Na reformackim dziedzictwie


Licząca 9 tys. mieszkańców Rawa Ruska, leżąca 4 km od polskiej granicy, przy trasie Lwów – Warszawa ma polskie korzenie. Założył ją w XV w. książę mazowiecki Władysław, a zrobił to na surowym korzeniu, brakuje bowiem dokumentów potwierdzających, by wcześniej istniała tu jakaś osada.

„Ruską” Rawę założoną na skraju Roztocza i rzeczką Ratą zaczęto nazywać, by odróżniała się od Rawy Mazowieckiej, położonej na Mazowszu. Jak mówią źródła w XVI w. Rawa Ruska należała do rodu Trzcieńców, który starał się otaczać opieką katolików. Pierwszą parafię założono w Rawie w 1612 r. Należała ona do diecezji chełmskiej. Dzięki Trzcieńcom Rawa otrzymała też prawo magdeburskie, które przyczyniło się do jej rozwoju. Leżące niejako „na przeciągu” miasto często było niszczone przez najróżniejszych łupieżców. Pierwszy drewniany kościół został zniszczony w 1648 r. w czasie powstania Chmielnickiego, dopiero w latach 1770 – 1776 następny właściciel Rawy Andrzej Rzeczycki zbudował w niej murowany jednonawowy kościół parafialny. Konsekrowany został on p.w. Opieki Świętego Józefa w roku 1848.
Hurtownia w klasztorze
Reformaci osiedlili się w Rawie w latach dwudziestych XVIII w. Początkowo posługiwali w drewnianej kaplicy zbudowanej w 1725 r. przez Jana Bogusza. W 1738 r. przeprowadzili się do nowego barokowego, jednonawowego kościoła p.w. św. Michała Archanioła i klasztoru, ufundowanego przez Jerzego Rzeczyckiego i Józefa Głowińskiego według projektu Pawła Fontany. Obiekt ten przetrwał szczęśliwie po dziś dzień i wita wszystkich wjeżdżających z Polski. To pierwszy duży obiekt na opłotkach miasta po prawej stronie. Kościół znajduje się niestety w stanie ruiny i wymaga pilnego remontu. Klasztor jest nieco w lepszym stanie, ale tylko dlatego, że mieści się w nim hurtownia. Tu sortowane są towary przywożone z Polski, przepakowywane i ekspediowane dalej na Ukrainę. Klucze od kościoła niby zwrócono dawnym właścicielom, ale klasztoru nie. Przez wiele lat ich placówka mieściła się w wynajętym budyneczku po drugiej stronie ulicy.

Rzut oka wystarczy, żeby zauważyć, że budynek nadaje się pod spychacz. Mieszkając Nie prowadzono w niej jednak działalności duszpasterskiej, lecz obsługiwano dawny kościół parafialny, znajdujący się w centrum miasteczka, odzyskany przez wiernych kilka lat przed przybyciem do Rawy dawnych rezydentów klasztoru."Rawa_168_1"
Za mało Polaków
,,Katolików, praktycznie Polaków, było zaś w Rawie zbyt mało, by nawet myśleć o utworzeniu drugiej w tym miasteczku parafii” – tłumaczy bardzo zasłużony dla tutejszej wspólnoty o. Roger Andrzej Mularczyk, przeniesiony z Kowla dla jej uformowania.

Wojna i rzezie dokonywane przez ukraińskich nacjonalistów zmieniły niestety sytuację ludnościową Rawy i jej najbliższych okolic. W 1925 r., jak wynika to z zachowanych dokumentów, liczyła 6 tys. wiernych i obejmowała swym zasięgiem świątynie filialne w Hujcze znanym od 1513 r., Wólce Mazowieckiej, Lubyczy Królewskiej i Siedliskach. W samej Rawie mieszkało około połowy wiernych należących do parafii. Miasteczko do wojny liczące 13 tys. mieszkańców było zdominowane przez Żydów stanowiących 56 proc. jego mieszkańców. Resztę mniej więcej po połowie stanowili Polacy i Ukraińcy. Liczba Polaków zaczęła się zwiększać przed II wojną światową, gdy Rawa stała się ważnym węzłem kolejowym, którego obsługę stanowili przede wszystkim Polacy. Ważną rolę w upowszechnianiu wiedzy i kultury w Rawie odgrywały Siostry Dominikanki III Zakonu, które przybyły do Rawy w 1886 r. i uruchomiły w niej szkołę znaną w całej okolicy. Jej gmach łącznie z kaplicą zachował się po dziś dzień. Mieści się w nim szkoła ukraińska.

Koniec polskiej Rawy nastąpił we wrześniu 1939 r., gdy miasteczko znalazło w wyniku realizacji paktu Ribbentrop – Mołotow w granicach sowieckiej Ukrainy. Władze radzieckie po kilkumiesięcznym „zagospodarowaniu” przystąpili do eksterminacji polskości w miasteczku. W kwietniu 1940 r. w ośmiu bydlęcych wagonach wyjechało do Kazachstanu 237 Polaków, głównie członków miejscowej inteligencji. Nie byli zaś to bynajmniej jedyni represjonowani. Sowieckie organy bezpieczeństwa aresztowały także wszystkich, którzy wśród Polaków cieszyli się autorytetem i mogli stać się ich liderami – ich nie wywożono, ale rozstrzeliwano na miejscu. Aresztowali m.in. trzech księży z parafii: Józefa Stokłosę, Bazylego Charczuka i Andrzeja Mołdocha. W więzieniu NKWD znalazł się również o. Michał Marchewicz. Ksiądz Józef Stokłosa młody kapłan, który przybył do Rawy w 1938 r. był po opuszczeniu parafii przez dotychczasowego proboszcza jej administratorem. Po 17 września 1939 r. zaangażował się w działalność konspiracyjną. NKWD aresztowało go wraz z grupą innych młodych ludzi i uwięziony we Lwowie. Oskarżony o działalność kontrrewolucyjną został skazany na śmierć. W czasie rozprawy, jak stwierdził jeden ze świadków „bardzo odważnie przemawiał w sprawie Polski, a zwłaszcza młodzieży”. Zaginął bez wieści. Najprawdopodobniej rozstrzelano go zaraz po wyroku."Rawa_006_1"

Wróg ludu

Bazyli Charczuk wikariusz parafii aresztowany jesienią 1940 r. rok po święceniach, wywieziony z grupą młodzieży do więzienia w Kijowie wiosną 1940 r. został skazany na śmierć jako „wróg ludu” i tego samego dnia rozstrzelany.

Andrzej Mołdoch aresztowany w czasie powrotu pociągiem ze Lwowa do Rawy jesienią 1940 r. zaginął bez wieści.

Michał Marchewicz pracujący w rawskim klasztorze niespełna rok później został aresztowany wraz z księżmi z parafii. Oskarżono go o współpracę z polskim podziemiem. Zawieziony do Lwowa po ciężkim śledztwie zginął w nieznanych okolicznościach. Wskrzeszona w Rawie przez Braci Mniejszych parafia odrodziła się niewątpliwie na krwi męczenników, którzy oddali swe życie za wiarę i polskość.

Ojciec Michał Marchewicz nie był też ostatnim reformatą, który zginął w Rawie. W czasie ataku Niemiec na ZSRS, gdy klasztor dostał się pod ostrzał niemieckiej artylerii zginęli w nim bracia Dydak Nosidlak, Peregryn Schnerch, tercjarz Ferdynand Smoleń, a także przebywający prawie od początku wojny w klasztorze Michał Gawędzki, franciszkanin konwentualny z Niepokalanowa oraz niewidomy świecki organista Michał Lewko. Nie chcieli opuścić klasztoru wybierając śmierć na miejscu. Sam klasztor też został zrujnowany. Dzięki energii kolejnych przełożonych obiekt przywrócono do życia. Wyremontowano kościół i siedem cel.

Po wymordowaniu Żydów i spaleniu części getta Rawa znacząco się wyludniła, a życie w niej stało się jeszcze cięższe. Polacy skupieni wokół parafii i klasztoru usiłowali trwać na posterunku. W okresie, gdy gwardianem klasztoru był w latach 1942 – 43 o. Albin Józefowicz, klasztor stał się oparciem dla Armii Krajowej. Pełnił funkcję punktu kontaktowego, zatrzymywali się w nim łącznicy i kurierzy. Polskie podziemie chciało nawet umieścić w klasztorze radiostację, na co jednak o. Józefowicz nie wyraził zgody. Obawiał się on nie tylko Niemców, ale i ukraińskich nacjonalistów, którzy w okolicy Rawy zaczęli likwidować wszystkie polskie ośrodki. Z wyciągu ze sprawozdania Delegata Rady Głównej Opiekuńczej we Lwowie Leopolda Tesznara z lustracji Polskiego Komitetu Opiekuńczego w dn. 28 i 29 VI 1944 r. wynika, że poza Rawą cel ten osiągnęli. Czytamy w nim m.in.: ,,W powiecie z wyjątkiem Rawy nie ma zupełnie ludności polskiej. Ilość ludności polskiej w Rawie zapodałem powyżej. W ciągu kwietnia i maja dokonane zostały napady, mordy, podpalenia i rabunki w Ulicku (Seredkiewicz), w Szczercu, Niemirowie, Magierowie, Uchnowie, Rzyczkach, Bruckentalu, Domaszowie, Werchracie, Rawie, Lubaczowie, Oleszczycach, Rudkach, Baszni, Horyńcu, Nowinach, majdanie, Skwarzawie Starej, Woli Rusockiej, Krzenionkach, Michałówce, Skwarzawie Nowej, Lubyczy, Dobrosinie, Kamionce Wołoskiej, Wróblaczynie, Szawarach, Zameczku, Monastyrze, Wulce Macowieckiej. Zapewne nie są to wszystkie miejscowości, które były widownią wypadków. W napadach tych zginęło ponad 600 ludzi. (…)

W dniu 18 kwietnia b.r. rozrzucili Ukraińcy ulotki w samej Rawie wzywające ludność polską pod grozą śmierci do wyjazdu na Zachód. Gdy pod koniec kwietnia w Ulicku Seredkiewicz dokonali Ukraińcy dużej masakry Polaków – ludność polska w Rawie widząc zbliżająca się do samej Rawy falę mordów i widząc zupełna bierność władz, poczęła wyjeżdżać na Zachód. Wyjechali księża, pracownicy Komitetu, pracownicy spółdzielni polskiej (która zlikwidowana została), cała inteligencja itd. ”

Zagrożona przez UPA

Obsada klasztoru została w obliczu zagrożenia ze strony UPA ewakuowana do Biecza. Po kilku tygodniach do klasztoru wrócił jednak o. Grzegorz Kadula. Udało mu się przetrwać w niej do 1946 r., kiedy to w ramach ekspatriacji zachowany ruchomy majątek klasztoru i kościoła przewieziony do klasztoru w Kazimierzu Dolnym.

W 1946 r. wraz z resztą wiernych wyjechał do Polski również ostatni administrator parafii ks. Jakub Winiarz, zabierając ze sobą część wyposażenia kościoła m.in. znany od 1649 r. Cudowny Obraz Matki Bożej Różańcowej.

Oba kościoły zostały oczywiście zamknięte i przekształcone w magazyny. Życie polskie całkowicie w Rawie zamarło podobnie jak rzymskokatolickie życie religijne. Nieliczni Polacy, którzy pozostali w miasteczku starannie ukrywali swą narodowość. Większość z nich deklarowało, że są Ukraińcami. Niektórzy zaczęli uczęszczać najpierw do Cerkwi greckokatolickiej, a po jej likwidacji do prawosławnej. Jeszcze bardziej musieli się zakonspirować Polacy, którzy zdecydowali się pozostać na okolicznych wsiach. UPA tępiona bezlitośnie, działała tu jeszcze kilka lat. Ustała dopiero, gdy władze sowieckie wysiedliły 42 wsie w okolicach Jaworowa, których mieszkańcy stanowili główne jej oparcie i zamieniły ów teren w ogromny poligon.

Życie polskie trwało jednak w podziemiu i stopniowo się ożywiało. Rawscy Polacy jeździli do Lwowa, a także do innych miejscowości, w których czynne były kościoły. Gdy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych do Rawy, leżącej tuż przy granicy, zaczęła docierać też polska telewizja, nawet najmłodsi mogli uczyć się z nią języka przodków. Gdy nastała pierestrojka, zorganizowali się na tyle, aby zdecydowanie domagać się zwrotu kościoła parafialnego. W końcu udało im się osiągnąć sukces. Do działań zorganizował ich ks. Bazyli Pawełko, starający się odzyskać wszystkie kościoły na ziemi lwowskiej.

Napadnięci i pobici

Pierwszą Mszę św. jako pasterkę w odzyskanej świątyni odprawił w 1989 r. biskup Marian Jaworski, wtedy jeszcze Administrator Apostolski z Lubaczowa. Całą uroczystość i odrodzenie parafii organizował ks. Bazyli Pawełko z Żółkwi, postać dla tutejszego regionu bardzo zasłużona. Bracia Mniejsi z Prowincji matki Bożej Anielskiej przejęli tutejszą parafię dopiero w 1994 r. W jakiejś mierze wrócili na swoje. Reformaci mieli bowiem w Rawie kościół i klasztor od lat 20-tych XVIII w. Nie objęli ich z powrotem, bo obiekty te trzeba było odzyskać i wyremontować, kościół parafialny był zaś już jako tako wyremontowany. Zamieszkali w wynajętym domu, w którym urządzili klasztor. Pierwszymi zakonnikami, którzy w nim zamieszkali byli o. Gracjan Piotrowski oddelegowany z Kowla i o. Bartosz Szymorek z prowincji Wniebowzięcia NMP z Katowic Panewnik. Byli to pierwsi stali duszpasterze w Rawie Ruskiej. Wcześniej posługę duszpasterską zapewniał tutejszym wiernym ks. Bazyli Pawełko mieszkający najpierw w Jaworowie, a potem w Żółkwi. Przez jakiś czas wspomagał go ks. Wiesław Motyka mieszkający okresowo w Rawie, Potyliczu i Rzyczkach, ale ostatecznie nie zadomowił się na stałe. Zrobili to dopiero reformaci, których start też nie był jednak łatwy – zostali napadnięci i pobici. Proboszczem i gwardianem klasztoru był o. Gracjan Piotrowski. Po pewnym czasie został on w Rawie sam, bo o. Szymorek został przeniesiony do Sądowej Wiszni. W 1997 r. proboszczem parafii w Rawie został przeniesiony z Kowla o. Roger Andrzej Mularczyk."Rawa_041_1"
Nie tylko Rawa
,,Kościół był wtedy w jeszcze nienajlepszym stanie” – wspomina o. Mularczyk. ,,Ołtarz był tylko już prawie gotowy, ale wymagał jeszcze uzupełnień. Współbracia obsługiwali też duże dojazdowe w Niemirowie i Potyliczu. Jako proboszcz kontynuowałem działalność swoich poprzedników. Kończyłem renowację ołtarza i prowadziłem pracę duszpasterską. W toku wyjazdów terenowych udało mi się odnaleźć też trochę katolików w Magierowie i kaplicę rzymskokatolicką na cmentarzu, którą grekokatolicy raz w roku tylko wykorzystywali na własne cele. Greckokatolicki proboszcz zgodził się, byśmy w niej odprawiali. Udało nam się tam zarejestrować parafię i rozpocząć duszpasterstwo. Utworzyła się tam gromadka licząca kilkunastu wiernych, wśród których było trochę dzieci. Była bardzo sympatyczna. Składała się z rodzin mieszanych polsko – ukraińskich. Rano o dziewiątej przychodzili na msze św. do kaplicy, a później szli na Liturgię do cerkwi greckokatolickiej. W Rawie o. Roger nie zajmował się oczywiście wyłącznie tylko pracami renowacyjnymi i błysnął także swoimi talentami duszpasterskimi. Udało mu się nawet zwiększyć ilość dzieci uczęszczających na katechezę.

,,Po jednej z Mszy św. podczas ogłoszeń powiedziałem, że ksiądz musi być zawsze zajęty i mieć co robić” – wspomina. ,,Inaczej bowiem będzie myślał o głupstwach i jeszcze się wam tu ożeni i dopiero wybuchnie afera. Na drugie dzień od razu na katechezę przyszło dużo dzieci. Ich rodzice nie chcieli widocznie, by ksiądz się ożenił…”

Ojciec Roger przepracował w Rawie w sumie 9 lat. Większość czasu sam. Kolejnych wikarych zniechęcały fatalne warunki w zaimprowizowanym klasztorze, w którym nie było podstawowych warunków sanitarnych. Ojciec Roger, by nie zarosnąć w brudzie raz w tygodniu jeździł do „bani”, którą na szczęście posiadała jedna z parafianek. Dzięki swojej zaradności o. Rogerowi udało się sporo zrobić. Kościół został zrewaloryzowany, a jego wnętrze należy niewątpliwie do najpiękniejszych wśród kościołów obsługiwanych przez franciszkanów na Ukrainie. Wyremontował też kościół w Potyliczu i Niemirowie. By to robić, musiał oczywiście zbierać środki jeżdżąc głównie po parafiach w Polsce, w których wygłaszał kazania lub rekolekcje.

,,Nie było to łatwe – wspomina. – Pracowałem przez większość czasu sam, więc aby wyjechać, musiałem załatwić sobie zastępstwo. W niedzielę należało zaś odprawić cztery Msze św.”
Duszpasterstwo po polsku
Restaurując świątynie o. Roger nie zapominał oczywiście, że jest księdzem, który powinien mieć zawsze coś do zrobienia, zadbał więc o przygotowania parafii w Rawie Ruskiej do beatyfikacji dwóch pochodzących z niej męczenników, którzy zostali wyniesieni na ołtarze przez Jana Pawła II w gronie 108 męczenników w 1999 r. – czyli reformaty Narcyza Turchana i dominikanki Julii Radzińskiej. Ich postacie zostały uwiecznione m.in.,. w jednym z fresków kościoła. Wielkim przeżyciem dla parafii była uroczystość dziękczynna za beatyfikację dwóch błogosławionych we wrześniu roku 1999, której przewodniczył arcybiskup Marian Jaworski. Historia zawsze stanowiła konik o. Rogera i starał się wykorzystać ją w duszpasterstwie. Zaczął badać dzieje parafii, a także samej Rawy jako ośrodka miejskiego, spisywać je, a następnie po zakończeniu mszy św. odczytywał w kościele. Chciał bowiem, by jego parafianie byli świadomi, gdzie żyją i jakiej historii są dziedzicami. W toku rozmów z parafianami od razu zorientował się, że ich wiedza na ten temat jest niewielka, a czasem wręcz żadna…Podkreślić trzeba, że całe duszpasterstwo o. Roger prowadził w języku polskim.

,,Uważałem bowiem, że tutejsi Polacy, którzy przechowali wiarę i wywalczyli zwrot kościoła mają prawo do Mszy św. w języku polskim”- podkreśla. ,,Tym bardziej, że dobrze znali język przodków i swobodnie się nim komunikowali. Także młodzież należąc do rawskiej wspólnoty również potrafiła się nim posługiwać. Dlatego też, gdy udało nam się zbudować niewielki dom parafialny starałem się organizować w nim spotkania dla parafian, którzy np. chcieli sobie przyjść i pośpiewać.”
Jak przyciągnąć dzieci
Parafia w Rawie w początkach działalności o Rogera nie była oczywiście duża. Nominalnie liczyła około trzystu wiernych zapisanych w kartotekach. Stale na niedzielne Msze św. przychodziło około stu dwudziestu wiernych. Miało to jednak także dobre strony. O. Roger znał każdego parafianina i jego poczynania nie były anonimowe. Zorganizował w parafii koło różańcowe. Uruchomił systematyczną katechizację. Szczególny nacisk położył na pracę z dziećmi i młodzieżą. Od początku zaczął wymagać od młodych rodziców, by przychodzili do kościoła z małymi dziećmi. Nie przeszkadzało mu, że te biegały po świątyni i rozrabiały. Starał się z każdym porozmawiać i poświęcić mu chwilę czasu…

,,By przyciągnąć do kościoła dzieci i młodzież, robiłem różne rzeczy. Na początku utworzyłem wokalny zespół młodzieżowy. Towarzyszyłem mu grając na syntezatorach i gitarze. Co roku organizowałem jasełka. Sam pisałem różne sztuki, trochę do śmiechu, trochę do refleksji. Dzieci, które je wykonywały domagały się tylko, by były po polsku, a nie ukraińsku. Przygotowywaliśmy też koncerty kolęd. Zapraszałem też młodzież do udziału w pielgrzymkach z Połonnego do Berdyczowa itp. To wszystko z czasem procentowało. Młodzież, którą się zajmowałem zaczęła brać śluby i chrzcić dzieci, z czego byłem najbardziej zadowolony. Był to bowiem znak, że wspólnota w Rawie się rozwija. Pamiętam, że na pierwszy chrzest czekałem cały rok. Później ich ilość zaczęła się zwiększać. Zdarzył się rok, że było ich siedem. Pamiętam, że pewnego razu przyszedł do mnie mężczyzna z prośbą o chrzest dziecka. Gdy zajrzałem do kalendarza okazało się, że nie mogę go udzielić, bo akurat będę w tę niedzielę w Polsce. Starałem mu się wytłumaczyć, że sakramentu może udzielić mój zastępca.. On zaś oświadczył, że wie, jak ja lubię chrzty i by mi nie robić przykrości przesunie chrzest o tydzień…

Czuł się zmęczony

Starając się uporządkować spuściznę po reformach o. Roger zadbał też o grób zakonników znajdujących się na cmentarzu katolickim w Rawie. Za środki przekazane przez krakowską Prowincję Matki Bożej Anielskiej wykonał dla swych poprzedników nowy grobowiec w kształcie franciszkańskiego krzyża. Na przełomie 2006 i 2007 roku o. Roger otrzymał dodatkowe wsparcie z Polski. Macierzysta prowincja oddelegował mu do pomocy o. Wacława Bujaka. Mimo to poprosił władze Prowincji św. Michała Archanioła na Ukrainie, do której od 2000 r. podobnie jak klasztory w Kowlu i Sądowej Wiszni należała placówka w Rawie Ruskiej o przeniesienie.

,,Czułem się już zmęczony” – ocenia. ,,Uważałem też, że w Rawie zakonnik będący obywatelem Ukrainy o wiele więcej zrobi. O wiele łatwiej będzie mu m.in. dźwigać odpowiedzialność za materialny rozwój parafii, rozmawiać z władzami itp. Kapłan z Polski jest zawsze zdany na łaskę i niełaskę władz. Jeżeli zacznie za aktywnie działać, to te mogą cofnąć mu rejestrację i wydalić z Ukrainy. Może on wtedy oczywiście zostać męczennikiem. Być obecnym przez dzień, czy dwa w środkach masowego przekazu, ale przecież nie o to chodzi. Kapłan jest dla ludzi, których dobro jest najważniejsze.”

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz