Koniec Emiratu Kaukaskiego

27 lutego prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew złożył niespodziewaną wizytę na Północnym Kaukazie. Prezydent ponownie wyraził ogromną troskę o sytuację w tym regionie. Zauważył, że bojówki ekstremistów wyrastają w Kabaro-Bałkarii jak grzyby po deszczu; w Karaczajo-Czerkiesji wzywał natomiast do zdecydowanych walk z ekstremistami.

Jeszcze przed wizytą prezydenta na Kaukazie przed Rosyjskim Sądem Najwyższym ważyły się losy Emiratu Kaukaskiego. Uznano, że jest to organizacja terrorystyczna w związku z czym 8 lutego to islamskie państwo zostało zlikwidowane – uchwała zyskała moc prawną 25 lutego.

Decyzję Sądu Najwyższego przyjęto z dość dużym zdziwieniem: dlaczego dopiero teraz Rosja raczyła zauważyć, że Emirat Kaukaski to kolebka terroryzmu? Państwo to zostało przecież założone w 2007 roku przez samego przywódcę ekstremistów, Dokku Umarowa. Od pierwszych dni istnienia, orędownicy czeczeńskiej niepodległości odnosili się dość nieufnie do Emiratu. Przywódcy czeczeńscy uważali, że został on założony przez rosyjskie Służby Bezpieczeństwa po to, by podporządkować sobie Czeczenię i sprawić, aby kojarzono ją w świecie z terrorystycznymi działaniami Al – Kaidy oraz islamskich ekstremistów. To stawiałoby atakowaną Rosję na pozycji ofiary terroryzmu, stojącą wraz
z krajami zachodu po “jasnej stronie mocy.”

Prawna likwidacja Emiratu da podstawy do działań antyterrorystycznych nie tylko wobec aktywnych terrorystów, ale też ich współpracowników, ideologów, informatorów oraz wszelkich wspierających ich organizacji. Kwestia stwierdzenia, kto wspiera terrorystów jest, trzeba przyznać, dość względna. Ostatnio oskarżono niezależnych dziennikarzy dagestańskich o popieranie bojówek Północnego Kazachstanu tylko za to, że skrytykowali samowolę rosyjskich Służb Bezpieczeństwa w Dagestanie. W takiej sytuacji każda próba krytyki polityki rosyjskiej na Północnym Kaukazie może zostać uznana za sprzyjanie terrorystom.

Awram Szmulewicz, komentator sytuacji na Północnym Kaukazie, otwarcie wyśmiał prognozy rosyjskie szacujące liczbę terrorystów w Emiracie Kaukaskim między 50 a 1500. Stwierdził, że skoro z powodu 50 czy 1500 ekstremistów zmienia się mapę polityczną, to każdy z nich musi być wart 10 000 żołnierzy rosyjskich.

A co można powiedzieć o dzisiejszym (nieistniejącym już) Emiracie Kaukaskim? Po pierwsze, w ostatnich trzech latach wyraźnie wzrosła tam liczba ofiar ataków bombowych. W 2007 roku 795 zamachów odebrało życie 586 osobom, natomiast w 2009 roku w 1100 atakach zginęło ponad 900 osób (www.csis.org/program/north-caucasus, 14 stycznia). Po drugie, miejscowa ludność od zawsze nienawidziła rosyjskich najeźdźców. Po trzecie, od dłuższego czasu było jasne, że cały teren Północnego Kaukazu, nie tylko Czeczenia, wymyka się Rosji spod kontroli, a liczba gotowych na wszystko rebeliantów rośnie.

Rosyjscy politycy mają więc twardy orzech do zgryzienia, jeśli chcą podporządkować sobie ten trudny, zróżnicowany etnicznie, religijnie i ustrojowo region. Wiadomo natomiast czego nie da się zrobić: pomysł narzucenia prokremlowskiego rządu (jak to zrobiono w Czeczenii z rządem rosyjskiego entuzjasty Ramzana Kadyrowa) w większości republik zdecydowanie się nie powiedzie.

Źródło: The Jamestown Foundation

http://www.jamestown.org/single/?no_cache=1&tx_ttnews%5Btt_news%5D=36103&tx_ttnews%5BbackPid%5D=7&cHash=aa55beb772

Oprac. i tłum.: Marzena Bielawska

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply