Relacja z obchodów Święta Zwycięstwa we Lwowie

Lwów ponownie straszy inwestorów i turystów – czy UEFA i FIFA zaryzykują mecze EURO 2012 w mieście, gdzie władze nie są w stanie zapewnić przestrzegania prawa ?Ten Dzień Zwycięstwa, “Swobodzie” przypadł…

Tegoroczne obchody Dnia Zwycięstwa na Ukrainie nie wypadły zbyt świątecznie. Bardziej przypominały nie pokój, ale wojnę – agresywną, bezsensowną a czasami po prostu absurdalną. Były i bójki, i strzelania. Powietrze już od rana pachniało nadmiarem nacjonalistycznego testosteronu.

“Święto ze łzami w oczach” we Lwowie na Wzgórzu Chwały rozpoczęło się od tego, że lwowscy radykalni nacjonaliści obrzucili czerwonymi i białymi goździkami autobus z weteranami II Wojny Światowej, skandując “Hańba!” i gwiżdżąc. Wydaje się, że jeszcze zaspani milicjanci do tego czasu nie zdążyli nabrać wprawy w ostrości reakcji, które umożliwiłyby zachowanie kontroli nad przebiegiem wypadków…

Wykazawszy się takim dokonaniem “swobodowcy”, “autonomiczni nacjonaliści” i inni prawicowi radykałowie rozdzielili się, aby zająć stanowiska i na Wzgórzu Chwały, i na polu Marsowym. Po drodze na ulica Łyczakowskiej, w pobliżu Obwodowego Sądu Gospodarczego, do nich dołączyli zawzięty Jurij Mychalczyszyn ze swoimi młodymi towarzyszami ideowymi w maskach i w odzieży sportowej. Co prawda, nieco wcześniej, gromadząc się tuż przed budynkiem Sądu, skromnie zapewniali ZAXID.NET, że po prostu spacerują po mieście…

Właśnie z ich udziałem zaraz potem wydarzył się chyba najbardziej nagłośniony incydent z całego tego dnia: starcie z “ludźmi ze wstążkami św. Jerzego”, które zakończyło się strzałem z broni służącej do odstraszania. Jeszcze nie zdążono udzielić rannemu w wyniku postrzału “swobodowcowi” (pomocnikowi radnego Lwowskiej Rady Miejskiej Olegowi Kowpakowi) pierwszej pomocy medycznej, gdy szef frakcji “Swoboda” w Lwowskiej Radzie Miejskiej Rusłan Koszulynskyj już powiadamiał, że, oczywiście, broń z której strzelano jest zarejestrowana we Lwowie. Chociaż Mychalczyszyn w tym samym czasie zapewniał – w rzeczywistości strzelali w niego, ale nie trafili “przyjezdni” z broni, o której w ogóle nie wiadomo, czy ma certyfikat.

Jak to mówią, nie za swoje grzechy oberwało dwóch lwowskich dziennikarzy: jeden dostał “czymś twardym” właśnie w “makówkę”, drugiego “ugościli” gazem paraliżującym. Stało się to, kiedy fotografowali strzelaninę pomiędzy “swobodowcami” i mężczyznami ze wstążkami św. Jerzego.

W tym czasie na polu Marsowym, otoczonym przez setki funkcjonariuszy organów ścigania, osoby ze wstążkami św. Jerzego z regionałem Petro Pisarczukiem na czele, spokojnie się modlili. Natomiast na Wzgórzu Chwały każdy kto chciał złożyć kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza, był siłą pozbawiany wstążki św. Jerzego – w przeciwnym wypadku młodzi nacjonaliści w maskach, za którymi ukrywali twarze, nie przepuszczali ich w pobliże głównego wejścia do miejsca pamięci. Entuzjazm młodych ludzi udzielił się milicjantom, którzy zamiast zapewniać ludziom bezpieczne przejście, także zaczęli zachęcać ich do zdejmowania z siebie czarno – pomarańczowych symboli.

Nagle, właśnie na Marsowym polu, wraz z pojawieniem się nacjonalistów nastąpił jeszcze jeden masowy przejaw agresji. Mimo, że “swobodówka” Iryna Sech, która przewodziła im tutaj na miejscu, zaprzeczała jakiejkolwiek chęci do kontaktowania się z weteranami, którzy się modlili, jej podopieczni bez szczególnych wahań opluwali i obijali boki ludziom ze wstążkami. Milicja jedynie rozdzielała biorących udział w szarpaninie. Na komisariat znowu nikogo nie zabrano…

Okazało się później, że była to tylko próba przed “numerem głównym programu” dnia – powitaniem na Wzgórzu Chwały delegacji weteranów i działaczy partii “Ojczyzna”, “Straż” i “Ruska Jedność”. Jeszcze przed ich przyjazdem epicentrum wydarzeń zaczęło stopniowo przesuwać się do miejsca pamięci. Tam, w samym środku parku, prawie w krzakach, milicja znienacka zademonstrowała znaczną aktywność: “wykryła i unieszkodliwiła” młodych nacjonalistów, którzy, jak zapewnił obecny z nimi radny “swobodowiec” Ostap Kanaka, spokojnie prosili ludzi ze wstążkami św. Jerzego, którzy szli przez park, aby zdejmowali symbole “okupacyjnego państwa”. Jednak ci ostatni bronili się przed tym zdecydowanie. Według naocznych świadków, proces ten w niewielkim stopniu przypominał pokojowe działania. Tak czy inaczej, czterech młodych mężczyzn spod skrzydeł Kanaki milicja zabrała na “spowiedź”.

A potem, jak to mówią, stało się, i stało się tak, że stróże porządku publicznego nie mieli czasu, aby przestawić się na wyższe obroty. Gdy tylko na skrzyżowaniu Łyczakowskiej i Pasiecznej zaczęły pojawiać się mikroautobusy z delegacją “Ojczyzny” – “Ruskiej jedności” – “Dozoru”, nacjonaliści, którzy w czasie bezczynności prawie zasnęli, sprawili gościom “gorące lwowskie powitanie”. Witali tym, czym tylko można było: rękami, nogami, pluciem, kamieniami, gazem łzawiącym, a przede wszystkim wielką ilością niepohamowanych emocji.

Milicja, “Berkut” i wojska wewnętrzne Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na widok takiej eksplozji po prostu pogubiły się, przez długie minuty nacjonalistyczni aktywiści mieli pełny dostęp do autobusów – przynajmniej do ich zewnętrznej części. Przechwycenie inicjatywy obrońcom prawa nie przyszło łatwo: zachęcani przez samego Mychalczyszyna młodzi ludzie stawiali zaciekły opór setkom funkcjonariuszy struktur siłowych, którzy próbowali odepchnąć ich od delegacji.
Tym niemniej przepychanka zakończyła się porażką nacjonalistów, minęło mniej niż pół godziny, gdy na Wzgórzu Chwały rozwinięto dużą czerwoną flagę. Zdenerwowani takim obrotem sprawy młodzi ludzie skupili całą swoją agresję na “berkutowskim” autobusie, któremu tego dnia było przeznaczone doznać najbardziej poważnych obrażeń…

Świece dymne przekształciły ulicę Pasieczną w prawdziwe pole bitwy. Zainspirowani taką atmosfera, “swobodowcy” Oleg Pankiewicz, Iryna Sech i Jarosław Kaczmaryk wzięli gości za “zakładników” i kategorycznie odmówili otwarcia drogi przejazdu dla autobusów. Patową sytuację rozstrzygnął absurdalny i śmieszny proces negocjacji pomiędzy zastępcą naczelnika Głównego Zarządu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych obwodu Lwowskiego Michaiłem Kuroczką i tą właśnie Sech. Przedmiot negocjacji: zwolnicie naszych – przepuścimy waszych.

Policja poszła “swobodowcom” na ustępstwa i przybysze z Krymu otrzymali carte blanche na przejazd. Jednak nie da się powiedzieć, że na tym lwowskie “świętowanie” Dnia Zwycięstwa zostało zakończone. Tradycyjnie, narodowe uroczystości kontynuowano na Rynku spaleniem czerwonych flag. Tradycyjnie, przy absolutnej obojętności milicji: patrol, który przejechał obok, nawet się nie zatrzymał…

Rachunek święta jest prosty: i “Swoboda” i “Ojczyzna” – “Ruska Jedność” – “Dozór”, otrzymały to, co im było potrzebne – możliwość dobrego PR, reklamę. Milicja tymczasem wykazała się po prostu fantastyczną, jak na struktury władzy, bezradnością. Dowolnie często z jej strony nic nie zostało zrobione, aby zapobiec starciom i utrzymać porządek publiczny…

Tymczasem ulica Pasieczna pozostawała zablokowana, co stworzyło wiele niedogodności mieszkańcom nie owładniętym ideologią i karetkom pogotowia ratunkowego.

Jednak ani milicja, ani nacjonaliści pomimo wszystko nie zdołali przeszkodzić większości lwowian w przyjemnym spędzaniu świątecznego dnia. W przytulnych kawiarniach lwowianie i goście miasta popijali kawę, a trębacze nadal odgrywali z wieży Ratusza co godzinę melodię miasta, która przypominała, że uroczystości Dnia Miasta w dalszym ciągu trwają, niezależnie od politycznej koniunktury. I nikt specjalnie nie zastanawiał się, że dalekie rosyjskie i kijowskie media nie zmarnowały okazji do domalowania na portrecie miasta jeszcze jednej paskudnej plamy…

Daniel Mokryk, Lilia Kuzyk dla ZAXID.NET

tłum. Wiesław Tokarczuk

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply