W parafii męczenników


Ilu Polaków mieszka dzisiaj w Czortkowie dokładnie nie wiadomo. Statystyki w tym względzie nie są miarodajne.

Wielu wciąż boi przyznać się do swojej narodowości i pójść np. na polską Mszę św. do odnowionego dominikańskiego kościoła p.w. wezwaniem św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Według tutejszej opinii społecznej pójście do kościoła rzymskiego obrządku to jednoznaczne złożenie deklaracji nie wiary, ale narodowości. Wciąż, bowiem w miejscowych kręgach pokutuje pogląd, że Kościół katolicki to nie żaden Kościół powszechny, ale “lacki”, czyli polski. Polakiem zaś w Czortkowie być nie jest łatwo, a nawet nie warto. Zwłaszcza, jeżeli chce się pracować w administracji państwowej, szkolnictwie lub odnosić sukcesy w biznesie, zależnym od miejscowych układów i stosunków. Wraz z powiewami wolności na początku lat dziewięćdziesiątych wypełzł ze swych nor nad Seretem także ukraiński nacjonalizm. Weterani, UPA, którzy w dolinie Seretu wyrżnęli tysiące Polaków, zaczęli chodzić po ulicach w aureoli bohaterów narodowych. Wkrótce zaczęto sypać im kurhany chwały i stawiać pomniki atamanom miejscowych kureni. Na jednym z centralnych placów Czortkowa stanął na podstawie decyzji Rady Miejskiej pomnik kurennego Petra Chmaczuka “Bystrego”, którego sotnie działające w dolinie Seretu sprawiły, że obficie spłynęła ona polską krwią. Polskich patronów ulic, których uszanowała nawet władza sowiecka, starannie wyrugowano. Adama Mickiewicza, którego imię nosiła centralna ulica prowadząca do katolickiego cmentarza zastąpił Stefan Bandera, działacz Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, politycznie odpowiedzialny za czystki etniczne na ludności polskiej na Wołyniu i Galicji Wschodniej. Wówczas niezbyt rozsądnie było mówić po polsku na czortkowskich ulicach. Osoby to czyniące mogły za sobą usłyszeć, że są niedorżniętymi Lachami, którzy powinni wyjechać z Ukrainy. Do polskości przyznawały się, więc głównie osoby starsze, zwłaszcza kobiety. One też stanowiły podstawową część wiernych odrodzonej tutejszej wspólnoty. Od samego początku nie było w niej reprezentantów wtopionej w miejscowy ukraiński, etnos średniego pokolenia. Nadzieję na dalszy byt i rozwój odrodzonej parafii stanowiły dzieci, czyli wnuki licznie przyprowadzane przez babcie. Nadzieje te niestety do końca się nie sprawdziły. Przyszłość czortkowskiej parafii dalej jest niepewna i wciąż wymaga ona mrówczego budowania.

Obecnym jej proboszczem, a zarazem przeorem dominikańskiego klasztoru w tym mieście jest o. Stanisław Obara, zakonnik obdarzony pokaźną posturą i jak przystało na mnicha Zakonu Kaznodziejskiego tubalnym głosem. Nie brak mu też dowcipu, pogody ducha, a także bezpośredniości. Nad Seretem pracuje dopiero od roku skierowany tutaj przez przełożonych. Miał wielu poprzedników. Pierwszym dominikaninem, który przyjechał do Czortkowa był o. Reginald Wiśniowski, dziś już senior przebywający w krakowskim klasztorze na emeryturze. To on przejął od księży diecezjalnych (takich jak ks. Marcjan Trofimiak, będący obecnie łuckim ordynariuszem i ks. Józef Michałowski z Białobożnicy, pełniący obecnie funkcję czortkowskiego dziekana), prowadzenie remontu dominikańskiego kościoła. Pochodził on z pobliskiej Wygnanki i w mieście nad Seretem czuł się jak ryba w wodzie. Pozostawił po sobie trwały ślad i po dziś dzień jest w Czortkowie dobrze wspominany. Zastąpił go o. Jan Piątkowski, który również odcisnął na czortkowskiej parafii swoje piętno. Proboszczował, bowiem w miasteczku nad Seretem aż osiem lat… Po nim było jeszcze czterech proboszczów, a ojciec Stanisław jest piątym i wszystko wskazuje, że utrzyma się na tym stanowisku dłużej od poprzedników. Z dumą oprowadza mnie po wnętrzu odnowionej świątyni. Prezentuje się okazale. Umieszczona w głównym ołtarzu kopia Cudownego Obrazu Matki Bożej Czortkowskiej uroczyście odsłaniana i zasłaniana przypomina, że świątynia ponownie stała się ośrodkiem duchowości maryjnej.

– Obecnie przygotowujemy koronację wizerunku Matki Bożej koronami poświęconymi przez Ojca Świętego Jana Pawła II – mówi o. Stanisław – Cieszy się on ponownie kultem wiernych. Modlą się przed nim nie tylko katolicy obu obrządków, ale także innych wyznań, zwłaszcza zaś prawosławni. Także osoby poszukujące przychodzą modlić się przed obrazem Czortkowskiej Pani. Wielu wyprasza sobie łaski. Notowane są poświadczone przez lekarzy uzdrowienia fizyczne. Poprzez modlitwę różańcową i spowiedź wiele osób odnajduje też w naszej świątyni pokój serca.

Na ścianie bocznej nawy znajduje się tablica pamiątkowa z nazwiskami ośmiu dominikańskich męczenników, zamordowanych w 1941r. przez NKWD. Zawsze stoją przed nią świeże kwiaty i palą się świece.

– Ludzie modlą się do nich, wierząc w ich wstawiennictwo – mówi o. Stanisław – Najstarsi z naszych parafian, którzy rano znaleźli nad brzegiem Seretu ciała pomordowanych naszych współbraci po dziś dzień niczym relikwie przechowują chusteczki naznaczone ich krwią. Obecnie modlimy się o cud za ich przyczyną. Wtedy to będą mogli zostać uznani za błogosławionych.

Otwierając boczne drzwi o. Stanisław pokazuje obiekt, który przyczynił się m.in. do dużej fluktuacji jego poprzedników. To duży obszerny klasztor, oddzielony od świątyni wirydarzem, zamieniony w czasach sowieckich na szwalnię. Po dziś dzień nie został zwrócony dominikanom, mimo, iż ich obecni użytkownicy są do tego ustawowo zobowiązani. Ci proboszczowie, którzy naiwnie wierzyli, ze na Ukrainie prawo prawo znaczy i zbyt natarczywie domagali się jego zwrotu, szybko musieli Czortków opuścić. Nie, dlatego oczywiście, że zostali z niego wydaleni. Dyplomatycznie odmówiono im przedłużenia rejestracji, czyli zameldowania, bez której nie mogli dostać zezwolenia na pracę. Indagowany o ukraińską praworządność o. Stanisław kwaśno się uśmiecha zamiast komentarza.

– Prawo na Ukrainie, jego stosowanie, to temat rzeka – śmieje się – Gdyby prawo na Ukrainie było przestrzegane, to budynek klasztoru już dawno byłby nam zwrócony. Tak przecież stanowi obowiązująca ustawa. W tym kraju jednak jego litera to jedno, a wykładnia i stosowanie to drugie. Rację ma ten, który ma władzę i pieniądze. Sprawa klasztoru wałkuje się już kilkanaście lat i potrwa pewnie drugie tyle. Dlatego kontynuując starania o odzyskanie naszej własności, postanowiliśmy stworzyć w Czortkowie tymczasowy klasztor.

Ten tymczasowy obiekt nie mieści się niestety w centrum miasta, w pobliżu dominującego nad nim kościoła św. Stanisława. To niewielki budynek znajdujący się jakieś półtora kilometra od świątyni, wśród osiedla domków jednorodzinnych na zboczu doliny.

Klasztorek dominikanów od otoczenia wyróżnia krzyż stojący przy płocie i zadbany ogród. Sam dom jest raczej skromny. Podobnie prezentuje się wewnątrz. Mieszkająca w nim wspólnota składa się obecnie z czterech zakonników. Ojciec Obara uśmiecha się więc kwaśno ponownie, gdy tytułują go przeorem. Do wspólnoty należy jeszcze senior o. Kalikst i dwóch młodych zakonników o. Dima i o. Ireneusz, mający już 85 lat. O. Kalikst nie angażuje się już w duszpasterstwo. Stan zdrowia nie pozwala mu już w zasadzie na wychodzenie z domu. Jeszcze niedawno odprawiał Msze św. w kościele, ale obecnie z trudem się porusza. Ojcowie Dima i Ireneusz są Ukraińcami, wyświęconymi już po odrodzeniu Zakonu Dominikańskiego na Ukrainie. W parafii pełnią funkcję wikariuszy.

– W obecnym domu jako tako się mieścimy. – mówi o. Stanisław – Mamy jednak kłopoty z przyjęciem większej liczby gości. Nie jesteśmy też w stanie rozwinąć duszpasterstwa młodzieżowego, które zawsze było jednym z charyzmatów naszego zakonu. By być bardziej dostępnym dla wiernych, dwie godziny przed Mszą św. idę do kościoła i w zakrystii lub sklepiku z dewocjonaliami jestem do ich dyspozycji.

Parafia w Czortkowie nie jest niestety zbyt duża. Czasy, w których na każdą Mszę św. przychodziło po kilkaset osób minęły niestety bezpowrotnie. Większość najstarszych parafian urodzonych jeszcze w czasach Rzeczypospolitej, którzy trwali dzielnie nad Seretem, odeszło już na wieczną wartę. Obecnie, tak jak w większości ukraińskich parafii, większość wiernych czortkowskiej wspólnoty stanowią osoby starsze i dzieci. Brakuje przedstawicieli średniego pokolenia. Dzieci, które na początku lat dziewięćdziesiątych były przyprowadzane do kościoła przez babcie Polki, które cały czas utrzymywały więź z Kościołem, mimo że zostały ochrzczone i przystąpiły do innych sakramentów, w dorosłym życiu rozluźniły swoja więź z Kościołem. Część z nich wtopiła się w ukraińskie otoczenie, zawierając związki małżeńskie z Ukrainkami bądź Ukraińcami, zmieniając przy okazji obrządek, a nawet wyznanie, z katolickiego na prawosławne, którzy awansowali w hierarchii społecznej przychodzą na Mszę św. tylko z okazji Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. Wielu młodych Polaków, podobnie zresztą jak ich ukraińskich rówieśników, wyjechało też na Zachód za chlebem. W Czortkowie nie mają przed sobą zbyt wielkich perspektyw. Padły w nim praktycznie wszystkie zakłady pracy. Nawet jednostka wojskowa w mieście została zlikwidowana. Nic nie zapowiada, by cokolwiek w tej mierze miało się zmienić. Owszem, pozytywne zmiany widać w Czortkowie gołym okiem, ale są one zbyt małe, by zatrzymać exodus młodego pokolenia za granicę. Miasto staje się czystsze, w sklepach nikt nie pakuje już mięsa w gazetę, a mordownie przy ulicy Bandery zastąpiły eleganckie pizzerie. To jednak tylko powierzchowny blichtr. Generalnie w mieście w dalszym ciągu panuje bieda. Większość członków parafii do najbogatszych nie należy.

– W sumie czortkowska wspólnota liczy około trzystu wiernych – podsumowuje o. Stanisław – Na pierwszą niedzielną Mszę św. w języku polskim przychodzi około 150 osób. Na drugą w języku ukraińskim jakieś siedemdziesiąt. W pierwszej biorą jednak udział głównie starsze babcie, znające jeszcze język polski i trochę ich wnucząt. Podczas drugiej modlą się przedstawiciele średniego pokolenia, w tym trochę inteligencji i młodzież. Tej młodzieży nie ma oczywiście zbyt wiele. Jakieś kilkanaście osób. Na katechezę uczęszcza w sumie 15 dziewcząt i chłopców w różnym wieku. Dzieci jest trochę więcej. Ich katechezą zajmują się Siostry Dominikanki, które przyjechały by wesprzeć ojców w ich posłudze. Mimo, ze parafia nie jest liczna, to maja oni sporo pracy. Oprócz Czortkowa mają oni jeszcze w promieniu pięćdziesięciu kilometrów kilka parafii dojazdowych na wioskach. W każdej z nich jest od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu wiernych.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply