Śledztwo dziennikarskie izraelskiej gazety ujawniło wieloletni proceder służb resortu obrony Izraela, polegający na przetrząsaniu archiwów i ukrywaniu dokumentów ws. Nakby, wielkiego eksodusu Arabów z czasów wojny izraelsko-arabskiej i zbrodni, jakich dopuszczali się izraelscy żołnierze.

W lipcu 2019 roku na łamach izraelskiego dziennika „Haaretz” ukazał się artykuł autorstwa Hagar Shezaf o tym, „jak Izrael systematycznie ukrywa dowody wypędzenia Arabów w 1948 roku”.

„Od początku ostatniej dekady, ekipy z ministerstwa obrony przetrząsały lokalne archiwa i usunęły wartościowe dokumenty historyczne, żeby ukryć dowody na Nakbę” – pisze dziennikarka. Chodzi tu o wielki palestyński eksodus w czasie I wojny izraelsko-arabskiej, podczas którego 700 tys. palestyńskich Arabów uciekło lub zostało wygnanych przez siły żydowskie.

Punktem wyjścia dla autorki artykułu jest dokument znaleziony w 2015 roku przez izraelską historyczkę Tamar Novick w aktach Yosefa Waschitza, z departamentu arabskiego lewicowej partii Mapam, który ma opisywać wydarzenia z końca 1948 roku we wsi Safsaf (arab. Safed) w Galilei. Została ona wówczas zajęta przez oddziały izraelskie, które miały dopuścić się tam zbrodni wojennych. Dokument znaleziony przez Novick, wcześniej nieznany historykom, ma potwierdzać, że faktycznie doszło tam do zbrodni oraz, że najwyższe dowództwo musiało wiedzieć, co się dzieje.

„Safsaf – schwytano 52 mężczyzn, związano ze sobą, wykopano dół i zastrzelono. 10 jeszcze miało drgawki [przedśmiertne – red.]. Przyszły kobiety, błagały o litość. Znaleziono ciała 6 starszych mężczyzn. Było tam 61 ciał. 3 przypadki gwałtu, jeden na wschód od Safed, dziewczyna w wieku 14 lat, 4 mężczyzn zastrzelonych. Jednemu odcięto palce nożem, żeby zabrać pierścień” – cytuje dokument „Haaretz”. Opisano w nim jeszcze inne przypadki masakr, rabunków i okrucieństw dokonanych przez siły izraelskie w czasie wojny. Dokument nie jest podpisany i nie jest jasne z kim należy wiązać autorstwo. Ponadto, tekst urywa się w połowie.

Badając sprawę, Novick skonsultowała się z innymi historykami, w tym z Bennym Morrisem, autorem książek, będących podstawowymi publikacjami w temacie Nakby. Morris przyznał, że kiedyś w trakcie badań również natrafił na podobną dokumentację. Chodziło mu o notatki członka Komitetu Centralnego Mapam, Aharona Cohena, w oparciu o informacje przedstawione w listopadzie 1948 roku przez Israela Galili, byłego szefa sztabu żydowskiej bojówki Hagana, która przekształciła się w Izraelskie Siły Obronne, czyli siły zbrojne Izraela. Treść notatki opublikowanej przez Morrisa brzmi: „Safsaf 52 mężczyzn związano liną. Wrzucono do dołu i zastrzelono. 10 zostało zabitych. Kobiety błagały o litość. 3 przypadki gwałtów. Złapano i wypuszczono. 14-letnia dziewczyna została zgwałcona. Kolejne 4 zabito [tekst w języku angielskim nie określa, czy chodzi o inne kobiety, czy o mężczyzn – red.]. Pierścienie [zabierane przy użyciu – red.] noży”.

Dokument ten, według przypisu Morrisa, był przechowywany także w archiwum instytutu Yad Yaari. Kiedy jednak Novick chciała sama go zbadać, ku swojemu zaskoczeniu odkryła, że już go tam nie ma. Początkowo pomyślała, że być może Morris się pomylił. Dopiero później dowiedziała się od osób odpowiedzialnych, że dokument wcześniej umieszczono „pod kluczem” – na polecenie izraelskiego resortu obrony.

Jak pisze „Haaretz”, od początku ubiegłej dekady zespoły wysłane przez izraelskie ministerstwo obrony przeczesywały izraelskie archiwa usuwając z nich dokumenty historyczne. Były to nie tylko papiery dotyczące projektu nuklearnego czy stosunków zagranicznych: „Setki dokumentów zostało ukrytych w ramach systematycznego wysiłku, żeby ukryć dowody Nakby”.

Zjawisko to jako pierwszy wykrył Akevot, Instytut ds. badań nad konfliktem izraelsko-palestyńskim. Opublikował on raport, w którym jako odpowiedzialnego wskazano Malmab – tajemniczy departament bezpieczeństwa w Ministerstwie Obrony Izraela (pełna nazwa to „Dyrektor Bezpieczeństwa Establishmentu Obronnego, względnie Władza Bezpieczeństwa Ministerstwa Obrony). To jego ludzie mieli nielegalnie, bez żadnych uprawnień, usuwać dokumenty historyczne. W niektórych przypadkach ukrywano też dokumenty, które wcześniej cenzura wojskowa dopuściła do publikacji i które już opublikowano.

W toku śledztwa dziennikarskiego prowadzonego przez „Haaretz” ustalono, że Malmab ukryło m.in. zeznania izraelskich dowódców, dotyczące zabijania cywilów i niszczenia wiosek. Podobny los spotkał dokumentację wysiedlania beduinów. W rozmowach szefowie publicznych i prywatnych archiwów mówili, że ludzie z departamentu bezpieczeństwa traktowali te archiwa jak swoją własność, niejednokrotnie posuwając się do gróźb względem dyrektorów.

Fakt, że taki projekt istnieje, potwierdził były, wieloletni szef Malmab, Yehiel Horev. Powiedział, że to on go uruchomił i że działania w tych ramach wciąż trwają. Według niego ukrywanie dokumentów ws. wydarzeń z 1948 roku jest uzasadnione, bo ujawnienie ich mogłoby wywołać niezadowolenie arabskich mieszkańców Izraela. Pytany o cel usuwania już opublikowanych dokumentów odparł, że celem tego jest podważenie wiarygodności studiów nad historią „problemu uchodźczego”. Zaznaczył, że twierdzenie badacza poparte oryginalnym dokumentem nie jest tym samym, co twierdzenie, którego nie można ani potwierdzić, ani odrzucić. Z kolei dokument, którego szukała Novick, mógłby wzmocnić pracę Morrisa.

„Haaretz” dotarł do notatki Aharona Cohena ze spotkania komitetu politycznego Mapam w sprawie masakr i wypędzeń w 1948 roku. Uczestnicy tego spotkania wezwali do współpracy z komisją śledczą, która miała zbadać te wydarzenia. Komitet omawiał m.in. „poważne działania” w nieistniejącej już wsi Al-Dawajima, gdzie w październiku 1948 roku izraelscy żołnierze dopuścili się masakry na arabskiej ludności cywilnej. Jeden z uczestników spotkania wspomniał w związku z tym o rozwiązanej już wówczas podziemnej bojówce Lechi. Omawiano również przypadki rabunków, o które wzajemnie oskarżali się żołnierze różnych izraelskich oddziałów. Sama partia Mapam deklarowała, że sprzeciwia się wypędzeniom, jeśli nie ma ku temu żadnej konieczności militarnej. „To, co stało się w Galilei, to były akty nazistowskie! Każdy z naszych członków musi przedstawić, co wie” – napisano w dokumencie lewicowej partii.

Gazeta zwraca też uwagę na ważny dokument z czerwca 1948, dotyczący kwestii palestyńskich uchodźców, napisany przez oficera Szai, poprzedniczki izraelskiej służby bezpieczeństwa Szin Bet. Opisuje on powody usunięcia wielu arabskich mieszkańców w oparciu o sytuację każdej miejscowości. Dokument ten był podstawą dla artykułu Morrisa opublikowanego w 1986 roku. Po publikacji został usunięty z archiwum i jest niedostępny dla badaczy. Po latach zespół Malmab ponownie zbadał dokument i zarządził, jego utajnienie. Nie mogli wiedzieć, że parę lat później badacze z Akevot znajdą jego kopię, a wojskowi cenzorzy przyzwolą na publikację.

„Haaretz” ponownie opublikował dokument, który już na wstępie pochwala wysiedlanie arabskich wiosek. Jego treść przeczy jednak wieloletniej izraelskiej narracji, według której za eksodus Arabów z Izraela odpowiadają arabscy politycy, którzy zachęcali ludzi do opuszczenia swoich ziem. Według dokumentu, aż 70 procent Arabów odeszło w rezultacie żydowskich operacji wojskowych.

Autor raportu wymienia przyczyny odejścia Arabów w kolejności od najważniejszej. Na pierwszym miejscu wymienia „Bezpośrednie żydowskie akty wrogości przeciwko miejscom zamieszkania Arabów”, na drugim wpływ tych akcji na sąsiednie wioski, a na trzecim operacje podziemnych żydowskich bojówek: Irgun i Lechi. Dopiero dalej wspomina o poleceniach wydawanych przez arabskie instytucje i bojówki. Na piątym miejscu wskazano „żydowskie ‘operacje szeptane’, nakłaniające arabskich mieszkańców do ucieczki”, a dalej „ultimata ewakuacyjne”.

„Bez wątpienia, wrogie działania były główną przyczyną ruchu ludności” – stwierdza autor dokumentu. Wspomina też o operacjach Irgun i Lechi:

„Wielu z wiosek w centralnej Galilei zaczęło uciekać po tym, jak porwano notablów z Szejk Muwannis [nieistniejąca już wieś arabska na północ od Tel Awiwu – red.]. Arabowie zrozumieli, że to nie wystarczy do zawarcia porozumienia z Haganą i że są inni Żydzi [tj. bojówki – red.], których trzeba się wystrzegać”.

Z kolei wspomniane przypadki dawania ludności ultimatum były szczególnie częste w środkowej Galilei, rzadziej w regionie Wzgórz Gilboa. „Naturalnie, akt tego ultimatum, podobnie jak efekt ‘przyjacielskiej rady’, nastąpił po pewnym przygotowaniu gruntu środkami wrogich działań w regionie”.

Dokument zawiera też aneks, w którym podano konkretne powody eksodusu dla każdej z licznych arabskich miejscowości. Oto przykłady: Ein Zeitun – „zniszczenie wsi przez nas”, Qeitiya – „zastraszanie, groźba podjęcia działań”, Almaniya – „nasze działania, wielu zabitych”, Tira – „przyjacielska żydowska rada”, Al-Amarir – „po rabunku i morderstwie przeprowadzonych przez rebeliantów [żydowskie bojówki – red.]”, Bir Salim – „atak na sierociniec”.

Na początku XXI wieku Centrum Icchaka Rabina w ramach projektu przeprowadziło serię wywiadów z byłymi osobistościami publicznymi i wojskowymi. Według Haaretz, „długie ramię Malmab” przejęło te wywiady, ale gazeta zdobyła oryginalne teksty kilku z nich i porównała je z wersjami dostępnymi publicznie. Okazało się, że w niektórych przypadkach usunięto całe fragmenty. Przykładowo, z wywiadu z generałem Aryehem Shalevem dotyczącego wygnania za granicę mieszkańców jednej z wiosek, wykasowano taki fragment:

„Był poważny problem w dolinie. Byli tam uchodźcy, którzy chcieli wrócić do Trójkąta [zgrupowanie arabskich miasteczek i wiosek we wschodniej części Izraela – red.]. Wygnaliśmy ich. Spotkałem się z nimi, żeby ich przekonać, żeby tego [tj powrotu do domu – red.] nie chcieli. Mam na to papiery”.

Z innego wywiadu, z gen. Eladem Peledem usunięto fragment, w którym mówił m.in., że była to „wojna między dwoma populacjami” i „gangami” każdej ze stron. Opowiadał też o rajdzie w palestyńskiej wiosce Sasa w Górnej Galilei:

„Celem było odstraszenie ich [Arabów – red.], powiedzenie im ‘Drodzy przyjaciele, Palmach [żydowski elitarny oddział uderzeniowy, siły specjalne paramilitarnej organizacji Hagana – red.] może dotrzeć wszędzie, nie jesteście odporni’. To było serce arabskiego osiedla. (…) Mój pluton wysadził 20 domów ze wszystkim, co było w środku. [Z ludźmi w środku?] Tak przypuszczam”.

Podobnie próbowano ukryć fragment rozmowy z gen. Avrahamem Tamirem, w którym ten przyznaje się, że jako podwładny generała Tzvi „Chera” Tzura, późniejszego szefa sztabu izraelskich sił zbrojnych, otrzymał od niego swobodę działania. Był też odpowiedzialnym za realizowanie polityki premiera Dawida Ben Guriona i burzenie wiosek, które jeszcze nie zostały zasiedlone przez Żydów, żeby arabscy uchodźcy nie mieli dokąd wrócić. W większości były to wioski już opustoszałe. Gen. Tamir powiedział, że zburzył je wszystkie w ciągu 48 godzin „bez zawahania”.

Przeczytaj: MEM: Izraelczycy zburzyli kolejne palestyńskie domy

Dudu Amitai, szef archiwum Centrum Yad Yaari, w którym przechowywane są utajnione dokumenty twierdził, że ludzie z Malmab w latach 2009-2011 regularnie je odwiedzali. Pracownicy archiwum wspominają też o wizytach zespołów z departamentu bezpieczeństwa. Byli to dwaj emerytowani pracownicy ministerstwa obrony bez żadnego przygotowania w zakresie archiwistyki, którzy zjawiali się 2-3 razy w tygodniu. Szukali dokumentów po takich słowach kluczowych jak „nuklearny”, „bezpieczeństwo” czy „cenzura”, ale także dużo czasu poświęcali dokumentom z czasów I wojny izraelsko-arabskiej, dotyczących losu arabskich wiosek istniejących do 1948 roku. W końcu przedstawili podsumowanie, według którego znaleźli kilkadziesiąt „wrażliwych dokumentów”. Amitai powiedział, że ponieważ teczek zwykle się nie rozdziela, kilkadziesiąt z nich w całości ukryto i usunięto z katalogu publicznego. Każdy taki plik może zawierać nawet ponad 100 dokumentów.

Jedna z ukrytych teczek dotyczyła zarządu wojskowego nad życiem arabskich obywateli Izraela w latach 1948-1966. Ostatnio po powtórnym zbadaniu uznano, że niezależnie od opinii Malmab nie ma powodów, by jej nie odtajniać. Zdaniem historyków, Malmab może mieć kilka powodów, dla których chce, żeby ten zbiór dokumentów pozostał tajny. Jeden z nich dotyczy tajnego aneksu do raportu komitetu, który badał działania rządu wojskowego. Raport ten niemal w całości dotyczy nie kwestii bezpieczeństwa, lecz sporów własnościowych między arabskimi obywatelami a państwem żydowskim. Inne powody dotyczą m.in. tajnego aneksu do innego raportu (według niego utrzymywanie stanu wojennego miało na celu utrudnianie arabskim obywatelom dostępu do rynku pracy i odbudowę ich wiosek) czy wcześniej niepublikowanych relacji na temat wygnania kilkudziesięciu tysięcy beduinów, według których (w przypadkach oporu) izraelscy żołnierze wybijali ich stada owiec i wielbłądów (dochodziło też do mordów na opierających się wysiedleniom).

Historyk Tuvia Friling twierdzi, że pierwsze duże ingerencje archiwistyczne Malmab przeprowadził w latach 2001-2004, gdy był on głównym archiwistą Izraela. Powiedział, że początkowo miał to być projekt, który miał zapobiec wyciekowi wrażliwych danych dotyczących sfery nuklearnej. Z czasem jednak przerodził się w „projekt cenzorski na wielką skalę”. Był to jeden z powodów rezygnacji Frilinga ze stanowiska. Historyk zaznacza, że Malmab otrzymał pozwolenie tylko na szukanie dokumentów dotyczących „tematu nuklearnego”. Co więcej, Malmab przeforsował też przedłużenie tajności najstarszych dokumentów Szin Bet i Mossadu, która upływała w 1998 roku, z 50 do 70 lat, a później do 90 lat. Friling sugeruje, że raczej nie są to względy bezpieczeństwa, ale dążenie do ukrycia czegoś.

Amitai uważa, że klauzula poufności nałożona przez resort obrony musi zostać zakwestionowana. Powiedział, że jednym z utajnionych dokumentów był rozkaz izraelskiego generała wydany podczas rozejmu w wojnie izraelsko-arabskiej, w którym nakazał żołnierzom powstrzymywać się od gwałtów i rabunków. Zamierzał raz jeszcze przejrzeć wszystkie zamknięte dla ludzi dokumenty, szczególnie te z 1948 roku i sprawdzić co tylko się da. Zaznaczył, że „Państwo Izrael musi nauczyć się radzić sobie z mniej przyjemnymi aspektami historii”.

„Haaretz” pisał, że choć „odwiedziny” ludzi z resortu obrony w Instytucie Yad Yaari już się skończyły, to nadal miały miejsce w przypadku dokumentów z Yad Tabenkin, centrum badawczo-dokumentacyjnego Zjednoczonego Ruchu Kibucu. Jego szef porozumiał się z Malmab, w wyniku czego „zamykane” mogły być tylko dokumenty, co do których widział on takie uzasadnienie. Warunki porozumienia były jednak naginane i „goście” zajęli się również materiałami archiwalnymi na temat historii osiedli na terytoriach okupowanych. Malmab zainteresował się np. książką z 1992 roku, opisującą politykę osadniczą na tym obszarze w latach 1967-77. Wspomniano w niej o planie osiedlenia palestyńskich uchodźców w Dolinie Jordanu oraz wysiedlenia ponad 1,5 tys. rodzin beduińskich z rejonu Rafy w Strefie Gazy w 1972 roku. W książce zacytowano byłego ministra sprawiedliwości Izraela, Jaakowa Szimszona Szapira, który powiedział, że „ten cały epizod beduiński nie jest chwalebnym rozdziałem w historii Państwa Izrael”.

Choć prawnicy zwracali uwagę, że o ograniczaniu dostępu do dokumentów może decydować wyłącznie dyrektor danej instytucji publicznej, to w zdecydowanej większości przypadków, gdy archiwiści stykali się z nieracjonalnymi decyzjami Malmab, nie oponowali. Do czasu, gdy w 2014 roku pracownikom resortu obrony odmówiono możliwości zbadania dokumentów w archiwum Instytutu Trumana na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Dyrektor archiwum wspominał, że ludzie z ministerstwa w reakcji na odmowę zapytali, czy w takim razie powodem dla ograniczenia dostępu do dokumentów byłaby np. relacja mówiąca o zatruwaniu studni podczas wojny o niepodległość Izraela. Odparł, że w takim razie tacy ludzie powinni stanąć przed sądem. Sprawa trafiła do wyższego rangą urzędnika ministerstwa. Podczas spotkania z nim miano formułować groźby pod adresem dyrektora archiwum. Ostatecznie, obie strony doszły do porozumienia.

Benny Morris przyznał, że pośrednio wiedział o działalności Malmab. Odkrył, że dokumenty, które niegdyś widział, teraz są zastrzeżone. Gdy odwiedził archiwum, odmówiono mu dostępu do oryginału, który opublikował kilkanaście lat wcześniej – na co zwrócił uwagę w przypisie w swoim artykule.

Zaznaczono też, że największe w Izraelu archiwum Izraelskich Sił Obronnych jest niemal w całości zamknięte – dostępnych jest tylko około 1 procenta dokumentów. Całkowicie niedostępne, poza nielicznymi dokumentami, jest archiwum Szin Bet.

Poprzedni główny archiwista w Archiwum Państwowym, Yaacov Lozowick sporządził raport, w którym skrytykował praktyki dotyczące ukrywania ważnych informacji historycznych. Wymieniał przy tym argumenty zwolenników zatajania, według których „ujawnienie faktów mogłoby dać naszym przeciwnikom oręż przeciwko nam i osłabić determinację naszych przyjaciół”. Inne argumenty głosiły, że może to oburzyć ludność arabską czy osłabić argumenty państwa przed sądem w obliczu uznania tamtych wydarzeń za izraelskie zbrodnie wojenne. Lozowick twierdzi jednak, że wszystkie tego typu argumenty należy odrzucić, bo „jest to próba ukrycia części prawdy historycznej celem stworzenia bardziej przekonującej wersji”.

PRZECZYTAJ: Liverpool 1947 – ostatni pogrom w Europie

„Haaretz” udało się porozmawiać z Yehielem Horevem, szefem departamentu bezpieczeństwa ministerstwa obrony Izraela w latach 1986-2007. Przyznał, że to on zaczął projekt ukrywania dokumentów, gdy badacze chcieli zacząć publikować archiwalne dokumenty. Zorganizowano zespoły, które miały przeglądać je i oceniać, czy mogą one ujrzeć światło dzienne.

Jasne jest, że znacząca liczba dokumentów, do których uniemożliwiono dostęp, odnosi się do czasów wojny o niepodległość. Horev uważa, że przyjęte kryteria oceny dokumentów pod kątem tego, czy ich ujawnienie może zaszkodzić stosunkom zagranicznym i establishmentowi obronnemu, wciąż są adekwatne, a same papiery „problematyczne”. Pytany o to, w jakim sensie, mówił o możliwości agitacji wśród arabskich obywateli kraju. Gazeta zaznacza, że gdyby wydarzenia z 1948 roku nie były znane, można by spierać się o słuszność takiego podejścia, jednak w tym przypadku znanych jest wiele relacji i prac badawczych. Jaki jest zatem sens ukrywania?

„To kwestia tego, czy to może zaszkodzić, czy nie. To bardzo wrażliwa kwestia” – odpowiada Horev. Dodaje, że nie wszystko na temat „kwestii uchodźczej” zostało opublikowane i istnieją różne narracje. „To nie jest czarno-białe. Istnieje różnica między walką a tymi, którzy mówią, że zostali przymusowo wypędzeni. To inny obraz. Nie mogę teraz powiedzieć, czy to zasługuje na całkowitą niejawność, ale to temat, który zdecydowanie musi zostać przedyskutowany przed podjęciem decyzji o publikacji”.

Horev pytany o utajnienie dokumentu, który wcześniej opublikował Benny Morris powiedział, że nie przypomina sobie takiego czegoś. „Ale jeśli cytował go, a samego dokumentu tam nie ma [tj. tam gdzie Morris napisał, że jest – red.], to jego fakty nie są mocne. Jeśli mówi ‘Tak, mam dokument’, to nie mogę z tym dyskutować. Ale jeśli mówi, że to jest tam napisane, to może to prawda, a może nie. Jeśli dokument już był na zewnątrz i został zamknięty w archiwum, to powiedziałbym, że to szaleństwo. Ale jeśli ktoś to cytował – to jest to diametralna różnica w kwestii ważności dowodów, które cytuje”.

Na uwagę, że chodzi tu o najczęściej cytowanego uczonego-specjalistę w sprawie palestyńskich uchodźców, odparł, że to nie robi na nim wrażenia. „Znam ludzi w akademii, którzy wygadują bzdury na temat, który znam od A do Z. Gdy państwo nakłada niejawność, publikowana praca jest osłabiona, bo nie ma dokumentu. (…) Jeśli ktoś napisze, że koń jest czarny, gdy ten koń nie jest na zewnątrz stajni, to nie można udowodnić, że rzeczywiście jest czarny” – powiedział Horev. Podkreślił też, że jeśli wiadomo, iż jakieś archiwum zawiera materiały zastrzeżone, to on jako szef departamentu bezpieczeństwa ministerstwa obrony Izraela ma władzę nakazać policji ich skonfiskowanie i nie potrzeba do tego żadnej zgody archiwistów.

„Jest pewna polityka. Dokumentów nie zamyka się bez powodu. A pomimo tego wszystkiego, nie powiedziałbym, że wszystko, co zostało zamknięte, ma 100-procentowe uzasadnienie [żeby być pod kluczem- red.]”.

Na końcu artykułu zaznaczono, że izraelskie ministerstwo obrony odmówiło odpowiedzi na pytania dotyczące wyników śledztwa dziennikarskiego „Haaretz”. Przesłało jedynie krótki komentarz, w którym podkreślono, że szef ochrony establishmentu obronnego (Malmab) „działa na mocy swojej odpowiedzialności za ochronę tajemnic państwa i jego aktywów bezpieczeństwa”. Dodano, że Malmab nie ujawnia szczegółów dotyczących trybu swojej działalności ani swoich zadań.

Opracował Marek Trojan na podstawie: “Burying the Nakba: How Israel Systematically Hides Evidence of 1948 Expulsion of Arabs”, Haaretz, 05.07.2019.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply