Kiedy Wowa był mały…

Przyjaciele Władimira Putina opowiedzieli gazecie “Moskowskij Komsomolec” o latach jego dzieciństwa.

Wszystkich nas ukształtowało nasze dzieciństwo, lecz dzieciństwo każdego jest inne. Na temat dzieciństwa i młodości Władimira Putina napisano już wiele. Koledzy i koleżanki z klasy nie raz wspominali słynnego kolegę z ławki, swoje kilka słów dodawali także znajomi ze studiów. A my w przeddzień urodzin Władimira Władimirowicza Putina odnaleźliśmy jego kolegów z podwórka. O niełatwym dzieciństwie Władimira Władimirowicza opowiada korespondent „Moskowskowo Komsomolca” w specjalnym reportażu.

Zaułek Baskowa 12. Dziesięć lat temu dokładnie w tym miejscu rozpoczynała się słynna w Petersburgu wycieczka „Śladami Putina”. Za 100 dolarów przewodnicy pokazywali klatkę schodową, gdzie jakoby Władimir Putin walczył ze szczurami, demonstrowali pojemniki na śmieci, obok których młody Władimir Putin uczył się walki na pięści…

Kilka lat temu ekskluzywne wycieczki skończyły się. Mówi się, że przyszło polecenie z góry – wszak nie wypada zarabiać na najważniejszej osobie w państwie.

I wtedy w zaułku Baskowa zrobiło się nudno.

Dzisiaj pod budynkiem, w którym mieszkała rodzina premiera stoi szereg drogich samochodów. Dookoła ustawiono szlabany i tabliczki: „Osobom nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. A mieszkańcy domu mają już dość powtarzania dziennikarzom: „Nie znaliśmy i nie widzieliśmy Putina, nie mamy pojęcia, gdzie mieszkał”.

Jednak udało nam się odnaleźć byłych mieszkańców starego czteropiętrowego bloku, którzy podobnie jak Putin mieszkali pod numerem 12 w Zaułku Baskowa.

„Nie chciał przystać na zasady panujące na podwórku”

– Leningradzkie powojenne podwórko miało specyficzny charakter – rozpoczął swoją opowieść były sąsiad Putina Dmitrij Łobanow. – Do naszej kamienicy przylegał sztab Wojskowych Sił Powietrznych leningradzkiego pasa umocnień. Dlatego też w czasie wojny wiele bomb spadło na zaułek Baskowa, czego efektem było połowiczne zburzenie naszego domu. Chłopcy uważali to za zabawne – wszyscy z przyjemnością grali w chowanego w tych ruinach.

Każda rodzina w naszej kamienicy zajmowała jeden pokój w mieszkaniu komunalnym.

– Było strasznie ciasno. Czuliśmy się jak sardynki w puszce – kontynuuje Łobanow. – Rodzina Putina – matka, ojciec i syn – mieszkali w pokoju zajmującym niewiele ponad 20 m2 na trzecim piętrze. Nie mieli ani gorącej wody, ani łazienki. Raz w tygodniu rodzice zabierali Włodka do Niekrasowskich Bań, aby się wykąpać. Każda rodzina w naszym domu nie miała za grosz prywatności. Począwszy od wczesnej wiosny do jesieni okna wszystkich mieszkań były otwarte na oścież. I o wszystkim tym, co działo się w sąsiadujących ze sobą mieszkaniach, momentalnie dowiadywali się wszyscy mieszkańcy kamienicy.

– Chłopcy na podwórku podzieleni byli na grupy według wieku. Na podwórku prym wiedli 15 i 16-latkowie, którzy przeżyli blokadę Leningradu – dodaje mój rozmówca. – Hierarchia była bardzo sztywna. Młodsze dzieci nie miały dostępu do tego kręgu. Istniała także zasada, że jeżeli ukarano za coś chłopaka – lepiej żeby nie szedł poskarżyć rodzicom. W przeciwnym razie na zawsze uznawano go za odszczepieńca. Dlatego też wszyscy chłopcy, którzy wychowali się w zaułku Baskowa, wyrośli na ludzi zahartowanych życiem.

Główną postacią na podwórku był 17-letni Jura Sidorow. Słuchali się go wszyscy chłopcy, a także wszyscy co do jednego chcieli być tacy jak on.

Dorosłe życie Sidorowa nie było usłane różami. Kiedy dorósł, wpadł w złe towarzystwo i został hersztem grupy przestępczej. Wpadł na zwykłej kradzieży jedzenia na Rynku Niekrasowa. Wsadzili go i słuch po nim zaginął.

– Na podwórko naszego domu wciąż ściągali łobuzy z okolicznych osiedli, – wspominają starzy mieszkańcy. – Na przykład, jeżeli ktoś ukradł mięso na Rynku Niekrasowa, to przed milicją mógł uciec tylko przez nasze podwórko. Złodzieje mieli swego rodzaju instrukcję, jak zgubić pościg. Trzeba było z rynku pobiec do zaułku Baskowa, skręcić w podwórko budynku nr 12, potem pobiec na tylne podwórko, zanurkować do dymnika piwnicy, z której było wyjście na zaułek Saperski. I właśnie w taki sposób, przez piwnice, uciekali.

Włodek Putin nie od razu zrozumiał i zaakceptował zasady panujące na podwórku. Dlatego też jego życie na początku było niełatwe.

– Na podwórku panowały wilcze prawa, – opowiada swoją wersję zdarzeń były mieszkaniec legendarnego domu w Zaułku Baskowa Piotr Iljicz. – Starsi komenderowali młodszymi. Żyło się jak w gułagu: był podział na hersztów bandy i ich służących. Dyscyplina była bardzo surowa. Jeżeli starszy kazał młodszemu coś przynieść to trzeba było bez sprzeciwu pójść i przynieść. Putin należał do grupy młodszych dzieci. I nie podobał mu się taki rozkład sił. Ale w pojedynkę tej sytuacji nie mógł zmienić. Kiedyś poskarżył się do swojego ojca – Władimira Spirydonowicza Putina. Warto dodać, że tata Putina budził postrach wśród wszystkich miejscowych chłopaków. Był on mężczyzną silnym, o donośnym głosie. I wtedy wystąpił w obronie syna. Wybiegł na podwórko i sprał dokuczających jego synowi. A po powrocie do domu powiedział do syna: „Następnym razem radź sobie sam!”

Chłopcem, który najczęściej bił Włodka, był Walentin Kosyriow. Po wielu latach, kiedy Putin doszedł do władzy, Kosyriow często wspominał, jak z byle powodu obrażał małego Włodzia. Chodzą słuchy, że zamierzał przeprosić Putina za zatruwanie mu życia w dzieciństwie. Nie zdążył jednak tego zrobić, gdyż zmarł w 2005 roku w samotności w wielkim trzypokojowym mieszkaniu, które odziedziczył po rodzicach. Nie poszczęściło mu się w życiu osobistym, dzieci nie miał. Krewni dowiedzieli się o jego śmierci po 8 dniach, kiedy wyważyli drzwi do jego mieszkania. Teraz co roku na grób Wali Kosyriowa przychodzą osoby, które mieszkały w zaułku Baskowa. Wspominają podwórko, dzieciństwo i sławnego sąsiada. Jednakże Władimir Putin nigdy się na tam nie zjawił.

Zabawa w szpiegów

Najlepszym i najwierniejszym przyjacielem Putina z podwórka był Siergiej Bogdanow. Obecnie jest już na emeryturze i żyje pod Petersburgiem, do którego też rzadko przyjeżdża. Na początku Bogdanow kategorycznie odmówił naszej prośbie, aby opowiedział o dzieciństwie spędzonym na podwórku, ale potem machnął ręką: w końcu to było tylko dzieciństwo.

– Mieliśmy po 6-7 lat, kiedy ciocia Marusia, matka Putina, przyprowadziła do nas małego Włodka: „Chłopcy, to mój syn Wowa Putin. Może pobawicie się razem z nim, ale nie róbcie mu krzywdy”. Ciocia Marusia zawsze bardzo martwiła się o Władzia. Był ruchliwym dzieckiem – nie ma co ukrywać: często był niegrzeczny. Ciocia Marusia musiała nawet rzucić pracę w przedszkolu i przyjąć się na posadę dozorczyni, aby pilnować syna. Matkę Putina pamiętam jako dobrą i gościnną kobietę. Często częstowała nas wszystkich ciastkami. Ojciec Włodka, Władimir Swirydonowicz, był jej przeciwieństwem. Pracował w fabryce jako blacharz. Często przynosił nam z pracy jakieś drobne rzeczy, z których potem razem z Włodkiem składaliśmy drewniane hulajnogi. A o twardej ręce Władimira Swirydonowicza wiedzieli wszyscy na podwórku…

W dzieciństwie wszyscy marzyliśmy o karierze w wywiadzie. Pewnego razu nasz starszy kolega Lewa Kameliedinow podarował nam książkę „Tomek Sawyer”. Czytałem ją razem z Włodkiem do upadłego. I wtedy zdecydowaliśmy się pójść śladami głównego bohatera. Zbudowaliśmy drewniane tratwy i wybraliśmy się na rejs po zatopionych piwnicach. Znaleźliśmy tam nabój… Dodam tylko, że Włodek szybko wyrobił sobie wysoką pozycję wśród młodszych dzieci i został przywódcą w naszej „sekretnej drużynie”. A więc wtedy Putin od razu wziął do rąk ten nabój i powiedział: „Chcę, aby napisano o mnie w gazecie!” I zaniósł znalezisko na posterunek milicji, gdzie zapytał się: „Niech panowie powiedzą, czy napiszą o mnie w gazecie?”, po czym z całej siły rzucił nabój na stół. Milicjanci oniemieli. A następnie nazwali nas chuliganami. Potem ojciec Putina wlał mu jak należy. Pewnego razu ja i Włodek swoim postępowaniem doprowadziliśmy matki do łez. Bez uprzedzania rodziców wybraliśmy się przenocować do lasu. Rodzina padała z nóg w poszukiwaniu nas. Kiedy wróciliśmy, ciocia Marusia mocno objęła Władzia i rozpłakała się: „Bogu dzięki, żywy!”

Ale Putin i jego „sekretna drużyna” nie poprzestali na zabawach w szpiegów
.

– Włodkiem zawładnęła idée fixe i ciągle nam powtarzał: aby zostać prawdziwym szpiegiem należy się hartować. Zmuszał nas do skakania w zimie bez ubrań do zaspy. Potem wszyscy złapaliśmy anginę, a Putin dostał burę od ojca. A pewnego razu Włodek zabrał mnie i mojego brata popływać na krze. Nazwał tę grę – „wyścigiem o przeżycie”. Był początek wiosny i na Newie pojawiły się pierwsze kry. Ja i Putin rozebraliśmy się do majtek i wskoczyliśmy na kry. Trzeba było wykazać się silną wolą – sprawdzaliśmy, który z nas dłużej utrzyma się na odpływającej krze.

Nie ma co, Putin skory był do różnych szaleństw. Pamiętam też jeszcze jedną historię. W 1961 roku ludzie zaczęli wyrzucać na śmietnik portrety Stalina. Jeden z takich portretów zabrałem razem z Putinem ze szkolnego śmietnika. A wieczorem Putin powiesił go na ścianie naszego domu. Był straszny skandal!

A czas mijał. Zainteresowania chłopców z podwórka się zmieniały. Tylko Putin nie przestawał marzyć o szpiegostwie.

– Włodek ciągle nosił wojskową czapkę-uszankę i stary mundur ojca, – kontynuuje swoją opowieść Bogdanow. – A kiedy po raz pierwszy zobaczył film „Tarcza i miecz” to praktycznie oszalał ze szczęścia. Powiedzieliśmy mu wtedy też komplement: „Masz grzywkę, jak ten filmowy szpieg!” Dlatego też Włodek potem kategorycznie nie chciał ścinać grzywki. Kiedyś dowiedzieliśmy się, że w oficynie naszego domu mieszka były szpieg i namówiliśmy go, aby pokazał nam miejsca spotkań szpiegów. Zaprowadził nas do Michajłowskiego Sadu, gdzie pokazał nam ławeczkę, na której jakoby wcześniej siedział jakiś szpieg i przekazywał informacje. Pod ławką przyklejał on sekretny znak – zagraniczną gumę do żucia. Teraz już wiem, że sąsiad wymyślił całą tę historię, aby rozbawić dzieciaki. Ale wtedy mu uwierzyliśmy. Co więcej, Putin codziennie biegał do tej ławki – sprawdzał ręką czy ktoś przypadkiem nie zostawił jakiegoś sekretnego znaku…

Według kolegów z klasy Putina, w szkole Włodek również ciągle powtarzał, że na pewno zostanie szpiegiem.

– Nam się wydawało, że jest on trochę dziecinny. W końcu my wszyscy już się wybawiliśmy w szpiegów, ale podrośliśmy i porzuciliśmy te marzenia. A Putin jakby utknął w dzieciństwie, – opowiadają byli sąsiedzi Władimira Władimirowicza Putina. – Krążyła między nami taka historia: kiedy Putin chodził jeszcze do szkoły poszedł do budynku KGB. Zapytał się tam kogoś, prawdopodobnie ochroniarza: „Co trzeba zrobić, aby tutaj pracować?”. Usłyszał rozsądną odpowiedź: „Dobrze się uczyć”. Najwidoczniej Putin właśnie wtedy skupił się na swojej edukacji – do tego czasu nie przykładał się zbytnio do nauki. Po skończeniu szkoły znowu poszedł do KGB: „A co teraz mam robić?” Poradzono mu, aby poszedł na prawo. Putin zrobił wszystko co było w jego mocy i dostał się na Leningradzki Uniwersytet Państwowy. I pewnego razu do dziekanatu wydziału prawa przyszli już konkretni urzędnicy z KGB: „Potrzebujemy wybrać pięć osób, które pilnie się uczą, nie są kobieciarzami, ani też nie piją”. Do tej „piątki” dostał się Włodek. „Jeśli będziecie mieć dobre wyniki w nauce to po skończeniu studiów idźcie do nas”, – dali im do zrozumienia. Od tego momentu Putin do końca studiów posłusznie spełniał wszystkie warunki: nie pił, nie palił papierosów, nie latał za dziewczynami. Nie jesteśmy w stanie ręczyć za prawdziwość tej historii, ale właśnie tak opowiadano ją na naszym podwórku.

Na początku lat 80. dom nr 12 w zaułku Baskowa uznano za uszkodzony. Trzeba było odbudować jego konstrukcję. I mieszkańców zaczęto przesiedlać na inne osiedla. W taki oto sposób drogi Putina i Bogdanowa się rozeszły.

– W 1980 po raz ostatni widziałem się z Włodkiem, – wspomina Siergiej Pietrowicz. – Wówczas dorabiałem sobie jako szewc w zakładzie szewskim. Putin podjechał do mnie w samochodzie marki „Zaporożec”, którego jego matka wygrała na loterii. Włodek poprosił mnie o zszycie mu stroju do sambo. Odmówiłem – nie znalazłem odpowiedniego materiału, a też nie znałem się na tego rodzaju pracy – specjalizowałem się tylko w butach. Potem posiedzieliśmy trochę w kawiarni. Wypiłem trochę, a on nie miał ochoty. I rozeszliśmy się… Potem już nigdy się nie zobaczyliśmy. Wiecie, właściwie to moje wspomnienia związane z Putinem są raczej miłe. W końcu przez wiele lat byliśmy nierozłączni. Gdzie był on – tam i ja. Nawet staraliśmy się dostać razem do szkoły muzycznej. Pamiętam jak przyszliśmy do Pałacu Kultury „Żdanowo” na przesłuchanie. Grałem na wszystkich instrumentach muzycznych, ale mnie nie wzięli – powiedzieli, że nie mam słuchu. A Włodka od razu przyjęli, chociaż on też nie miał słuchu. Ale wykładowcy zauważyli, że jest „upartym chłopcem, więc i tak sobie poradzi”. W efekcie czego Włodek nauczył się grać na bajanie. Poza tym Putin starał się być najlepszy we wszystkim co robi – nauczył go tego jego ojciec. Putin w końcu zainteresował się sambo, aby nie podporządkowywać się nikomu na podwórku. Niejednokrotnie bronił mnie przed napadami kolegów z klasy. A kiedy przychodzili mnie sprać starsi chłopcy natychmiast biegłem do Włodka. W tym czasie znał już pewne chwyty w walce. I wiecie co? Z tego powodu wszyscy na podwórku zaczęli się go bać. Ponadto nigdy nie wątpiliśmy, że będziemy w przyszłości nierozłączni. Tak jak Tomek Sawyer i Huckleberry Finn. Ale Włodek wolał rolę pracującego w pojedynkę szpiega Stirlitza.

Lata mijały. Władimir Putin przeprowadził się do Moskwy. Pracował w ekipie Borysa Jelcyna. W tym czasie w rodzinie Bogdanowów zdarzyła się tragedia. Bratanek Siergieja Pietrowicza został złapany na kradzieży w armii i został skazany za sprzedaż broni.

Właśnie wtedy rodzony brat Siergieja – Wiktor – zdecydował się napisać list do Putina. Nie prosił go o pomoc. Po prostu chciał przesłać mu pozdrowienia od starych przyjaciół z podwórka. Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź. Wkrótce na adres rodziny Bogdanowów przyszedł oficjalny list z Kremla.

– Brat wciąż przechowuje tą wiadomość od Putina. Włodek pisał, że cieszy się, że się do niego odezwaliśmy i że na pewno nas odwiedzi, kiedy będzie w Leningradzie. Ale i tak się tego nie doczekaliśmy. Ja nie pisałem do niego żadnego listu – tak jakoś głupio było mi go napisać…

„O śmierci matki chrzestnej Putin dowiedział się od sąsiadów”

Obecnie ze wszystkich byłych mieszkańców zaułka Baskowa została tylko jedna starsza kobieta. Zgodziła się podzielić z nami pewną tajemnicą związaną z Władimirem Putinem.

– W naszym domu mieszkała Anna Osipowna Szarapowa. Nie miała własnych dzieci, chociaż zawsze marzyła o synu. Ponieważ przyjaźniła się z rodziną Putina, bardzo przywiązała się do Włodka. Nazywała Włodzia „synkiem”. Anna Osipowna była osobą religijną i pewnego razu namówiła matkę Putina, aby go ochrzcić. W tajemnicy przed ojcem dopełniły tego obrządku.

W 1983 roku mieszkańców naszej kamienicy przeniesiono do innych mieszkań. Anna Osipowna otrzymała luksusowe jednopokojowe mieszkanie na ulicy nadbrzeżnej Robespierra, ponieważ do tego czasu jej mąż umarł. Obok mieszkania otrzymali jej byli sąsiedzi, którzy upatrzyli sobie jej dom. Przekonali naiwną kobietę do sporządzenia fikcyjnej zamiany mieszkań. W zamian zaproponowali Szarapowej opiekę. Następnie zaczęli podkradać matce chrzestnej Putina pomoc humanitarną, którą starsi ludzie otrzymywali z pomocy społecznej. A na koniec zaproponowali 80-letniej Annie Osipownie sprzedaż jej starych i cennych ikon. Po tym wydarzeniu staruszka zrobiła się czujna i poprosiła sąsiadów o ponowne przepisanie aktu własności, lecz odmówili. Ponad rok Szarapowa obijała progi w Sądzie Dzierżyńskiego, lecz jej sprawa była wciąż odkładana. Proces się przeciągał.

Ciągle powtarzaliśmy Annie: „Zadzwoń do Włodka, a twoja sprawa w sądzie szybko się zakończy”. Lecz ona się wstydziła…

Wiele czasu poświęciła staruszka na walkę o swój majątek, dużo zdrowia straciła, ale sprawę wygrała.

A w latach dziewięćdziesiątych Władimir Putin przyjechał do Petersburga z oficjalną wizytą. Odwiedził wtedy matkę chrzestną. Na temat tej skandalicznej historii związanej z sądem Alina Osipowna nawet mu nie wspomniała.

Niedawno staruszka umarła. Pochowano ją na koszt państwa.

Władimir Putin o śmierci matki chrzestnej dowiedział się przypadkiem. Od byłego sąsiada z zaułku Baskowa…

Petersburg – Moskwa

Tłumaczyła: Magdalena Szymańska/mk.ru

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply