Irlandzki ruch LGBT oskarżony o cenzurę

Tegoroczna tak zwana „parada równości” w Dublinie odbędzie się bez patronatu irlandzkiego nadawcy publicznego. Organizatorzy „Dublin Pride” uznali bowiem, że na antenie telewizji i radia do głosu dopuszczane są „transofobiczne” opinie. Ruch LGBT jednak wyraźnie się zagalopował, bo jego oświadczenie w tej sprawie zostało uznane nawet w liberalnych mediach za próbę ingerencji w wolność wypowiedzi.

Wiele już napisano o wyraźnym skręcie Irlandii w lewo. Można nawet odnieść wrażenie, że Irlandczycy chcą jak najszybciej zerwać z dawnym wizerunkiem jednego z najbardziej katolickich państw, dlatego znaleźli się obecnie w awangardzie światowego “postępu”. Widać to szczególnie w czerwcu, gdy w całym kraju świętowany jest zapoczątkowany w Stanach Zjednoczonych „miesiąc dumy”.

Jego kulminacją jest doroczna, największa w kraju „parada równości”. Demonstracja środowisk mniejszości seksualnych cieszy się sporą popularnością i może liczyć na szerokie wsparcie ze strony czołowych partii politycznych, mediów, biznesu oraz administracji państwowej.

Bez patronatu

Za jeden z głównych bastionów irlandzkich progresistów uważane jest powszechnie publiczne radio i telewizja. RTÉ od wielu lat musi się mierzyć z krytyką ze strony nielicznych, ale wciąż bardzo aktywnych ruchów konserwatywnych. Oskarżają oni regularnie publicznego nadawcę o brak bezstronności i wyraźne faworyzowanie lewej sceny politycznej. Prawica nie może liczyć na szczególną przychylność RTÉ, o ile oczywiście nie przyjęła najważniejszych lewicowo-liberalnych postulatów ideologicznych.

Obecnie także na łamach państwowego radia i telewizji toczy się dyskusja na temat nowego postulatu ruchów LGBT. Domagają się one zmian w irlandzkiej ustawie o macierzyństwie. Miałaby ona polegać na usunięciu z niej słów „kobieta” i „matka”. Zdaniem zwolenników nowelizacji, w ten sposób prawo stanie się bardziej „inkluzywne”, dzięki czemu „ludzie, którzy nie identyfikują się jako kobiety, będą traktowani z takim samym szacunkiem jak inne osoby, które mogą rodzić”.

Przy tej okazji pojawiło się jeszcze więcej żądań ze strony aktywistów spod znaku tęczowej flagi. Co prawda Irlandia pozwala homoseksualistom zawierać małżeństwa, oddawać krew czy służyć w armii, ale zdaniem tamtejszych organizacji LGBT to wciąż mało. Z tego powodu domagają się bardziej intensywnego uświadamiania społeczeństwa na temat „osób transpłciowych” i kobiet. Pierwszym krokiem powinno być właśnie dokonanie zmian we wspomnianym ustawodawstwie o macierzyństwie.

Jedna z dyskusji na powyższe tematy miała miejsce na antenie radia RTÉ. W interaktywnej audycji wypowiadali się słuchacze zarówno popierający zmiany w prawie, jak i podchodzące do nich jednoznacznie krytycznie. Przeciwnicy postulatów ruchów LGBT uznali żądanie usunięcia słowa „kobieta” z ustawodawstwa za szokujące i odrażające, natomiast niektórzy zwracali uwagę na konflikt zachodzący między prawami kobiet a żądaniami „osób transpłciowych”.

Dopuszczenie do dyskusji krytyków proponowanych zmian oburzyło organizatorów „Dublin Pride”. Po trzech latach współpracy zerwali oni umowę z RTÉ, oskarżając publicznego nadawcę o „podsycanie ognia retoryki wymierzonej w transseksualistów”. Co prawda mniejszości seksualne miały być jak dotąd zadowolone z trzyletniej kooperacji z publicznym nadawcą, ale z powodu wspomnianej audycji „dobra praca wielu osób została zaprzepaszczona”.

Oburzeni nawet liberałowie

Nie wszyscy dołączyli się jednak do krytyki prezentera radiowego Joe Duffy’ego, który zorganizował w ostatnim czasie łącznie trzy audycje poświęcone tematyce związanej z „tożsamością płciową”. Ruch LGBT skrytykowały bowiem nawet niektóre liberalne media. Dziennik „Irish Examiner” w swoim komentarzu stwierdził, że zachowanie środowisk mniejszości seksualnych rodzi poważne pytania o wolność słowa.

Gazeta uważa działania „Dublin Pride” wobec RTÉ za niepokojące. Porównała zresztą oświadczenie organizacji do działania Katolickiego Biura Prasowego przy Konferencji Episkopatu Irlandii, które pół wieku temu w podobny sposób odniosło się do pierwszego telewizyjnego programu poświęconego związkom między osobami tej samej płci. Jedna z kobiet wypowiadających się w audycji Duffy’ego sama zresztą porównała teorie głoszone przez LGBT do swoistego systemu wierzeń.

Zobacz także: Sataniści, dyplomaci, międzynarodowe banki na marszu LGBT w Warszawie

Zdaniem „Irish Examiner” środowiska mniejszości seksualnej zaczęły sugerować, że każda krytyka ich postulatów oznacza „wprowadzanie faszyzmu” w Irlandii. Tymczasem w kraju na ogół ma miejsce konstruktywna wymiana poglądów, także na tematy ideologiczne. Działania „Dublin Pride” zmierzają natomiast do ograniczenia na przykład możliwości dyskutowania o praktycznych skutkach dopuszczenia transseksualistów do rywalizacji sportowej kobiet. Kategoryzacja osób o określonych poglądach i wykluczanie ich z debaty publicznej nie ma tym samym nic wspólnego z liberalną demokracją.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

W podobnym tonie sprawę skomentował autor jednego z listów do dziennika „The Irish Times”. Twierdzi on, że w Irlandii panuje tak naprawdę klimat strachu związany z poruszaniem tematyki mniejszości seksualnych, gdy ma się inne zdanie na ten temat. Osoby nie zgadzające się z „teorią tożsamości płciowej” są z tego powodu oczerniane i stawia im się różnego rodzaju stygmatyzujące zarzuty. Tym samym działania „Dublin Pride” są tylko fragmentem dużo szerszego zjawiska.

LGBT z silnym wsparciem

Co ciekawe, także na łamach „The Irish Times” ukazał się artykuł wyrażający zupełnie inny pogląd na sprawę dyskusji o „osobach transpłciowych”. Na dodatek potwierdzający wymienione wyżej uwagi z listu czytelnika gazety. Autorka artykułu twierdzi bowiem, że każda osoba nie zgadzająca się z ruchem LGBT „powinna spojrzeć kim są jej sojusznicy”. A są nimi rzekomo „Władimir Putin, etnonacjonaliści, fundamentalistyczny katolicy i chrześcijańska prawica”. Sam tekst jest zresztą zilustrowany zdjęciem rosyjskiego prezydenta.

Dziennik „The Journal” opublikował natomiast tekst swojego felietonisty identyfikującego się jako „transkobieta”. Można dowiedzieć się z niego, że każde kwestionowanie postulatów ruchu LGBT jest „postrzeganiem jego członków jako obywateli drugiej kategorii”, a także spychaniem transseksualistów na margines. Dodatkowo w artykule znalazły się pochwały wobec organizatorów „Dublin Pride”.

Mniejszości seksualne mają ponadto poważnych sojuszników wśród polityków. Sprawą audycji w publicznym radiu zajął się między innymi wicepremier i zadeklarowany homoseksualista Leo Varadkar. Wyjaśnień w sprawie audycji domaga się także irlandzki parlament. Pokajać musiał się więc szef państwowego radia, co najlepiej obrazuje niepokojący stan wolności słowa na coraz bardziej postępowej „Zielonej Wyspie”.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply