Rozmowa z Andriejem Zubowem, politologiem, historykiem, profesorem Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGiMO), redaktorem głośnej dwutomowej pracy „Istoria Rossiji. XX wiek”.P: Każde państwo uprawia swoją politykę historyczną, co oznacza tyle, że wiedza historyczna bywa – czy nam się to podoba czy nie – instrumentalizowana dla realizacji bieżących interesów politycznych. I tak jest też w przypadku stosunków między Polską a Rosją, której premier, a zarazem były prezydent, Władimir Putin nierzadko odwoływał się do dziedzictwa sowieckiego…

O: Dzisiejsza Rosja jest czymś innym niż Związek Sowiecki. To sukcesja de iure, a nie de facto. Komunistycznego reżimu, który podbił w latach 40. Polskę po prostu w Rosji już nie ma. Powoli natomiast dochodzi do głosu młode pokolenie polityków, którzy nie są obciążeni aktywnością publiczną w epoce ZSRR. Oni nie chcą drażliwych kwestii historycznych używać do bieżących działań politycznych. Ale to nie ma oznaczać amnezji historycznej. Warunkiem bowiem dobrych stosunków między państwami jest – mówię to jako Rosjanin – uznanie krzywd, jakie wyrządziliśmy innym narodom. Historia musi być ujawniana i interpretowana z moralnego punktu widzenia. Nie można zamazywać różnic między katem i jego ofiarą. Kiedy więc wszystko zostanie wyjaśnione, wtedy nie będzie konieczności używania historii jako broni politycznej.

P: To myślenie życzeniowe. Jeśli chodzi o sukcesję po Związku Sowieckim, rosyjska elita staje przed realnym dysonansem poznawczym. I próbuje go rozwiązać godząc w swojej polityce historycznej epokę komunistyczną z przedrewolucyjną przeszłością. Kiedy Władimir Putin nazwał krach ZSRR wielką katastrofą, to przecież nie chodziło mu o upadek komunizmu, lecz o rozpad imperium. I tego oczekuje od polityków rosyjskich ta część elektoratu, która nostalgicznie wspomina czasy sowieckie, chociażby weterani Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

O: Rzeczywiście prezydentura Putina była okresem, w którym próbowano godzić wszystkie epoki w dziejach Rosji. Ale to się nie udało. Pozytywne, warte zachowania elementy epoki sowieckiej są mitami. Tak naprawdę przecież niczego takiego nie było. Jak można pogodzić z czymkolwiek Katyń, Wielki Głód na Ukrainie czy miliony rosyjskich ofiar represji komunistycznych. Dotyczy to też udziału ZSRR w drugiej wojnie światowej. Dowództwo sowieckie podejmowało błędne decyzje, których konsekwencją były bezsensowne ofiary. Poza tym przecież sama wojna zaczęła się od zawarcia Paktu Ribbentrop-Mołotow. Tego wszystkiego nie da się moralnie obronić. Można się więc spodziewać pojawienia się w polityce rosyjskiej wymiaru moralnego, który odrzuci sowieckie dziedzictwo. Co nie oznacza przekreślenia dobrych rzeczy, które robili przyzwoici Rosjanie w czasach sowieckich. Wspomniał pan o weteranach. Weterani są różni. Nie brakuje takich, którzy wysławiają Stalina. Tymczasem weteranem był przecież Sołżenicyn, kapitan Armii Czerwonej. Weterani to także inni znani pisarze: Wiktor Astafiew oraz Danił Granin. Wymieniam tu pryncypialnych antykomunistów. I takich ludzi wśród weteranów jest niemało. Weterani są grupą, w której występują takie same podziały, jak w całym społeczeństwie.

P: Jaką rolę w zmianie świadomości historycznej Rosjan może odegrać Cerkiew prawosławna, zwłaszcza że w przypadku rosyjskich hierarchów prawosławnych występuje chyba problem niejednoznacznego stosunku do przeszłości sowieckiej?

O: To prawda. W czasach komunizmu Cerkiew została instytucjonalnie podporządkowana państwu. Ale w samej Cerkwi byli ludzie, którzy stawiali czoła reżimowi. To oni stali się ziarnem, z którego wyrosło religijne odrodzenie w Rosji po upadku komunizmu. Trzeba więc zawsze brać pod uwagę to rozróżnienie.

P: Ale czy hierarchia duchowna Cerkwi rozliczyła się ze swoim uwikłaniem w system sowiecki?

O: Niestety, nie. Jest inaczej niż w Polsce, gdzie wiadomo, którzy biskupi i księża współpracowali z aparatem państwa komunistycznego. W Rosji tego typu informacje są niedostępne. Znamy nazwiska męczenników, ale nazwiska współpracowników reżimu są skrywane w archiwach KGB. I to jest bardzo przykre, ponieważ współpracownicy ci mają kamień u nogi. Ich można szantażem zmuszać do jakichś złych, wręcz dla Cerkwi destrukcyjnych, posunięć.

Rozmawiał: Filip Memches

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply