na przykładzie klasycznym sarmackim

Chrześcijańskie “albo – albo”

Święty Paweł mówi, że jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał – daremna jest nasza wiara. Święty Paweł stawia sprawę jasno i prosto: tylko powrót Jezusa do życia daje wiarygodność naszej wierze i nadzieję na nasze z kolei zmartwychwstanie. A zatem, jeżeli ktoś nie przyjmie do wiadomości Zmartwychwstania Chrystusa – nie może uwierzyć i w to, że sam w Dniu Ostatecznym zmartwychwstanie. A jeżeli tak – daremna jest jego wiara, a nawet w zasadzie już jej nie ma.

Bodaj w tej prostej zależności tkwi źródło tylu odejść od sakramentów, od Kapłaństwa, od Wiary. Ci, co odchodzą – muszą wątpić chyba przede wszystkim w ten, najważniejszy z najważniejszych, cud Jezusa, Znak Jonasza. Jeżeli nie świadomie – to półświadomie. Tak więc postawieni przed pytaniem: Czy śmierć może się cofnąć? Czy zbutwiałe członki znów mogą stać się tym, czym były za życia? – musimy pamiętać, że od odpowiedzi zależy wszystko, życie, śmierć i zmartwychwstanie nasze.

“Albo – albo” za Sarmacji

Możemy się pocieszyć, że w dawnej Rzeczypospolitej nawet pomiędzy tak zaciekłymi wrogami, jak katolicy i heretycy – nie było sporu ani co do faktu zmartwychwstania Chrystusa, ani zmartwychwstania naszego. Być takiego sporu po prostu nie mogło; kto by go wszczął, eo ipso przestałby być chrześcijaninem. Więc gdy Józef Baka, jezuita, powiada: “wierzę ciała zmartwychwstanie”, to innowiercy wyznają to samo, tyle że “suo modo” (by użyć słów Benedykta Chmielowskiego).

Jeśli ich co różniło, to podejście do wskrzeszeń i zmartwychwstań, relacjonowanych przez tradycję i przypisywanych świętym, których heretycy nie uznawali. Właśnie przeciwko takim innowierczym zakusom ksiądz Piotr Skarga napisał swoje polskie, prozatorskie i cudowne (w podwójnym sensie: stylistycznym i tematycznym) żywoty świętych, pomnik sarmackiej literatury, klasykę opowieści historycznych, księgę wiary katolickiej, jeszcze w latach międzywojennych często czytywaną młodszym czytelnikom ku zbudowaniu, nauce i fascynacji, a wydaną raz pierwszy we Wilnie w roku 1579, potem wielokrotnie wznawianą (tylko za życia autora aż osiem razy), pod tytułem: “Żywoty świętych Starego i Nowego Testamentu na każdy dzień przez cały rok, wybrane z poważnych pisarzów i doktorów kościelnych (…) przez x. Piotra Skargę, Sec. Jesu, zebrane, na język polski przełożone”.

Casus Piotrowina

W tej to księdze znajdziemy liczne opowieści o wskrzeszeniach, które heretycy mogli negować. Zwłaszcza jedno – to, które, przyznaję, i dla mnie jest legendarne, mimo iż przypisane prawowitemu świętemu: wskrzeszenie Piotrowina przez świętego Stanisława. Co prawda cuda zapisane na konto tegoż świętego przez komisję papieską, przed kanonizacją – są wielce wiarygodne. To rzec należy. Myślę o tych wiarygodnych cudach, które nastąpiły u grobu Patrona Polski, w katedrze wawelskiej i za sprawą modlitw do Niego, w epoce, z której świadectwa pisemne się zachowały, epoce współczesnej samej komisji. Natomiast wskrzeszenie Piotrowina najwyraźniej zostało dopowiedziane ex post do wydarzeń mających miejsce sto kilkadziesiąt lat wcześniej. Prawda, że przydało to postaci biskupa malowniczej a cudownej aury. Ale przecie nie ze względu na ten cud został ogłoszony świętym. Jego męczeńska śmierć nie może bowiem budzić wątpliwości. Dyskusje, owszem, wywołuje przyczyna wydania nań surowego wyroku, ale nie fakt okrutnej śmierci.

Istny Piotrowin

Jednakowoż cokolwiek powiedzieć o legendarnym wskrzeszeniu Piotrowina, pamiętać należy, że właśnie dzięki tej legendzie zakwitły nasze barokowe ołtarze. W baroku święty Stanisław pokazywany był nieodmiennie nad otwartym grobem nieszczęśnika, którego powtórnie powołać miał do życia – albo z tymże samym nieszczęśnikiem u stóp, jako atrybutem. I dlatego, choć prawdziwa historia wskrzeszenia Piotrowina raczej niewiele ma wspólnego – jak sądzę – z prawdziwym Świętym Stanisławem, choć do Zbawienia koniecznie potrzebna nie jest, to jednak Prawdziwemu Sarmacie obca być nie może. Jeśli Pan Skrzetuski, strapiony porwaniem i domniemaną śmiercią Kniaziówny wyglądał – wedle Pana Zagłoby – niczym “Piotrowin” (przywołuję z pamięci, może ktoś mnie poprawi, jeśli się mylę) – trzeba wiedzieć, o co Panu Zagłobie chodziło. Tym bardziej, że historia legendarnego Piotrowina w wersji księdza Piotra Skargi należy bez wątpienia do staropolskiej klasyki. Czytajmy zatem:

Dzieje Piotrowina secundum Skarga

“Kupił był Ś. Stanisław nie sobie, ani powinowatym swoim, ale Kościołowi i sługom Bożym i potrzebom pospolitym, wieś Piotrowin, nad Wisłą […] u Piotra i tejże wsi dziedzica, który wziąwszy pieniądze, potem prędko umarł”.

Pisma w tamtych czasach do utrwalania wszystkich możliwych umów jeszcze nie używano; więc Piotrowin sprzedał, a św. Stanisław nabył “na gębę”. Po śmierci rycerza krewni upomnieli się o wieś, twierdząc, że była tylko wzięta tymczasowo, w dzierżawę. Brakło zaś świadka kupna, jako że świadkowie, którzy mogli świadczyć, widząc nieprzychylność króla względem biskupa, bali się potwierdzić transakcję. Tak więc –

“Król namówił synowce onego zmarłego Piotra, Jakóba i Sulisława, aby się wsi upominali. Pozwany był Ś. Stanisław przed króla samego, który u Solca sądy wielkie odprawował. I gdy się na świadki brał biskup Święty, świadkowie królewską pogróżką zastraszeni, świadczyć prawdy nie chcieli. Co miał czynić Święty on biskup?

Jedynym świadkiem miarodajnym i bezstronnym byłby sam Piotrowin, no ale ten już był pogrzebion. Biskup mimo wszystko postanowił go przywołać – i –

“[…] Rzekł głośno: Ponieważ u ludzi żywych prawda i bojaźń Boża ginie, ucieknę się do umarłych; za pomocą Boga prawdy, obiecuję tu po trzech dniach Piotra, u któregom tę wieś kupił, już od trzech lat umarłego, przed sądem postawić […] Co gdy król i wszyscy przytomni usłyszeli, śmiać się i szaleństwo przyczytać biskupowi poczęli.”

Tymczasem święty Stanisław –

“[…]trzy dni z duchowieństwem swojém, postami się i modlitwami trudząc, dnia trzeciego z processyą i w ubiorze biskupim szedł do wsi Piotrowina, tuż nie daleko Solca leżącej, […] kazał otworzyć grób i ciało już prawie spróchniałe, odkryć i zawołał do Pana Boga: Boże wszechmogący, u ciebie jest wszystko podobno! […] i rzekł do umarłego: Piotrze, w Imię Trójcy świętej, Ojca, Syna i Ducha Ś. rozkazujęć, wstań, a pójdź do sądu i wyświadcz prawdę moję. I wnet się zatém porwał z ciałem zupełném i z wielkim ludu wszystkiego podziwieniem; prowadził go przed króla i stawił […]”

Tu następuje scena często przedstawiana na obrazach: konfrontacja świadków. W tej scenie ludzie, otaczający biskupa i wskrzeszonego rycerza, zatykają sobie nosy – bo ożywiony trup cuchnął. Podobnie, jak cuchnął (dosłownie, wedle Ewangelii) wskrzeszony przez Chrystusa Łazarz. Gest zatykania nosa został tu przez artystów zacytowany właśnie z obrazów mówiących o wskrzeszeniu brata Marii i Marty. Ale słuchajmy dalej tej wstrząsającej historii –

“Piotr najprzód przemówił: Jam, powiada, królu na prośbę tego biskupa wzbudzony jest i z czyśca tu posłany, abym go zastąpił i wyświadczył: jam mu wieś moje własną (do której żaden mój powinny prawa nie miał) przedał i zupełnąm zapłatę wziął. Obróciwszy się potém do synowców swoich, karał ich i gromił słowami i do pokuty przywodził, iż niesłuszni mężowie się Świętemu przykrzyli. Gdy się zatém szemranie wielkie wszystkich wzruszyło, król inaczéj uczynić nie mogąc, Ś. Stanisławowi i kościołowi Krakowskiemu pomienioną wieś przysądził. […]”

Do czego służy ta cała opowieść? No niezupełnie dla upominania ludzi, że źle jest zawłaszczać sobie cudzy majątek, choć też i o to pewnie autorowi pierwotnej opowieści, Wincentemu z Kielczy, w XIII wieku chodziło. Skarga mówi więcej znacznie. Wskazuje, że ziemski żywot nie jest wcale szczęśliwy. Były trup nie pragnie bynajmniej do życia powrócić na stałe, zostać się na świecie Bożym. Woli Boże niebo, nawet jeśli nie od razu może do tego nieba wejść. Kto wie, może nawet ma świętemu trochę za złe całe wskrzeszenie i wyciągnięcie go przed króla? Bo –

“Pytał go Święty Stanisław, jeżeliby chciał który tu czas na świecie dla pokuty przebyć, czyli się na on świat wrócić? Powiedział, iż wolę jeszcze w czyścu mało co wycierpieć, aniżeli tu w niebezpieczność się grzechu znowu powtóre wdawać […] I obiecując mu Ś. Stanisław modlitwy swe, w grób go wprowadził, w którym skoro legł, ducha wypuścił i znowu pogrzebiony był.”

Martwa natura sarmacka

Historia świętego Stanisława i Piotrowina to przypis do zainteresowań naszych przodków – ich własnym zmartwychwstaniem. Liczne dzieła sztuk przedstawiających, czyli malowidła i rzeźby ukazują Piotrowina w stanie, iż tak rzekę, “wywłocznym”, u stóp biskupa. Klasyką polską w tej materii jest niesamowita grupa rzeźb w ołtarzu głównym u poznańskich jezuitów (dziś to kościół farny), gdzie biskup osobiście “przeciąga” Piotrowina, jakby Alicję z krainy czarów – “na drugą stronę lustra”.

Święty, niczym prawdziwy Heros Boży, wielki, mocarny, złapał wychudzonego jak szkielet poczciwca i wyrywa go z innej rzeczywistości ku nam – ale i wpatruje się w tę stronę, ku której wyciąga rękę sam Piotrowin. W Co, w Kogo? W środek głównego ołtarza, gdzie Tabernakulum. W Boga – Ojca i Syna i Ducha Świętego. Ktoś wielce utalentowany wyrzeźbił tę grupę – liczy się ją do najwspanialszych naszych barokowych rzeźb. Obchodząc ołtarz główny, coraz to odkrywamy inny jej widok, coraz to inaczej sobie z tą rzeźbą gaworzymy. Raz biskup patrzy nam prosto w oczy, raz patrzy na ołtarz, raz wydaje się bezsilny, raz na odwrót. Jak to będzie, gdy i my, obróciwszy się w popiół, znów zaczniemy oblekać się w ciało? Przestrach i zdumienie Świętego i Piotrowina – na ten temat właśnie mówią.

– – – – – – – – – – – – – – – –

W załączeniu : pieśń O PRZODKACH, utwór JK, nagranie doszufladne, gra Klub Świętego Ludwika, opracowanie muzyczne Tomasza Dobrzańskiego.

Jacek Kowalski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply