Nowy nadzwyczajny i pełnomocny ambasador Rzeczypospolitej Polskiej na Ukrainie Henryk Litwin na początku prezydencji Polski w Radzie UE (1 lipca br.) udzielił wywiadu ukraińskiej agencji UNIAN. Rozmawiała Oksana Kłymonczuk.

Proszę podzielić się z nami swymi pierwszymi wrażeniami z okazji objęcia nowego stanowiska.

W Ministerstwie Spraw Zagranicznych RP przez dłuższy czas zajmowałem się stosunkami polsko-ukraińskimi, ale przyznam się – nie myślałem, że będzie aż tak dużo pracy. To sprawiło na mnie największe wrażenie…

O jaką dokładnie pracę Panu chodzi?

Obecnie dotyczy to przede wszystkim obustronnych kontaktów. Jest ich tak wiele! Naturalnie, że bardzo ważny jest udział w nich ambasadora. Przecież całkiem niedawno objąłem to stanowisko i powinienem organizować pracę ambasady odpowiednio do swojego programu.

Już w ciągu ostatnich kilku tygodni miałem mnóstwo spotkań z ukraińskimi politykami, działaczami kultury i przedstawicielami władzy: ministrami, ich zastępcami, przewodniczącym Sądu Najwyższego… A to właśnie wskazuje na intensywność naszych stosunków.

Z jakimi radami wyprawiono Pana na Ukrainę?

Podczas ostatniego spotkania w Warszawie, Minister (Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski – aut.) podkreślił, iż w tym roku najważniejszą jest sprawa umowy o strefie wolnego handlu i umowa o stowarzyszeniu Ukrainy z Unią Europejską. UE i Ukrainie nie uda się w tym roku podpisać umowy o strefie wolnego handlu, możemy jednak zakończyć negocjacje… Jest to bardzo ważne.

Właśnie z takimi radami wyprawił mnie minister. Praca ambasady polega nie tylko na tym, by podtrzymywać istniejące już relacje. Należy też pracować nad zawiązaniem nowych. Myślę, że będzie to jednym z mych priorytetowych zadań.

Czy odczuł Pan rozczarowanie, że w tym roku, kiedy prezydencję w Radzie UE objęła Polska, nie dojdzie jednak do podpisania umowy ostrefie wolnego handlu?

Nie było to dla mnie rozczarowaniem, ponieważ nigdy nie sądziłem, że będzie to możliwe aż tak szybko. Jeśli ktoś myślał inaczej, to poddał się presji mediów mówiących o możliwości podpisania umowy już w tym roku. Jeśli jednak dokładnie zna się procedury, to wszystko dało się przewidzieć.

Kiedy już skończymy przygotowania, zostaną nam jedynie sprawy techniczne, które prowadzą do podpisania umowy. Jeśli natomiast mówić o politycznej decyzji – jest to zakończenie etapu przygotowań.

Polsce byłoby bardzo miło zorganizować uroczystości z okazji podpisania umowy, jednak jeśli podczas prezydencji RP w Radzie UE zdołamy jedynie skończyć przygotowania, to już to będzie dużym sukcesem.

Jak Pan myśli, po której stronie leży odpowiedzialność za ociąganie się w przyłączeniu Ukrainy dostrefy wolnego handlu?

Należy zadać to pytanie z jednaj strony przedstawicielom UE, z innej – Ministerstwu Spraw Zagranicznych Ukrainy. Kraje UE nie posiadają kompetencji w sprawie udziału Ukrainy w strefie wolnego handlu. Z tej też racji, jako przedstawiciel takiego kraju, nie zbyt dobrze się czuję z komentowaniem tej kwestii. Normalnym zjawiskiem jest to, że Ukraina broni interesów swych środowisk biznesowych przy przyłączeniu się do strefy wolnego handlu, a UE ma swe czerwone granice. Właśnie tego dotyczą negocjacje.

Czy możliwym jest wstęp Ukrainy dostrefy wolnego handlui jednocześnie, członkostwo w Związku Celnym Rosji Białorusi i Kazachstanu?

Warto tu podkreślić dwie sprawy… Nie istnieją struktury międzynarodowe, w których członkostwo uniemożliwiałoby współpracę z innymi. Z tego wynika, że współpraca ze Związkiem Celnym jest możliwa, ponieważ strefa wolnego handlu – to nie tyle ograniczenie możliwości, ile ich poszerzenie. Jedynie warunki tej współpracy będą inne.

Gdyby Ukraina przyłączyła się do strefy wolnego handlu, warto byłoby wówczas jej przemyśleć też współpracę ze Związkiem Celnym. Czyli – współpraca byłaby możliwa na podstawie pewnych warunków.

Kiedy przystępowaliśmy do UE, też musieliśmy przebudować stosunki z innymi krajami i strukturami. Wybór należy jednak do każdego państwa – co okaże się bardziej korzystnym: udział w: strefie wolnego handlu czy Związku Celnym

Jako kraj członkowski strefy wolnego handlu i UE jesteśmy zdania, że model unijny we wschodniej części Europy jest najbardziej korzystny i najbardziej efektywny. Nasz przykład jest wspaniałym ku temu dowodem.

Rzeczywiście, Ukraina jest ekonomicznie związana z Rosją, ale jest też ekonomicznie związana z UE. Potrzebuje jedynie znaleźć „złoty środek” między wpływami tych dwóch systemów. Jest to po prostu naturalne…

Jeszcze do niedawna Polskę określano jako „adwokata” Ukrainy w UE, teraz już nikt jej w ten sposób nie określa. Kim jest obecnie Polska dla Ukrainy?

Jest to kolejna „publicystyczna” definicja. Niezbyt podobało się mi to określenie Polski – „adwokat”. Przecież adwokat jest fachowcem, który za swe usługi pobiera pieniądze i pracuje dla każdego, kto mu płaci.

Polska zajmowała się i zajmuje czym innym. Primo – w Polsce większość ludzi uważa, że Europa powinna połączyć się w UE. Secundo – Ukraina jest niekwestionowaną i oczywistą częścią Europy. Z tego też powodu, od początku odzyskania niepodległości akcentowaliśmy znaczenie Ukrainy i konieczność określenia dla niej europejskiej perspektywy. Robiliśmy to i nadal robimy. Proszę ocenić chociażby w ciągu ostatniego roku – ile odbyło się spotkań między naszymi prezydentami, premierami, jakiego charakteru były te spotkania i o czym rozmawiano…

Wparcie okazywaliśmy i będziemy okazywać ponieważ jest to jednym z najważniejszych elementów współczesnej myśli politycznej w Polsce. Myślę, że zgodzi się Pani z tym, że nie jest to pozycja „adwokata”, tylko coś o wiele poważniejszego. Nie jest mi przykro więc, że to słowo zniknęło. Jeszcze raz chcę zaznaczyć, że nie zmieniła się pozycja Polski w sprawie europejskich perspektyw Ukrainy.

Polska rozpoczęła prezydencję w Unii Europejskiej. Czy będzie lobbować konkretne kwestie w interesach Ukrainy?

Słowo “lobbować” nie jest całkiem na miejscu… W UE dobrze orientują się, że Polska jest państwem wspierającym Ukrainę, powiedziałbym nawet, że uważają to za naszą sprawę i że tak ma być.

Jeżeli mówimy o prezydencji, to ona będzie przebiegać w Polsce i w Brukseli. W państwach trzecich jako takiej prezydencji nie ma, bo polityczna prezydencja – to funkcja przedstawicielstwa UE. Pracujemy w ramach prezydencji tak, aby przekazać tą informację, którą przygotowaliśmy w Polsce i tą z Brukseli.

Co się tyczy naszych wschodnich sąsiadów, to we wrześniu w Warszawie odbędzie się spotkanie przedstawicieli krajów objętych programem Partnerstwa Wschodniego. Teraz trwają przygotowania i na ten temat porozmawiamy w sierpniu, gdy gotowy będzie program.

Polska przygotowała około dziesięciu propozycji na poziomie ministerstw co do granic, transportu. W tych spotkaniach ministrów udział będą brali nie tylko ministrowie UE, ale i ministrowie państw z Partnerstwa Wschodniego. Będzie to pierwsza możliwość dla ministrów PW wzięcia udziału w omówieniu wewnątrzeuropejskiej współpracy. Jednocześnie będzie tam mowa o współpracy z państwami PW.

Według mnie, powinno to być interesujące dla państw PW. To jest nasz wkład na korzyść naszych wschodnich sąsiadów.

Czy nie wydaje się Panu, że władze Ukrainy tylko deklarują dążenie do UE, ale wykonują niewiele realnych posunięć?

Zobaczymy, jak wszystko będzie po tym, jak zakończymy przygotowania do wstępu do strefy wolnego handlu i stowarzyszenia…

Wie Pani, jest dobra zasada dyplomacji – nie komentować polityki wewnętrznej państwa, gdzie się akurat jest, tym bardziej, gdy się tam dopiero przyjechało.

Panuje mniemanie, że Polska chce, aby Ukraina wstąpiła lub maksymalnie zbliżyła się do UE nie dlatego, że tak bardzo ją lubi, ale po to, aby jeszcze bardziej odgrodzić się od Rosji…

Odpowiem tak: wiele zależy od tłumacza. Te same określenia można przetłumaczyć bardziej lub mniej pozytywnie. To samo dotyczy kroków politycznych.

Myślimy teraz kategoriami EU i NATO – struktur, członkami jakich jesteśmy i które określają naszą linie polityczną na długi czas. Myślimy, jak rozwijać perspektywy tych struktur… Więc nie ma sensu myśleć, że Polska chce w ten sposób rozwiązać swoje stosunki z Rosją.

Tak, Rosja jest poważnym graczem, ale musimy przede wszystkim myśleć o przyszłości, o rozwoju UE. Jeżeli myślimy o stabilności i dobrobycie UE, to, wydaje mi się, że dobrze by było, gdyby strefa stabilności i dobrobytu rozszerzała się na naszych sąsiadów. To daje pewność spokojnego jutra.

Śledzi Pan przebieg procesu nad Julią Tymoszenki. Jak Pan ją ocenia? Czy sądzona jest sprawiedliwie?

Nie jest sprawą dyplomatów, czy polityków z Brukseli oceniać co jest na Ukrainie sprawiedliwe, a co nie. Trzeba to rozwiązać wewnątrz państwa. UE zwraca tylko uwagę na to, co nazywamy standardami demokratycznego państwa.

W sprawie Tymoszenko są wątpliwości ze strony UE, czy oby nie ma tu podtekstu politycznego. Pamięta Pani na pewno wypowiedzi rzecznika Wysokiego Przedstawiciela Unii Europejskiej ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa Catherine Ashton i inne. Na posiedzeniu sądu byli przedstawiciele EU… Zobaczymy jaka będzie ich ocena. W takich kwestiach nie działamy osobno. Każdy z członków UE daje swoją opinię, a następnie powstaje wspólna dla całej UE. Spodziewam się, że niebawem taka ocena zostanie zrobiona.

Jakie jest Pana zdanie o Bohaterach Ukrainy Szuchewyczu i Banderze…

Nie ma sensu ukrywać, że w ich ocenie są rozbieżności wśród polskich i zachodnioukraińskich historyków. Jest to skomplikowany dialog, trwający już od dwudziestu lat. Ktoś może powiedzieć, że to długi okres czasu, a wyniki są mierne. Ale, według mnie, nie jest to opinia słuszna.

Trzeba powiedzieć otwarcie, że stosunki pomiędzy Polakami i Ukraińcami pod koniec II wojny światowe doszły do apogeum nienawiści i wrogości. Trzeba pamiętać, że rozpoczęliśmy dialog w tej sprawie właśnie w 45 lat po tych wydarzeniach. Jednak, znaleźliśmy chyba coś bardzo ważnego, skoro rozpoczęliśmy ten dialog. Warto tu zaznaczyć ile zrobili Polacy, aby przerwać tę wrogość.

Nie warto zapominać, że w 1946 roku sytuacja była bardzo zła i praktyczne przez pół wieku nikt nie szukał wspólnych punktów. Stan dzisiejszy nie oznacza, że osiągnęliśmy stuprocentowe porozumienie. Dlatego przed nami jeszcze wiele pracy. Powinniśmy organizować konferencje, seminaria…Nie muszą o tym decydować politycy, bo niemożliwe jest decyzjami parlamentu czy prezydentów, określić realne porozumienia.

Potrzebne są punkty porozumienia, szczególnie w kwestiach historycznych.

Wspaniale rozmawia Pan po ukraińsku… Szkoda, że nie każdy ambasador stara się nauczyć języka ukraińskiego…

Nie powiedziałbym, że rozmawiam dobrze, ale mój ukraiński powoli wraca.

Kiedyś, jako historyk, badałem historię ziem ukraińskich w składzie Rzeczypospolitej (XVI-XVII wiek). Musiałem czytać ukraińskie publikacje. Trudno powiedzieć – „rozmawiałem”, ale nieźle czytałem i rozumiałem. Od 1991 roku przez trzy lata pracowałem we Lwowie. Bez języka ukraińskiego było by mi bardzo trudno, więc usiłowałem rozmawiać tylko po ukraińsku, aby lepiej opanować język.

Później, przez jakiś czas nie miałem praktyki i co nie co zapomniałem.

Będąc ambasadorem na Białorusi rozmawiałem po białorusku, mówiono mi wtedy, że usiłując rozmawiać po białorusku – rozmawiam po ukraińsku. Teraz tu, gdy rozmawiam po ukraińsku, mówią, że mam białoruski akcent. Jestem na Ukrainie dopiero miesiąc, więc myślę, że niebawem poprawię swój ukraiński.

Tłumaczenie: Kurier Galicyjski

Źródło: Kurier Galicyjski nr 13 (137) z 15-28 lipca 2011 r.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jumanyga
    jumanyga :

    “Primo – w Polsce większość ludzi uważa, że Europa powinna połączyć się w UE.” Przykład plemiennego zacofania, zamiast nacjonalistycznie łączyć się jako europejczycy może byśmy tworzyli Ziemian? Albo lepiej Drogo-mleczanów?