Od co najmniej 20 lat czytam i słyszę apele na temat konieczności “zjednoczenia prawicy”. Apele te, rzecz jasna, zawsze czezły na niczym, kampanie wyborcze były prowadzone, wyborcy szli do urn, kolejne demoliberalne ugrupowanie wygrywało wybory, aby mniej więcej 2 lata później pojawiały się te same przemielone apele o “zjednoczenie prawicy”, snujące apokaliptyczne wizje, że “tym razem musicie naprawdę się zjednoczyć”. Często owe “zjednoczenie” miało mieć charakter wspólnej listy wyborczej, wspólnego ugrupowania, bądź przyłączenia się do silniejszego podmiotu, który byłby określany mianem “prawicowego”.

Zauważyłem, że w ostatnich tygodniach, w szczególności po kapitulacji PiS w sprawie nowelizacji ustawy o IPN, wielu wyborców prawicy rozgląda się za jakimś nowym podmiotem, ponawiane są apele o “jedność”. Czuć w powietrzu chęć powołania nowego podmiotu. Istnieje głód nowych pomysłów i twarzy. Déjà vu pełną gębą!

Propozycje są liczne. Z jednej strony, działacze rozmaitych ugrupowań prawicowych, od libertarian po narodowców, wzywają do wstępowania w ich szeregi, gdyż to oni mają być realną alternatywą dla obecnej władzy. Trwają mobilizacje, odnotowywani są kolejni “obserwatorzy” na Twitterze, wygłaszane są górnolotne hasła na temat wyższości wolności lub nacjonalizmu nad jałowym demoliberalizmem i euroentuzjazmem. Tym bardziej prowokują zdrowe odruchy protestu, gdy sprzedawane w bogoojczyźnianym opakowaniu.

Z drugiej strony, istnieje spory segment niezależnych twitterowiczów, niepartyjnych działaczy, zwykłych wyborców, którzy uważają, że należy powołać megapodmiot, który wszystkich zjednoczy we wspólnym wysiłku odebrania władzy PiS. Jak zwykle, w tego typu skądinąd szlachetnych wezwaniach, widać totalny brak strategii politycznej, która skutecznie zjednoczyłaby różnorodne środowiska, nie ma również zgody na to, co powinno być fundamentem lub Credo owego ugrupowania. Eurosceptycyzm? Stosunek do Izraela? Gospodarka? Ukraińska imigracja do Polski? Poza ogólnymi hasłami, nikt z “unifikatorów” nie przedstawił porywającej serca i umysły propozycji, nawet nie programowej, lecz właśnie wspólnego stanowiska  spajającego wszystkie środowiska “na prawo od PiS”. Wydaje się, że taki teoretyczny konsensus byłby albo sztuczny, nakierowany raczej na parlamentarne apanaże, albo bardzo kruchy (vide sytuacja w Kukiz ’15 kilka miesięcy po wyborach parlamentarnych w 2015 roku). Osobiście uważam, że w najbliższym czasie nie będziemy świadkami powstania w Polsce podmiotu w formie partii, ze zdyscyplinowanymi członkami, dobrze finansowanej, z silnym przywództwem i mającej szansę powalczyć o pulę miejsc w Sejmie. Krótko rzecz ujmując, “unifikatorzy” drodzy, szkoda waszego czasu.

Czy to oznacza, że mamy pozostać biernymi obserwatorami fałszywej walki między prawym i lewym skrzydłem demoliberalizmu? Nie. W 2020 roku odbędą się w Polsce wybory prezydenckie. Z punktu widzenia psychologii społecznej, biorąc pod uwagę fakt, że wybory prezydenckie w Polsce prawie zawsze cieszyły się większą frekwencją oraz mając przed sobą 2 lata na zorganizowanie kampanii, wystawienie jednego kandydata “na prawo od PiS” byłoby wyśmienitą okazją do powalczenia o najwyższy urząd w państwie. Lecz podkreślam jeszcze raz: kandydat na prawo od PiS może być tylko jeden.

Wiele wskazuje na to, że walka między kandydatem PiS a kandydatami opozycji będzie odbywała się według dobrze znanego schematu: w kwestiach fundamentalnych, pełna zgoda, w kwestiach drugorzędnych/personalnych, otwarta walka. Nie widzę potrzeby tłumaczenia czytelnikom Kresy.pl, że największe ugrupowania w Polsce w kwestiach istotnych dla polskiej państwowości (czyli stosunku do Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych oraz nienaruszalnego charakteru ustroju gospodarczego panującego w naszym kraju) są ze sobą w pełni zgodne. Jedni proklamują lojalność wobec UE i ujawniają kompleksy (często w żałosny sposób) wobec Stanów Zjednoczonych oraz cieszą się z powodu korporatyzacji, drudzy przesuwają nieco akcenty (“wstawanie z kolan”) pozostawiając ostatecznie podejście do tych kwestii bez zmian.

Pojawienie się kandydata na prezydenta, który w podobny sposób jak Donald Trump wobec establishmentu republikańskiego, odsłoni fałszywość “walki” między PiS a liberałami wszelkiej maści, jest w stanie, w moim najgłębszym przekonaniu, zmobilizować nie tylko zawiedzionych wyborców PiS, lecz również wielu wyborców nie głosujących na zasadzie “wszyscy są złodziejami”. Liczni socjolodzy i politolodzy są zgodni, że wygrana Donalda Trumpa w 2016 roku wynikała z połączenia jego wyjątkowych i często wybuchowych (w niepoprawny politycznie sposób) cech osobistych z agendą wyborczą. Okazuje się, że liczni wyborcy Trumpa albo głosowali poprzednio na Baracka Obamę, albo zdecydowali się oddać głos na nowojorskiego miliardera po latach absensji przy urnie wyborczej. Wystarczyło, że Trump przełamał obowiązujące u republikanów i demokratów tematy tabu, takie jak chociażby problematyka legalnej i nielegalnej imigracji z Meksyku, a jego wiece wyborcze z punktu widzenia frekwencji wyglądały jak koncerty gwiazdy rocka.

Czy takie wyborcze przegrupowanie jest możliwe w Polsce? Czy można skutecznie połączyć sprzeciw wobec aborcji, agendy LGBT, przywiązanie do wiary, ziemi i tradycji ze sprzeciwem wobec polityki otwartych granic, obniżania bezrobocia przy pomocy milionów Ukraińców w Polsce oraz z wizją polityki zagranicznej uznającej coraz bardziej wielobiegunowy charakter polityki światowej? Połączyć jednoznacznie patriotyczny i katolicki elektorat sceptyczny wobec PiS z segmentem wyborców niezdecydowanych oraz z wyborcami, dla których PiS okazał się rozczarowaniem? Osobiście jestem przekonany, że tak. Z odpowiednią infrastrukturą kampanijną, finansowaniem i cechami osobistymi, taki kandydat jest w stanie przesunąć Okno Overtona w Polsce. Wierzę również, że jest w stanie wygrać wybory. Co więcej, taka próba nie została jeszcze nigdy w Polsce podjęta na poważnie. Patrząc na kandydatów na prawo od PiS w 2015 roku, zauważymy, że niektórzy chcieli być bardziej radykalną wersją PiS, innym brakowało odpowiednich cech osobistych, jeszcze inni ewidentnie chcieli bardziej spopularyzować swoją osobę niż wygrać wybory na zasadzie “im ostrzej, tym lepiej”. Co więcej, ostatnie 3 lata dały potencjalnemu kandydatowi wystarczająco amunicji politycznej, aby skutecznie atakować PiS zarówno w domenie polityki wewnętrznej, jak i zagranicznej.

Wygrana takiego kandydata bądź jego bardzo dobry wyborczy wynik mogłyby być poważnym impulsem nie tylko politycznym, lecz w pewien sposób moralnym do budowania wokół jego osoby ruchu politycznego. Wszak infrastruktura z kampanii wyborczej i liczni współpracownicy oraz wolontariusze nadal pozostaną w terenie gotowi do dalszej walki. Nazwisko kandydata, bądź prezydenta, stałoby się wówczas marką. O wiele łatwiej wzbudzić sympatię lub animozję wrogów, tym samym budując wyraźny dla wszystkich kontrast w poglądach, do jednej osoby niż do ugrupowania, którego członkowie bywają różni. Innymi słowy, kandydat do Sejmu jest o wiele mniej ciekawym zjawiskiem niż kandydat na najwyższy urząd w państwie, o czym świadczy wspomniane wcześniej zjawisko liczniejszej frekwencji przy wyborach prezydenckich.

Zobacz także: Potrzebujemy trybuna ludowego

Do następnych wyborów prezydenckich zostały 2 lata. W idealnym świecie, 2 lata to wystarczająco dużo czasu na wyłonienie kompetentnego kandydata, łamiącego w sposób otwarty i wyraźny istniejący konsensus między PiS a opozycją w kwestiach fundamentalnych i nienegocjowalnych, ze zgranym zapleczem eksperckim i sztabem dbającym o rezonans kandydata w mediach i w internecie. To, co jest w stanie załamać pookrągłostołowy konsensus w Polsce, to otwarte mówienie o kwestiach uznawanych za tabu, np. o negatywnych skutkach imigracji ukraińskiej, z którymi przeciętny Polak przed telewizorem, jeśli mogę posłużyć się takim obrazem, nie tylko się identyfikuje, ale będzie również w stanie krzyknąć “nareszcie ktoś to powiedział!”. Dokładnie tak, jak to zrobił Trump w Stanach Zjednoczonych, mobilizując jak nikt przed nim Middle America.

W tym tekście nie odniosłem się do kwestii kompetencji prezydenta, tego, co w panującym ustroju realnie może. Moim jedynym zamiarem było nakreślenie ram, w moim przekonaniu pewniejszego zwycięstwa politycznego, które jest o wiele bardziej realne niż jałowe, skazane z góry na porażkę próby “jednoczenia” prawicy, które bez nowego impulsu (najlepiej w postaci urzędującego prezydenta) nie odniosą sukcesu. W jednym na pewno jesteśmy zgodni: takiego zwycięstwa w sposób ewidentny pożąda coraz więcej polskich patriotów.

Michał Krupa

6 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. KazimierzS
    KazimierzS :

    Co z Kukizem i co z Korwinem???? To oni nie będą startować?? Ci dwaj mają razem od 10 do 20 %, a cała reszta od 1 do 2% :/ (a uwzględniając “zawiedzionych” wyborców prawej strony PiS – maks 5-7 %).
    Także wszystko rozbija się tak jak w parlamentarnych: co z Kukizem i Korwinem???

    • KazimierzS
      KazimierzS :

      @KazimierzS Także skoro Kulczyk już nie żyje, to aby zrealizować scenariusz z artykułu zostaje chyba tylko – no nie przechodzi mi przez klawiaturę – ten śpiewak. Tylko rockmenowi Korwin oddałby swój elektorat w zamian za najpierw jakiegoś “wiceprezydenta” z cichą umową, że później premier lub w razie koalicji z PiS – wicepremier. Reszta to plankton i potrzeba albo cudu albo olbrzymich pieniędzy, by Ruch Narodowy przebił się na ponad 5% w ciągu 2 lat.

    • KazimierzS
      KazimierzS :

      @KazimierzS W USA Trumpowi było łatwiej bo są tylko dwie partie, a on był z jednej z nich. Gdyby u nas była długa kampania prawyborów to łatwiej byłoby chyba wygrać “wszystko” nawet komuś startującemu od 1%.

      • KazimierzS
        KazimierzS :

        @MacGregor Pańska ignorancja uniemożliwia chłodną ocenę sytuacji. Korwin ma zawsze elektorat z NAJLEPSZYM potencjałem z WSZYSTKICH elektoratów. Jego wyborcy są bardzo młodzi, radykalni, zdecydowani i przede wszystkim zdolni. Głosują na niego uczniowie i studenci najczęściej mający lepsze oceny na świadectwach i indeksach od średnich swoich klas/grup. Głosują przede wszystkim chłopcy/mężczyźni z dobrych domów z klasy średniej, z niewielką tylko różnicą między miastem a wsią. Jest to wymarzony elektorat KAŻDEJ partii.

  2. Endek
    Endek :

    Najlepszym kandydatem byłby Marek Jakubiak. Jest bardziej radykalny i wszechstronny niż Kukiz. Ma od Kukiza większą wiedzę, doświadczenie w biznesie i kierowaniu dużą organizacją