Po co nam polskość?

W czasie obrad jednego z gremiów Ligi Narodów polska laureatka nagrody Nobla, Maria Skłodowska-Curie opowiedziała następującą historię: „W konkursie literackim na temat słonia. Anglik przedstawił pracę: „Moje doświadczenia w polowaniu na słonie w Afryce Południowej”, Francuz napisał esej na temat: „Seksualne i erotyczne życie słoni“, a tytuł opowiadania Polaka brzmiał „Słoń a Polska Niezależność Narodowa“. To, że Polakom z Polską kojarzy się wszystko i są na tę tematykę wyjątkowo wyczuleni potwierdzają liczne eseje, tomiki wierszy i inne skarby narodowej kultury. Kwestią dyskusyjną jest to na ile po 20 latach od uzyskania suwerenności i po rozpoczęciu transformacji ustrojowej Polacy identyfikują się z etosem zbudowanym im przez liczne sumienia narodu?

Plejada rodzimych twórców zajmuje w tej sprawie szeroki wachlarz stanowisk. Z jednej strony są epigoni polskości, tacy jak Jarosław Marek Rymkiewicz, który widzi w hekatombie ofiar powstania warszawskiego mit założycielski współczesnego społeczeństwa polskiego, wpisujący się w narodowy kult Gloria victis. Z drugiej strony barykady znajduje się Andrzej Bobkowski, uznawany za jednego z najlepszych piszących po polsku eseistów ubiegłego stulecia. Bobkowski z perspektywy emigranta toczył żarliwe boje z własną polskością. W swoich “Szkicach piórkiem” piszę: “Do czego przyczepić cofającą się wstecz myśl? Do niczego. Do opowiadań, prawie do legend tego kraju, który wynajął sobie w Europie pokój przechodni i przez dziesięć wieków usiłuje urządzić się w nim z wszelkimi wygodami i ze złudzeniem pokoju z osobnym wejściem, wyczerpując całą swoją energię w kłótniach i walkach z przechodzącymi. Jak myśleć o urządzeniu tego pokoju ładnymi meblami, bibelotami, serwantkami, gdy błocą ciągle podłogę, rozbijają i obtłukują przedmioty? To nie jest życie, to ciągła tymczasowość życia motyla. I dlatego w charakterze naszym jest tyle motylich cech (…). Jakim cudem mamy być mrówkami?”.[1]

XXI wiek, dał Polakom rzadkie prawo to stwierdzenia, że od jakiegoś czasu przestali nam “błocić”, przynajmniej nie w konwencjonalnym tego słowa znaczeniu dopowiedzą co po niektórzy. Oczywiście nigdy sami Polacy nie porozumieją się, co do historycznej cezury wyznaczającej punkt, od kiedy zapanował spokój w tym “europejskim pokoju przechodnim”, ale bezsprzecznie żyjący obecnie w Polsce mogą cieszyć się najdłuższym okresem pokoju w historii tego państwa. Wśród znawców tematu zdarzają się porównania obecnej sytuacji Polski do Chin wychodzących z okresu “walczących królestw”, podczas których Chińczycy przez 400 lat toczyli bezustanne wojny. Zniszczenie kraju i tysiące ofiar doprowadziło do zwrócenia się rządzących do mędrca, Laozi, którego istotę rozważań można przedstawić w poniższym fragmencie: “Władca, sprawując rządy, opróżnia serca, a napełnia brzuchy, osłabia wolę, a wzmacnia kości. Zabiega stale, aby lud niczego nie wiedział i niczego nie pożądał. Kiedy uprawia się niedziałanie – wówczas są dobre rządy?. Echa wuwei, bo tak nazywa się filozofia Laozi nie są obce obecnie rządzącym Polską. W ciągu ostatnich dwóch dekad widać wyraźny prąd umysłowy zakładający radykalnego odejścia od hołdowania ideom będącymi hasłami na transparentach szafarzy polskiej kultury walczących o zachowanie narodowej tożsamości stale zagrożonej przez wewnętrznych i zewnętrznych wrogów. Obserwując współczesną debatę publiczną widać wyraźne ofensywę koncepcji zakładającej odejście od modelu romantyczno-młodopolskiego na rzecz iście mieszczańskiej modernizacji opartej na tworzeniu instytucjonalnego i materialnego zaplecza dającego zwyczajnym Polakom warunki na to, aby wybudowane przez nich domy mogły służyć kolejnym pokoleniom.

22 lata temu obecny premier RP Donald Tusk zapytany, co dla niego kryję się za pojęciem polskości, odpowiedział w artykule “Polak rozłamany” następująco: “Pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą Dzikie Pola i Jasna Góra. Dziejowe misje, polskie miesiące, polskie miesiące. Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nienormalność. Gdzie inni mówią: kultura, cywilizacja i pietyzm, Polacy krzyczą: Bóg, Honor i Ojczyzna. Kiedy inni budują, kochają się i umierają, my walczymy, powstajemy i giniemy. I tylko w krótkich chwilach przerwy rozważamy nasz narodowy etos odrobinę krytyczniej. Polskość nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem. Polskość kojarzy się z przegraną, z pechem, z nawałnicami. I trudno by było inaczej”.[2]Tusk czytał Bobkowskiego i zastanawiał się jak zrobić z Polaków mrówki? Jak urządzić polski pokój w Europie, wyposażyć w ładne meble i załatwić żeby sąsiedzi przestali wybijać nam okna. Krytycy takiego podejścia, a w tej grupie znajduje się prof. Andrzej Nowak zwracają uwagę, że obecnie sprawujący rządy walcząc z narodowymi demonami posuwają się o krok za daleko i chcą: “Wywrzeć presje na społeczeństwie, aby zapomniało o położeniu geopolitycznym własnego kraju i uznało je za mit-mit dwóch wrogów”. Głównym zarzutem Nowaka jest to, że: “Kluczowe w tym podejściu jest założenie, że polskość to nienormalność, – czyli ciągła walka, ciągłe obowiązki”. Wydaje się, że polskie społeczeństwo przyjęło założenia reprezentowane przez Tuska i ostatnie 20 lat uznaje za ogromny postęp na drodze do normalności, jedynie z krótkimi tylko nawrotami choroby polskości wynika z analizy Nowaka. Oczywiście, zdaje on sobie sprawę z tego, że widać sukcesy na tej drodze: mamy na pewno więcej ładnych mebli; sąsiedzi dali nam spokój; Polacy stali się mrówkami, przynajmniej niektórzy-a co więcej efekty dobrej pracy, wielu Polaków odczuwa jak najlepiej. Dla Nowaka cena tej małej modernizacji jest za wysoka. Co dla niego symbolizuje powszechna zgoda, aby Dzikie Pola i Jasną Górę, husarie i ułanów udało się relegować na margines świadomości społecznej, bo “Zła historia trafiła na śmietnik wiecznej teraźniejszości”.

Debata publiczna w Polsce, na tym jak rozłożyć akcenty w kształtowaniu tożsamości społeczeństwa, aby większość z jego członków czułą się dobrze we własnym kraju, zatacza, co raz szersze kręgi. Włączyli się w nią nawet przedstawiciele najmłodszego pokolenia urodzonego i wychowanego po 1989 roku, w ich wypowiedziach na uwagę zasługuje stanowisko, reprezentujące swoiste “syte rozczarowanie”: “Odebrano nam możliwość zostania romantycznymi bohaterami, którzy ofiarnie składają swoje życie na katafalku dziejów. Jeżeli chodzi o sztukę, to odebrano nam możliwość tworzenia dzieł oryginalnych. Jesteśmy jak bohater gombrowiczowskiego Transatlantyku, którego każda wypowiedź jest cytatem zaczerpniętym z dzieła, o którego istnieniu nie miał on najmniejszego pojęcia. (…) Jesteśmy leniwi, bo w tym świecie naprawdę nie ma już niczego do zrobienia. To, co zahamowało nasz rozwój, to dobrobyt i paradoksalnie, postęp cywilizacyjny. (…) Młodzi spartanie twierdzili, że przewyższą swoich ojców. My w zasadzie nie mamy szans tego dokonać. Jedyne, co nam pozostało, to życie wypełnione antydepresantami i świadomością niezawinionej klęski wpisanej w nasze przeznaczenia, niczym w dzieje bohaterów starożytnych dramatów” – napisał 20-latek.[3]

Na tego typu weltschmerzmożna sobie pozwolić w kraju gdzie w ostatnich badaniach CBOS-u ponad 60% respondentów uznało, że żyje w najlepszym okresie w historii Polski. Polacy zdają sobie sprawę, że zaistniała sytuacja to nie efekt działań polityków. Za sukcesem ostatnich lat stoją miliony jednostkowych działań przekładających się na nowe domy, miliony aut, pieniądze w bankach. Polacy maja za sobą trudne dziesięciolecie obciążone poważnymi kosztami społecznymi, bezrobociem, utratą oszczędności, zamykaniem zakładów pracy. Nauczyli się przystosowywać do zmiennych kolei losu. Kosztem społecznym takiego modelu jest to, że ci spośród Polaków, którzy z różnych powodów rezygnują z brania udziału w tym wyścigu są automatycznie klasyfikowani przez pozostałych , jako “gorsi”, a co więcej nie zasługują na pomoc, ponieważ to oni ponoszą odpowiedzialność za sytuacje , w której się znaleźli. Stąd zjawiska takie jak strukturalne ubóstwo Polacy widzą w programach emitowanych w telewizji, a przestali ją dostrzegać we własnym otoczeniu. Idea powszechnej solidarności, która rozkwitła podczas karnawału Sierpnia 1980 była uznawana za cząstkę składową polskości, co więcej powszechną aprobatę zyskała teza, że jedynie na polskiej tkance społecznej mógł zajść z powodzeniem eksperyment “Solidarności”. Obecnie w konfrontacji z współczesnymi uwarunkowaniami solidarność międzyludzka została zastąpiona rytualną złotówką wrzuconą raz do roku podczas dorocznej kwesty organizowanej wśród Polaków. Dlatego słowa premiera Churchilla, który niejednoznacznie zapisał się w historii Polski należy brać pod rozwagę: “Pozostaje to tajemnicą i tragedią historii, że naród [Polacy] gotów do wielkiego heroicznego wysiłku, uzdolniony, waleczny, ujmujący powtarza zastarzałe błędy w każdym prawie przejawie swoich rządów. Wspaniały w buncie i nieszczęściu, haniebny i bezwstydny w triumfie.”

Dominik Skorupa

Dominik Skorupa(ur. 1984) – autor projektu “Solidarni wczoraj i dziś” współfinansowanego przez MSZ w ramach konkursu “promocja wiedzy o Polsce”. Członek zarządu Instytutu Badań nad Cywilizacjami. Absolwent Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera.



[1]Za PO, czyli postpolityka, Andrzej Nowak http://www.newsweek.pl/magazyn/artykuly/Europa/po–czyli-postpolityka,46830,1akt. 7 listopada 2009

[2]Tamże.

[3]http://www.dziennik.pl/wydarzenia/pokolenie-89/article387848/Pokolenie_umiarkowania_czy_antydepresantow_.html


0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply