Festiwal pt. ,,Czy Rosja zaatakuje Ukrainę” sięga w naszym kraju zenitu. Nasi politycy prześcigają się w opiniach i pomysłach, media przestały niemal całkowicie monitorować sytuację wewnętrzną naszego państwa.

Na portalach społecznościowych zaroiło się od różnego grafik i filmików, a to postulujących ratunek Ukrainy przez RP, a to – wspólny rozbiór naszego wschodniego sąsiada z Kremlem. Ostatnio jednak Trójmiasto przebiło wszystko – w mediach pojawiła się informacja, o wstrzymaniu promocji trójmiejskich kurortów i centrów handlowych wśród mieszkańców Obwodu Kaliningradzkiego…

Powyższa sytuacja staje się nader niebezpieczna dla Polski. Nie chodzi tu bynajmniej o atak wojsk rosyjskich na nasz kraj, który nie nastąpi. Bardziej chodzi o swoistą ślepotę, jaką wykazują obecnie wszyscy nasi sejmowi politycy, a także niemałe grupy społeczne. Władze państwa, którego armia jest w rozsypce, gospodarka się chwieje, bezrobocie wśród młodych wynosi nawet 40%; w którym ochrona zdrowia jest niewydolna, a jednostki pragnące pracować i zakładać rodziny – wyjeżdżają masowo na Zachód, wymachują na wszystkie możliwe strony szabelką i rzuciły całą swą uwagę na konflikt między Kijowem a Moskwą. Niestety, nie tędy droga.

Żeby było jasne: Nie jestem fanem polityki Władimira Putina. To również moja skromna osoba pisała swego czasu o Międzymorzu, jako jednej z możliwych dróg geopolitycznych w przyszłości. Wszystko jednak ma swoje granice, a postępować w tak poważnych sprawach, trzeba z rozsądkiem. Musimy zdać sobie sprawę, iż obecnie Polska, nie jest po prostu w stanie pomóc Ukrainie. Możemy pomóc ewentualnie poszkodowanym Ukraińcom, przyjmując ich do naszych szpitali (a co z Polakami oczekującymi na miejsce w placówce po kilka lat?) bądź też ofiarowując im pracę (której wielu Polaków również znaleźć nie może). Można jednak w ten symboliczny sposób wesprzeć Ukraińców. Lecz pomrukiwanie na cały Świat, iż Polska ,,będzie naciskać na Zachód, by rozpocząć zdecydowane działania przeciw Rosji” – jest po prostu śmieszne. I każdy, kto czytając te słowa uważa, że pisze je rusofil – jest nadal w błędzie. Pisze je realista. A realia są następujące:

Świat (Zachód) nie chce konfliktu z Rosją. W ostatnim czasie został mocno poturbowany kryzysem gospodarczym. Politycy na Zachodzie robią potężne interesy z Moskwą, a Ukraina jest dla nich nieliczącym się przedmiotem stosunków międzynarodowych. Unia Europejska dowiodła tego proponując dla Kijowa, w ramach umowy stowarzyszeniowej, pieniądze godne co najwyżej żebraka (w skali międzynarodowej). USA natomiast już dawno zaczęły się wycofywać z Europy i przenosić większą część swojej uwagi na Azję. Zachód nawet jeśli podejmie jakieś kroki, będą one zaledwie symboliczne. Zaś polska klasa polityczna, jeżeli będzie zbyt głośno i długo wywierać naciski na władze w Berlinie czy Paryżu, zostanie przez nie szybko uciszona. To są przykre fakty, które należy mówić głośno.

Osamotniona Polska, nie może zrobić Rosji dosłownie nic. Państwa takie jak Węgry, już oświadczyły, iż nie będą wtrącać się do konfliktu. Nasza armia jest w takim stanie, iż prawdopodobnie miałaby spore problemy uporać się z jednostkami które stacjonują jedynie w Obwodzie Kaliningradzkim. Większość ludzi młodych w życiu nie trzymała w rękach karabinu. Ba, spora część nie ćwiczy już nawet w ramach wychowania fizycznego w szkołach. Nasza gospodarka jest w sporej części uzależniona od Moskwy – a decyzja Kremla o wielowymiarowych embargach dla naszego eksportu, byłaby zabójcza dla polskiej gospodarki.

NATO również nie będzie stanowczo reagować na polskie żądania zdecydowanej reakcji. Polska w strategii sojuszu jest nadal państwem drugiej kategorii. Na wschodzie naszego kraju, który stanowi jednocześnie granicę sojuszu, nie stacjonują w większej liczbie, duże jednostki wojskowe. Są one raczej likwidowane. Fakty są bardzo smutne, ale następujące: Rosja gdyby zechciała, to obecnie z rozpędu w ciągu kilku miesięcy, znalazłaby się zapewne na linii Odry. A jeśli ktoś uważa, że Zachód ruszyłby nam z pomocą, to polecam mu poczytać o reakcjach tegoż Zachodu w roku 1939.

Cóż więc należy czynić? Po prostu, jeżeli chcemy kiedykolwiek pomagać naszym sąsiadom, zajmijmy się pierw porządkami u siebie. Zmodernizujmy armię, skupmy się na wzroście demograficznym, postawmy na łupki by uniezależnić się od rosyjskiego gazu, znieśmy bariery biurokratyczne w gospodarce, słowem: Twórzmy silny naród, który zbuduje silne państwo. Wówczas, będziemy mogli prowadzić realną politykę międzynarodową, która być może w przyszłości, zaowocuje również możliwością wywierania wpływu na państwa ościenne. Wróćmy zatem wszyscy z obłoków wyobraźni, by zrobić porządek pierw u siebie. Bo uporządkowana i silna Polska, z pewnością będzie mogła o wiele więcej pomóc komukolwiek, niż chwiejąca się od wewnątrz Republika Okrągłego Stołu, zwana III RP.

Adam Andruszkiewicz

Autor jest wiceprezesem Zarządu Głównego Młodzieży Wszechpolskiej, a także członkiem podlaskiego sztabu Ruchu Narodowego.

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply