Z dr. Nikitą Sokołowem, rosyjskim historykiem, przewodniczącym Rady inicjatywy Wolne Stowarzyszenie Historyczne, rozmawia Piotr Falkowski

Prezydent Władimir Putin w wystąpieniach na tematy historyczne zawsze podkreśla ciągłość dziejów Rosji i ich jednakowe znaczenie dla współczesności – wszystko jest cenne i należy się tym chlubić.

– To nie do końca tak. W praktyce to uznanie dla całej historii sprowadza się do uznania dla państwa, które jest przedstawiane jako idealne i nieomylne. Co więcej, obywateli pozbawiono możliwości głośnego mówienia o historycznych zbrodniach władzy. Widać to na przykładzie uchwalonej niedawno „ustawy o pamięci”, zwanej ustawą Jarowoj, która ustanawia kary za usprawiedliwianie lub negowanie zbrodni nazizmu. Odpowiedzialności karnej podlega też podważanie słuszności działań „koalicji antyfaszystowskiej”. W odróżnieniu od podobnych praw w Europie, które zakazują negowania pewnych zbrodni władzy, w Rosji od 1 sierpnia nie będzie wolno badać zbrodni władzy. Formalnie ustawa dotyczy drugiej wojny światowej, ale pewne przepisy są tak ujęte, że można je odnosić do całej historii.

Kiedy się patrzy na przykład na taką Paradę Zwycięstwa, to pierwsze wrażenie jest takie, że historia bardzo łączy się ze współczesnością.

– Nie łączy się. Jest znacznie gorzej. Rzecz w tym, że decydują o tym ludzie, którzy nie rozumieją wartości prawdy historycznej jako takiej, w tym kwestii świadomości historycznej społeczeństwa. Myślą, że historia to po prostu reklama państwa. Natomiast wartości wiedzy historycznej i doświadczenia historycznego w żaden sposób się nie uwzględnia. Minister kultury Władimir Miedinski mówił dosłownie, że historia jest projektem PR-owskim.

Planowane jest wydanie ujednoliconego państwowego podręcznika historii. To też projekt PR-owski?

– Od wielu lat obserwuję to, jak naucza się w Rosji historii, jak wyglądają podręczniki i jak się ją wykłada oraz jak historia wyraża się w sferze publicznej. Byłem nawet w kilku komitetach redakcyjnych, ale to się już skończyło. O projekcie nowego podręcznika niewiele wiadomo. Całe założenie nazywa się „standard kulturalno-historyczny”. W jego ramach powstaną podręczniki do kilku przedmiotów szkolnych. Na razie opublikowano jako podstawę do dalszych prac taki wykaz różnych dat, faktów, postaci historii, o których powinna być wzmianka podczas szkolnego kursu historii. Na razie te fakty i osoby nie są w żaden sposób scharakteryzowane, więc trudno wydawać jakieś oceny, ale niektóre punkty budzą niepokój. Może to skutek niekompetencji osób, które to układały, a może celowy plan polityczny. Chociaż to tylko suche zestawienie, to uderza styl bardzo mocno przypominający podręczniki z czasów już nie tylko Breżniewa, ale i Stalina. Na przykład mowa jest o „przystąpieniu ZSRS do wojny 22 czerwca 1941”. Żaden historyk tak nie może powiedzieć. Wiadomo, że Związek Sowiecki przystąpił do wojny 17 września 1939, uczestnicząc w podziale Polski z hitlerowskimi Niemcami.

Te kontrowersje jakoś zawsze koncentrują się na latach drugiej wojny światowej.

– Tak. Zwycięstwo w wojnie to ma być to, co nas stworzyło jako naród – naród sowiecki. Kim jesteśmy? Tymi, którzy pokonali faszystów. Nie może być innej odpowiedzi. Przy takim postawieniu sprawy nie ma miejsca na wzmianki o zbrodniach, o niepotrzebnych ofiarach, o cenie tego zwycięstwa. Badania naukowe związane z tymi sprawami są mocno utrudniane. Studenci mało się nimi zajmują, nie piszą prac, bo profesorowie boją się zadawać takie tematy. Jeżeli zaczyna się rzetelną pracę badawczą, to nie wiadomo, dokąd ona doprowadzi. A niektóre wyniki mogą okazać się przestępstwami według prawa, o którym mówiłem. Wszystkie tematy wojenne są narażone na to, że będą przy nich wynikać jakieś zbrodnie władzy. To dotyczy szczególnie jeńców, ewakuowanych, robotniczych organizacji produkcyjnych na tyłach frontu, kolaborantów (nie tylko armii gen. Własowa), korpusu kozackiego. Wszystko to jest na krawędzi przestępstwa i jest niebezpieczne. Taki też jest i cel tej ustawy – cerowanie sowieckiego obrazu wojny, zgodnie z którym zwycięstwo odnosi naród będący monolitem pod kierownictwem partii komunistycznej i wielkiego wodza. Chociaż historycy dobrze rozumieją, że żadnego monolitu nie ma, rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana i dramatyczna.

Polityka historyczna to też pomniki, nazwy ulic itp.

– Ulice ciągle noszą nazwiska komunistów i różne określenia nawiązujące do komunizmu i rewolucji. To pokazuje, że desowietyzacja Rosji nie została doprowadzona do końca i raczej nikomu na tym nie zależy. Co więcej, wraca się do idei czasów sowieckich, przy czym następuje w oficjalnym przekazie bezmyślna idealizacja tego okresu z naciskiem na czasy Breżniewa i tę formę funkcjonowania komunizmu, jaka wtedy występowała w ZSRS. Następnie ten wyidealizowany obraz czasów Breżniewa przenosi się na całą epokę sowiecką. Jednak to wszystko nie ma żadnego związku z historią – to czysta państwowa propaganda, która jedynie używa pewnych historycznych odniesień i argumentów.

W Rosji przykłady fałszowania historii w celach politycznych sięgają czasów carskich.

– Masowe fałszowanie historii przyszło wraz z czasami sowieckimi. Wcześniej była cenzura, a więc nakaz milczenia o pewnych tematach, nie wolno było publikować dokumentów itd. Chodziło na przykład o sprawę carewicza Aleksieja [syna Piotra I] czy dekabrystów. Ale jeżeli jakiś temat historyczny nie był zakazany, to można było o nim mówić i pisać swobodnie w ramach ówczesnej nauki, nikt nie próbował fałszować czy preparować faktów. Po rewolucji wszystko się zmieniło. Zaczęło się od podręcznika [Andrieja] Szestakowa „Krótki kurs historii ZSRS” z 1937 roku. Sam Stalin trzy razy osobiście wprowadzał do ostatecznej redakcji kluczowe wydarzenia naszej historii, takie jak „wyprawa krzyżowa na Ruś w XIII wieku” lub „bohaterska obrona Aleksandra Newskiego przed Zachodem”.

Takie polityczne manipulacje historią, jakie dzieją się w Rosji, w Europie byłyby niemożliwe. W normalnych państwach historycy tworzą na tyle silną korporację zawodową, że rząd nie byłby w stanie wymusić fałszowania prawdy historycznej na taką skalę. W Rosji nie ma takiej korporacji. Wydziały historyczne i instytuty zostały zrujnowane przez bolszewików. Nie ma niezależnego mechanizmu weryfikacji badań i prac historycznych. Społeczeństwo nie ma więc żadnego punktu odniesienia w tych sprawach, a przez to także historycy nie mają możliwości wpływania na społeczną świadomość. Istnieje prokremlowskie Rosyjskie Stowarzyszenie Historyczne, a my próbujemy stworzyć środowisko niezależne. Nie będzie się ono opierać na systemie funkcji akademickich i stopni naukowych, bo niestety nie jest to kryterium użyteczne w naszych warunkach politycznych. Dla nas decydującym czynnikiem będzie reputacja i rekomendacja innych historyków. Jest to kryterium dość subiektywne, ale nie ma lepszego. Obecnie kończy się etap tworzenia Stowarzyszenia. Kiedy to nastąpi, będzie duża konferencja, otworzymy stronę internetową, wolny uniwersytet historyczny w internecie. Mają być różne wydarzenia, konferencje, publikacje itd. Założycieli, którzy podpisali manifest, jest szesnastu. Z ich rekomendacji zaproszono około dwustu osób, które się zapisały i deklarują pracę w ramach Stowarzyszenia.

Nie obawiacie się odpowiedzialności karnej?

– Będziemy działać tak, jak nam nakazuje standard profesjonalny. Jeżeli powstaną zarzuty łamania prawa, pójdziemy do sądu, aż po Sąd Konstytucyjny, który może zmienić ustawę. Nie jestem prawnikiem, ale jestem głęboko przekonany, że ustawa Jarowoj narusza moje prawa konstytucyjne.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Piotr Falkowski

„Nasz Dziennik”

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. no_tak
    no_tak :

    Wracając do link : Ukraińskie pole bitwy – kompleksowe podsumowanie | PRACowniA
    Plus wiele pytań pozostaje.
    Jak Putin przyjmuje gubernatorów, żołnierzy, to się nie denerwuje, jest panem sytuacji, to oni zaciskają ręce, usta. Jak Putin rozmawia z Chabad, jest odwrotnie. Co to oznacza?. Podlega im, czy gra?.
    Podobno dotrzymuje słowa, można na nim polegać. Oglądałem kiedyś spotkanie jego z jego rodziną, obiecał jej, że Rosja będzie wielka, a ludzie będą żyć w szczęściu i dostatatku.
    Co oznacza tworzenie nowej historii z pominięciem dziesięcioleci mordów, najazdów grabieży, przy braku ujawnienia składu osobowo narodowego NKWD, Gestapo, i współpracy miedzy nimi.
    Wszak po obu stronach byli i są ci sami. Dalej nie izolowani zarażają, nie ma lekarstwa, czy lekarza.
    Jeżeli Putin jest marionetka Chabad, to tworzenie państwa totalitarnego dobrze im wychodzi,
    lecz to idea, na krótką metę. Chyba że jest lub będzie odwrotnie.

    Czy Nowa Rosja to zalążek przyszłego państwa organizacji Chabad, a ludność tych dwóch obwodów to, co z nią?
    I ten wulkan sam wybuchnie czy mu pomogą, miasta puste w Afryce i Chinach stać długo nie mogą.

    Sam nie wiem co o tym sądzić, to nie trzyma się kupy, chyba że ktoś nabył technologię przenoszenia mózgu do nowego ciała, wtedy partia toczy się dalej, są pionki / prezydenci państw + parlament /, figury / organizacje ponadpaństwowe / np. Chabad /, hetman / np. narody /.
    Takie szachy starych psychopatów, w tym wewnętrzne rozgrywanych.

    Nie starajmy się zrozumieć wariata, lecz ewolucję, i jej pętlę zdarzeń. Chyba że już się dla nas się zamknęła podobnie, jak dla wielu innych zwierząt.