Fińska premier Sanna Marin jest obecnie najbardziej jaskrawym przykładem triumfu postpolityki. Szefowa fińskiej socjaldemokracji nie reprezentuje sobą żadnej konkretnej treści, będąc jedynie produktem speców od marketingu. Nie musi więc rozwiązywać żadnych konkretnych problemów, bo zawsze odwróci uwagę opinii publicznej infantylnymi zdjęciami w mediach społecznościowych – pisze fiński dziennik „Iltalehti”.

Gazeta przypomina słowa byłego amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa. W 2016 roku podczas wystąpienia w stanie Iowa stwierdził, że „mógłby stanąć na środku 5. Alei i kogoś zastrzelić, a mimo to nie stracić wyborców”. Jego wypowiedź można było odebrać jako żart, ale znajdowało się w niej ziarno prawdy, ponieważ pozwalono mu robić rzeczy, na które dotąd nie mógł sobie pozwolić właściwie żaden inny polityk.

Trump nie reprezentował już bowiem tylko siebie, ale całą dokonującą się zmianę kulturową. W czasie swojej prezydentury stał się większy nawet od swojej własnej partii. Był czystym wytworem polityki tożsamościowej, dlatego jego zwolennicy popierali go z powodu jego wad, a nie wbrew nim.

Pod tym względem Trumpa przypominać ma właśnie Marin. Szefowa fińskiego rządu tylko deklaratywnie jest zorientowana na problemy ludzi i wypełnia politykę treścią. Tak naprawdę skupia się jednak na swoim wizerunku, stąd też wypełnia przestrzeń obrazami związanymi bardziej z rozrywką niż polityką. Doskonale zdaje sobie bowiem sprawę, że media będą żyć sensacyjnymi doniesieniami z niej życia, a nie faktami.

Latem premier Finlandii uczestniczyła w festiwalach muzycznych, pokazywała się na różnego rodzaju imprezach i nawet zdarzało się jej na nich tańczyć. Jednocześnie nie odniosła się chociażby do sprawy fińskiej firmy energetycznej Uniper, czyli zdaniem jej krytyków do największego skandalu w gospodarczej historii Finlandii. Chodzi o działalność spółki zależnej koncernu w Niemczech, która kupując paliwo po zawyżonych cenach zaczęła generować dziesiątki milionów euro strat dziennie. I najprawdopodobniej będą musieli zapłacić za nie fińscy podatnicy.

Zamiast tego politycy koalicji rządowej muszą tłumaczyć się właśnie z zachowania swojej szefowej. Niedawno widać było zażenowanie minister finansów Anniki Saarikko, pytaną o imprezę w rezydencji premier, podczas której fotografowano całujące się nagie kobiety. Według „Iltalehti” wybryki Marin stawiają w trudnej sytuacji także samych dziennikarzy politycznych. Nie zajmują się oni bowiem deficytem budżetowym i polityką gospodarczą Socjaldemokratycznej Partii Finlandii (SDP), ale imprezowaniem, kokainą i piersiami koleżanki obecnej szefowej rządu.

Zobacz także: Premier Finlandii poddała się testowi na narkotyki [+VIDEO]

Zdjęcia z udziałem fińskiej premier zaczęły wypełniać już każdą przestrzeń publiczną, a także stały się tematem rozmów zwykłych Finów przy śniadaniu. Marin osiągnęła w ten sposób pozycję Trumpa: nie reprezentuje siebie czy swojej partii, lecz jest zwykłą gwiazdą już nie tylko fińskiej popkultury. Pozuje więc na okładce „Vogue’a”, tańczy w trakcie wizyty w strefie VIP w teatrze, popisuje się przed kamerą i spotyka z najsłynniejszymi ludźmi świata, gdy tymczasem przeciętny Fin próbuje kupić posiłek za swoje ostatnie pieniądze.

„Iltalehti” wiąże wizerunek Marin z akcjami pokroju #metoo, emancypacją kobiet, równymi prawami małżeńskimi i każdą falą feminizmu. Zresztą polityk lewicy nie musi nawet odnosić się do podobnych kwestii, bo reprezentuje je swoją własną osobą. Rozumie więc doskonale, że w polityce nie chodzi już o żadną treść, ale o estetykę. Z tego powodu przekazuje uczucia takie jak obecność, troska czy człowieczeństwo, natomiast nie mówi o rzeczach takich jak nudny Uniper. Zamiast tego woli udzielać się na TikTok albo wybuchać płaczem w wywiadzie dla tabloidu.

Co więcej, lider SDP potrafi zawładnąć przestrzenią publiczną nawet podczas poważnych kryzysów. Zdaniem dziennika „kiedy wybucha wojna lub pandemia pochłania życie ludzi, Sanna Marin publikuje fajne wideo na Insragramie, występując na nim w skórzanej kurtce” lub też „zamieszcza słodkie zdjęcie ślubne w mediach społecznościowych”.

W ten właśnie sposób Marin stała się wraz z Trumpem „najjaśniejszą gwiazdą wojny kulturowej” i może więcej niż przeciętny śmiertelnik. Doskonale zdają sobie z tego sprawę fińscy socjaldemokraci, których poparcie spoczywa wyłącznie na barkach szefowej rządu. Będzie ona mogła czuć się bezpiecznie, dopóki SDP nie zacznie w dłuższej perspektywie tracić w sondażach. Zresztą za każdym razem Marin szybko odbudowywała zaufanie wyborców do swojej partii, stosując opisane wyżej marketingowe chwyty.

Fińską premier należy uznać tym samym za czysty wytwór „polityki nowej ery”, w której nieważne są osobowość czy kompetencje, ale sfera wizualna, wygląd i obecność w popkulturze. Wiele osób chce zresztą, aby osiągnęła ona sukces właśnie z powodu swojej kobiecości, urody, energii i uczuciowości. Według „Iltalehti” Marin prędko nie zniknie więc ze sceny politycznej, bo za pośrednictwem mediów udało jej się całkowicie zawładnąć przestrzenią publiczną w swoim kraju.

Marcin Ursyński

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply