Pięć lat po Smoleńsku – jak zmieniła się pozycja Polski?

Rzeczywistość pokazała jednak, że Lech i Jarosław Kaczyńscy byli politykami konsekwentnie pro-unijnymi, czego zwieńczeniem było podpisanie przez prezydenta Traktatu Lizbońskiego. Być może był to świadomy wybór „mniejszego zła” – politycy ci zdawali sobie, że w sytuacji, gdy państwo polskie nie ma narzędzi do wybicia się na suwerenność, należy wybrać sobie mniej groźnego protektora i zabiegać przynajmniej o silny głos Polski w ramach zdominowanej przez Berlin Unii Europejskiej.

Podstawowym celem istnienia państwa jest zabezpieczenie interesów tworzącej je wspólnoty. W takim również celu państwa są uczestnikami stosunków międzynarodowych, te zaś są areną ścierania się interesów rozmaitych podmiotów. Skuteczność w osiąganiu swoich celów w tym obszarze łatwiej osiągają ci, którzy dysponują większymi zasobami i sprawniej korzystają z dostępnych narzędzi.

Niewątpliwie polityka zagraniczna jest więc funkcją polityki wewnętrznej – w ostateczności ma ona służyć interesowi zamieszkującej dane państwo wspólnoty, a nawet interesowi wspólnoty narodu tytularnego żyjącego także poza granicami państwa macierzystego. Ponad wszelką wątpliwość można zatem stwierdzić, że silne państwo to takie, które jest w stanie zabiegać o interes narodowy powołującej go wspólnoty.

Data 10 kwietnia 2010 roku była dniem, w którym wielu Polaków zaczęło stawiać głośno pytania o suwerenność własnego państwa. Spontaniczne zgromadzenia, stawianie zniczy, były nie tylko wyrazem hołdu złożonego tym, którzy stracili życie udając się do Katynia w celu uczczenia zamordowanych tam oficerów Wojska Polskiego. Wydarzenie to wstrząsnęło także politykami i mediami lewicowo-liberalnymi, którym ciężko było ukryć, że jakiekolwiek upodmiotowienie społeczeństwa polskiego nie jest im na rękę.

Intuicja wielu Polaków była trafna. Śmierć prezydenta kraju na rosyjskiej ziemi, niewyjaśnione (do dzisiaj) przyczyny katastrofy, wrak pozostający w rękach Rosjan – wszystkie te czynniki skłaniały do refleksji nad stanem państwa polskiego, nad jego zdolnością do realizacji elementarnych zadań, do których zostało powołane. Jednym z nich było zapewnienie bezpieczeństwa głowie państwa, jego małżonce i pozostałym uczestnikom lotu do Smoleńska. W opublikowanym 7 kwietnia 2015 roku sondażu CBOS na temat katastrofy smoleńskiej aż 77% respondentów wskazało, że władze dopuściły się zaniechań w sprawie wyjaśniania katastrofy smoleńskiej. Należy podkreślić, że wśród nich są także osoby nie podzielające wersji o zamachu na polski samolot.

Państwo niepoważne

W istocie rzeczy w Smoleńsku nie doszło do niczego, co mogłoby radykalnie pogorszyć opinię o stanie państwa polskiego wśród osób krytycznie odnoszących się do III RP. Z tej perspektywy katastrofa smoleńska była tylko potwierdzeniem prawdy wypowiedzianej niedawno przez byłego już ministra Bartłomieja Sienkiewicza, że „państwo polskie istnieje tylko teoretycznie”. Podkreślmy, że III Rzeczpospolita nie jest w stanie zmierzyć się z dokładnym policzeniem głosów w wyborach, w przeszłości zaś nie wywiązała się m.in. z wyjaśnienia śmierci komendanta głównego policji Marka Papały czy też nie wskazała mocodawców największych afer korupcyjnych.

Takie państwo – nie posiadające narzędzi realizacji swych powinności wobec obywateli – nie będzie poważnym graczem także tam, gdzie ścierają się interesy jego i innych podmiotów, czyli w polityce międzynarodowej.

Katastrofa smoleńska obnażyła nie tylko dramatyczną nieudolność państwa polskiego, ale także rażący deficyt polityków, którzy przejawialiby choćby część cech mężów stanu. W momencie tragedii w Smoleńsku u sterów władzy w Polsce były osoby pokroju Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Pierwszy z nich odrzucił propozycję przeprowadzenia międzynarodowego śledztwa. Co ciekawe, oferta ta wyszła ze strony rosyjskiego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, Tusk jednak wspaniałomyślnie udał, że propozycja nie padła. Z kolei Ewa Kopacz dała się zapamiętać jako autorka niesławnej frazy o przekopaniu ziemi wokół lotniska „na metr w głąb”, mimo że później znajdowano tam jeszcze szczątki ofiar i ich rzeczy osobiste.

Nic nie wskazywało na to, że państwo polskie zmierzy się z tematem katastrofy i śledztwa wyjaśniającego jej przyczyny. Jak już wspomniano wcześniej – był to kolejny przykład potwierdzający regułę, że III RP była i jest organizmem imitującym poważne państwo. Katastrofa smoleńska jedynie radykalnie ten stan rzeczy obnażyła i to w taki sposób, że chwilowo przebudzić się musiały także osoby zwane „lemingami”.

Jednocześnie na arenie międzynarodowej wyobrażenie o państwie polskim nie musiało się radykalnie zmienić. Nasi bezpośredni sąsiedzi przekonali się wielokrotnie na własnej skórze, że III Rzeczpospolita nie jest partnerem trudnym. Ciężko wymienić jakieś większe strategiczne osiągnięcie państwa polskiego po 1989 – czy to w sferze, gdzie interesy polskie i krajów ościennych są rozbieżne, czy to w obszarze, gdzie należałoby budować regionalne koalicje. Tam gdzie zachodził spór interesów, Polska nie artykułowała swojego stanowiska, uciekając przed jakimkolwiek konfliktem – choćby był to partner na miarę niewielkiej Litwy, która od ponad dwóch dekad kontynuuje politykę systemowego szowinizmu wobec tamtejszych Polaków. Jeśli w takim przypadku III RP nie była w stanie zabiegać o swoje interesy, to tym bardziej było oczywiste, iż nie skonfrontuje się w żaden sposób z Rosją, nawet jeśli ta przestanie sprawiać wrażenie strony zainteresowanej wyjaśnieniem przyczyn katastrofy.

Z drugiej strony tragedia w Smoleńsku obnażyła to, o czym mowa była już wcześniej. Dramatycznie niska jakość polskich elit, które przerosła cała sytuacja, nie tylko w przypadku Smoleńska, jest przyczyną ogólnego lekceważenia Polski na arenie międzynarodowej. Można powiedzieć, że polscy politycy nie umieją robić tego, do czego zostali oddelegowani do Sejmu czy rządu – zajmować się polityką właśnie, a więc zabiegać o dobro wspólne i to nawet wtedy, gdy posiadane zasoby i narzędzia by na to pozwalały.

Koniec polityki

Tragicznie zmarły prezydent podjął się trudnego – a być może i niemożliwego – zadania budowy bloku państw znajdujących się między Rosją a Niemcami. Jej symbolem może być zdjęcie przywódców Polski, Gruzji, Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii na wiecu w Tbilisi w sierpniu 2008 roku podczas wojny rosyjsko-gruzińskiej, gdy wejście Rosjan do gruzińskiej stolicy wydawało się więcej niż prawdopodobne. Realia jednak były i są nieubłagane – państwa bałtyckie nie mają Polsce nic do zaoferowania, ich niewielki potencjał sprawia, że jedynie państwo bardzo silne byłoby w stanie skłonić je do prowadzenia polityki nie liczącej się z groźnym rosyjskim sąsiadem, a takim krajem Polska nie jest. Również z Ukrainą nie udało się zrealizować czy też rozpocząć żadnego przedsięwzięcia o charakterze strategicznym. „Strategiczne partnerstwo” pozostało pojęciem czysto teoretycznym. Nie brano też pod uwagę, że interesy państw regionu mimo wszystko nie są zbieżne, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak to sobie wyobrażali inicjatorzy polityki zbliżenia z wymienionymi państwami.

Jej główny realizator – Lech Kaczyński – zginął w momencie, gdy stawało się to już oczywiste: Litwini zlekceważyli prezydenta podczas wizyty w Wilnie 8 kwietnia, gdy odrzucili ustawę mogącą umożliwić tamtejszym Polakom zapis nazwisk w oryginale, z kolei bliski Kaczyńskiemu Wiktor Juszczenko przegrał w wyborach z prowadzącym politykę balansowania między Rosją a Zachodem Wiktorem Janukowyczem.

Polityka Kaczyńskich cechowała się okresowymi sukcesami w zabieganiu o polski interes, gdy chociażby posługując się wetem w ramach UE, zmusili kanclerz Niemiec Angelę Merkel, by starała się w Moskwie o zdjęcie embarga na polskie mięso. Kaczyńscy walczyli w ten sposób o jedność Unii Europejskiej, co akurat było w tym wypadku zgodne z polskim interesem. Rzeczywistość pokazała jednak, że Lech i Jarosław Kaczyńscy byli politykami konsekwentnie pro-unijnymi, czego zwieńczeniem było podpisanie przez prezydenta Traktatu Lizbońskiego. Być może był to świadomy wybór „mniejszego zła” – politycy ci zdawali sobie, że w sytuacji, gdy państwo polskie nie ma narzędzi do wybicia się na suwerenność, należy wybrać sobie mniej groźnego protektora i zabiegać przynajmniej o silny głos Polski w ramach zdominowanej przez Berlin Unii Europejskiej. Wpływy Berlina miało zaś równoważyć silne zaangażowanie Amerykanów w Europie Wschodniej (starania o elementy tarczy antyrakietowej w Polsce itp.). Po zmianie administracji z republikańskiej na demokratyczną i ten projekt polityczny upadł, gdyż nasz region nie jest tak priorytetowy dla Obamy, jak był dla George’a W. Busha. W Smoleńsku zginął więc także inicjator i realizator koncepcji, która nie uwzględniała zmiennych w wewnętrznej polityce USA i w służebnej wobec tejże amerykańskiej polityce zagranicznej.

Niepodległość jeszcze bardziej fasadowa

Dramat Polski ma także inny wymiar. W miejsce polityki Kaczyńskich – nawet jeśli przyjąć, że opartej na błędnych przesłankach – nie pojawiła się żadna alternatywna koncepcja prowadzenia polskich spraw na arenie międzynarodowej. Opozycyjny wobec Prawa i Sprawiedliwości obóz polityczny nie zaoferował niczego w zamian. Nastąpiło całkowite oddanie pola na pozostałych płaszczyznach, gdzie należałoby zabiegać o polski interes narodowy.

Polityką międzynarodową rządzi bezwzględność, nie można się więc łudzić, że komukolwiek potrzebna jest zachowująca podmiotowość Polska – w tym także Polska przyjmująca postawę suwerenną w śledztwie smoleńskim. Nasi „sojusznicy” będą nam pomagać w wyjaśnieniu tragedii z 10 kwietnia tylko wtedy, gdy będzie im się to opłacać. Z kolei Rosja – która wie doskonale, z jakiego formatu ludźmi ma do czynienia w Warszawie – będzie usiłowała wygrać tę sprawę na swoją korzyść, czego dowodem jest przetrzymywanie do dziś wraku polskiego samolotu.

W tej kwestii nie da się też znaleźć właściwego protektora. Polsce nie opłaca się ani zlekceważenie sprawy śmierci swojego prezydenta, ani też bycie antyrosyjskim zderzakiem USA czy Niemiec. Jednocześnie w tej sytuacji niemożliwe jest prowadzenie polityki innej niż ta, która nie będzie mile widziana w Moskwie. Niestety, jakość polskiego państwa i polskich elit politycznych nie daje powodów, by przypuszczać, że ktokolwiek nad Wisłą będzie potrafił wyprowadzić państwo polskie z tej sytuacji. Coraz bardziej powszechne jest także przekonanie samych Polaków, że nie mogą liczyć na państwo polskie i niczego od niego nie mogą oczekiwać.

Ostatecznie tragedia z 10 kwietnia naraziła bezbronną III RP na jeszcze większe niebezpieczeństwo całkowitej utraty sterowności z Warszawy i przemiany polskiej niepodległości w jeszcze bardziej fasadową, niż była do tej pory.

Marcin Skalski

PCh24.pl

6 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jack1965
    jack1965 :

    Naśladując nieudolnie Zagłobę: Bardzoś to Waćpan misternie wykoncypował…
    Podpisuję się pod artykułem w 100 %! Pesymistyczne jest to że -szacuję -75% Polaków nie wie lub zgoła nie chce wiedzieć o czym mowa i żyje jak w matrixie biorąc za dobrą monetę igrzyska fundowane przez rządzących i ich media,w międzyczasie walcząc o kawałek chleba niezbędny do codziennego życia!To jest nasz okres “wielkiej smuty”. Niestety nie ma wzorców ,nie ma elit eksterminowanych przez lata,to smutny obraz ale niestety prawdziwy. Mam 50 lat i coraz bardziej zdaję sobie sprawę że cała radość i duma z siły Rzeczypospolitej (też pozornej bo nie przetrwała) to wspomnienia z młodzieńczej lektury trylogii Henryka Sienkiewicza! I i tymi wspomnieniami i marzeniami przyjdzie umrzeć!!

  2. zan
    zan :

    “było podpisanie przez prezydenta Traktatu Lizbońskiego. Być może był to świadomy wybór „mniejszego zła” – politycy ci zdawali sobie, że w sytuacji…” —- Pan wybaczy, ale po czymś takim nie chce się czytać reszty tekstu. Przecież To się zadecydowało w latach 80 gdy Jaruzelski spotkał się z Rockefellerem. To się decydowało przez całe lata 90 gdy w Polsce uruchomiono potężną machinę propagandową za wejściem do Unii. Lech Kaczyński miał się tylko ładnie uśmiechać i podpisać traktat. Sugerowanie czytelnikowi, że to była jakaś geostrategiczna wielka polityka na miarę monarchy absolutnego jest piramidalną bzdurą. Szanowny autorze, czy ma Pan pojęcie jak wyglądają procesy decyzyjne w III RP? Jak przebiegał proces przyjmowania do Unii? Najwyraźniej nie!

  3. martinoff_salon24pl
    martinoff_salon24pl :

    Być może podpisanie Traktatu Lizbońskiego było wyborem mniejszego zła. Ale na pewno nie do przyjęcia było uzależnienie podpisania Traktatu przez Polskę od tego czy podpiszą go Irlandczycy. Czy prezydent niepodległego kraju, który powinien walczyć o dobro swojego kraju mówi, że zgodzi się na wszystko pod warunkiem, że inne państwa się dogadają? Gdzie tu jest walka o interesy swojego kraju? PiS zrobił swoje i dołożył propagandę katolickiego sojuszu państw unijnych.
    Unia sobie załatwiła sprawę z Irlandczykami więc tak zwanej patriotycznej prawicy nie pozostało nic jak podpisać Traktat.
    Tymczasem jeśli należało przyjąć Traktat, jako wybór mniejszego zła, to trzeba to było zrobić, ale nie za darmo. Osiągnięto jakieś iluzoryczne, czasowe naliczanie głosów według korzystnego dla Polski sposobu liczenia, co tylko miało pokazać, że patriotyczna prawica walczyła.
    A sprawę Traktatu trzeba było postawić ostrzej: walczyć o wydłużenie wprowadzenia Pakietu Klimatycznego – wtedy ważyły sie te dwie sprawy i wielu ekspertów podkreślało, ze można wytargować jedno kosztem drugiego. Można było walczyć o kolejne budżety unijne dla Polski ( budżet 3013-2020 będzie prawdopodobnie ostatnim na inwestycje infrastrukturalne). Skoro Unia chce nas podporządkować politycznie, to proszę bardzo płaćcie na autostrady Północ-Południe, a nie tylko Wschód zachód co jest zgodne z interesem Niemiec. Coś za coś, na takich targach opiera sie Unia, a wcześniej EWG. Tymczasem nasza “patriotyczna prawica” orzekła, że jak Irlandczycy dogadają sie z Unia, to Polska nie będzie jedynym krajem, który się stawia.

    Jak na razie to wygląda tak, że Niemcy zrealizowały w Polsce te inwestycje za unijne pieniądze które są zgodne z ich interesami gospodarczymi, a Polska nadal tkwi jako peryferia lub państwo postkolonialne, choć nigdy kolonią nie była, z coraz mniejszymi szansami na wybicie się ekonomicznie i bez szans na współdecydowanie w ramach europejskiej polityki.

  4. jazmig
    jazmig :

    Polskę do UE wprowadził Buzek, a nie Kaczyńscy. Kaczyńscy natomiast schrzanili to, co uzyskał Buzek, przyjmując bez targów traktat lizboński, bardzo dla Polski niekorzystny. Ponadto to ich uparte wchodzenie w zadki wrogom Polski: Ukrainie i Litwie, które okazywały jawne lekceważenie Lechowi, powodowało lekceważenie naszego kraju w innych państwach.

    • jerzyjj
      jerzyjj :

      A CO JESZCZE DOBREGO TEN PAN ZROBIL DLA POLAKOW?
      Marionetka Buzek i jego ekipa musiała być ślepa, naiwna wręcz skorumpowana żeby własnymi rekami podpisać ustawę, która zmusza ludzi do płacenia PRYWATNYM i ZAGRANICZNYM korporacjom gigantycznego PODATKU w imię obietnicy przyszłej emerytury przy okazji zadłużając jeszcze WŁASNE państwo na kilkadziesiąt mld rocznie (dotychczasowe emerytury wypłacać trzeba, a źródło ich zasilania w dużej części przeniesione zostało do OFE więc państwo musi na procent pożyczać pieniądze w zagranicznych bankach).
      Nie jestem wrogiem inwestowania w kopalnie diamentów na plutonie, ale nich każdy robi to na własny rachunek a dzieki Buzkowi OFE robią to na rachunek polskiego państwa.

  5. jerzyjj
    jerzyjj :

    LECH KACZYNSKI:„Katyń stał się bolesną raną polskiej historii, ale także na długie dziesięciolecia zatruł relacje między Polakami i Rosjanami. Sprawmy, by katyńska rana mogła się wreszcie w pełni zagoić i zabliźnić. Jesteśmy już na tej drodze. My, Polacy, doceniamy działania Rosjan z ostatnich lat. Tą drogą, która zbliża nasze narody, powinniśmy iść dalej, nie zatrzymując się na niej ani nie cofając” – powiedzial. Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze opinie na temat największego z naszych sąsiadów, to słowa wyjątkowo przyjazne i pojednawcze. Może Lech Kaczyński zrozumiał, że z Moskwą skłócić nas chce po raz kolejny Zachód, tym razem na czele z USA i chciał to jakoś zmienić? Już go o to nie zapytamy. Jeśli byłbym zwolennikiem teorii spiskowych, wskazałbym na najbardziej prawdopodobnego autora zamachu smoleńskiego – Waszyngton. To on sieje chaos i jątrzy konflikty pomiędzy narodami Eurazji. To jemu potrzeba jest ciągła nieufność między Warszawą i Moskwą. To jemu potrzebna jest Polska w roli ujadającego na Kreml kundla. Panowie śledczy i eksperci, do dzieła zatem! Zbadajcie rolę w wydarzeniach smoleńskich państwa najbardziej doświadczonego w organizowaniu przewrotów i zamachów w ostatnich latach. Kolegów z CIA już pewnie macie. Poproście ich o szczerą rozmowę.
    PS. WYSTARCZYLO,ZE PREZYDENT USA JFK BYL ZA NORMALIZACJA STOSUNKOW Z ZSRR
    — ZGINAL W ZAMACHU… A LECH KACZYNSKI JAK WYNIKA Z TRESCI ARTYKULU ROWNIEZ ZROBIL TEN KROK I … SAMOLOT PREZYDENCKI ZOSTAL WYPOSAZONY W NAJNOWSZA ELEKTRONIKE PRZEZ AMERYKANOW A TAKIE SYSTEMY POZWALAJA NA KIEROWANIE SAMOLOTEM WBREW POCZYNANIOM PILOTA.