Tak więc poznajemy nareszcie ostateczną prawdę o Russiagate: podczas wyborów w 2016 roku istniała prawdziwa międzynarodowa zmowa, ale przyszła ona z przeciwnego kierunku, niż mówią nam media. Nie byliśmy atakowani przez Rosję: kilka tysięcy dolarów na reklamy na Facebooku, których nikt nie widział, nie wprowadziło Trumpa do Białego Domu. Nasz demokratyczny proces nie został podważony przez rzekomo wszechpotężnego Władimira Putina, ale przez agencje wywiadowcze niektórych z naszych bardziej ukochanych “sojuszników” – ocenia Justin Raimondo, redaktor popularnego portalu Antiwar.com.

Spisek mający na celu obalenie urzędującego prezydenta USA wykracza daleko poza nasze własne “Głębokie Państwo”. Jak twierdzę od dłuższego czasu, od samego początku był to międzynarodowy i zespołowy wysiłek. Pomijając brytyjskie pochodzenie “nieprzyzwoitego dossier” opracowanego przez “byłego” agenata MI6 Christophera Steele’a, mamy teraz kolejne potwierdzenie zagranicznego udziału w postaci w decyzji prezydenta Trumpa o opóźnieniu (być może w nieskończoność) odtajnienia kluczowych dokumentów dotyczących Russiagate. Podczas gdy amerykańscy oficerowie wywiadu mieli sprzeciwiać się temu ruchowi, “Trump, decydując się na zmianę decyzji, znajdował się również pod wpływem zagranicznych sojuszników, w tym Wielkiej Brytanii. Nie było od razu jasne, jakie inne rządy mogły zgłosić zastrzeżenia Białemu Domowi”.

Ale oczywiście Washington Post doskonale wie, jakie inne rządy miały powody, by “zgłosić zastrzeżenia” Białemu Domowi. Z publicznie dostępnych źródeł jasno wynika, że następujący “sojusznicy” okazali niezbędną pomoc “ruchowi oporu” przeciwko Trumpowi w tym lub innym czasie:

Wielka Brytania – Cały ten epizod nosi odciski palców królewskich służb specjalnych. Kluczowa rola Steele’a jest oczywista: oto brytyjski szpieg, nie tylko został wynajęty przez kampanię Hillary Clinton, by znaleźć brudy na Trumpa, lecz wykonywał swoją pracę niezwykle żarliwie, sugerując, że mógłby ją równie dobrze wykonywać za darmo. Po tym nastąpiło najwcześniejsze podejście do sztabu Trumpa, wykonane przez profesora z Cambridge i wieloletniego szpiega Stefana Halpera do Cartera’a Page’a [byłego doradcy sztabu Trumpa z czasu wyborów]. A potem pojawia się tajemnicze rzekome “powiązanie” do rosyjskiego wywiadu, w postaci profesora Josepha Mifsuda, którego mętny brytyjski think-tank zdołał działać otwarcie, mimo późniejszych twierdzeń, że była to rosyjska tajna operacja.

To Mifsud zbudował jako pierwszy fałszywą narrację Russiagate, sugerując najpierw, że Rosjanie posiadali e-maile Hillary Clinton, aby potem zniknąć w mgnieniu oka, gdy tylko historia, którą opowiedział, została obalona. Marny z niego “rosyjski agent”!

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Cohen: Russiagate ujawnia niepokojącą prawdę o amerykańskich elitach medialno-politycznych

AustraliaDlaczego były wysoki komisarz australijski w Wielkiej Brytanii wyszukał George’a Papadopoulosa, pół-doradcę niskiego szczebla kampanii Trumpa, próbując wydobyć z niego informacje, jednocześnie upijając go?

Izrael – Jak doszło do tego, że Papadopoulos stał się tak wylewny przy barze w towarzystwie wysoko postawionej osoby z australijskiego wywiadu? The Times donosi, że “Spotkanie w barze nastąpiło dzięki serii powiązań, poczynając od urzędnika ambasady izraelskiej, który zapoznał Papadopoulosa z innym australijskim dyplomatą w Londynie”.

Estonia – The Times i inne organy informują, że “agencja wywiadowcza jednego z państw bałtyckich” jako pierwsza przekazała swoje “obawy” dotyczące rosyjskich wpływów w sztabie Trumpa. Mogę się założyć, że chodzi o Estończyków, którzy zawsze byli najaktywniejszymi antyrosyjskimi aktorami w regionie.

Ukraina – Członkowie Rady Narodowej Partii Demokratycznej spotkali się z ukraińskimi oficjelami, próbując zdobyć informacje kompromitujące Trumpa. Współpracując z Radą, Demokratka i ukraińska lobbystka Alexandra Chalupa otrzymała aktywną pomoc z ukraińskiej ambasady, która stała się się prawdziwym źródłem informacji dla kampanii Hillary Clinton.

Jest to część ceny, którą płacimy za nasze osławione “imperium” i “liberalny porządek międzynarodowy”, któremu tak kibicuje zestaw osobników w pasiastych spodniach. Jak twierdził ten stary “izolacjonistyczny” prorok Garet Garrett, opisując insygnia imperializmu u zarania zimnej wojny: “Jest jeszcze inny znak, który jest stopniowo doprecyzowywany. Kiedy zostanie jasno określony, może być już za późno, aby cokolwiek z tym zrobić. To znaczy, nadejdzie czas, kiedy Imperium stanie się więźniem historii. Historia Republiki jest jej własną historią (…) Republika może zmienić swój kurs, albo odwrócić go, a to będzie jego własna sprawa. Ale historia Imperium jest historią świata i należy do wielu ludzi”.

Republika potrafi się hamować, pisał Garrett, ale “Imperium musi okazać swoją moc” – w czyim imieniu? Jest wielu pretendentów, których bogactwo, pozycja i prestiż zależą od imperialnej hojności. Kiedy ten status jest zagrożony, “satelity” zwracają się przeciwko ich protektorowi. Oto, co kryje się za tajnymi działaniami w ramach Russiagate – realizowanymi przez skoordynowane akcje naszych “sojuszników”. Mamy teraz wyraźne dowody na to, jak daleko nasze państwa klientelistyczne są gotowe się posunąć, aby zapewnić dalszy strumień amerykańskich łatwych pieniędzy.

Decyzja Trumpa o wycofaniu się z deklaracji o odtajnieniu kluczowych dokumentów wywiadowczych dotyczących Russiagate mówi sama za siebie. Wynika z tego, że publiczny dostęp do treści tych dokumentów doprowadziłby do poważnego naruszenia w stosunkach z co najmniej jednym kluczowym sojusznikiem.

Tak więc poznajemy nareszcie ostateczną prawdę o Russiagate: podczas wyborów w 2016 roku istniała prawdziwa międzynarodowa zmowa, ale przyszła ona z przeciwnego kierunku, niż mówią nam media. Nie byliśmy atakowani przez Rosję: kilka tysięcy dolarów na reklamy na Facebooku, których nikt nie widział, nie wprowadziło Trumpa do Białego Domu. Nasz demokratyczny proces nie został podważony przez rzekomo wszechpotężnego Władimira Putina, ale przez agencje wywiadowcze niektórych z naszych bardziej ukochanych “sojuszników”. Zostaliśmy zaatakowani przez grupę, składającą się z czynników zagranicznych i krajowych, mającą zamiar obalenia demokratycznie wybranego prezydenta wszelkimi niezbędnymi środkami.

Oto ostateczny, niepodważalny argument przeciwko Ameryce jako “światowym przywódcy”, liderze “liberalnego porządku międzynarodowego” – stajemy się, jak zauważył Garrett, więźniem historii. W rzeczy samej, nie jesteśmy już uprawnieni do określania kierunku własnej historii, lecz musimy znosić lobbowanie i agresywne interwencje naszych niewdzięcznych i mściwych “sojuszników”, których państwa opiekuńcze nie mogłyby istnieć bez hojnych subsydiów “obronnych” Stanów Zjednoczonych.

Te subwencje i przywileje są zagrożone przez nacjonalistycznego skąpca Trumpa, który z ochotą zniszczyłby całą zgrzybiałą, przestarzałą i niebezpieczną architekturę zimnej wojny jednym machnięciem ręki. Prezydent USA, który stawia Amerykę na pierwszym miejscu? Nie mogli na to pozwolić.

I to jest prawdziwa istota walki, kwestia, która zdeterminuje kierunek amerykańskiej polityki w nowym tysiącleciu. Globalny establishment zbuntował się przeciwko zwykłym ludziom. Nie wiadomo, jaki będzie wynik tej walki, ale jedno wiem na pewno: wiem, po której stronie jestem. A ty?

Justin Raimondo

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply