O naszych przyjaciołach Moskalach

Nie pierwszy to raz w dziejach inteligent rosyjski pozostaje sam na polu walki, nie mając za sobą poparcia ludu, którego niedolą jest zatroskany.

Rozmowa w dzisiejszej “Rzeczpospolitej” z Andriejem Iłłarionowem, byłym ekonomicznym doradcą Władimira Putina (wówczas prezydenta Rosji) nie wymaga żadnego komentarza. Podobnie jak środowa wypowiedź pisarza i słynnego dysydenta czasów sowieckich Władimira Bukowskiego dla Kresy.pl. Sygnatariusze listu do Polaków formułują jasny przekaz: nie ufajcie władzom rosyjskim, nie liczcie na nie w sprawie wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, i – co szczególnie brzmi niepokojąco – traktujcie serio kwestię waszej niepodległości. Płynie z tego również ważny wniosek: teorie spiskowe na temat 10 kwietnia 2010 roku nie rodzą się same z siebie w głowach jakichś oszołomów, ale są prowokowane przez taki, a nie inny przebieg śledztwa.

Od półtora miesiąca w tym samym duchu, mniej lub bardziej, wyrażają się też inni opozycyjni wobec Kremla intelektualiści rosyjscy. Wymieńmy tu chociażby Andrieja Piontkowskiego, Lwa Gudkowa, Lilię Szewcową, Walerię Nowodworską. Nie ukrywam, że działalność tych ludzi – jak najbardziej szlachetnych i uczciwych, a wobec Polski autentycznie przyjaznych (przynajmniej tyle o nich wiem) – budzi mój sceptycyzm. Funkcjonują oni w społeczeństwie rosyjskim trochę na podobnej zasadzie, jak w Polsce lat 90. ubiegłego wieku orędownicy Unii Demokratycznej vel Unii Wolności. Chodzi im więc o “przezwyciężenie przeszłości”, o uczynienie z Rosjan “prawdziwych Europejczyków”, wyzwolonych z pęt tradycyjnej rosyjskiej kultury politycznej, którą cechuje autorytaryzm, i która jest zaprzeczeniem zachodniej demokracji.

Wymienione osoby to zdeklarowani zwolennicy liberalizmu ekonomicznego. Krytykują rozmaite przejawy etatyzmu i gospodarczego paternalizmu, jakie towarzyszyły prezydenturze Putina. Może się wydawać, że pozostają oni ślepi i głusi na to, co się działo w Rosji za prezydentury Borysa Jelcyna, kiedy przemiany kapitalistyczne brutalnie uderzyły po kieszeniach zwykłych Rosjan. Wprawdzie Bukowski twierdzi, że nie można tego nazywać kapitalizmem, bo niby uwolnionym rynkiem zarządzała dawna sowiecka nomenklatura, tym niemniej – odnoszę wrażenie – mamy tu do czynienia z redukcjonistycznym spojrzeniem na sytuację gospodarczą tego kraju, z naiwną wiarą w mechanizmy wolnorynkowe. Dobrze to rozumiał Putin i dlatego dał zmęczonemu kaleką wolnością społeczeństwu odczuć obecność państwa, co spotkało się z aprobatą większości Rosjan.

Nasi przyjaciele Moskale są więc we własnym kraju dość osamotnieni. Oczywiście na ich korzyść będą działać wszelkie sytuacje kryzysowe. Problem tkwi jednak w tym, że w przeciwieństwie do polskiej Solidarności, rosyjskie środowiska opozycyjne przemawiają językiem, który chyba pozostaje obcy społeczeństwu kształtowanemu przez autorytarną kulturę polityczną. Nie pierwszy to raz w dziejach inteligent rosyjski pozostaje sam na polu walki, nie mając za sobą poparcia ludu, którego niedolą jest zatroskany.

Być może jednak jest coś, co może świadczyć o odmienności dzisiejszej sytuacji w porównaniu z przeszłością. Rosyjscy liberałowie podkreślają to, że obecnie u władzy w ich kraju są ludzie, którzy nie kierują się interesami mocarstwa, lecz korporacji, jaką tworzą. W grę wchodzą więc nie tyle interesy państwowe, ile korporacyjne. To może się okazać kluczem do sukcesu liberalnej opozycji. W propagandzie Kremla za najwyższe wartości uchodzą bowiem takie pojęcia jak “interes narodowy” czy “dobro ojczyzny”. Wiadomo bowiem, że pomimo postmodernistycznych przemian w mentalności Rosjan – spowodowanych też tym, że do głosu dochodzą coraz młodsze pokolenia – patriotyzm z jakichś powodów pozostaje nadal nośnym orężem propagandowym. Jeśli zatem obecna elita kremlowska dba o interesy korporacyjne, a nie narodowe, wówczas sprzeniewierza się tym wartościom, których realizacja przez nią miała legitymizować jej rządy.

Może więc dobrze by było, żeby rosyjscy liberałowie przemyśleli swoją strategię i nawiązali bliższy kontakt z własnym społeczeństwem. Ale także i z tymi osobami z kręgów władzy, którym zależy na interesach Rosji, a nie interesach kremlowskiej korporacji. Wtedy być może propolskie sympatie naszych przyjaciół Moskali zaczną realnie i sensownie oddziaływać na rosyjską politykę.

Filip Memches

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply