Polacy na Chocimszczyźnie

Polakom Chocim kojarzy się z reguły z dziejami oręża Rzeczypospolitej, z Chodkiewiczem i Sobieskim, z szarżami husarii, która tu zastąpiła drogę zastępom padyszacha. Ziemia chocimska jest jednak obficie zroszona nie tylko krwią kresowych rycerzy, ale także potem polskiego chłopa.

Tuż za Żwańcem i mostem na Dniestrze spinającym naddniestrzański brzeg należący niegdyś do Rzeczypospolitej z „multańską stroną”, na której gospodarzyli Turcy leży Chocim, dziś stolica rejonu w należącym do Ukrainy obwodzie czerniowieckim, który powstał po zajęciu rumuńskiej Besarabii i Bukowiny przez Armię Czerwoną i przyłączeniu ich do sowieckiej Ukrainy w sierpniu 1940 r. Wkroczenie sowieckich czołgów na multański brzeg odbyło się według scenariusza przećwiczonego przez Armię Czerwona na polskich Kresach. Oficjalnie były witane chlebem i solą jako forpoczta wyzwolicieli.

Dziś Chocim to niewielka mieścina licząca 12 tys. mieszkańców. Wjeżdżając do niej od razu czuje się jednak, że mimo iż jest stolicą rejonu w ukraińskim obwodzie, to jednak różni się od ukraińskich osad chociażby architekturą. Tylko zapadające się w ziemię chałupy, stojące bliżej rzeki na skraju osady są podobne do tych w Żwańcu po ukraińskiej stronie Dniestru. Widać, że są wiekowe i że zawsze mieszkali w nich Ukraińcy…

Dla Polaków Chocim kojarzy się z reguły z dziejami oręża Rzeczypospolitej, z Chodkiewiczem i Sobieskim, z szarżami husarii, która tu zastąpiła drogę zastępom padyszacha. Ziemia chocimska jest jednak obficie zroszona nie tylko krwią kresowych rycerzy, ale także potem polskiego chłopa. W XIX w. stała się ona terenem polskiego osadnictwa. Rosja wyparła bowiem z Besarabii Turków i przyłączyła ją do swego imperium. Polskie osadnictwo miało dwa podstawowe cele: zasilenie administracji rosyjskiej na nowych ziemiach, oraz cel społeczno-gospodarczy – szlachta próbowała odnaleźć dla siebie korzystniejsze warunki życia. Po niej, na Chocimszczyznę zaczęli przyjeżdżać przesiedleńcy o niższym statusie społecznym. Do zubożałej szlachty dołączyło chłopstwo, niezamożne mieszczaństwo , byli żołnierze armii rosyjskiej. W 1844 r. według spisu ludności w Chocimiu mieszkało 108 Polaków, a na wsiach powiatu 397. Ze spisu w 1863 r. można wnioskować, że w powiecie chocimskim mieszkało 43 przedstawicieli szlachty, 10 kupców i 5 urzędników, uważających się za Polaków. Nasi rodacy osiedlali się przede wszystkim w takich wsiach jak: Nielipowce, Markowce, Bałkowce, Tyrnowo, Bulbeka, Wołczyniec, Michałkowa, Łomaczyńce i innych.

Wspierali powstania

Polacy osiedlający się na Chocimszczyźnie nie zapominali o tym, że ich kraj jest pod zaborami i wspierali wszelkie działania na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości. Po Powstaniu Styczniowym np. szlachcic Jan Żółkiewski zamieszkały w Chocimiu został zesłany na Sybir za to, że namawiał żołnierzy Pułku Modlińskiego, stacjonującego w Chocimiu, do dezercji i przyłączenia się do powstania. W Nowosielicy, jak wynika to z raportu carskiej policji, właściciel zajazdu – Jan Zębiński, wywodzący się z Warszawy, także utrzymywał kontakty z ruchem powstańczym. Miał pełnić rolę pośrednika między miejscowością Bojany na Bukowinie austriackiej, Chocimiem i podolskimi miastami Kamieniec Podolski i Jarmolińce. Rolę kuriera pełniła jego gosposia – Franciszka Staube.

W drugiej połowie lat sześćdziesiątych XIX w. polskie osadnictwo w Chocimiu i okolicach było już na tyle silne, że utworzono w nim parafię rzymskokatolicką p.w. św. Mikołaja. Weszła ona w skład dekanatu odeskiego, diecezji tyrasopolskiej. W 1914 r. liczyła ona 1903 wiernych. Na przełomie XIX i XX w. Polacy z Chocimszczyzny zaczęli przesiedlać się na tereny dzisiejszej Mołdawii, zakładając tam duże skupiska polskie. Ze wsi Nielipowce do Styrczy wyjechała m.in. rodzina Boguckich, której potomkowie żyją do dziś w Bielcach.

Tu walczyły Legiony

Wybuch I wojny światowej przerwał krzepnięcie i rozwój rozwój polskiej wspólnoty, ale sprawił, że na Chocimszczyźnie znów pojawili się polscy żołnierze, obficie zraszając ją krwią. Wystarczy zajechać do leżących na zachodnim krańcu rejonu chocimskiego Ritkiwców, czyli dawnej Rarańczy, by się o tym przekonać. Na tamtejszym cmentarzu wśród prawosławnych i greckokatolickich mogił znajduje się dobrze utrzymany cokół zwieńczony obeliskiem z napisem: „Legionistom polskim poległym za niepodległość ojczyzny, wierni towarzysze broni, wdzięczni rodacy z Bukowiny i Gdańska 12 VI 1932 r.”. Z drugiej strony cokołu przeczytać można w języku rumuńskim „Erolinor Poloni 1914- 1918 ( co znaczy „Bohaterom polskim 1914 – 1918”). Na czworokątnym obelisku wykuto daty „1914- 1918” oraz dwa krzyże legionowe. Rarańcza była świadkiem dwóch bitew II Brygady Karpackiej Legionów Polskich. Pierwsza została stoczona w czerwcu 1915 r. w czasie ofensywy wojsk rosyjskich na Besarabię, gdy pułki legionowe osłaniały odwrót armii austriackiej. Druga bitwa miała miejsce w 1918 r., kiedy to II Brygada z bronią w ręku przedzierała się do korpusu gen. Dowbora- Muśnickiego, podejmując walkę z Austriakami.

Mocno podupadł

Po I wojnie światowej Chocim liczący 15 tys. mieszkańców mocno podupadł i stał się jednym z najbardziej zaniedbanych miasteczek rumuńskiej Besarabii. Będące niegdyś jego atutem przygraniczne położenie, po przyłączeniu Ukrainy do ZSRR a Besarabii do Rumunii stało się przekleństwem dla tej mieściny. Odcięta sowiecką granicą od tradycyjnych szlaków handlowych za Dniestrem, przestała pełnić rolę ośrodka przygranicznego handlu. W związku z jej położeniem i restrykcjami strefy nadgranicznej, wszelkie inwestycje zostały ograniczone. Miejscowi Polacy, zamieszkujący tereny położone najbliżej odrodzonej Rzeczypospolitej, w znacznej mierze do niej wyjechali, licząc, że w kraju życie lepiej się im ułoży. W Chocimiu pozostało 250 Polaków i około 1200 we wsiach w powiecie. Byli oni głównie rolnikami i rzemieślnikami. W samym miasteczku mieszkało jednak kilku inteligentów, którzy zaczęli przewodzić polskiej społeczności. Już w 1919 r. wystąpili do polskiego Poselstwa w Bukareszcie o poparcie u rumuńskich władz oświatowych w sprawie wprowadzenia w miejscowym gimnazjum nauki języka polskiego. W 1920 r. w Chocimiu powstała Gmina Polska, na czele której stanął dr Bolesław Ambrożewicz, człowiek niezwykle oddany polskiej społeczności. Za wszelką cenę usiłował pobudzić ją do aktywności, słusznie przewidując, że małżeństwa mieszane z Ukraińcami wyznania greckokatolickiego szybko doprowadzą do jej rozmycia. Powołał przy Gminie Towarzystwo Dobroczynności i Wieczorową Szkółkę Języka Polskiego. W piśmie do Poselstwa ubolewał, że jego wysiłki przynoszą tak małe rezultaty. „(…) W powiecie nie ma nic – pisał – Stan umysłowy w ogólności w niskim stopniu i wskutek małżeństw mieszanych zapominają mowę ojczystą. Zaradzić temu tym trudniej, że od dwóch lat nie możemy doczekać się proboszcza”.

Prośba o kapłana

Funkcjonująca przy Gminie szkółka wieczorowa w 1928 r. weszła do Polskiej Macierzy Szkolnej, ale nie zdołała się przekształcić w regularną 4-klasową szkołę prywatną, jaka działała chociażby w niedalekiej Rarańczy.

Gminie mimo wysiłków nie udało się też przez długi okres czasu pozyskać stałego kapłana. Co jakiś czas do chocimskiego kościoła dojeżdżał z Czerniowiec jezuita ks. Antoni Szydłowski. Dopiero w drugiej połowie lat dwudziestych tutejsza parafia uzyskała stałego kapłana ks. Michała Hellona. Wraz z prezesem Ambrożewiczem zabrał się on za remont świątyni. Nie zagrzał jednak zbyt długo miejsca i po dwóch latach wyjechał.

Według rumuńskiego spisu powszechnego z 1930 r. w Chocimiu mieszkało 235 Polaków ( z tego 182 z językiem polskim jako macierzystym) i 1017 w powiecie ( 585 w językiem polskim jako macierzystym). Polski badacz Stefan Kolbusz uważa jednak, że spis rumuński był tendencyjny i niedokładny. Jego zdaniem w powiecie chocimskim mieszkało od 3000 do 3500 Polaków.

Jak wynika ze sprawozdań Polskiej Macierzy Szkolnej życie polskie istniało w powiecie chocimskim w pierwszej połowie lat trzydziestych. W Rarańczy działała szkoła podstawowa, a w Chocimiu prowadzono kursy języka polskiego. Do miejscowej parafii dojeżdżali księża z Czerniowiec. Kres polskiej aktywności w powiecie chocimskim położyło zajęcie Besarabii i Bukowiny przez Armię Czerwoną. Parafia w Chocimiu została zlikwidowana, podobnie jak Gmina Polska i szkoła polska w Rarańczy. Aktywiści polskich organizacji zostali aresztowani i zesłani na Sybir. Ten sam los spotkał bogatszych chłopów. Po II wojnie światowej kolektywizacja i brak jakichkolwiek form życia polskiego spowodowały wynarodowienie resztek Polaków, którzy postanowili trwać na Chocimszczyźnie. Swoje zrobiły też małżeństwa mieszane z Ukraińcami, którzy na Chocimszczyźnie stali się dominująca nacją. Nieliczni Polacy jeździli do Czerniowiec , gdzie był czynny kościół rzymskokatolicki. Wielu z nich wyjechało też do innych miejscowości Ukrainy, głównie zaś do Kamieńca Podolskiego i Chmielnickiego.

Dzięki Paulinom

Szansa na odrodzenie polskości w Chocimiu zaistniała dopiero w latach dziewięćdziesiątych minionego wieku za sprawą o. Alojzego Kosobudzkiego, paulina, który objął podominikańską parafię w Kamieńcu Podolskim i zaczął dojeżdżać do kilku okolicznych kościołów. W 375 rocznicę bitwy pod Chocimiem, stoczonej przez wojska polsko-kozackie pod dowództwem hetmana Jana Karola Chodkiewicza, odprawił on w Domu Kultury w Chocimiu Mszę św., po której poprowadził procesję do twierdzy. W niej, przy kaplicy zamkowej zainicjował Mszę św. w intencji poległych w obu chocimskich kampaniach, a także za wodzów Chodkiewicza i Sobieskiego.

Po uroczystości kilu miejscowych mieszkańców zadeklarowało, że są Polakami i porosiło o. Kosobudzkiego o pomoc w odrodzeniu parafii. Ten zaczął odprawiać dla nich Mszę św. Najpierw w Domu Kultury, a później w Szkole Muzycznej. Zaczął też przymierzać się do budowy kościoła. Udało mu się bowiem zebrać dwudziestkę wiernych i zarejestrować parafię. Nazwiska osób, które podpisały deklarację przynależności do parafii były typowo polskie. Byli wśród nich Kulczyccy, Lipkowscy, Holanscy, Kościółko, Brzeziccy, a nawet Wiśniowieccy i Pacowie. Formowanie parafii szło jednak jak po grudzie. Chocim, leżąc w obwodzie czerniowieckim, jurysdykcyjnie podlegał archidiecezji lwowskiej, której stolica znajdowała się o pięćset kilometrów. Dalej na wschód była wysunięta tylko parafia w Nowodniestrowsku, do której dojeżdżali werbiści z Wierzbowca. Ojciec Kosobudzki miał też sporo pracy. Paulini obsługiwali kilka parafii i rozpoczęli restaurację zniszczonego podominikańskiego kompleksu w Kamieńcu. Po pewnym czasie o. Kosobudzki został też przeniesiony na inna placówkę, a jego następca pochłonięty innymi sprawami nie miał czasu na wskrzeszenie parafii w Chocimiu. Swoistym gwoździem do trumny całego przedsięwzięcia było odrodzenie w nim parafii greckokatolickiej.

– Polacy żyjący w rodzinach mieszanych zaczęli uczęszczać do tamtej wspólnoty – mówi o. Jan Stankiewicz, obecny proboszcz parafii w Kamieńcu – W jakiejś mierze było to proces naturalny. Polaków w Chocimiu jest mało, są też zukrainizowani. W domu rozmawiają ze współmałżonkami po ukraińsku. Ci Polacy, którzy zachowali swoją tożsamość, przychodzą na Mszę św. do Żwańca. Do dwóch starszych osób dojeżdżam z Komunią św.

Na postawę chocimskich Polaków wpłynęły nie tylko przyczyny obiektywne. Chocim stał się swoista twierdzą ukraińskiego nacjonalizmu, w którym Polacy są owszem mile widziani, ale jako turyści. Wystarczy wejść do twierdzy, by się o tym przekonać. Stanowi ona panteon chwały hetmana Konaszewicza-Sahajdacznego, który przy pomocy kontyngentu wojsk polskich dowodzonych przez hetmana Chodkiewicza pokonał Turków, ratując Ukrainę od ich okupacji…

Marek A. Koprowski

9 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

        • lipinski
          lipinski :

          Tak, źle jeszcze nie jest. Wciąż mieszka tam kilkaset tysięcy naszych rodaków, tyle, że dziś nie mają żadnego oparcia dla swojej polskości. Kościół przestał nią być, szkół polskich nigdy tam nie było (jednym czy dwoma wyjątkami), a tkanka społeczna i umiejętność samo-organizacji została zniszczona przez 80 lat komuny i kolejne lata postkomunistycznej rzeczywistości.

          • bejski
            bejski :

            Poza ksiedzem Puzonem z Hrubieszowa, jadącym na każde święta na Wołyń do Polaków , już dzis często staruszków , nikogo innego nie znam kto troszczyłby sie o Polaków . Poza tym ostatnia wzmianka o sprawiedliwych Ukraińcach i chęć ich upamiętnienia też raczej nic nie pomożę w przypomnieniu wspólnego kiedyś współistnienia. Storpeduja to neobanderowcy, a nasi … no wybaczcie , nawet palcem nie kiwną:(((

          • bejski
            bejski :

            Poza ksiedzem Puzonem z Hrubieszowa, jadącym na każde święta na Wołyń do Polaków , już dzis często staruszków , nikogo innego nie znam kto troszczyłby sie o Polaków . Poza tym ostatnia wzmianka o sprawiedliwych Ukraińcach i chęć ich upamiętnienia też raczej nic nie pomożę w przypomnieniu wspólnego kiedyś współistnienia. Storpeduja to neobanderowcy, a nasi … no wybaczcie , nawet palcem nie kiwną:(((

          • lipinski
            lipinski :

            Na Wołyniu, tym który kiedyś wchodził w skład II RP, Polaków jest jedynie ilość śladowa. Parafii jest tam nie więcej niż 20 (bo 20 to chyba nie ma). Mi chodziło o wschodni Wołyń, o takie miejscowości jak Dowbysz, Sławuta, Szepietówka czy Żytomierz, oraz środkowo-wschodnie Podole czyli obwody chmielnicki i winnicki. Tam mieszkają całe masy Polaków. W Szepietówce udało im się nawet ostatnio wywalczyć szkołę (mieszka tam 6 tys. Polaków).

          • bejski
            bejski :

            A to gratuluję , jeśli chodzi o szkołe. Tylko dlaczego państwo oficjalnie tak mało się angażuje. Czy może nasze elity wykształciły sie za pieniądze fundacji neobanderowców- kanadyjczykow i cichosza nad tym probleme?
            ps. 2 lata temu troszke jeździłem po tarnopolszczyźnie i samym mieście – zdecydowanie tereny probanderowskie.