Polski Ortega? Pierwsze prawdziwe przeczyszczenie duszy

Hiszpański filozof José Ortega y Gasset pisał, że „miarą książki jest zdolność autora do materialnego wyobrażania sobie czytelnika i poprowadzenia z nim pewnego rodzaju ukrytego dialogu, w którym czytelnik pomiędzy wierszami wyczuwa obecność nieuchwytnej dłoni”[1], poszturchującej i pobudzającej do myślenia. Według tej miary „Esej o duszy polskiej” Legutki to dzieło wybitne, z pewnością jeden z najważniejszych głosów na temat polskiej tożsamości po roku 1989.

Po publikacji zbiorów esejów (jak np. “Podzwonne dla błazna”), czasem nieco chaotycznych i przydługich, profesor Legutko zadziwia spójnością kompozycji oraz emocjonalnym, acz dyplomatycznym i gładkim językiem. Są one doskonałym nośnikiem dla twardych, smutnych tez na temat kondycji umysłowej Polaków, kształtowanych dotąd przez na wpół świadomą swojej mocy sprawczej elitę, zamykającą polskość w ciemnej komórce, i każącą jej pokutować za wydumane grzechy przeszłości. Legutko stara się podać klucz do tej komórki, który – choć według niektórych miejscami zapewne chropowaty – spełnia swe zasadnicze zadanie: po dziewiętnastu latach zastoju intelektualnego i retoryki nijakości, wreszcie zatęchła, smrodliwa ciemnia zostaje otwarta, a dusza polska wypuszczona na świeże powietrze. Jej stan jest jednak opłakany, ponieważ w ogóle nie pamięta skąd przychodzi, nie wie, dokąd zmierza, nie ma nawet na tyle siły, aby spojrzeć na rzeczywistość bez drżenia, jakiego nabawiła się siedząc skurczona w półmroku. Póki co, stoi chora, oślepiona słońcem, karmiąc się jedynie własnymi kompleksami. A najgorsze jest to, że jakoś nikt nie chce jej pomóc. “Trzeba się wreszcie wkurzyć”[2], mówi Legutko, pochylić nad jej niemocą, bo nikt inny, prócz nas samych nie ma interesu w tym, aby przeżyła.

Doświadczenie braku ciągłości, z jakim boryka się Polska nie zostało dotąd opisane, ponieważ nie zostało nawet zidentyfikowane – twierdzi Legutko. Od początku II wojny światowej Polacy czują się wyłącznie przedmiotem, a nie podmiotem historii. Nie mają żadnego długofalowego celu, żadnego rozeznania w rzeczywistości, “ciągle szukają swojego miejsca, nadrabiają zaległości, dołączają do innych, zamiast zajmować się kształtowaniem współczesnego świata zgodnie z własnymi planami”[3]. Rozważając przyczyny tego stanu rzeczy, krakowski profesor wskazuje na kataklizm historyczny – nasz kraj w ostatnich wiekach stał się poczwórną ofiarą: terytorialnego zaboru, agresji niemieckiej, komunistycznego zniewolenia i społecznej destrukcji. Gdyby rzeczywiście wyobrażać sobie Polską jako pojedynczego człowieka, prawdopodobnie by nie przeżył tylu następujących po sobie urazów. Konstatacja niby oczywista, ale jak dotąd tylko dla politologów zagranicznych historia Polski to “scenariusz, jakiego nie wymyśliliby najwybitniejsi nawet powieściopisarze, uznając go za nieprawdopodobny”[4]. Natomiast wielu Polaków w latach 90-tych skwitowałoby twierdzenie Legutki pomrukiem, iż zwracanie uwagi na własną historię jest ponurym cierpiętnictwem. Właśnie wskazanie na przyczyny takich odpowiedzi i analiza tego stanu umysłowości, który na skalę masową wciąż generuje opinie symbolicznie odcinające się od własnej kultury to największa zasługa tej książki.###strona###

Obecny stan polskiego ducha wiąże Legutko z paradoksalnym, pośmiertnym triumfem komunizmu – władza totalitarna, po wyeliminowaniu fizycznym elity, dzięki potężnym manipulacjom wmówiła Polakom, że ich zniewolenie, brak własnego głosu w sprawach ważnych to ich największe dobrodziejstwo. Polska jawi się jako rzeczywisty przykład wcielanej w życie antyutopii ze stopniowanym modelem przymusowej przemiany świadomości. Fazy, jakie musi przejść społeczeństwo ku całkowitemu ubezwłasnowolnieniu są następujące: (1) fizyczne unicestwienie, (2) zniewolenie, (3) upokorzenie, (3) wyższa forma upokorzenia: pochwała despoty, (4) identyfikacja i stopienie z nim. W Polsce, twierdzi Legutko, z sukcesem zostały przeprowadzone wszystkie fazy, oprócz ostatniej[5].

Konsekwencje ich implementacji widać do dzisiaj: Polska dusza została tak przytłamszona intelektualnie, że obszar jakiejś historycznej konieczności, której się trzeba poddać[6]stał się aksjomatem przyjmowanym przez polskie masy bezrefleksyjnie, automatycznie, bez nawet najbardziej nieśmiałych prób dowiedzenia ich słuszności. To konieczność, a nie możliwość, podążanie za fatum zamiast przekonania o własnej mocy twórczej rządzi naszym życiem zbiorowym. Koniecznością powojenną był komunizm, z którego odpowiedzialni za jej kreowanie intelektualiści tłumaczyli się “heglowskim ukąszeniem”, a wiec czymś przyniesionym z zewnątrz, za co rzekomo nie można wziąć duchowej odpowiedzialności. Teraz koniecznością jest bezkrytyczny konsumpcjonizm na wzór zachodnioeuropejski – ktokolwiek podejmuje się jego krytycznej analizy, zostaje uznany za odszczepieńca – wszak jego zasadność została potwierdzona przez prestiż państw, w których sięga on szczytu.

W latach 90-tych pisano co prawda o homo sovieticus, człowieku sowieckim, który pod wpływem komunizmu stał się strachliwym i nieporadnym. Jednakże, według Legutki, pojęcie to nie miało ostrej treści, w dużej mierze nie dotykało istoty problemu, wskazując wyłącznie na uzależnienie jednostki od państwa jako pokłosie sowieckiej dominacji[7]; w zasadzie nie miało mocy dydaktycznej, bo omijało sprawy najważniejsze. Komunizm wpoił nam mianowicie niechęć do własnej przeszłości, jako do czegoś, z czego trzeba się wytłumaczyć, by zaraz potem odrzucić raz na zawsze, w dążeniu ku lepszej, przygotowanej przez innych przyszłości. Niestety, tymi schematami myślimy do dzisiaj, dążąc do imitacji, a nie innowacji. Wielki Brat – pisze Legutko – zmienił nasze myślenie i już jako ludzie o innych umysłach zadaliśmy mu ostateczny cios. W efekcie polska dusza jest niezdolna do twórczego wysiłku, chce mieć “święty spokój”, jest zrezygnowana. Przyszłość ją pociąga, ale jest zbyt zakompleksiona, by wyobrazić siebie samą jako twórcę tej przyszłości. Chorobliwa mikromania, szukanie legitymizacji nie we wnętrzu własnej kultury, ale wyłącznie na zewnątrz, we wzorcach niezrozumianych i częstokroć nieodpowiednich w naszym kontekście kulturowym – oto objawy choroby duszy polskiej. Kibic procesów historycznych, a nie ich uczestnik; roztrzęsiony imitator gubiący się obcojęzycznej instrukcji obsługi, a nie panujący nad materią konstruktor; łasy na pochwały za własne lenistwo prostaczek, a nie poważany mąż stanu – oto Polak[8]. Wyróżnia się tym, że chętnie przyznaje, iż “bycie przeciętniakiem” jest właśnie aspiracją na miarę jego możliwości[9].###strona###

Legutko zauważa, że polskim życiem intelektualnym nie rządzą wcale trumny Piłsudskiego i Dmowskiego, jak twierdził Giedroyc, jakby narzucający kalkę dwudziestolecia na późniejsze dzieje Polski. Wręcz przeciwnie, rządzi nami jakaś dziwaczna intelektualna perwersja czerpiąca chlubę z wykorzenienia, co jest objawem spreparowania naszej świadomości. Co gorsza, współczesne elity reprodukują tę postawę, wymagając od aspirujących do niej młodych, aby składali deklarację bezwarunkowej lojalności ideologicznej, zamiast raportu ze swoich zasług dla kraju[10].

W swoją diagnozę Legutko wplata poetycką metaforę trzech miast: Lwowa, Warszawy i Krakowa, które symbolizują różne stadia rozwoju naszej świadomości. Obraz fizycznie zamordowanego Lwowa to metafora powojennej wyrwy w polskim poczuciu tożsamości. Rewolucja komunistyczna odebrała Polakom ich przestrzenie symboliczne i materialne do tego stopnia, że nie potrafią zrekonstruować siebie, nie potrafią się zaleczyć. Obraz współczesnej Warszawy – odbudowanej z gruzów, to z kolei metafora ostatnich dziesięcioleci komunizmu, który chciał zatrzeć polską tożsamość: “Warszawa to miasto nieszczęsne: piękna kiedyś, okrutnie ukarana za swoje bohaterstwo przez Niemców, a po części także komunistów, i wreszcie niemożebnie zbrzydzona przez nową władzę ludową”. Radykalne zerwanie ciągłości, próba ulepienia Polaka na nowo, widoczna jest nawet w warstwie estetycznej poprzez brzydotę i jednolitość komunistycznego budownictwa. Z kolei obraz Krakowa to metafora współczesnej, samooszukującej się Polski, która choć nominalnie zakorzeniona w jakichś wydarzeniach historycznych, to nie wie, w jakich, nie ma historii w sercu. Polacy, niczym Krakowianie, przyzwyczaili się, że “historia w nich żyje, podczas gdy już dawno zapadła w stan śpiączki, być może nawet terminalnej”[11]. Jeśli to prawda, esej Legutki rzeczywiście napawa pesymizmem i dusza Polska skazana jest na podmokłe dryfowanie na falach cudzych idei i interesów.

Tym bardziej dziwi, że tak ważna książka, kreśląca portret Polaka-wydmuszki nie sprowokowała jeszcze ogólnopolskiej dyskusji, a uwagi dziennikarzy na jej temat świadczą jedynie o tym, że bardzo powierzchownie się z nią zapoznali. Jeśli Cezary Michalski w “Dzienniku” oskarża Legutkę o brak kreatywności, to albo nie przeczytał książki, której każdy wers piętnuje tendencje Polaków do imitacji, albo należy wziąć to na karb jego mistycznej zapaści, spowodowanej wizytą w Ameryce[12]. Zaskakujące jest, że w namowach do “zabicia w sobie Legutki” i dojrzenia do intelektualnej niezależności Michalski uprawia nieudolną elenchtykę – sztukę obalania czyichś sądów na bazie przemyconych mu myśli. Zakłada, że Polak często bezkrytycznie imituje sądy Legutki, podczas gdy w rzeczywistości nie są one nawet słyszane na skalę ogólnopolską. ###strona###Zakłada też, jakoby student Uniwersytetu Jagiellońskiego nigdy nie słyszał głosów innych, jakby oprócz Legutki, nie miał do wyboru innych intelektualnych nauczycieli. Co najbardziej absurdalne, Michalski oskarża Legutkę o bezkrytyczną imitację wzorców anglosaskich: innymi słowy, potrząsając pustelniczym kosturem egzorcyzmuje z nas obskuranta, zaklęciem “nie imitujcie!”, a jako głównych winowajców wskazuje właśnie tych, którzy przed tą imitacją przestrzegają.

Oprócz tej bezpodstawnej krytyki, możliwa jest jednak krytyka merytoryczna. Na przykład w warstwie opisowej esej pomija działalność polskiej emigracji antykomunistycznej, która poświęcała się podtrzymywaniu samodzielnego ducha, stanowiąc ruch oporu przeciwko tłamsicielom duszy polskiej. Być może dlatego, że tekst jest bardziej diagnozą współczesności, opisującą to co złe, a nie dobre? Być może dlatego, że wielu spadkobierców tradycji emigracyjnej, podkreślających żywotność polskiej kultury, po obaleniu komunizmu zwróciło się ku pochwałom imitacji? Z kolei w warstwie stylistycznej eseju czasem przemycany jest nieświadomie dyskurs, od którego sam Legutko próbuje się uwolnić. Przykładem jest fragment o ideach, które płyną do Polski “z Zachodu”. W określeniu tym, (powielanym często przez intelektualistów, piszących “Zachód” zamiast “Europa Zachodnia”), tkwi ukryte założenie, że Polska jest poza obrębem cywilizacji zachodniej. W sferze pozamerytorycznej można też zarzucić Ryszardowi Legutce, że nie konfrontuje swych idei z przynajmniej jedną grupą, która powinna przeczytać tą książkę – podczas spotkania autorskiego w Krakowie nie było widać, ani słychać przedstawicieli intelektualnej lewicy, która jest przecież głównym ośrodkiem pochwały imitacji wzorców zewnętrznych.

Albert Camus nazywał Ortegę człowiekiem, który twórczo przetwarza dorobek Zachodu, pozostając myślicielem na wskroś hiszpańskim[13]. W ramach swej fascynacji Zachodem, Ortega wzywał rodaków do odrzucenia tyranii defetyzmu i przeciętności tak, aby wreszcie móc stwarzać się na nowo, ku pożytkowi zarówno Hiszpanii, jak i Europy. Podobnie Legutko: jako znawca dorobku cywilizacji zachodniej, pozostaje na wskroś polski – kumuluje w sobie nasze kulturowe doświadczenie oraz obawy historyczne i pragnie wpleść je w zaczątki jakiegoś, nieokreślonego jeszcze telosu, który być może się w Polsce wyłoni. Dłuższa medytacja nad tezami tej potężnej książki może nam w tym pomóc. Musi pomóc.###strona###

Czyż nie napawa Państwa przerażeniem, że gdyby nawet Polska pozostała na zawsze w stanie ciągłego zawieszenia i niemożności, to większość Polaków i tak będzie w nocy spać spokojnie, śniąc o przyziemności? Jeśli tak, to jest to książka właśnie dla Państwa. Jeśli nie, to tym bardziej musicie ją przeczytać, bo jest właśnie o Was.

Grzegorz Lewicki



[1]Jose Ortega y Gasset, Unity and Diversity of Europe (w: History as a system and other essays toward a philosophy of history, s.46);

[2]“Trzeba się wreszcie wkurzyć” – wywiad z R. Legutką, “Rzeczpospolita”; http://www.rp.pl/artykul/110324.html

[3]Ryszard Legutko, Esej o duszy polskiej, OMP 2008, s. 9

[4]Wally Olins, “Poland and National Identity”, http://www.wallyolins.com/includes/poland.pdf , 10.2001.

[5]R. Legutko, op. cit. s. 12

[6]Por. Ibidem, s.135

[7]Ibidem, s. 13

[8]Por. ibidem, s.105.

[9]s. 136.

[10]s.118.

[11]s. 24.

[12]Cezary Michalski; Listy z Ameryki, s.14-15, “Dziennik”, 19-20.04

[13]Albert Camus, cyt w: Ortega, Man and Crisis, s.1.

tekst ukazał się w krakowskich Arcanach nr 5 2008 (83)

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply