Polska niepewna siebie

Mediacja ministra Radosława Sikorskiego, która miała mieć miejsce w czasie jego wizyty w Kijowie nie powiodła się. Co więcej, rozmowy nie doszły nawet do skutku, a minister Sikorski odbył dwa, niezbyt zapewne istotne dla zażegnania kryzysu gazowego, spotkania.

Pojawia się pytanie o przyczyny takowego stanu rzeczy – dlaczego strona ukraińska odniosła się do polskiej mediacji z dużym chłodem i obojętnością, co można wręcz poczytać za afront. Być może sama wizyta szefa MSZ mogła być lepiej uzgodniona, a ukraińscy przywódcy znajdowali się w środku rzeczywiście trudnego okresu, lecz nie wydaje mi się to wystarczającym wyjaśnieniem. Nie sądzę też, aby problem leżał w osobie samego ministra Sikorskiego, skądinąd raczej dobrze odbieranego za granicą (również na Ukrainie). Ukraińska ekipa rządząca uznała po prostu, że nie warto spotykać się z przedstawicielem polskiego rządu.

Niewątpliwie jednym z powodów mogły być i tak już napięte stosunki z Rosją i niechęć do drażnienia Rosji polską, a nie unijna mediacją (choć Ukraina nie wykazywała specjalnej elastyczności ani ugodowości w innych kwestiach), jednakże za główną przyczynę uznałbym obojętność ukraińskich elit względem Polski i polskich polityków, mówiąc wprost – brak szacunku wobec naszego państwa. Wspomniane lekceważenie jest niezależne od opcji politycznej i też od niej niezależnie powinno każdego Polaka martwić, ponieważ nie oznacza dezaprobaty dla konkretnego polityka, ale dla wagi naszego państwa jako takiego. Właściwą odpowiedzią nie będzie oczywiście obrażenie się na władze Ukrainy – państwa, z którym bądź, co bądź łączą nas dobre stosunki, jak również obiektywna zbieżność interesów, zwłaszcza w relacjach z Rosją, lecz refleksja nad sposobem prowadzenia i dokonaniami polskiej polityki zagranicznej ostatnich dwudziestu lat. Jest rzeczą wysoce zastanawiającą, iż po dwóch dekadach III RP, władze państwa w dużej mierze skazanego na współpracę z Polską, deklarujące przyjaźń i wzajemny szacunek mogą tak po prostu niemalże zignorować szefa polskiego MSZ.

Być może Polska nie jest wystarczająco interesującym i ważnym partnerem, aby w sytuacji kryzysu uciekać się do naszej pomocy, tym bardziej, kiedy w konflikt zaangażowana była już Unia Europejska. Z pewnością nie udało się nam przez ostatnie dwadzieścia lat wypracować sobie pozycji lidera regionu, a także kraju na tyle silnego i stabilnego, żeby inne kraje mogły oprzeć się na naszej sile. Nie jesteśmy specjalnie atrakcyjni, a także nie posiadamy mocy, która jest w dyplomacji niezbędna dla zaistnienia wśród znaczących graczy.

Podstawową przyczyną obecnej nieatrakcyjności Polski jest obiektywna słabość naszego kraju – gospodarcza, instytucjonalna i polityczna, a także niechęć do zmiany owej sytuacji. Polska elita polityczna jest niepewna siebie i przekłada się to na postawę naszego kraju. Ukazywanie przez szereg lat Polski jako ,,brzydkiej panny na wydaniu” nie umacniało naszej pozycji. Czy nie nadszedł czas, aby zmienić optykę i przestać myśleć o sobie jako przedmiocie, a zacząć traktować Polskę i jej suwerenne interesy podmiotowo. Taki zwrot jest nawet wśród naszych unijnych partnerów przyjmowany niechętnie, gdyż słusznie uważają oni, że zawsze lepiej mieć sojusznika spolegliwego niż twardego. Naprawdę warto spróbować myśleć o sobie jako kraju niezależnym i prowadzącym samodzielną politykę, twardo walczącym o uznanie naszych interesów na arenie UE. Choćby po to, abyśmy pewnego dnia to my ustalali koligacje. Trwałość takiego myślenia o Polsce byłaby wartością nie do przeceniania, choć też, i mam tego świadomość, oznaczałaby pewne novum w polityce międzynarodowej III RP.

W tym sensie minister Radosław Sikorski, niezależnie od wszystkich okoliczności, zapłacił fiaskiem swojej mediacji również za błędy i zaniedbania polityki zagranicznej ostatnich dwudziestu lat. Miejmy nadzieję, że jego następcom będzie to oszczędzone.

Mateusz Kędzierskikresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply