Historyczny proces Iwana Demianiuka

Czy Ukrainiec, który przez wiele lat mieszkał w Stanach Zjednoczonych, był jednym ze strażników w nazistowskim obozie w Sobiborze? Proces w tej sprawie rozpoczął się 30 listopada przed niemieckim sądem.

„Tutaj znajdowały się baraki SS i ukraińskich strażników. Tam – w tamtym budynku – obcinano kobietom włosy zanim zaprowadzono je do gazowych komór znajdujących się obok”. Jules Schelvis, który za dwa miesiące skończy 89 lat, jeden po drugim wskazuje miniaturowe budynki, które ustawił na drewnianym blacie odwzorowując szkice nakreślone przez nielicznych ocalonych oraz dawnych pracowników obozu zagłady. Jest tu wszystko – bydlęce wagony, drut kolczasty, budki strażników a nawet drzewa.

W rogu drogocennej makiety staruszek nakreślił siedem liter: S. O. B. I. B. O. R. Jedna z trzech fabryk śmierci razem z Treblinką i Bełżcem zbudowanych przez hitlerowski reżim na wschodzie Polski. 4 czerwca 1943 do obozu w Sobiborze przybył transport z Holandii. Wysiadł z niego Jules. Obok niego znajdowała się jego młodziutka żona Rachel wraz z rodziną. Przeżył tylko on, wybrany wraz z 80 innymi mężczyznami jako „Arbeitsjude” – „robotnik żydowski”. Rachel i jej bliscy zostali zagazowani podobnie jak 250 tys. innych osób w Sobiborze.

„Sobibór? Nie znam” – przysięga 89-letni John Demianiuk. Oskarżyciele są przekonani, że ten emeryt pochodzenia ukraińskiego, mieszkający w Cleveland w USA, w latach 1942-1945 nosił czarny mundur strażnika. Twierdzą, że 27 marca 1943 roku został on odkomenderowany przez SS do obozu w Sobiborze.

Schelvis, Demianiuk. Dwaj wiekowi mężczyźni. Dwa losy. 30 listopada stanęli twarzą w twarz podczas procesu w Monachium, by dopisać zakończenie historii. Historii ukraińskiego wieśniaka, który stał się amerykańskim obywatelem, zanim dopadła go sprawiedliwość. W 1989 roku jego historia zainspirowała słynny film reżysera Costa-Gavrasa „Pozytywka”.

Wszystko zaczęło się 21 czerwca 1976, kiedy amerykański agent służb imigracyjnych Harold Jacobs zadzwonił do redaktorów audycji „Żydowska godzina” nadawanej przez stację radiową WXEN w Cleveland. Prowadził śledztwo w sprawie zbrodniarza wojennego ukraińskiego pochodzenia i szukał ocalałych z Holokaustu, którzy mogliby mu pomóc.

Podejrzany nazywał się John „Iwan” Demianiuk. Do Stanów Zjednoczonych przybył on w 1952 roku, amerykańskie obywatelstwo otrzymał w 1958. Agent Jacobs trafił na ślad Michaela Hanusiaka, syna ukraińskiego imigranta i redaktora wydawanego w Nowym Jorku tygodnika Ukrainian News, który przedstawił mu listę 70 domniemanych kolaborantów nazistowskiego reżimu żyjących w Stanach Zjednoczonych.Według Hanusiaka niejaki „H. Danilczenko” oświadczył w 1949 podczas swojego procesu na Ukrainie, że zarówno on, jak i Demianiuk byli strażnikami w Sobiborze i Flosseburgu. Ponadto w podaniu o wizę, złożonym w 1951 roku w amerykańskim konsulacie w Stuttgarcie, John Demianiuk oświadczył, że w latach 1937-1943 przebywał w Sobiborze.

W Cleveland agentowi władz imigracyjnych nie udało się nic wskórać. John Demianiuk był przykładnym obywatelem, w ciągu 25 lat otrzymał jedynie dwa mandaty za przekroczenie prędkości. Pracował w zakładach Forda, miał trójkę dzieci i był gorliwym parafianinem. Prowadził spokojne życie w swoim domu przy Meadowlane Road razem z trójką dzieci i małżonką Verą, którą poznał w 1947 w bawarskim obozie przesiedleńców. Uzdolniony i życzliwy mechanik – naprawiał samochody sąsiadów i rowery dzieciaków. W weekendy rodzina spędzała czas wraz z innymi imigrantami. Przyrządzali ukraińskie potrawy, rozmawiali po ukraińsku, ale nie wspominali o przeszłości.

Tak jak wszyscy jego znajomi Demianiuk urodził się bardzo daleko od samochodowych fabryk w Ohio – w Mecherzycach Dębowych, małej ukraińskiej wiosce zagubionej wśród pól zboża i rzepaku. „Przeżyłem trzy czy cztery bardzo ciężkie chwile w swym życiu” – powiedział pewnego dnia. Na początku lat 30. o mało nie umarł z głodu, kiedy Stalin przeprowadzał przymusową kolektywizację ukraińskich ziem. W 1940 roku Iwan został wcielony do Armii Czerwonej, by walczyć z nazistami. Został poważnie ranny odłamkiem w plecy, później odesłany na front i w maju 1942 wzięty w niemiecką niewolę na Krymie. W Równie i Chełmie poznał głód i piekło sowieckich obozów jenieckich. Do tej pory nic nie czyniło z niego zbrodniarza wojennego.

Śledztwo w jego sprawie toczyło się nawet w Izraelu, gdzie amerykańskie służby imigracyjne wysłały 17 zdjęć Amerykanów pochodzenia ukraińskiego. Dwaj ocaleni z Holokaustu wskazali na fotografię nr 16 przedstawiającą Demianiuka. „To Iwan Groźny!” – krzyczeli. „Iwan Groźny” – sadystyczny, przerażający strażnik, który pełnił służbę w obozie w Treblince. Były oficer SS rozpoznał w Demianiuku operatora, który obsługiwał komory gazowe w Treblince.W Waszyngtonie śledczy z Office for Special Investigations (OSI) – nowoutworzonej jednostki specjalnej ścigającej nazistowskich zbrodniarzy wojennych przebywających w USA – liczyli na pierwszą zdobycz, Iwana, kata z Treblinki.

Media nagłośniły sprawę. W domu Demianiuka w Cleveland telefon nie przestawał dzwonić. Przerażone dzieci nie rozumiały pytań dziennikarzy. „Pytano o nasze zdanie” – mówiła później 17-letnia wówczas Irena. „Na temat czego? – pytaliśmy. Nie wiemy, co się wydarzyło”. Aby wesprzeć Demianiuka, rodzina rozpoczęła strajk głodowy. Jego syn John, który miał wówczas 11 lat, nieświadomie zaczął walkę swego życia, w której miał dowieść niewinności ojca.

Pod koniec 1979 roku OSI otrzymało od Związku Radzieckiego dwa niepokojące dokumenty. Pierwszy to kopia dokumentu z numerem 1393 potwierdzającego służbę w SS, wystawionego na „Iwana Demianiuka” i podpisanego przez Karla Streibela. Ten komendant SS kierował centrum szkoleniowym w Trawnikach, gdzie byłych żołnierzy Armii Czerwonej przekształcano w modelowych strażników tzw. „Trawników” lub „Czarnych” w nawiązaniu do koloru ich mundurów.

Dokument zawierał dwa miejsca powołania Demianiuka – należący do SS majątek rolny Okszów oraz obóz w Sobiborze, gdzie został przeniesiony 27 marca 1943. Nie było jednak żadnej wzmianki o Treblince.

Drugim dokumentem obciążającym był protokół z przesłuchania Ignata Danilczenko (H. Danilczenko wg Michaela Hanusiaka), który wielokrotnie potwierdzał zeznania z 1949 – wraz z Demianiukiem służył przez dwa lata w Sobiborze i Flossenburgu. „Wytatuowano nam wówczas naszą grupę krwi pod lewą pachą” – wyznał. Dokładnie w tym samym miejscu Demianiuk ma bliznę po starym tatuażu, który usunął po wojnie.

Mimo iż, oba dowody wskazywały jedynie na Sobibór, a nie na Treblinkę agenci OSI byli zadowoleni. Wydawało im się, że wspomnienia izraelskich ocalonych będą miały większą wagę niż dokumenty dostarczone przez ZSRR. Byli również pewni, co do poszlak związanych z Treblinką – John Demianiuk z Cleveland to Iwan Groźny.

Demianiuk z kolei zaprzeczał jakoby był strażnikiem w obozie. „Jeśli cokolwiek z tego okazałoby się prawdą, wolałbym połknąć opakowanie lekarstw, niż zadać taki cios rodzinie – oznajmił Demianiuk swojemu zięciowi. Mówił, że gnił w sowieckim obozie jenieckim w Chełmie aż do 1944, kiedy został wcielony do armii Własowa – sformowanej pod koniec wojny ochotniczej rosyjskiej jednostki wspierającej Niemców.

Jego zaprzeczenia nie przekonały nikogo. Pozbawiony amerykańskiego obywatelstwa, John „Iwan” Demianiuk został w lutym 1986 wydany Izraelowi, gdzie rok później rozpoczął się jego proces. Oskarżony nie ułatwiał zadania swoim obrońcom. „Wydawał się zarazem całkowicie ograniczony i straszliwie przerażający ze swoją ogromną posturą i grubym głosem. Budził wstręt i nienawiść – przypominał Ukraińców urządzających pogromy Żydów w XIX wieku” – wspominał izraelski historyk Tom Segev. 18 lutego 1988 były mechanik Forda został skazany na śmierć przez powieszenie. „Jestem niewinny!” – krzyczał trzykrotnie przeżegnując się.

Rodzina Demianiuka nie poddawała się. Jego syn wraz z obrońcami złożyli wniosek o apelację. Amerykańska społeczność ukraińska wspierała Demianiuka. Na drzewach w Seven Hills powiewały żółte wstążki – symbol solidarności. W kościołach ludzie modlili się za Johna. Na pomoc Demianiukowi przyszła historia. Rozpadł się blok komunistyczny i otworzyły się niedostępne do tej pory archiwa.

Pod koniec grudnia 1990 syn wraz z obrońcami dotarli do zeznań byłych strażników z Treblinki, którzy podczas jednego z procesów przywołali nazwisko operatora komór gazowych, niejakiego Iwana Marczenki. Opisywali go jako 30-letniego mężczyznę o czarnych włosach i oczach. W 1943 roku Demianiuk miał 23 lata, ciemnoblond włosy i szare oczy.

Izraelski prokurator Michael Shaked również drobiazgowo przyjrzał się rosyjskim i niemieckim archiwom.

29 lipca 1993 sąd uchylił wyrok przeciwko Demianiukowi ze względu na wątpliwości związane z prawdziwą tożsamością Iwana Groźnego. Nawet jeśli oskarżony nie służył w Treblince, należał do jednostki sformowanej w obozie w Trawnikach, której celem było nauczanie rekrutów, jak zabijać, unicestwiać i niszczyć.

Mimo wszystko kilka tygodni później Demianiuk leciał do Nowego Jorku. Po siedmiu latach więzienia mógł znów cieszyć się wolnością. Przywrócono mu amerykańskie obywatelstwo. Jednak agenci OSI kontynuowali śledztwo.

Dzięki zgromadzonym przez nich dokumentom i zeznaniom sprawa Demianiuka została ponownie otwarta. Tym razem przedmiotem postępowania była jego rola w obozach w Sobiborze i Flossenburgu. Przed domem Iwana Groźnego przy Meadowlane Road manifestowali jego przeciwnicy trzymając plakaty z napisami „Sześć milionów świadków domaga się sprawiedliwości”, „Naziści – wynocha z Ameryki”.

Z roku na rok linia obrony słabła i Demianiuk został po raz drugi pozbawiony amerykańskiego paszportu i skazany na deportację. Do decyzji o jego losie przyczynił się dociekliwy sędzia, 66-letni Niemiec Thomas Walther. Badając listy osób deportowanych do Sobiboru odkrył, że w czasie, gdy Demianiuk pełnił w obozie służbę, zginęło w nim blisko 2 tys. niemieckich Żydów. W ten sposób strażnika można postawić przed niemieckim sądem za morderstwa popełnione na obywatelach Niemiec. Od marca do listopada 2008 śledczy Walther i Kirsten Goetze dokładnie badali archiwa w Jerozolimie, Berlinie, Waszyngtonie, porównywali dokumenty i zbierali zeznania.

Sprawa została przekazana prokuraturze w Monachium. Wiosną 2009 Niemcy wystąpiły o ekstradycję Demianiuka. Przedstawiono mu zarzut współudziału w morderstwie 27 900 Żydów w Sobiborze.

Syn oskarżonego i jego obrońcy na próżno domagali się wycofania nakazu ekstradycji ze względu na zły stan zdrowia i wiek Demianiuka, który porusza się na wózku inwalidzkim. Amerykańskie władze pokazały nagranie video, na którym oskarżony samodzielnie chodzi i bez problemu wsiada do samochodu.

12 maja 2009, po przegraniu apelacji przed Sądem Najwyższym USA, Demianiuk został przetransportowany samolotem do Monachium, gdzie w więzieniu Stadelheim oczekiwał na proces.

Jules Schelvis, ocalony z obozu w Sobiborze jest głównym świadkiem w procesie. Wyznaje, że nie czuje już ani nienawiści, ani gniewu. „Nieważne, jaką karę otrzyma Demianiuk. Najważniejsze, aby został osądzony za zbrodnie, które popełnił”.

Joanna Korol/www.lexpress.fr/Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply