Badacze rzezi wołyńskiej nie mają żadnych wątpliwości co do zorganizowanego charakteru antypolskiej akcji UPA. Dlaczego więc redaktor naczelny “Gazety Wyborczej” Adam Michnik tak łatwo powtarza tezę o spontanicznym chłopskim buncie, żywcem wziętą z propagandy OUN: “Konflikt, prawdopodobnie nieunikniony, przybrał wyjątkowo okrutne formy, podobnie jak wszystkie chłopskie powstania” (Gazeta Wyborcza, 22-23 czerwca 2013, s. 1). Dlaczego redaktorowi lewicowego czasopisma “Krytyka Polityczna” Sławomirowi Sierakowskiemu jeszcze łatwiej przychodzi zgadzać się z określeniem i Rzeczpospolitej, i międzywojenny Polski, jako “okupantów Ukrainy» (Gazeta Wyborcza, 10 lipca 2013, s. 10).

Poniżej publikujemy tekst ukraińskiego historyka – Andrija Portnowa – który został opublikowany na łamach lwowskiego portalu Zaxid.net. Artykuł jest niezmiernie rzadkim u ukraińskich autorów przykładem zrozumienia kontekstu, jaki towarzyszy w Polsce debacie na temat wołyńskiego ludobójstwa. W oryginale arykykuł nosił tytuł: “Wołyń 1943. Czy dyskusja będzie kontynuowana?”.
———————————–
W ostatnich tygodniach przyszło mi uczestniczyć w kilku konferencjach, audycjach radiowych i telewizyjnych na temat rzezi wołyńskiej, a także rozmawiać o tym z dziennikarzami polskimi i ukraińskimi. 11 lipca w Warszawie, byłem świadkiem dwóch żałobnych ceremonii: oficjalnej (z Prezydentem Rzeczypospolitej) i obywatelskiej (zorganizowanych przez “kresowe” środowiska).
To rozdzielenie polskich obchodów prawie całkowicie znalazło się poza polem zainteresowania ukraińskich mediów, które ogólnie przedstawiały polskie stanowisko wobec Wołynia jako jednoznaczne i jednowymiarowe. Mój esej o polskiej debacie, opublikowany na stronie “Historyczna Prawda”, miał na celu pokazanie złożoności i pełnego sprzeczności polskiego dyskursu o Wołyniu. Dzisiaj chciałem podzielić się kilkoma uwagami po zakończeniu obchodów rocznicowych i medialnego szumu z nimi związanego.
“Ludobójstwo” czy “czystka etniczna o znamionach ludobójstwa”?
Debata w Senacie i w Sejmie po raz kolejny pokazała, jakie są konsekwencje politycznych gier ze słowem “ludobójstwo”. W rzeczywistości linia podziału “absolutnych patriotów” i “pragmatyków, skłonnych do dialogu z Ukrainą”, leżała między określeniami zbrodni wołyńskiej jako “ludobójstwa” a “czystka etnicznymi o znamionach ludobójstwa”. Mimo że nie udało się przenieść kwestii historycznej poza granice rozważań parlamentarnych, ponownie zwyciężyło drugie – kompromisowe – stanowisko. Co prawda na Ukrainie tej kompromisowości w rzeczywistości nikt nie zechciał zauważyć i krytyka “nieodpowiedzialności” polskiego parlamentu (przy okazji, tego samego, który uznał Wielki Głód za “ludobójstwo narodu ukraińskiego”) stała się prawie że regułą. Fakty, że zarówno Senat, jak i Sejm, mówią o zbrodniach nie Ukraińców, ale OUN i UPA; wspominają z wdzięcznością Ukraińców, którzy ryzykowali życie ratując swoich polskich sąsiadów; przypominają o niesprawiedliwej polityce narodowej międzywojennej Polski – ukraińskich krytyków uchwały w ogóle nie zainteresowały.
Nie w pełni została zauważona na Ukrainie także zasadniczo negatywna postawa wszystkich ważnych polskich środowisk politycznych i ekspertów do listu na temat “ludobójstwa” 148 posłów z Partii Komunistycznej Ukrainy i Partii Regionów. Natomiast wałkowana była prowokacyjnie-komiczna uroczystość odznaczenie Wadima Kolesniczenki jednym z “kresowych” orderów. Szkoda, że deputowany z Partii Regionów nie odbierał tego wyróżnienia w tym samym sowieckim mundurze, w którym defilował 9 maja. Szkoda, że nikt w Polsce nie zapytał deputowanego z Partii Regionów, na przykład, o rozstrzeliwania w Katyniu. Jestem pewien, że jego odpowiedzi nie pozostawiłyby żadnych wątpliwości co do “pro-sowieckiej” postawy prowokatora.
Ale, i to jest bardzo ważna teza, naukowej dyskusji na temat ludobójstwa w przypadku rzezi wołyńskiej (jak zresztą i Hołodomoru z lat 1932-33) nie warto sprowadzać do komicznych lub otwarcie zmanipulowanych wystąpień.
Dlaczego polscy liberałowie powtarzają tezy OUN-owskiej propagandy ?
Badacze rzezi wołyńskiej nie mają żadnych wątpliwości co do zorganizowanego charakteru antypolskiej akcji UPA. Dlaczego więc redaktor naczelny “Gazety Wyborczej” Adam Michnik tak łatwo powtarza tezę o spontanicznym chłopskim buncie, żywcem wziętą z propagandy OUN: “Konflikt, prawdopodobnie nieunikniony, przybrał wyjątkowo okrutne formy, podobnie jak wszystkie chłopskie powstania” (Gazeta Wyborcza, 22-23 czerwca 2013, s. 1). Dlaczego redaktorowi lewicowego czasopisma “Krytyka Polityczna” Sławomirowi Sierakowskiemu jeszcze łatwiej przychodzi zgadzać się z określeniem i Rzeczpospolitej, i międzywojenny Polski, jako “okupantów Ukrainy» (Gazeta Wyborcza, 10 lipca 2013, s. 10).
Odpowiedź na to pytanie “dlaczego” – należy do specyfiki wewnątrz-polskiej dyskusji, w której Wołyń – jest nie tyle polsko-ukraińskim, co polsko-polskim problemem. Jak wyraźnie stwierdził inny autor “Wyborczej”, Wojciech Madziarski, wołyńska rocznica grozi “wybuchem nie kontrolowanych narodowych emocji” i “rozpaleniem nacjonalistycznej histerii” (Gazeta Wyborcza, 11 lipca 2013, s. 2). W sporze z “własną” prawicą polscy lewicowcy i liberałowie niezbyt zważają na to, że niektóre z ich sformułowań można nazwać wodą na młyn prawicy ukraińskiej.
Innym ciekawym paradoksem wielu lewicowo-liberalnych polskich publikacji jest nie zwyczajnie pozytywna, ale wprost entuzjastyczna reakcja na deklarację kościelną na temat pojednania. Ludzie zwykle występujący w roli ostrych krytyków polskiego katolicyzmu i jego pozycji społecznej, stalli się zwolennikami religijnych deklaracji pojednania z Ukraińcami. Natomiast “kresowe” środowiska nie są zadowolone z kościelnych deklaracji. Wyraził to ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który skrytykował wspólny apel, podkreślając, że nie mówi “całej prawdy”, i oskarżył Ukraińską Greko-Katolicką Cerkiew o to, że jest “współodpowiedzialna za powstanie i rozwój… nacjonalistycznego wrzodu na ciele narodu ukraińskiego” (Czy Rzeczy, 8-14 lipca 2013, s. 30).
Powyżej przywołany cytat, jak również osobiste ataki na metropolitę Andrzeja Szeptyckiego, które okresowo pojawiają się w tekstach polskich autorów prawicowych, pokazują: ci ostatni niekiedy posługują się językiem komunistycznej propagandy, nienawiść do której stale deklarują. W obronie Szeptyckiego przed tego typu oskarżeniami wielokrotnie wypowiadał się, w szczególności, były minister spraw zagranicznych Adam Rotfeld. Pozytywna wzmianka o metropolicie zdobi także powyżej wspomniany tekst Sławomira Sierakowskiego.
Milczenie polityków podzielonego kraju
Trudno jest znaleźć wpływowego polskiego polityka, który nie wypowiadał się na temat rocznicy Wołynia. Nie jest możliwe znaleźć znanego ukraińskiego polityka, który wypowiedział się na jej temat. Na Ukrainie ten trudny i kontrowersyjny temat pozostawiono na łasce Kolesnichenki i Farion. A także staremu partyjnemu propagandyście Krawczukowi.
Widziałem ambasadora Ukrainy w Polsce na kilku konferencjach w przeddzień rocznicy, ale on nie przybył do Pałacu Prezydenckiego na konferencję “Zbrodnia wołyńska – historia, pamięć, edukacja”, która odbyła się 27 czerwca pod patronatem Prezydenta Rzeczpospolitej. Na tej konferencji byli ambasadorowie Izraela, Słowacji i Węgier, ale nie Ukrainy. Zabrakło ambasadora także na oficjalnej ceremonii w dniu 11 lipca w Warszawie. Jestem pewien, że tonie był przypadek, i że nie była to jego osobista decyzja.
Ale apoteozą nieuczestniczenia była nieobecność prezydenta Janukowycza w Łucku. Oczywiście, tragiczna historia odległego Wołynia – to nie powód, aby przerwać krymskie wakacje. Także przybycie prezydenta Komorowskiego – też nie jest powodem. Teraz wyobraźmy sobie, że na Ukrainę w dowolnym celu zawitał by prezydent Putin lub patriarcha Cyryl. Jak wtedy zachował by się prezydent na wakacjach? Myślę, że odpowiedź jest oczywista. I ona nie najlepiej ilustruje fakt, o którym próbowałem przy każdej okazji mówić w Polsce: obecna Ukraina tak naprawdę nie zależy od Polski, lecz od Rosji.
Ukraińska pamięć o II Wojnie Światowej jest rozdarta między dwoma narracjami: nacjonalistyczną i neo-sowiecką. Każda próba wypowiedzi pomiędzy tymi dwoma beznadzienymi ekstremami natychmiast spotyka się z podejrzeniami o podstępne sprzyjanie drugie stronie. I to pomimo tego, że radykałowie po obu stronach nie mają odpowiedniej odpowiedzi na proste pytanie: jak pogodzić kult Bandery z europejskim wyborem ? Jak napisać historię UPA, która nie ogranicza się do Wołynia, ale też nie unika tego tematu i nie pomniejsza skali zbrodni? Wreszcie, kiedy ukraińscy historycy i dziennikarze uświadomią sobie, że cynizmem są rozważania typu: Polacy na Wołyniu stali się “zakładnikami nieodpowiedzialnej polityki rządu w Londynie”? Kiedy stanie się nie do przyjęcia sytuacja, w której niektórzy znani intelektualiści w Polsce wypowiadają się inaczej, niż na Ukrainie. Wszystkie te pytania na obecnym poziomie rozmowy, jak do tej pory, wydają się retoryczne. Ale czy możliwy jest inny poziom?
Czy możliwy jest inny poziom rozmowy?
W czasie dyskusji telewizyjnej, która odbyła się 10 lipca na żywo w TVP 1, Timothy Snyder powiedział, że słowa “ludobójstwo” historycy nie są w stanie uwolnić od politycznych manipulacji, dlatego warto szukać innych słów dla umieszczenie wołyńskiego tematu we właściwym kontekście. Wydaje mi się, że kategoria “ludobójstwo” może być używana w różny sposób, ale każdy odpowiedzialny autor tekstu ma obowiązek precyzyjnie podać definicję terminu “ludobójstwo”. Polskim badaczom rzezi wołyńskiej, którzy zgadzają się na jej opis jako “ludobójstwo”, nie chodzi o ocenę stopnia cierpienia ofiar, ale o podkreślenie zamiaru eksterminacji ludności polskiej Wołynia. Naukowe (nie moralne lub polityczne) podkreślenie nieadekwatności tezy o “symetrii ofiar ” polega na tym, że, w przeciwieństwie do planowanej na szeroką skalę antypolskiej akcji UPA, akcje odwetowe na ludności ukraińskiej (będące także godne potępienia) miały charakter lokalny. To w żaden sposób nie pomniejsza cierpienia każdej ofiary, ale pokazuje ważną historyczną różnicę między tymi dwoma operacjami.
Problem polega na tym, że naukowa debata nie toczy się w sterylnym apolitycznym świecie nauki. Wprost przeciwnie, pisanie historii jest przesiąknięte polityką. Dlatego poprawny naukowy wniosek o ludobójstwie może stać się instrumentem politycznych spekulacji. Ale w tym sensie temat Wolynia nie różni się od każdego innego.
Wydaje mi się, że bardzo ważne jest, aby rozmowa o rzezi wołyńskiej trwała poza rocznicowymi i politycznymi kontekstami. Aby nie była to jednodniowa efemeryda, lecz jedna z największych masakr ludności cywilnej w czasie II Wojny Światowej, która stawia szereg pytań na temat ludzkiej natury i charakteru przemocy, psychologii morderstwa i zemsty, taktyki przetrwania i kontekstu nienawiści. Wszystkie te pytania czekają na przemyślane przestudiowanie w kontekście mikro-historii, psychologii historycznej, badań porównawczych ludobójstw.
Źródło: ZAXID.NET
Andrij Portnow – Autor jest historykiem, redaktoren strony internetowej www.historians.in.ua
Tłum. Wieslaw Tokarczuk
1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply