Prawda o zbrodni wołyńskiej

Z dr Joanną Wieliczką-Szarkową, autorką książki „Wołyń we krwi 1943”, rozmawia Adam Kruczek z “Naszego Dziennika”.

Nie spotkałem w polskiej literaturze przedmiotu książki, która by w tak kompleksowy i przystępny sposób opisywała zagładę polskich Kresów, jak „Wołyń we krwi 1943”. Ale zakres tej pracy znacznie przekracza zasygnalizowaną w tytule cezurę miejsca i czasu.

– Książka miała przede wszystkim przywrócić pamięć i uczcić ofiary ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach na Wołyniu. Nie przypadkiem też została wydana przed 70. rocznicą tej tragedii, którą obchodzimy 11 lipca, na pamiątkę tzw. Krwawej Niedzieli, kiedy to nastąpiło apogeum mordów, i stąd to podkreślenie w tytule. Aby jednak w sposób zrozumiały opisać samą „rzeź wołyńską”, chciałam pokazać, jak i dlaczego mogła się wydarzyć. Stąd odwołanie do najdawniejszej nawet historii i czasów, kiedy Polacy pojawili się na tych ziemiach, które stały się ich Ojczyzną.

W Pani książce potoczysta gawęda o Kresach w miarę upływu czasu przechodzi w prawdziwy thriller. Komu poleciłaby Pani tę lekturę?

– Niewyobrażalne okrucieństwo czy wręcz bestialstwo, z jakim dokonywano zbrodni na bezbronnych Polakach, zarówno dorosłych, jak i dzieciach, poczynając od nienarodzonych i niemowląt w kołyskach, jest charakterystyczną cechą ukraińskiego ludobójstwa, nazywanego właśnie dodatkowo „okrutnym, dzikim, straszliwym” – genocidium atrox. Dlatego też nie sposób było uniknąć przytaczania drastycznych przykładów, które rzeczywiście nie są przeznaczone dla młodszych dzieci. Mam nadzieję, że książka pomoże tym wszystkim, którzy nie wiedzą jeszcze, co stało się na Wołyniu w 1943 roku – a dziesięć lat temu była to połowa Polaków – może nauczycielom historii, a także młodzieży oraz innym chcącym poznać te wydarzenia.

Pokazuje Pani, że wybuch zbrodniczego szału, jaki ogarnął tak wielu Ukraińców w 1943 r., nie powstał znikąd, ale był zwieńczeniem procesu rozwoju zbrodniczej idei wprowadzanej przez lata w czyn przez ukraińskich faszystów. Czym uwiódł ich integralny nacjonalizm Dmytro Doncowa i dlaczego dziś na Ukrainie czci się zbrodniarzy OUN-UPA?

– Nacjonaliści ukraińscy wpoili znacznej części swojego społeczeństwa prosty program zdobycia niepodległości. Przekonywali, że „gdy na ziemi ukraińskiej nie będzie ani jednego Żyda, Polaka, Węgra, Rumuna, Moskala i innego obcego, Ukraina będzie”, i wzywali: „gdy przyjdzie stosowna chwila, należy rżnąć, rżnąć i jeszcze raz rżnąć”, a gdy „na Ukrainie nie będzie żadnego obcego, zwłaszcza Lacha, to i Roosevelt uzna Ukrainę”. Chłopi ukraińscy wzięli udział w mordowaniu Polaków, bo mogli w ten sposób przejąć ich dobytek i ziemię, a to pożądanie posiadania w wielu przypadkach okazało się silniejsze niż moralny nakaz „nie zabijaj”.

We wschodniej i południowej Ukrainie przeważa przekonanie, że OUN i UPA to organizacje faszystowskie, które splamiły się zbrodniczą działalnością i nie zasługują na gloryfikację. Ale na zachodniej Ukrainie, której ziemie należały kiedyś do Rzeczypospolitej, tradycje OUN-UPA były i są bardzo silne (podobnie jest w środowiskach emigracyjnych w Kanadzie i Ameryce Południowej) i to właśnie na tych tradycjach buduje się tam tożsamość narodowo-państwową, w której podkreśla się, że członkowie UPA byli bohaterami walczącymi o niepodległość Ukrainy, jednocześnie nie dopuszczając prawdy, iż OUN-UPA dokonała ludobójstwa na Polakach.

Można spotkać się z opinią, że na temat tego, co stało się na Kresach w czasie II wojny światowej, funkcjonują dwie prawdy – polska i ukraińska – i nie da się ich pogodzić. Tak wypowiadał się np. Bronisław Geremek, często można się z tym poglądem spotkać np. w „Gazecie Wyborczej”. Pani nie podziela tego relatywizmu.

– Nie mam wątpliwości, że prawda jest jedna, zresztą w znacznej mierze już udokumentowana. W świetle międzynarodowych aktów, np. konwencji ONZ z 9 grudnia 1948 roku, zbrodnie ukraińskich nacjonalistów są ludobójstwem. Znamy przybliżoną liczbę ofiar, jeszcze żyją świadkowie tych wydarzeń. W cywilizacji łacińskiej, do której należymy, nie ma takiej idei czy wartości, w imię której można by pozbawić życia niewinne, bezbronne ofiary. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla wspominanych tu mordów.

Czy nie zamierza Pani w kolejnej publikacji rozszerzyć rozdziału poświęconego zbrodniom w Małopolsce Wschodniej, które były nie mniej krwawe niż na Wołyniu?

– Opisanie zbrodni w Małopolsce Wschodniej, gdzie zginęło ponad 70 tysięcy Polaków, jest bardzo potrzebne, choć muszę wyznać, że codzienne obcowanie z – jak to określił biskup łucki Marcjan Trofimiak – „tajemnicą zła (mysterium iniquitatis), zła, które nie poddaje się żadnemu racjonalnemu wytłumaczeniu, zła, które wykracza poza wszelkie ludzkie pojęcia”, było dla mnie naprawdę trudne. Oczywiście, tym bardziej powinniśmy robić wszystko, aby pamięć o niewinnych ofiarach nigdy się nie zatarła.

W Sejmie posłowie Platformy Obywatelskiej nie chcą się zgodzić na adekwatną do stanu faktycznego uchwałę w 70-lecie zbrodni wołyńskiej. Jak Pani sądzi, co przeszkadza w jednoznacznym osądzeniu tej zbrodni?

– Bezwzględnie fałszywe przekonanie rządzących Polską, że spełnianie oczekiwań nacjonalistów ukraińskich i „niedrażnienie” Ukrainy zapewni nam dobre stosunki z tym państwem i zapobiegnie ponownemu uzależnieniu naszych sąsiadów od Rosji. Jak do tej pory okazywanie słabości i uległości, co czynią polscy politycy, nie przyniosło żadnych wymiernych korzyści, wręcz przeciwnie. W imię prawdy zbrodnia musi zostać potępiona, bo pojednanie oparte na kłamstwie nie ma żadnego znaczenia. Niepamięć o co najmniej 130 tysiącach męczenników wołyńsko-małopolskiego ludobójstwa jest hańbą dla państwa polskiego.

Dziękuję za rozmowę.

“Nasz Dziennik”

[link=http://www.naszdziennik.pl/mysl/35119,prawda-o-zbrodni-wolynskiej.html]

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply