego oka Twego opieka niechaj nad nią nieustannie zostaje”

Żmija jad pod językiem mająca

I wreszcie na koniec wyraził myśl, która wryła mi się w pamięć szczególnie i do dziś mnie nie opuszcza. Jest to wprawdzie kolejne życzenie wobec „koronowanej głowy”, ale ta „głowa koronowana” czyta się niemalże jak sama „Korona”, czyli Polska (bo też cały ten „Psalm” „Psalmodii” zatytułowany jest jako „Wyznanie opieki Boskiej nad Koroną Polską”):

„Po schizmatyckiej żmijej, jad pod językiem mającej, niechaj chodzi: i niech podepce bazyliszka oryjentalnego.”

Kiedy czytałem to w latach stanu wojennego, ileż mi się tu od razu nasuwało „żmijnych”, wężowatych skojarzeń. „Pełzająca kontrrewolucja” – tak mówiono i pisano, z grubsza rzecz biorąc, o zamiarach „NSZZ Solidarność”. Tym niemniej „żmija”, o której prorokuje Kochowski, kojarzyła się natychmiast z tymi, co tę wężowatą „metafurę” (sic, metafura ma tu być metaforą metafory) wymyślili. A zatem z „bazyliszkiem oryjentalnym”. A ów „bazyliszek” miał być chyba Portą Otomańską; ale nie zawsze poeta wie, co pisze naprawdę, a tym bardziej prorok, który wypowiada czasem słowa, których znaczenie odgadujemy po latach albo po wiekach.

Kochowski, „Doktor Żywago” i Psalm 91

Bo – ha! – „Bazyliszek oryjentalny” i „żmija jad pod językiem mająca”, to przecie żywcem wzięci Bolszewik i Bolszewia, którzy jako smoki notorycznie rysowani byli w „reakcyjnych” publikacjach po roku 1917. Ale uwaga: „bazyliszek” to więcej niż smok. Wedle dawnych bestiariuszów bazyliszek zabijał samym spojrzeniem; czyli we łbie mieszał, patrząc komu w oczy (bo też wedle innych, średniowiecznych, a nawet starszych pomysłów, zauroczenie każde przez oczy przychodzi); czyż to nie świetna metafora „heglowskiego ukąszenia”? No, ale poza tym bazyliszek, żmija i lew – są to postaci, które ujarzmić może tylko Ten, który „się w opiekę poda Panu swemu” w Psalmie 90 (91). Czyli, przede wszystkim wedle dawnych teologów, Chrystus. Bo te straszne postaci oznaczać mają grzech, śmierć i szatana, podeptane przez Zmartwychwstałego, który je na dawnych katedralnych tympanonach i malowidłach średniowiecznych wprost stopami spłaszcza. Wszystko to zapowiedział Psalmista – i się sprawdziło. I dlatego tenże Psalm 90 (91) nosili żołnierze kontrrewolucji zaszyty na piersi, jako ochronę przed wrogą kulą bolszewicką – vide sławna scena z „Doktora Żywago” (za którą to między innymi bolszewicki bazyliszek mieszał autora-Pasternaka z błotem); jako że bohater powieści, nosząc ów Psalm 90 (91), po starciu odkrywa na polu bitwy podobny odpis Psalmu 90 (91) – na piersi zabitego bolszewika… którego Bóg nie uchronił przed kulą biełoarmiejca…

Dixit et facta sunt

Tak samo chciał Kochowski, żeby mu się jak Psalmiście sprawdziło, co napisał – jako że jego wiersz jest – uwaga! – tego właśnie Psalmu 90 (91) świadomą parafrazą (co zresztą sam autor odnotował). No i w sumie się sprawdziło, choc nie od razu. Korona jest tu jakby Chrystus Narodów, depcący żmiję i bazyliszka. Ale skoro Korona jest Chrystusem – to przecież tak jak Chrystus musi umrzec, aby z martwych powstać…

Tak więc Kochowski zapowiada więcej niż mógł przypuszczać. Polskie zwycięstwa nad bolszewickim bazyliszkiem i heglowską żmiją przyszły o wiele, wiele lat, wieków nawet później. Kiedy to Bazyliszek oryjentalny wzrokiem Zachód zabijał skutecznie; to już (na razie?) przestał; ale język jego jak dawniej, tak i dziś żmijowy jest i truje, pełznąc podstępnie (po bałtyckim dnie). Tak, tak. Wszystko to klasyka, panie dzieju.

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply