Opozycja potrzebuje bardziej populisty niż profesora

Białorusini przez ostatnie 16 lat przyzwyczaili się do twardej ręki nieokrzesanego prezydenta, ale który za to mówi jasno, prosto i zdecydowanie.

Przypadek Andrija Kuźmińskiego, który na konferencji prasowej w Łucku przyznał się, że został zmuszony do współpracy z białoruskim KGB nie dziwi. Na Białorusi służby specjalne bardzo dokładnie infiltrują opozycję. Wystarczy, że zbierze się kilka osób, aby przeciw czemuś manifestować, i od razu mamy dziesięciokrotnie więcej uzbrojonych po zęby milicjantów, którzy rozpędzają zgromadzenie.

Przypomnijmy tu przypadek pewnego białoruskiego studenta, przebywającego w Polsce w ramach programu stypendialnego. Przyznał się on, że zwerbowało go KGB, a potem wrócił na Białoruś i wystąpił w telewizji państwowej przedstawiając Polskę negatywnie. Są też i opozycjoniści, którzy wyjechali na Zachód i opowiadali tam, jak KGB zmuszało ich do tego, aby donosili na innych dysydentów.

Kondycja opozycji odzwierciedla stan społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi. Władze robiły i robią wszystko, żeby zdyskredytować ideę jakichkolwiek organizacji pozarządowych i w ogóle zrzeszania się ludzi w imię jakichś wspólnych interesów. I tu nie chodzi tylko o politykę, ale o wszelką aktywność. Każda próba zrzeszania się traktowana jest przez władze jako zagrożenie. Wiadomo, że gdyby większość Białorusinów wierzyła w możliwość przeprowadzenia przez opozycję zmian, wówczas na wiece opozycyjne przychodziłyby dziesiątki tysięcy ludzi. Niezależne gazety, których i tak nie jest dużo, miałyby nakłady po sto czy dwieście tysięcy, a nie kilkadziesiąt tysięcy.

Największy problem tkwi więc w tym, że opozycja – abstrahując od tego, że ma ograniczone pole działania – nie potrafi się zjednoczyć i wystawić w wyborach prezydenckich jednego kandydata. Ale ta niezdolność opozycji do wspólnego działania może być też inspirowana przez służby. W krajach postsowieckich mają one w tym zakresie ogromne doświadczenie. Na Ukrainie zniknęła swego czasu tak ważna siła opozycyjna jak “Ruch”. Podobnie było z Białoruskim Frontem Ludowym.

Białorusini przez ostatnie 16 lat przyzwyczaili się do twardej ręki nieokrzesanego prezydenta, ale który za to mówi jasno, prosto i zdecydowanie. Dlatego kandydat opozycji zachowujący się jak profesor uczelni wyższej okaże się bezradny. Potrzebny jest więc jeden charyzmatyczny przywódca z jasnym, krótkim i nawet w pewnym sensie populistycznym programem. Tylko ktoś taki może być realną przeciwwagą dla Łukaszenki.

Aleś Dzikawicki– dziennikarz, szef programu informacyjnego TV Biełsat

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply