Nasila się kryzys kosowsko-serbski

Choć relacje Kosowa i Serbii z wiadomych powodów od uzyskania niepodległości przez ten pierwszy kraj są bardzo napięte, szczególnie w ostatnich latach można było dostrzec sygnały świadczące o chęci wzajemnego porozumienia. W ostatnich tygodniach Prisztina i Belgrad powróciły jednak od wojennej retoryki.

Wszystko rozpoczęło się de facto na początku września. To właśnie wówczas serbski prezydent Aleksandar Vucić zdecydował się odwołać spotkanie ze swoim kosowskim odpowiednikiem Hashimem Thaçim. Obaj politycy mieli pierwotnie rozmawiać w Brukseli na temat dalszej normalizacji wzajemnych stosunków, lecz serbska głowa państwa skarżyła się na niewywiązywanie się Kosowa z dotychczasowych porozumień. Ponadto kilka dni później Vucić miał odwiedzić zbuntowaną republikę, co miały mu utrudniać kosowskie władze.

Ostatecznie serbski prezydent przyjechał do Kosowa, chociaż z powodu protestów weteranów Armii Wyzwolenia Kosowa (UÇK) nie mógł zrealizować całego planu swojej wizyty. W trakcie przemówienia skierowanego do serbskiej mniejszości, wygłoszonego w Mitrovicy, Vucić z jednej strony zapowiadał obronę Serbów przed dyskryminacją, ale z drugiej deklarował chęć porozumienia z władzami Kosowa. Mogło się więc wydawać, że mamy do czynienia z grą mającą uspokoić elektoraty z obu stron. Przynajmniej powierzchowny konflikt był też potrzebny Thaçiemu, który był coraz częściej atakowany przez albańskich radykałów.

Jeszcze we wrześniu w Kosowie odbyły się więc masowe protesty przeciwko ewentualnemu porozumieniu granicznemu, z powodu którego albańscy nacjonaliści wzywali nawet do postawienia kosowskiego prezydenta przed sądem. Przewiduje ono bowiem korekty graniczne, polegające głównie na przyłączeniu do macierzy terenów Kosowa zamieszkiwanych przez Serbów.

Październik stał natomiast pod znakiem kilku incydentów i prowokacji, będących udziałem obu stron konfliktu. Niemal już tradycyjnie albańscy szowiniści zaatakowali autokary z serbskimi pielgrzymami udającymi się do Cerkwi, natomiast siły pokojowe KFOR aresztowały kilku obywateli Kosowa podejrzewanych o planowanie ataków terrorystycznych wymierzonych w serbską mniejszość. W Serbii doszło z kolei do ciężkiego pobicia dwóch Albańczyków z Kosowa przebywających na wyjeździe w Nowym Sadzie, a kilka dni później serbska policja aresztowała osobę podejrzewaną o dokonanie zbrodni wojennych.

Pod koniec listopada władze Kosowa postanowiły jeszcze bardziej podgrzać atmosferę, dlatego zdecydowały się na wprowadzenie wpierw dziesięcioprocentowego, a następnie stuprocentowego podatku od towarów importowanych z Serbii oraz Bośni i Hercegowiny. Decyzja Prisztiny miała w tym kontekście bezpośredni związek ze stanowiskiem Belgradu, który opowiedział się przeciwko dołączeniu Kosowa do międzynarodowej organizacji policyjnej Interpol.

Astronomicznie wysokie cło jest oczywiście nie do przyjęcia dla społeczności kosowskich Serbów, ponieważ oznacza drastyczne podwyżki cen żywności dla ludzi i tak żyjących w większości w ubóstwie. Politycy partii reprezentujących Serbów mówią wręcz, że niedługo mieszkańcy północnej części samozwańczej republiki mogą zacząć głodować, bowiem z powodu tak wysokich taryf produkty przestaną docierać do miejscowych sklepów. Z tego powodu politycy Listy Serbskiej prowadzą protest w budynku kosowskiego parlamentu w Prisztinie, natomiast część burmistrzów serbskich samorządów podała się do dymisji.

Zobacz także: Kosowo patrzy na Bliski Wschód

W tej atmosferze doszło w końcu do spotkania Vucicia i Thaçiego w Brukseli. Już same ich wspólne zdjęcia z unijną komisarz ds. polityki zagranicznej Federicą Mogherini sugerowały, że rozmowy były prowadzone w napiętej atmosferze, a o żadnym przełomie nie mogło być mowy. Serbski prezydent uzależnia kolejne negocjacje ze swoim odpowiednikiem od wycofania się Kosowa z „nielegalnych decyzji”, natomiast Thaçi mówił wprost o konfrontacyjnym charakterze rozmów w Brukseli. Zdaniem kosowskiego prezydenta serbskie stanowisko w sprawie polityki jego państwa jest agresywne i aroganckie. Takie same oskarżenia pod adresem Kosowa wysuwa serbska głowa państwa.

Trudno zresztą, aby było inaczej, gdy Kosowo zagroziło nawet wysłaniem swoich oddziałów do północnej części republiki, zamieszkiwanej oczywiście przez wspomnianą już mniejszość serbską. Na razie chodzi o funkcjonariuszy Kosowskich Służb Bezpieczeństwa, ale trwający kryzys spowodował, że politycy w Prisztinie znowu zaczęli podnosić kwestię utworzenia przez ich państwo regularnego wojska. Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg ostrzegł jednak Prisztinę przed podobnymi prowokacyjnymi działaniami, które mogłyby spowodować ostrą reakcję członków Sojuszu Północnoatlantyckiego, a także spowolnić przyszłą integrację Kosowa ze strukturami euroatlantyckimi.

Podobne zapowiedzi spotykają się oczywiście także z reakcją Belgradu. Serbska premier Ana Brnabić zagroziła Prisztinie zbrojną odpowiedzią swoich wojsk, chociaż wyraziła nadzieję, że Serbowie nie będą nigdy zmuszeni do uczynienia takiego kroku. Jednocześnie szefowa serbskiego rządu nie uważa, aby ewentualne użycie armii przeciwko Republice Kosowa było zupełną abstrakcją, gdyż jej zdaniem istnieje ryzyko nowych czystek etnicznych wśród kosowskich Serbów. Podobne obawy rozsiewa także Vucić, który nałożenie wysokich ceł na serbskie i bośniackie produkty określa mianem wypędzania Serbów z ich terytoriów.

Serbski prezydent dodatkowo coraz częściej twierdzi, że za całym zamieszaniem stoją Stany Zjednoczone. Jego zdaniem Kosowo nie zdecydowałoby się na swoje ostatnie posunięcia, gdyby nie miało amerykańskiego wsparcia. Co ciekawe, tezy tej nie da się zamieść pod dywan jako teorii spiskowej, ponieważ nowy amerykański ambasador w Prisztinie Philip Kosnett pochwalił przygotowania Kosowa do utworzenia nowej armii. Według Vucicia wypowiedź amerykańskiego dyplomaty potwierdza stanowisko Waszyngtonu, który wbrew Belgradowi w pełni uznał kosowską niepodległość i uważa ją za fakt niezaprzeczalny.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply