Co dalej z Russiagate?

Można łatwo uznać niekończącą się sagę Russiagate za odrobinę rozrywki, lecz istnieją rzeczywiste skutki manipulacji opinią publiczną dużego i uzbrojonego w głowice nuklearne kraju, jakim są Stany Zjednoczone poprzez ciągłe szukanie nowych wrogów.  Fałszywe oskarżenia powodują paranoję oraz brak zaufania do instytucji, które mają chronić kraj – ocenia były oficer CIA Philip Giraldi na łamach American Herald Tribune.

Minęły dwa lata od wyborów prezydenckich w 2016 roku. Zarzuty, że obca ingerencja wpłynęła na wynik wyborów, zaczęły się pojawiać, już w trakcie liczenia ostatnich kart do głosowania. Wbrew wszelkim przeciwnościom, Donald J. Trump został wybrany na prezydenta, a establishment, który oczerniał go podczas kampanii, musiał znaleźć kozła ofiarnego, by wyjaśnić porażkę preferowanego kandydata. Kozłem ofiarnym okazała się Rosją.

Śledztwo prowadzone przez Roberta Muellera w sprawie wyborów, zostało uruchomione w maju 2017 r., aby wyjaśnić, czy sztab wyborczy Trumpa był w zmowie z rosyjskim rządem, w celu wpłynięcia na wynik wyborów. Ekipa Muellera ciężko pracowała, aby zdelegitymizować prezydenta, nie mówiąc tego wprost, i odniosła w tej mierze pewne sukcesy. Ale poza kilkoma wyrokami za krzywoprzysięstwo ludzi niskiego szczebla, Mueller nie wymyślił niczego, co przekonująco wykazałoby, że Moskwa miała jakiś plan zakłócenia wyborów i tym samym zniszczenia amerykańskiej demokracji. Oczywiście, miało miejsce sponsorowane przez władze rosyjskie sondowanie nastrojów oraz coś, co można by określić jako próbę wywarcia wpływu, ale tym właśnie zajmują się agencje wywiadowcze, by uzasadnić swoje istnienie. Jeśli chodzi o ingerencje wyborcze na całym świecie, największym winowajcą jest niewątpliwie Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA), która zajmuje się tym od 1947 roku. Jednak poza pewnymi działaniami niskiego szczebla, nic nie wskazywało na jakąś ogromną operację przeprowadzoną na rozkaz prezydent Władimira Putina, mającą na celu obalenia lub wprowadzenie w błąd rządu amerykańskiego.

Dobrej fabuły nie należy jednak marnować, dlatego też amerykańskie media głównego nurtu przyjęły pogląd, że Rosja ingeruje i wpływa na wynik wyborów, opierając się na założeniu, że tam, gdzie jest dym, musi być i ogień, pomimo braku dowodów. Niektóre media twierdzą, że margines zwycięstwa dla Trumpa to faktycznie “dzieło Rosji”, co oznacza, że prezydent ​​jest ipso facto marionetką Moskwy. Należy zauważyć, że są to te same media, które wierzyły w broń masowego rażenia Saddama Husajna i jego transatlantyckie szybowce w 2002 r. oraz w użycie broni chemicznej przez syryjski rząd w ostatnim czasie, co sugeruje, że związek między wykazanymi faktami, a pracą dziennikarską, jest bardzo cieniutki.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Ostateczna prawda o Russiagate

W celu podtrzymania aktualności tej narracji,  zarówno rząd, jak i media sugerują, że Rosja już próbowała ingerować w wyborach uzupełniających, które odbędą się we wtorek. The New York Times opisuje “rozbudowaną kampanię ‘wojny informacyjnej’, która ma na celu ingerencję”. 19 października prokuratorzy federalni oskarżyli Elenę Chusjajnową z Petersburga, którą nazwali “główną księgową” operacji. To ona rzekomo kierowała budżetem, za przyczyną którego chciano “siać podział i niezgodę” w okresie poprzedzającym głosowanie. NYT stwierdza dalej: “Kupowała nazwy domen internetowych oraz reklamy na Facebooku i Instagramie oraz wydawała pieniądze na tworzenie kont na Twitterze i płacenie za promowanie rozsiejących niezgodę wpisów w mediach społecznościowych”.

Lista winowajców została również rozszerzona o Chiny i Iran, jeśli wziąć pod uwagę doniesienia PBS. Nie byłoby wielkim zaskoczeniem, gdyby Korea Północna została wkrótce dodana do listy. Wygodnie jest ustawić wszystkich wrogów w jednym szeregu, maszerujących zgodnie, aby zniszczyć amerykańską demokrację i jej instytucje polityczne, zanim zrobią to sami Demokraci i Republikanie.

Można łatwo uznać niekończącą się sagę Russiagate za odrobinę rozrywki, lecz istnieją rzeczywiste skutki manipulacji opinią publiczną dużego i uzbrojonego w głowice nuklearne kraju, jakim są Stany Zjednoczone poprzez ciągłe szukanie nowych wrogów.  Fałszywe oskarżenia powodują paranoję oraz brak zaufania do instytucji, które mają chronić kraj.

Są też inne, mniej namacalne konsekwencje, a mianowicie takie, że nieustanne podnoszenie fałszywego alarmu w sprawie Rosjan i Chińczyków, psujące amerykański system polityczny, dla wyborców jest sygnałem, że ich głos nie ma znaczenia, ponieważ zewnętrzne siły poza ich kontrolą i tak ustalą wynik.

Stephen Cohen, rusycysta na Uniwersytecie w Princeton, od jakiegoś czasu argumentuje, że pogoń za Russiagate i różne urojenia z tą sprawą związane, wyrządzają poważne szkody nie tylko dwustronnym relacjom między Moskwą a Waszyngtonem, ale także percepcji stanu amerykańskiego systemu politycznego. Jego najnowszy artykuł w The Nation zatytułowany “Kto tak naprawdę podkopuje amerykańską demokrację?”, jako podtytuł ma: “Zarzuty, że Rosja wciąż atakuje wybory w USA, że zaatakuje w listopadzie, mogą zdelegitymizować nasze instytucje”.

Cohen argumentuje słusznie, że mem o “podkopywaniu amerykańskiej demokracji” może podważyć zaufanie do amerykańskich instytucji politycznych. Jeśli sztuczka polegająca na oskarżaniu o ingerencję z zewnątrz może zostać raz z powodzeniem zastosowana, zostanie wykorzystana ponownie, nawet po zniknięciu Trumpa. Jeśli w tym tygodniu zostaną zgłoszone skargi przegranych kandydatów, na to że Rosja lub inna zagraniczna władza ingerowała w wybory, to nieuchronnie rozpocznie się polowanie na czarownice, mające doprowadzić do znalezienia tych kongresmenów, którym Moskwa “pomogła”. Prawowitość samego Kongresu zostanie podważona.

Cohen twierdzi również, że “Russiagate ujawniła niski poziom szacunku amerykańskich elit polityczno-medialnych do amerykańskich wyborców – do ich zdolności do podejmowania wymagających, racjonalnych decyzji wyborczych, co jest podstawowym założeniem demokracji przedstawicielskiej (…) Przypuszczalnie ten czynnik stoi za rozrostem programów rządowych, korporacyjnych i prywatnych – mających na celu wprowadzenie elementów cenzury w ‘przestrzeni medialnej’ kraju, aby odfiltrować ‘propagandę Kremla’. Wydaje się, że to elity zadecydują o tym, co stanowi taką ‘propagandę'”.

Ironią losu jest fakt, że najpotężniejszy i najmniej zagrożony kraj na świecie – Stany Zjednoczone Ameryki – jest napędzany strachem. Obsesja na punkcie możliwej zagranicznej ingerencji w wybory w USA odzwierciedla fundamentalną niepewność elit, które faktycznie manipulują systemem, aby przynieść korzyści sobie i swoim zwolennikom. Jeśli wyniki wyborów uzupełniających nie usatysfakcjonują establishmentu, a “zagraniczne zagrożenie” ponownie pojawi się jako czynnik sprawczy, to tak naprawdę będzie to początek końca amerykańskiej demokracji, ponieważ nieufność do integralności instytucji rządowych będzie nadal ulegała erozji. Jaka jest alternatywa? Niech Robert Mueller albo wyłoży karty na stół i udowodni, że to, co jest ogólnie akceptowane jako prawda w odniesieniu do Rosji, faktycznie nią jest, albo niech zwinie swój namiot i wróci do domu, ponieważ nie jest już potrzebny.

Philip Giraldi

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply