Kraje nadbałtyckie – niebezpiecznie blisko krawędzi

Zagraniczna pomoc antykryzysowa zmaga się na Łotwie z licznymi problemami. Jednym z nich jest tamtejszy rząd.

Przetrwanie niekoniecznie oznacza dobrobyt. Bezprecedensowe wysiłki międzynarodowe powstrzymują od upadku najsłabszą ze wszystkich państw Unii gospodarkę Łotwy. Zeszłej jesieni, w szczytowym okresie kryzysu finansowego, wypadki takie jak panika bankowa czy kryzys walutowy mogły powodować drastyczny spadek zaufania także poza granicami Łotwy. Przede wszystkim kryzys uderzyłby w inne kraje nadbałtyckie, również dotknięte pękającymi bańkami kredytowymi i sztucznym stabilizowaniem walut. Załamanie na Łotwie mogło także odbić się na Szwecji (tamtejsze banki udzielały lekkomyślnych kredytów krajom nadbałtyckim) oraz wywrócić do góry nogami chwiejne gospodarki postkomunistyczne krajów bardziej oddalonych, takich jak Węgry.

W ciągu dziesięciu miesięcy i dzięki kilku miliardom dolarów sytuacja stała się prostsza – państwom takim jak Estonia i Węgry udało się nieco ustabilizować, a banki szwedzkie przeznaczyły miliardy dolarów na zwiększenie kapitału. Łotwa jednak nadal znajduje się w stanie chaosu. Ani chwiejna rządowa koalicja, ani deklarujący pomoc z zewnątrz (np. Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Komisja Europejska) nie są w stanie opracować sensownego planu naprawczego.

Istnieją jednak pewne powody do optymizmu. Po ogromnym (w tym roku ok. 18%) spadku PKB, gospodarka powinna zacząć wzrastać pod koniec 2010 roku. Spadek importu pomaga zbilansować straty – mając w przeszłości jeden z największych na świecie deficytów w rachunku bieżącym w stosunku do PKB, dziś Łotwa może pochwalić się jedną z największych nadwyżek. Państwowa waluta łat (LVL) jest nadal związana z euro (EUR). Ceny towarów i usług konsumpcyjnych oraz płace w sektorze prywatnym zaczęły gwałtownie spadać, przykładowo, tegorocznej zimy koszty ogrzewania w stołecznej Rydze są o jedną trzecią niższe. Optymiści mają nadzieję, że Łotwa okaże się drugim Hong Kongiem, z elastyczną gospodarką i sztywnym kursem walut. Region ten przetrwał azjatycki kryzys finansowy lat 1997-98 dzięki przyzwoleniu na swobodny spadek cen i płac.

Taka strategia może zadziałać. Bankowcy, którzy przewidzieli dewaluację i katastrofy ostatniego roku nie mają jednakże na to zbyt wielu dowodów. Mimo że sondaże ujawniają ogromne niezadowolenie z polityków łotewskich, pokazują również silne (ok. dwóch trzecich ankietowanych) poparcie dla utrzymywania zaczepu walutowego.

Problemy są jednak poważne: rząd publicznie kłóci się z bankiem centralnym, dekada zaniedbań finansów publicznych doprowadziła państwo do przerostu i osłabienia, Międzynarodowy Fundusz Walutowy zwraca uwagę na fakt, że nawet prześledzenie drogi wydawanych pieniędzy jest trudne. Słaba koalicja rządowa, znajdująca się pod wpływem potentatów i baronów partyjnych, nie jest w stanie przeforsować cięć w wydatkach zaplanowanych w zamian za dofinansowanie w wysokości 11 miliardów dolarów (obiecane przez MFW, UE i innych pożyczkodawców na grudzień). Konieczne są reformy państwowej administracji, służby zdrowia oraz systemu edukacji (na Łotwie zatrudnia się więcej nauczycieli i lekarzy niż jest rzeczywiście potrzebnych). Pomimo doniesień o drastycznych cięciach pensji, zmiany są niewystarczające. Zmartwień MFW przysparza odkrycie dwóch pozabudżetowych funduszy łapówkowych.

Kiedy na początku października łotewski premier Valdis Dombrovskis wzdragał się przed cięciami budżetowymi i podwyżkami podatków koniecznymi, aby zmniejszyć deficyt do 8,5% PKB w roku 2010, ściągnął na siebie falę krytyki. Szwedzki minister finansów Anders Borg powiedział, że cierpliwość chętnych do pomocy jest ograniczona (Szwecja wraz ze swoimi skandynawskimi partnerami ma zapewnić 10 miliardów koron szwedzkich, czyli 1,43 miliardów dolarów, jako transzę pożyczki na początku 2010 roku). Komisarz UE do spraw ekonomicznych i walutowych Joaquin Almunia poleciał w tym tygodniu do Rygi, żeby stanowczo ostrzec w sprawie koniecznych cięć budżetowych. Tymczasem premier Dombrovskis znowu zdaje się poprzestawać na obietnicach. Wielu (w szczególności w MFW) rzeczywiście wątpi czy obecny rząd jest w stanie przeprowadzić konieczne formy i czy faktycznie do nich dąży. Niektórzy urzędnicy wewnątrz MFW uważają dewaluację za nieuniknioną, inni jednak twierdzą, że uszczerbek na wiarygodności przesłoniłby korzyści z uzyskania konkurencyjności. Poza tym nikt nie chce wymuszać dewaluacji w kraju, który jest jej niechętny.

Być może najbardziej martwiącym objawem kryzysu jest upadek najważniejszej krajowej gazety Diena (“Dzień”), którą pogrążył gwałtowny spadek dochodów z reklam. Jej czołowi dziennikarze odeszli z pracy, kiedy gazeta została sprzedana londyńskiemu Blackfish Capital, odmawiającemu odpowiedzi na pytanie czy została jej ostatecznym właścicielem. Czytelnicy Dieny obawiają się, że zespół redakcyjny, będący niegdyś utrapieniem dla podejrzanych lokalnych biznesmenów, zostanie teraz zastraszony.

Każde z rozwiązań długoterminowych będzie musiało poradzić sobie z przygniatającym obciążeniem – długami z sektora prywatnego, np. kredytami hipotecznymi. Od momentu załamania długi zewnętrzne w tym sektorze wzrosły do ponad 130% PKB. Rząd oscylował wokół zmian w ustawodawstwie ograniczających uciekanie się pożyczkodawców do wartości dodatkowego zabezpieczenia. Podobne prawo istnieje w innych państwach, a niektórzy twierdzą, że to bankowcy są po części winni całego zamieszania. Niemniej jednak zmiany w prawie dokonywane w państwie zależnym od skłonności obcych do pożyczek wydają się ryzykowne.

W międzyczasie, kryzys zmniejsza wiarygodność państwa w kraju i za granicą. Specjaliści od planowania obronnego pragnęliby, aby NATO po raz pierwszy zaplanowało duże lądowe ćwiczenia w krajach nadbałtyckich. Rosja ostatnio przeprowadziła największe od lat manewry przy ich granicach, cięcia w wydatkach na obronę stawiają jednak pod znakiem zapytania zdolność Łotwy do wypełnienia zobowiązań wobec sojuszu. Niektórzy z najbardziej wpływowych Łotyszy, łącznie z byłym premierem, nieustannie zacieśniają stosunki z Rosją.

Estonia razem z Litwą starają się spiesznie odciąć od swojego sąsiada, choć nie znajdują się one oczywiście w tak wielkim chaosie politycznym. Estończycy mają nadzieję, że Unia Europejska wynagrodzi ich za naprawę finansów publicznych poprzez szybkie poparcie planu przystąpienia do strefy euro w 2011 roku.

W jakiej sytuacji stawia to Łotwę, mającą cały czas trudności z bilansowaniem strat i pożyczającą duże sumy prywatnie, unikając przez to zwrócenia się do MFW? Utrata jednego kraju nadbałtyckiego mogłaby być wypadkiem. Utrata dwóch – to już nonszalancja.

Źródło: The Economist

http://www.economist.com/world/europe/displaystory.cfm?story_id=14665390

Tłumaczenie: Dorota Stachura

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply