Jeszcze rok temu podobna transakcja byłaby nie do pomyślenia. Teraz stała się faktem dzięki normalizacji stosunków dyplomatycznych Izraela z państwami arabskimi. Znany z ekstremizmu swoich kibiców klub Beitar Jerozolima został kupiony przez syna prezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Z tego powodu pojawia się pytanie, jak daleko posuną się arabscy inwestorzy.

Połowę akcji czołowego izraelskiego klubu przejął Hamed bin Chalifa al-Nahajjan, członek rodziny królewskiej Abu Dabi, a przede wszystkim syn prezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich Chalifa ibn Zajid Al Nahajjana.

Jednocześnie nowy współwłaściciel Beitaru zobowiązał się do zainwestowania w ciągu najbliższej dekady blisko 92 milionów dolarów, mających pomóc zespołowi w walce o najwyższe laury nie tylko w izraelskich rozgrywkach.

Syjoniści kontra Arabowie

Z pewnością to najbardziej kontrowersyjna inwestycja, której Arabowie mogli dokonać zaledwie kilka miesięcy po ustanowieniu nieistniejących wcześniej relacji dyplomatycznych z Izraelem. Beitar dotychczas był znany nie z powodu sukcesów sportowych, ale poglądów wyrażanych przez swoich fanów. Grupa kibicowska „La Familia” jest bowiem uważana za najbardziej radykalną w całym Izraelu. Jedna z jej głównych przyśpiewek odnosi się właśnie do dumy z bycia „najbardziej rasistowskim klubem w Izraelu”.

Kilka lat temu mogło się o tym przekonać dwóch piłkarzy pochodzących z Czeczenii. Jako pierwsi muzułmanie w historii Beitaru wzbudzili ogromne kontrowersje, stąd „La Familia” podpaliła z tego powodu budynki klubowe. Co więcej, w debiutanckim meczu bramkę zdobył Zaur Sadajew, później występujący między innymi Lechii Gdańsk i Lechu Poznań. W reakcji na ten fakt zdecydowana większość fanów Beitaru nie świętowała zdobycia gola, ale manifestacyjnie opuściła trybuny. Niedawno w podobny sposób wyrażała zaś swoje niezadowolenie z powodu zatrudnienia piłkarza z Nigru.

To tylko wycinek możliwości radykałów z „La Familii”. Na mniejszą skalę urządzali oni polowania na Arabów z izraelskim obywatelstwem, a także wszczynali burdy, zwłaszcza podczas spotkań z kibicami lewicowego Hapoelu Tel Awiw czy proarabskiego Bnei Sachnin. Nic dziwnego, że wśród widzów na jerozolimskim Teddy Stadium nietrudno zauważyć czołowych polityków izraelskiej skrajnej prawicy. Wśród nich najbardziej znany jest były szef resortów obrony i dyplomacji Awigdor Lieberman, będący obecnie liderem partii Nasz Dom Izrael.

Antyrasista

Wizerunek klubu powoli się zmienia. Wszystko za sprawą jego prezesa Mosze Hogega, który przejął Beitar nieco ponad dwa lata temu. Nowy właściciel co prawda urodził się w Izraelu, lecz jego ojciec jest Tunezyjczykiem, a matka posiada marokańskie korzenie. W świetle wymienionych wcześniej faktów łatwo się domyślić, że nowy inwestor nie zachwycił szczególnie członków „La Familii”.

Tym bardziej, że od początku za swój główny cel przyjął wyplenienie rasizmu z trybun Teddy Stadium. Aby zrealizować to założenie sięgał między innymi po środki prawne, wymierzone w kibiców mających dyskryminować osoby o innej religii czy narodowości. Oczywiście środki te są regularnie sabotowane przez wspomnianą grupę kibicowską. Gdy pojawiły się pierwsze pogłoski o możliwej inwestycji Arabów w Beitar, około setka członków „La Familii” przerwała trening piłkarzy skandując hasła wymierzone we właściciela klubu.

Sam Hogeg powiedział po przejęciu połowy udziałów przez al-Nahajjana, że nie zamierza w żaden sposób wycofywać się z transakcji. Odnosząc się do krytyki ze strony kibiców zasugerował, że mogą założyć swój własny klub, a także potępił innych właścicieli izraelskich drużyn mających rzekomo torpedować porozumienie z Arabami. Hogeg zadeklarował, że w sprawie sprzedaży połowy akcji rozmawiał z jednym z rabinów. Ten miał pochwalić transakcję, bo jego zdaniem „Tora woli muzułmanów od chrześcijan”.

Sam al-Nahajjana ma zostać wiceprezesem klubu z Jerozolimy. Sama inwestycja ma na celu nie tylko osiąganie sportowych sukcesów, ale wręcz przede wszystkim pokazanie, że „Żydzi i muzułmanie mogą współpracować”. Arabski szejk przyznał, że ma też opracowany plan mający na celu pozbycie się rasistów z jerozolimskich trybun. Samych członków „La Familii” nazwał z kolei osobami mającymi wyprane mózgi.

Arabska kolonizacja Izraela?

Sama transakcja nie jest dziełem czystego przypadku. Prezes Beitaru nie ukrywa, że zna dobrze rodzinę królewską Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Robił bowiem z nią interesy jeszcze przed normalizacją stosunków dyplomatycznych Izraela z niektórymi krajami arabskimi. O samym szejku wiadomo jednak niewiele. Al-Nahajjana dopiero od kilku dni posiada stronę internetową, z której można dowiedzieć się jednak tylko podstawowych rzeczy o jego wykształceniu.

To oczywiście nie jedyna niewiadoma związana z inwestycją w czołową izraelską drużynę piłkarską. Miliarderzy znad Zatoki Perskiej stali się już elementem piłkarskiego krajobrazu w Europie Zachodniej, w której poza prestiżem zabiegają też o zwykłe interesy. Katarski emir Tamim bin Hamad Al Than jest właścicielem zespołu tegorocznego finalisty Ligi Mistrzów, czyli Paris Saint-Germain. Klub służy mu do promocji Kataru przed piłkarskimi mistrzostwami świata w 2022 roku, a dodatkowo do poszerzania biznesowych wpływów nad Sekwaną.

Zobacz także: Po normalizacji stosunków z Izraelem ZEA stały się celem cyberataków

Można się więc spodziewać, że Beitar jest jedynie przyczółkiem mającym pozwolić Zjednoczonym Emiratom Arabskim, Bahrajnowi i Omanowi na ekonomiczną ofensywę. Na razie wprost mówi się jedynie o korzyściach, które Arabowie mają odnieść dzięki dostępowi do izraelskiego potencjału badawczego i technologicznego. W tym aspekcie można mówić o swoistej transakcji wiązanej. Zwłaszcza Zjednoczone Emiraty Arabskie potrzebują know-how do swojego rozwoju, z kolei Izrael chętnie przyjmie fundusze na prowadzenie odpowiednich badań.

Arabowie zdają sobie doskonale sprawę, że ekonomiczna ofensywa w Izraelu musi być prowadzona stopniowo. Podejmowanie zbyt odważnych kroków, pokroju wspomnianego przejęcia Beitaru, nie powinno być więc regułą. Szejkowie posiadają wciąż ogromne dochody z wydobycia ropy naftowej, dlatego mają jeszcze czas. Jak powiedział zresztą jeden z emirackich inwestorów: „właśnie sadzimy ziarno (…) zamierzamy je zasadzić, odżywić i dzięki temu ostatecznie zakwitnie, ale zajmie to trochę czasu”.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply