Od Biarritz do Sedanu

19 lipca wojna była przez Francję wypowiedziana. Cesarz wraz z małym Lulu pojechał na front; cesarzowa ku wielkiej swojej radości została regentką, Paryż był zwarty, silny, gotowy. W ciągu kilku tygodni armia francuska przestała istnieć. Najgorzej się spisali generałowie francuscy, o wiele mniej przygotowani do swoich stanowisk niż generałowie niemieccy.

Ostatnie miesiące

Rezultaty nowych wyborów do parlamentu w dniu 24 maja 1869 roku były bardzo mizerne. Skandaliczny spadek głosów bonapartystowskich. Na opozycję głosowało 3 mln 355 tys.; na kandydatów rządowych co prawda większość, ale nieduża, bo tylko 4 mln 438 tys. Paryż całkowicie głosował za opozycją. Na ławach parlamentu zasiadł Rochefort. Tylko chłopi uratowali cesarza.

Syn Lucjana Bonaparte, owego krnąbrnego brata Napoleona Wielkiego, Piotr Bonaparte, niecierpiany otwarcie przez Napoleona III i Eugenię, powypisywał w jakiejś „Przyszłości Korsyki” napaści na Rocheforta i jego przyjaciela Grousseta. Ten ostatni posłał mu w charakterze sekundantów panów de Fonvielle i Wiktora Noir. Tego Wiktora Noir książę Piotr zastrzelił, a i do Fonvielle’a strzelił kilka razy.

Rochefort zaraz napisał na pierwszej stronie swego dziennika:

„Popełniłem błąd, przez chwilę sądząc, że Bonaparte może być czymkolwiek innym niż mordercą.

Oto już lat osiemnaście, jak Francja znajduje się w okrwawionych rękach tych rzezimieszków, którym nie wystarcza rozstrzeliwanie republikanów na ulicach, lecz jeszcze za pomocą pułapek niegodnych wciągają ich do swoich mieszkań, aby tam mordować”.

Mocno powiedziane. Tego rodzaju artykuły nie mogły oczywiście sprzyjać prestiżowi władzy cesarza. Skonfiskowano gazetę, ale artykuł wszyscy przeczytali.

A jednak plebiscyt w dniu 8 maja 1870 roku znów przyniósł wielką satysfakcję i zwycięstwo cesarzowi. Za propozycją cesarską wypowiedziało się 7 mln 336 tys., przeciw tylko 1 mln 560 tys.

Ostatnie, ale duże zwycięstwo Napoleona III. 2 lipca 1870 roku zaczyna się sprawa kandydatury na tron hiszpański księcia Leopolda Hohenzollerna-Sigmaringen, z rodziny, która panuje w Prusach, ale z katolickiej linii. Opinia Paryża reaguje niesłychanie gwałtownie. Czyżby Francja miała mieć Hohenzollernów po obu stronach? Nastrój jest wojowniczy. Następca tronu śpiewa Marsyliankę razem z tłumem – Marsyliankę, pieśń rewolucji i wojny, od tak dawna nieśpiewaną. Wszyscy gotowi stanąć przy cesarzu, który wszędzie w patriotycznym zapale jest oklaskiwany.

Tymczasem 12 lipca książę Antoni, ojciec kandydata, ogłasza, że jego syn nie przyjmuje korony. A więc nie ma niebezpieczeństwa, nie będzie wojny.

Eugenii żal tych nastrojów. Generałowie zapewniają ją, że Francja odniosłaby zwycięstwo. Cesarz całkowicie przybity swoim pęcherzem, jeden z całego towarzystwa przewiduje katastrofę. Ale on, Bonaparte, nie może jak ten pogardzany, niegodny Ludwik Filip wyrzekać się chwały francuskiego oręża. Thiers ma wspaniałą odwagę wypowiedzieć się w parlamencie przeciwko ogólnym nastrojom. Słyszy w odpowiedzi zapytanie, od kiedy przeszedł na żołd pruski.

Jakże mu zazdroszczę, jakże żałuję, że już w 1939 roku nie byłem posłem i nie zachowałem się tak, jak on się zachował.

Zaczyna się najbardziej koszmarne widowisko z rodzaju: „silni, zwarci, gotowi”. Benedetti jest w Ems, tam, gdzie pije wody także stary Wilhelm I, i Benedettiemu każe się, aby od króla pruskiego zażądał upokarzającego oświadczenia, że nigdy i pod żadnym pozorem książę Leopold Hohenzollern-Sigmaringen nie wstąpi na tron hiszpański.

Stary król nie jest wtajemniczony w plany Bismarcka, który dąży do tego, aby Francja wypowiedziała wojnę Prusom, ponieważ z innymi państwami niemieckimi ma układ, że staną po stronie Prus w razie, jeśli Prusy będą napadnięte. Wystąpienie Benedettiego słusznie wydaje mu się nierozsądne i nieodpowiednie, ale nie chcąc wojny, mówi mu grzecznie, że sprawa jest już załatwiona.

Benedetti nachodzi go po raz drugi, ale król rozmawia z nim już tylko za pośrednictwem adiutanta, księcia Radziwiłła.

Po czym król wysyła do Bismarcka depeszę o powyższym. Jest to ta słynna „depesza emska”, o której zawsze czytamy, że Bismarck ją „sfałszował”. Tymczasem my, dziennikarze, wiemy, co się stało. Bismarck, niczym doskonały polemiczno-tendencyjny dziennikarz, nie sfałszował, lecz skrócił depeszę, nie dodając ani też nie zmieniając w niej ani słowa – skrócił, ale w taki sposób, że depesza z pokojowej i kurtuazyjnej stała się obraźliwa dla rządu francuskiego.

19 lipca wojna była przez Francję wypowiedziana. Cesarz wraz z małym Lulu pojechał na front; cesarzowa ku wielkiej swojej radości została regentką, Paryż był zwarty, silny, gotowy. W ciągu kilku tygodni armia francuska przestała istnieć. Najgorzej się spisali generałowie francuscy, o wiele mniej przygotowani do swoich stanowisk niż generałowie niemieccy.

Dookoła mnie upiory

Napoleon III na froncie był wciąż chory na pęcherz. Znosił cierpienia okropne, zwłaszcza w czasie konnej jazdy. Ogłuszały go wiadomości o klęskach armii tu i tam. Był bezradny. Wodzem naczelnym mianował marszałka Bazaine’a. Poza tym był chaos. Wydarzyło mu się coś, co było godne pióra Dostojewskiego.

Oto zlazł z konia z powodu cierpień, oparł się o jakiś płot i stał samotny. Armaty huczały dość niedaleko. Otoczony został przez chłopów, którzy przypatrywali mu się z ciekawością i szacunkiem.

Ochłonąwszy od bólu, cesarz zapytał się, jak się nazywają fermy dokoła.

Chłopi odpowiedzieli:

– Ta za nami „Moskwa”, ta przed nami „Lipsk”, a ta najdalsza „Obłęd”.

„Dokoła mnie upiory” – pomyślał cesarz. W dniu 2 września napisał do króla Wilhelma I list następujący:

„Nie mogłem umrzeć wśród swych oddziałów, pozostaje mi tylko wręczyć swą szablę Waszej Królewskiej Mości”.

Król Wilhelm spotkał go i powiedział: „Los oręża przesądził między nami, ale jest mi ciężko spotkać Waszą Cesarską Mość wśród tych okoliczności”. Obowiązywały jeszcze stare wojskowe zwyczaje.

Pozostała Francja, panie marszałku.

Potem ogłoszono republikę w Paryżu, cesarzowa uciekła w przebraniu do Anglii, gdzie po pewnym czasie przyjechał także były Napoleon III, który prędko umarł.

Po wojnie sądzono marszałka Bazaine’a. Przewodniczył sądowi wojskowemu książę d’Aumale, syn króla Ludwika Filipa, jako generał brygady. Gdy Bazaine powołał się na to, że w chwili jego kapitulacji cesarz był już w niewoli, a regentka uciekła do Anglii, książę d’Aumale wypowiedział pamiętne słowa:

– Pozostała Francja, panie marszałku.

Trup z wydartym okiem

Książę Ludwik Napoleon Bonaparte kształcił się w Anglii w zawodzie artylerzysty. Wyjechał na wojnę z Zulusami. Biwakował ze swym oddziałem, kiedy nie wiadomo skąd wyłoniła się masa Zulusów. Jakby czarna Afryka chlusnęła ze swego gorącego wiadra. Dowódca oddziału o nazwisku Carey krzyknął tylko: „Ratuj się, kto może!”, dopadł konia i uciekł wraz ze swymi żołnierzami. Młody Bonaparte zaczął bohatersko strzelać z rewolweru. Nazajutrz znaleziono jego trupa, nieludzko zmasakrowanego i z wydartym lewym okiem. Było to w czerwcu 1879 roku. Zmartwiło i przygnębiło to ogromnie pana Ignacego Rzeckiego z Lalki w Warszawie.

Upłynęły jeszcze lata. Pałac w Compiegne, gdzie mieszkał Napoleon III i cesarzowa Eugenia, został zamieniony na muzeum dla zwiedzających za biletami. Właśnie woźny oprowadzał jakąś starszą panią. Wprowadził do pokoju i pokazuje na framugę okna: „Tutaj, proszę pani, cesarzowa Eugenia mierzyła rokrocznie wzrost swego synka. O! – widzi pani, tu napisano: dwa lata, tutaj trzy lata, tutaj cztery i tak dalej…”

Zwiedzająca starsza pani raptem wy buchnęła płaczem. Była to cesarzowa Eugenia właśnie.

Stanisław Cat-Mackiewicz

Fragment książki „Był bal”, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2012.

Portal KRESY.PL jest patronem medialnym wydania „Pism wybranych” Stanisława Cata-Mackiewicza w Wydawnictwie Universitas.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply