Polski Majdan w Wilnie?

Z Jarosławem Narkiewiczem, posłem AWPL, wicemarszałkiem Sejmu Republiki Litewskiej, rozmawia Maciej Walaszczyk z “Naszego Dziennika”.

Chyba nikt się nie spodziewał, że w czasie, gdy AWPL współrządzi Litwą, będziecie apelować do UE o interwencję w kwestii praw mniejszości polskiej na Wileńszczyźnie. Dlaczego tak się dzieje?

– Dotąd takiej konieczności nie było, ale sytuacja ostatnio się zmieniła. I nie jest to problem dotyczący koalicji rządzącej, ale do tej akcji zmusił nas wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, jaki zapadł pod koniec ubiegłego roku. Chodzi oczywiście o karę, jaką sąd nałożył na dyrektora administracji samorządu rejonu solecznickiego Bolesława Daszkiewicza, i jej wielkość. To nas zaskoczyło.

Podobny problem dotyczył kary nałożonej na dyrektora administracji rejonu wileńskiego Lucynę Kotłowską.

– Te dwie sprawy toczą się równolegle. W obu rejonach są mieszkańcy, którzy na swoich posesjach mają zawieszone tabliczki zarówno z polskimi, jak i litewskimi nazwami ulic. Sprawy sądowe w tej kwestii toczą się już od 2008 roku.

W przypadku Bolesława Daszkiewicza to już decyzja ostateczna?

– Jest jeszcze szansa na kasację wyroku, natomiast by odwołać się do ETPC, sprawa musi się ostatecznie zakończyć na Litwie. Tutaj nie chodzi nawet o wyrok, ale o zasady. Na Litwie doszliśmy do takiej sytuacji, że można karać obywateli za posiadanie dwujęzycznych tabliczek. W Europie ten temat po prostu nie istnieje i mniejszości narodowe mają prawo do podwójnych nazw topograficznych. W Polsce takie prawa ma np. mniejszość niemiecka. Powstaje więc pytanie, czy ten system, który powstał na Litwie, powinien w dalszym ciągu działać, czy należy go łamać?

A Pan jak to ocenia?

– Moim zdaniem, należy go złamać. W koalicji pracujemy nad wieloma aktami prawnymi, które mają na celu zmianę tego stanu rzeczy. Ale faktem jest, że kardynalnej zmiany sytuacji nie ma. Ta może zaistnieć wyłącznie po uchwaleniu nowej ustawy o mniejszościach narodowych. Z koalicjantami doszliśmy do wniosku, że jeśli jej projekt będzie wciąż zalegał w międzyresortowych ustaleniach, to po prostu należy wrócić do poprzedniej ustawy, tej z 1989 roku. To słynny akt prawny, do którego pewne poprawki zostały przyjęte 29 marca 1991 r. po tzw. wydarzeniach styczniowych, gdy obroniona została niepodległość Litwy. Wtedy wszystkie polskie organizacje potwierdziły swoją determinację, by bronić niepodległości Litwy. Co znamienne, wówczas przewodniczący Rady Najwyższej Vytautas Landsbergis podpisał zmiany w tej ustawie, które zezwalały na polskie piśmiennictwo, używanie języka w urzędach. Nawet pojawiła się uchwała w sprawie ustanowienia obszaru kulturowego, na którym można byłoby realizować postulaty mniejszości narodowych. Chodziło o powołanie do życia specjalnego urzędu, który zajmowałby się tymi sprawami. Gdy Litwa potrzebowała głosów i poparcia wszystkich swoich mieszkańców, w tym Polaków, to nasze postulaty były słyszalne. Natomiast po 20 latach mamy tych praw znacznie mniej niż w punkcie wyjścia.

Wielu komentatorów sugeruje, że elity polityczne Litwy dążą do stopniowej likwidacji polskiej mniejszości, tak by stało się z nią to samo, co z Polakami na Litwie kowieńskiej przed wojną. A więc stopniowa lituanizacja pod przymusem państwowym?

– Jest w tym sporo racji. Litwa kowieńska jest przykładem dążenia elit litewskich do modelu zwrócenia się ku litewskim korzeniom. Chcą, byśmy oddawali swoje dzieci do litewskich szkół, byśmy język litewski stosowali także w prywatnych rozmowach w domu, a nie tylko w urzędach. My się temu oczywiście sprzeciwiamy. Również ze względu na pozycję państwa polskiego, choć każda wywalczona przez nas sprawa, ustępstwo, zakres naszych praw był okupiony ciężką walką. Prezydent czy niektórzy politycy państwa litewskiego zarzucają nam, że nigdy nie chwalimy się tym, co dała nam Litwa, tylko narzekamy. Chodzi im o to, że jako polska mniejszość żyjąca poza granicami RP mamy najlepsze warunki do rozwoju. Oczywiście pod tym względem mamy jedne z lepszych, i ja to zawsze przyznaję.

Choćby w porównaniu z Białorusią?

– Oczywiście, to jest zresztą nieporównywalne. Jednak na Litwie mieliśmy zupełnie inny punkt wyjścia, a więc wspomniany wcześniej katalog praw, jaki dawała nam ustawa z 1989 r. jeszcze w czasach Związku Sowieckiego. I tutaj porównajmy, czy warunki naszego rozwoju się polepszają, czy pogarszają. Politycy litewscy chcieli, by nauczanie przedmiotów w języku polskim obejmowało tylko 30 proc. przedmiotów, gdy tymczasem w naszych szkołach językiem wykładowym jest po prostu polski. Oni tymczasem dawali nam za przykład Łotwę, gdzie właśnie tylko część przedmiotów jest wykładana po polsku, a reszta po łotewsku. Tylko tam polska mniejszość nie miała żadnych praw i dzisiaj możliwość nauki po polsku jest dowodem na pozytywną zmianę. Na Litwie jest odwrotnie, nasze prawa ciągle są ograniczane. Pewne jest, że ich erozja skończy się tym, co spotkało Polaków mieszkających na Litwie kowieńskiej.

Przyjechał Pan do Polski spotkać się z wicemarszałkami Sejmu, z przedstawicielami partii. Czego oczekujecie od państwa polskiego?

– Tak, również wystosowałem jako wiceprzewodniczący Sejmu Republiki Litewskiej zaproszenie do odwiedzin na Litwie do wszystkich przewodniczących polskich partii parlamentarnych. W naszej ocenie, stosunek do Polaków mieszkających poza granicami kraju jest ponad podziałami politycznymi. Oczekujemy, by wszyscy w tej sprawie mówili jednym głosem, by był on silny, koordynowany i efektywny. Obecnie rządzący w Polsce jednoznacznie mówią, że nie zgadzają się z pogarszaniem się sytuacji polskiej mniejszości.

Mówię to w kontekście wydarzeń na Ukrainie. Orzeczenie NSA Republiki Litewskiej i odrzucenie projektu ustawy o mniejszościach narodowych, nagonka prezydent na rządzących i stawianie ich w niezręcznej sytuacji wywołują niezadowolenie naszych obywateli. Więcej, rodzi to w nich desperację do innych, bardziej jawnych działań.

Jakich działań? Protestów, jak w Kijowie?

– Nie tylko protestów. Pytamy, czy stan administracyjny na Litwie, z jakim mamy do czynienia, gwarantuje nam konstytucyjne prawa obywatelskie, w tym prawa polskiej mniejszości narodowej na Litwie. Być może trzeba powrócić do tematu zagwarantowania nam pewnej odrębności kulturowej. Wiem, że ta sytuacja jest skrajna, ale dzisiaj mamy do czynienia z takimi właśnie nastrojami. W tym wypadku jak najbardziej byłoby oczekiwane uświadomienie w Polsce, w jakiej jesteśmy sytuacji. Chodzi o to, by nie używać nas w rozgrywkach politycznych w Polsce, ale odwrotnie – konsolidować się, aby wspólnie i skutecznie pomóc Litwie uświadomić sobie powagę i możliwe konsekwencje zaistniałych nastrojów. Ponieważ sytuacja może się wymknąć spod kontroli.

To znaczy z czym możemy mieć do czynienia?

– Warto zadać sobie pytanie, czy Polska po drugiej stronie granicy chce mieć stabilne, przyjazne państwo, czy też kraj, którego wewnętrzna sytuacja jest niekontrolowana. Dzisiaj na Litwie jest właśnie taka sytuacja. Dlatego skierowałem zaproszenia do liderów wszystkich partii parlamentarnych w Polsce i spotykam się z przedstawicielami polskiego parlamentu.

Czego konkretnie oczekujecie od Polski?

– Państwo polskie powinno działać nie tyle w stosunku do rodaków na Litwie, ile wobec własnego sąsiada, od którego oczekuje, by jego sytuacja wewnętrzna była stabilna, który jest przewidywalny i nie boryka się z tego rodzaju problemami wewnętrznymi, nawet natury siłowej. Dlatego, w mojej ocenie, strona polska powinna dzisiaj wykorzystać swoje możliwości polityczne, by dojść z władzami Litwy do porozumienia, że konieczne jest przestrzeganie tam elementarnych praw człowieka. Łamanie tych praw np. przez sąd może spowodować wymknięcie się sytuacji spod kontroli.

Możliwy jest protest Polaków?

– Ja tylko namawiam do poważnej analizy sytuacji. Proszę poczytać teksty prasowe, jakie się na Litwie ukazują, w których urzędnicy zapowiadają, że będą siłą egzekwować wyroki sądu, że chcą siłą, przy użyciu policji, ściągać tablice z prywatnych posesji.

Wcześniej do tego rodzaju akcji, wtargnięcia na prywatny teren i ściągania szyldów wzywano w ramach młodzieżowych happeningów. One pozostały bezkarne?

– Paradoks orzeczenia sądu polega na tym, że po tych młodzieżowo-chuligańskich wybrykach nakładano grzywny w wysokości 260 litów. Teraz sąd nakłada na dyrektora rejonu, który nie ma prawa ściągać tablic z prywatnych posesji, karę 43 tys. litów. To jest oczywisty absurd. Takie mamy realia.

Jaki stan posiadania AWPL ma dziś w rządzie?

– Doszliśmy do porozumienia programowego w kilku kwestiach, nie tylko dotyczących mniejszości narodowych, ale również socjalnej, infrastrukturalnej, energetycznej, ekonomicznej i oświatowej. Dzisiaj nasi ludzie zajmują stanowiska ministra i wiceministra energetyki, wiceministra łączności, rolnictwa, oświaty i kultury. Poza tym jestem jako przedstawiciel AWPL, Polak – po raz pierwszy zresztą – wicemarszałkiem Sejmu. Nasi posłowie są też szefami parlamentarnego komitetu praw człowieka, zastępcami szefa komitetu bezpieczeństwa narodowego, mamy także swój klub parlamentarny.

Co udało się zrobić?

– Staramy się realizować program, z którym szliśmy do naszych wyborców, np. sukcesem jest skierowanie większych środków na drogi lokalne – tereny wiejskie. Poza tym walczymy o uniezależnienie się od gazu rosyjskiego, nową ustawę oświatową. Na razie złagodziliśmy narzucone nam zasady ujednoliconego egzaminu z języka litewskiego. Przyjęliśmy nową strategię oświaty na ten rok, w której jest zapis o uwzględnianiu polepszania się jakości nauczania nie tylko języka polskiego, ale i w języku polskim. To zwycięstwo przyniesie dopiero owoce przy zarządzaniu edukacją.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło: “Nasz Dziennik”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply