Kordon sanitarny wokół partii Le Pen już nie działa

Francuski minister rolnictwa przyznał otwarcie, że tylko Zjednoczenie Narodowe może ogłosić wyborcze zwycięstwo. Partia Marine Le Pen otrzymała więcej mandatów niż zakładała ona sama oraz ośrodki badania opinii publicznej. Tym samym przestał działać kordon sanitarny wokół narodowców, utworzony prawie dwie dekady temu w celu ich marginalizacji na francuskiej scenie politycznej.

Demokratyczny wybór Francuzów wzbudził niepokój zwłaszcza wśród polityków Republiki Naprzód (L’REM), czyli ugrupowania założonego przez prezydenta Emmanuela Macrona. Progresywna premier Élisabeth Borne uznała nawet wyniki niedzielnego głosowania za „zagrożenie” dla jej kraju, zwłaszcza w kontekście wyzwań wewnętrznych i zewnętrznych. Jedynie napomknęła przy tej okazji, że z drugiej strony decyzję jej rodaków należy „szanować i wyciągnąć konsekwencje”.

Szef resortu rolnictwa i suwerenności żywnościowej, Marc Fesneau z centrowego Ruchu Demokratycznego (MoDem), wypowiedział się w podobnym tonie. Przede wszystkim akcentował wspomniany już sukces Zjednoczenia Narodowego (RN), ale poza tym wskazywał na chaos mogący być następstwem wyboru Francuzów. Żadna z partii nie ma bowiem samodzielnej większości, którą w minionej kadencji Zgromadzenia Narodowego dysponowała właśnie koalicja L’REM i MoDemu.

Sukces ponad oczekiwania

Wyniki głosowania były zaskoczeniem nie tylko dla obozu prezydenckiego. Le Pen przyznała, że sama nie spodziewała się tak dużego sukcesu swojego ugrupowania. Liczyła bowiem na około 60 mandatów poselskich dla kandydatów RN-u. Tym bardziej poziomu poparcia dla narodowców nie doszacowały ośrodki badania opinii publicznej, które przewidywały, że we francuskim parlamencie zasiądzie ich od 20 do maksymalnie 50.

Ostatecznie partia założona przez Jean-Marie Le Pena będzie miała swoich 89 przedstawicieli, z czego sam nestor francuskiego nacjonalizmu (jak przekazała jego córka) ma być bardzo zadowolony. Nic zresztą dziwnego, bo ugrupowanie jeszcze pod szyldem Frontu Narodowego uzyskało najwyżej 35 posłów. Miało to zaś miejsce w zamierzchłych czasach, czyli w 1986 roku.

Po tamtych wyborach establishment zdecydował się na zmianę zasad wyborów. System proporcjonalny został zastąpiony przez jednomandatowe okręgi wyborcze. Dodatkowo w ich ramach przeprowadzana jest również druga tura wyborów, o ile żaden z kandydatów nie uzyska większości głosów w czasie pierwszej tury. Narodowcy przez wiele lat nie mieli więc żadnej reprezentacji parlamentarnej, natomiast w minionej kadencji ich delegacja liczyła tylko ośmiu posłów.

Dotychczasowe wyniki krajowych wyborów kontrastowały zresztą z wynikami elekcji do Parlamentu Europejskiego. Ostatnie dwa europejskie głosowania w systemie proporcjonalnym zakończyły się bowiem zwycięstwem ugrupowania kierowanego przez Le Pen. Można więc się domyślać, że odstąpienie od systemu JOW-ów w krajowych wyborach zrewolucjonizowałoby tamtejszą scenę polityczną.

Nowe przyczółki

Tak duży sukces narodowców, osiągnięty pomimo nieprzychylnych im zasad głosowania, pokazuje wyraźnie, że osławiony „kordon sanitarny” blokujący ich polityczny rozwój po prostu przestał działać. Tym razem nie pomogło nawet przekazywane sobie poparcia przez partie głównego nurtu, które dotychczas zawsze jednoczyły się przed drugą turą wyborów parlamentarnych w celu pozbawienia kandydata RN-u szans na wygraną.

Co więcej, ugrupowanie Le Pen będzie dysponowało teraz dużo większymi środkami na swoją działalność. Otrzyma bowiem dwa rodzaje dotacji przysługujących partiom mającym własne grupy parlamentarne. Pierwszą z nich otrzymuje się za określony wynik w pierwszej turze wyborów, a z jej tytułu konto RN-u będzie rokrocznie zasilane kwotą około 7 mln euro. Kolejne 3,3 mln euro trafi zaś do narodowców w związku z wprowadzeniem wspomnianych 89 posłów.

Zasoby finansowe będą oczywiście przydatne w kolejnych wyborach prezydenckich i parlamentarnych, zwłaszcza biorąc pod uwagę dotychczasowe problemy Le Pen z uzyskaniem kredytów bankowych na kampanie przedwyborcze. Z czysto politycznego punktu widzenia kolejną ważną korzyścią może być ewentualne objęcie przez posła RN-u przewodnictwa w komisji finansów. Będzie to możliwe, jeśli wspólnej frakcji nie stworzy koalicja skrajnej lewicy pod przywództwem Jean-Luca Mélenchona.

Dodatkowo RN umocnił się w niektórych częściach kraju. W dwunastu departamentach (w dużym uproszczeniu odpowiedniki polskich powiatów) jego kandydaci wygrali we wszystkich możliwych okręgach wyborczych. Kilkunastu narodowców uzyskało zaś w drugiej turze wyborów wynik przekraczający 60 proc. głosów. Dodatkowo pierwszy raz w swojej pięćdziesięcioletniej historii partia założona przez Le Pena ma większą reprezentację w parlamencie niż gaullistowska centroprawica.

Nie ma powrotu do kordonu

Ugrupowania od lewa do prawa z pewnością mają przysłowiowego kaca po niedzielnych wyborach parlamentarnych, czego symptomem były przytoczone już wypowiedzi członków koalicji wspierającej obecną głowę państwa. Tracąc samodzielną większość zaliczyła ona tym dotkliwszą porażkę, że ma ona miejsce zaledwie dwa miesiące po drugim z rzędu triumfie Macrona w wyborach prezydenckich.

Teraz L’REM będzie musiało więc szukać koalicjanta. W praktyce można spodziewać się tutaj realizacji jednego z dwóch najbardziej prawdopodobnych scenariuszy. Pierwszy zakłada dogadanie się partii Macrona z centroprawicowymi Republikanami, którym bliski jest zwłaszcza program gospodarczy centrowców. Drugi przewiduje z kolei podkupienie części posłów centroprawicy i centrolewicy. Byłoby to jednak trudne, bo obozowi prezydenckiemu do większości parlamentarnej brakuje w chwili obecnej aż 44 głosów.

Niektórzy komentatorzy uważają, że Francja po niedzielnych wyborach wkracza na ścieżkę chaosu. Na dalszy plan schodzi w tym kontekście nawet „problem” niespodziewanie dobrego wyniku narodowców i rozbicia stworzonego wokół nich „kordonu sanitarnego”, nie wspominając już o dużo gorszym niż przewidywano rezultacie skrajnie lewicowej koalicji skupionej wokół Mélenchona.

Najbliższe miesiące pokażą czy francuski establishment jest jeszcze w stanie się ze sobą porozumieć, czy nawet i on został dotknięty wyraźną polaryzacją francuskiej sceny politycznej. Z pewnością ręce pełne roboty będzie miała Le Pen, która już zapowiedziała, że nie powróci do pełnienia funkcji przewodniczącej swojego ugrupowania. Teraz ma skupić się bowiem na pracy w parlamencie, aby wykorzystać historyczną szansę na osiągnięcie kolejnych sukcesów.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply