Ciepła woda w kranie i patriotyzm pejzażu

Dla post-Polaków – wyrwanych 10 kwietnia 2010 roku na moment z postpolitycznego letargu – Polska jest najwyżej pięknym mitem, a nie rzeczywistością, z którą odczuwają więź biograficzno-genealogiczno-historyczną.

Rozmowę z Olafem Swolkieniem na łamach naszego serwisu można potraktować jako coś w rodzaju manifestu. Dyskutowaliśmy bowiem o sprawach, które warto na nowo przemyśleć i odświeżyć. Jeśli bowiem kwestię mackiewiczowskiego “patriotyzmu pejzażu” umieścimy w kontekście dzisiejszych sporów o Polskę, tradycję, modernizację, to okaże się, że mamy kolejny ważny głos w sprawie.

Józef Mackiewicz nie mieścił się w głównym, dwubiegunowym podziale politycznym II Rzeczypospolitej, w obrębie którego batalię toczyli piłsudczycy z endekami. Dziś podobnie jest z “patriotyzmem pejzażu”, gdybyśmy oczywiście chcieli tę formułę znów zastosować. W dzisiejszej Polsce występują bardzo różne podziały polityczne, ale jeden z nich stanowi w jakimś stopniu odzwierciedlenie – chociaż rzecz jasna nie jest to wierna kopia – wymienionego już, zasadniczego podziału z okresu międzywojnia.

Po jednej stronie mamy spadkobierców wielkich idei, wielkich “narracji”, mamy “etosiarzy” prawicowych i lewicowych (cokolwiek teraz te przymiotniki znaczą), którzy myślą o Polsce w kategoriach jakiejś wizji (wersja konserwatywna) albo jakiegoś projektu (wersja postępowa). Chodzi im o zmienianie, przekształcanie Polski w określonym kierunku. I o ten kierunek sprzeczają się od 20 lat Jarosław Kaczyński, Adam Michnik i inni spadkobiercy nurtu inteligenckiego w polskiej kulturze politycznej – bliskiego przecież Piłsudskiemu.

Po drugiej stronie są spadkobiercy marzenia o Polsce nowoczesnej, w której się żyje tak jak na Zachodzie. W tym miejscu warto przywołać rozmowę Sławomira Sierakowskiego z Robertem Krasowskim na łamach “Krytyki Politycznej” (nr 19). Otóż z wywiadu tego wynika, że Krasowski wyzywany na prawicy od zdrajców, liberałów i – w czasach pełnienia funkcji redaktora naczelnego “Dziennika” – pachołków niemieckiego kapitału, nawiązuje tak naprawdę do wczesnych poglądów Dmowskiego. Odwołuje się on bowiem wprost do kategorii interesu narodowego rozumianego bardzo przyziemnie.

Znany bon mot Krasowskiego o “ciepłej wodzie w kranie” to w gruncie rzeczy element swoistego programu nacjonalistycznego na miarę wkraczającej w ponowoczesność Polski XXI wieku. W tym kontekście modernizacja pojmowana jest jako wdrażanie partykularnych wartości narodowych zamiast uniwersalnych, “etosowych” wartości ideowych, choćby i nazywały się one “ojczyzna” czy “naród”. Z punktu widzenia Krasowskiego polska prawica jest niepatriotyczna, gdyż zamiast zajmować się tym, czego od niej oczekuje polski lud (podnosić stopę życiową) zajmuje się polityką historyczną i wojnami kulturowymi, które społeczeństwo ma w nosie.

Idźmy dalej. Nacjonalizm “ciepłej wody w kranie” znajduje swoje potwierdzenie w tym, co pewien prominentny polityk Platformy Obywatelskiej mówi Cezaremu Michalskiemu w książce “Ja, Palikot”. Oto smakowity cytat: “Tusk jest pierwszym prawdziwym premierem, dlatego przecież rezygnuje z wielkich narracji jak religia czy ideologia. Przecież one suflowane były właśnie przez tych pośredników, którymi dawniej oblepiona była władza. Dziś Tusk stoi sam naprzeciw społeczeństwa i jako pierwszy słyszy, czego ono chce. A nie chce ono żadnych wielkich celów, tylko spokoju, chce się oddać konsumpcji, chce mieć na nią środki i wolny czas, to są marzenia ponowoczesnych społeczeństw, a polskie właśnie takim się stało”.

Jakże wizja ta się pokrywa z portretem Polaków czy raczej post-Polaków przedstawionym przez Ryszarda Legutkę w “Eseju o duszy polskiej”. W roku 1939 nadeszła katastrofa: druga wojna światowa i PRL doprowadziły do zagłady polskiej elity, oderwania od Polski tak ważnego dla jej tożsamości obszaru, jakim są Kresy, degradacji wielu dziedzin życia społecznego, co spowodowało zerwanie wielopokoleniowego łańcucha polskości. Dla post-Polaków – wyrwanych 10 kwietnia 2010 roku na moment z postpolitycznego letargu – Polska jest najwyżej pięknym mitem, a nie rzeczywistością, z którą odczuwają więź biograficzno-genealogiczno-historyczną. Nic więc dziwnego – możemy wysnuć wniosek – że najwyższą dla nich wartością okazują się “ciepła woda w kranie” i wszelkie gadżety podawane im przez wspierających intelektualnie PO “doradców Księcia”.

W tej sytuacji alternatywą dla post-Polaków nie będzie lansowana przez PiS polityka historyczna. Nie będą też nią inne wielkie ideowe propozycje z prawa i z lewa. Natomiast może się nią stać “patriotyzm pejzażu”. Dbałość o najbliższe otoczenie wydaje się czymś równie oczywistym, co dążenie do życia w komforcie. Owszem, postpolitycznych mieszczuchów nie obchodzi zatruwanie środowiska naturalnego tysiąc kilometrów od miejsca ich zamieszkania. Ale jeśli miałoby to dotyczyć okolicy ich ogródka, wtedy przypuszczalnie rozbudziłyby się w nich jakieś namiętności polityczne, bez których polityka na dłuższą metę nie funkcjonuje.

Może więc to właśnie “patriotyzm pejzażu” powinien stać się motywem przewodnim włączania post-Polaków do odbudowywanej z mozołem wspólnoty politycznej?

Filip Memches

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply