Co zobaczyć w Kiszyniowie?

Będąc w Mołdawii trzeba koniecznie odwiedzić stolicę tego kraju – Kiszyniów, jedyną chyba stolicę postsowieckiej republiki, która w znacznej mierze zachowała swój dawny charakter i najmniej jest zniszczona przez sowiecki monumentalizm.

Wystarczy zejść z głównej ulicy, by trafić na spokojne uliczki dawnego gubernialnego miasta, wzniesionego przez carskich architektów. Budynki są tu niskie najwyżej, dwu, trzypiętrowe. Centrum jest oczywiście obrośnięte wielkimi blokowiskami, których szczytową formą jest tzw. “brama Kiszyniowa”. Przez nią wjeżdża się do miasta od strony Tyrasopola i Bender, a także od strony lotniska. Jeżeli do Mołdawii wybraliśmy się samochodem z kolegami, a tak jest najwygodniej, to planując pobyt w Kiszyniowie trzeba wcześniej zorganizować sobie nocleg np. w Bielcach odległych o 140 km. W Kiszyniowie możemy mieć z tym problemy. Chyba, że załatwimy sobie możliwość przenocowania u przedstawicieli mołdawskiej Polonii. Na zwiedzanie Kiszyniowa, oczywiście pobieżne, wystarczy jeden dzień. Zobaczyć trzeba przede wszystkim polskie ślady, odbyć spacer po bulwarze Stefana Wielkiego, zobaczyć kilka świątyń i odwiedzić jakieś muzeum. Jeżeli chcielibyśmy się wgryźć w Kiszyniów bardziej dokładnie, musimy mieć przewodnika i nocleg na dwa – trzy dni. Możemy też wkomponować w Kiszyniów przejazd między Bielcami a Komratem, który też trzeba zobaczyć…

Jeżeli wjeżdżamy do Kiszyniowa od strony Bielc, to bez większych trudności znajdziemy główną ulicę mołdawskiej stolicy, czyli Bulwar Stefana Wielkiego. Jeżeli przyjechaliśmy tu zobaczyć przede wszystkim ślady polskie, powinniśmy zacząć od odwiedzania kiszyniowskiej katedry – czyli dawnego kościoła Opatrzności Bożej, w którym zawsze biło serce “polskiej Mołdawii”. Wokół niej koncentrowało się polskie życie. Trafić do niej jest stosunkowo łatwo. Znajduje się z tyłu, niejako na zapleczu Kancelarii Prezydenta Republiki. Jadąc Bulwarem Stefana Wielkiego musimy skręcić w lewo, by po 200 metrach dojechać do świątyni, sąsiadującej przez płot z kancelarią prezydenta. Trzeba oczywiście pamiętać, że Bulwar Stefana Wielkiego to główna, arteria komunikacyjna, na której panuje ogromny ruch i trzeba poruszać się po niej ze zdwojoną uwagą. Po lewej stronie bulwaru zobaczymy cerkiew, za nim ministerialny gmach, a przed sobą plac. Z jego prawej strony ujrzymy potężny budynek parlamentu, a z lewej budynek kancelarii. Tu, na światłach, skręcamy w uliczkę, która doprowadzi nas po chwili do współczesnej katedry. Można tu bez obaw zaparkować i zacząć zwiedzanie. Sama katedra po kapitalnej rewaloryzacji i przebudowie zasadniczo zmieniła swój wygląd wewnętrzny, ale jej współczesny wystrój sam w sobie jest dziełem sztuki, który warto zobaczyć.

Każdy gość z Polski przeżywa chwile wzruszeń, gdy wchodzi do kaplicy Matki Bożej Dobrej Rady. Mieści się w dobudowanej nowej części. Jest ona swoistą izbą pamięci kiszyniowskiej wspólnoty. Na jej bocznej ścianie zostały umieszczone obrazy wiszące niegdyś w świątyni. Nikt, kto na nie spojrzy nie może mieć wątpliwości, co do tego kto modlił się w tym kościele sto kilkadziesiąt lat temu. Uwagę zwraca zwłaszcza wizerunek Matki Bożej Ostrobramskiej , ofiarowany świątyni w 1862r. Jeszcze starsza jest kopia ikony Matko Bożej Częstochowskiej przekazana na wyposażenie świątyni w 1839r. Najmłodsza, bo z 1899r. jest ikona Najświętszej Marii Panny z napisem po polsku :” O Maryjo bez grzechu poczęta! Módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy!”

Z katedry, pod którą zostawiamy samochód idziemy na Bulwar Stefana Wielkiego i skręcamy w lewo. Tu znajduje się większość obiektów wartych obejrzenia w stolicy Mołdawii. Są wśród nich budynek ratusza, Łuk Triumfalny, a także prawosławna katedra Narodzenia Pańskiego. Tu też znajduje się pomnik Stefana Wielkiego, cieszący się kultem wśród Mołdawian. Zawsze leżą pod nim świeże kwiaty, składane przez młode pary biorące ślub. W jakiejś mierze Stefan Wielki w tutejszej obyczajowości zastąpił Lenina, choć porównanie to jest może mało stosowne. Pomnik ten bowiem odzwierciedla najnowsze dzieje mołdawskiego narodu. Powstał w latach dwudziestych minionego wieku, w okresie kiedy Mołdawia znajdowała się w unii z Rumunią. W 1940r. wywieziono go do Rumunii w obawie przed sowietami. Po wojnie wrócił do Kiszyniowa, ale nie na swoje miejsce, tylko do parku, gdzie stał ukryty wśród drzew. Dopiero po rozpadzie ZSRR wrócił na dawny postument, stając się symbolem odrodzenia Mołdawii.

Po przechadzce po Bulwarze Stefana Wielkiego , którą możemy urozmaicić odbijaniem w boczne przecznice, by zwiedzić np. Muzeum Historii Miasta lub Narodowe Muzeum Sztuki, wracamy pod katedrę. Jeżeli jesteśmy zainteresowani nabyciem książek o Mołdawii w języku rosyjskim, traktujących o historii i współczesności republiki , to w drodze powrotnej możemy zahaczyć o księgarnię znajdującą się w kamienicy na rogu, za Łukiem Triumfalnym. Jest to jedyna tego typu placówka w mołdawskiej stolicy, oferująca tak bogaty wybór rosyjskojęzycznych książek, zwłaszcza o tematyce historycznej. Kiszyniów w odróżnieniu od innych mołdawskich miast ma najbardziej mołdawski charakter i rosyjska kultura jest w nim w odwrocie. Nie znaczy to jednak, że nie można w nim rozmawiać po rosyjsku. Wprost przeciwnie. Można się nim posługiwać wszędzie bez żadnych obaw. Wracając do katedry możemy wstąpić na posiłek do pizzerii, znajdującej się w parku przylegającym do ulicy, biegnącej wzdłuż Kancelarii Prezydenta. Oferuje ona nie tylko pizzę, ale także narodowe potrawy, których podstawowym składnikiem jest mamałyga, bryndza, śmietana i czosnek.

Powinniśmy jeszcze pojechać na Cmentarz Katolicki, leżący w tzw. Dolinie Róż, powszechnie zwany “ormiańskim”. Spoczywają na nim Polacy, Rosjanie, Ormianie, a nawet Włosi. Najstarsze znajdujące się tu polskie nagrobki pochodzą z pierwszej połowy XIX w. Na tej nekropolii znajdują się więc korzenie polskiej wspólnoty w Kiszyniowie.

By dojechać do cmentarza trzeba jechać niemal do końca Bulwaru Stefana Wielkiego, a następnie, na rondzie, skręcić w prawo. Później zawrócić na światłach i równoległą nitka pojechać z powrotem, w połowie drogi trzeba skręcić w prawo trasą wiodącą w dół. Po przejechaniu około kilometra dojedziemy do bramy cmentarza. Obok niej znajduje się kaplica ormiańska, która przez prawie 20 lat byłą jedyną, czynną, katolicką świątynią w Mołdawii. To, że wspólnota polska w republice przetrwała, to zasługa księży, którzy w niej posługiwali.

Groby polskie znajdują się w kwaterze z lewej strony cmentarza, przy zrujnowanej polskiej kaplicy.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply