Wizyta Angeli Merkel w Rosji oraz debata na temat tożsamości mołdawskiej to, według naszych komentatorów, najważniejsze wydarzenia ubiegłego tygodnia.

Maria Przełomiec (TVP):

Na początku mijającego tygodnia odbyło się specjalne spotkanie ambasadorów rosyjskich z prezydentem Miedwiediewem. Takie spotkania służby dyplomatycznej z głową państwa odbywają się w Rosji co dwa lata. Miedwiediew mówił o nowych wytycznych rosyjskiej polityki zagranicznej. Jego słowa potwierdzają rewelacje opublikowane przez jedną z rosyjskich gazet, w której była mowa o tym, że rosyjska polityka powinna być bardziej pragmatyczna: nie ma już wrogów, są właściwie sami przyjaciele. A przyjaźń czy pomoc Zachodu jest Rosji bardzo potrzebna w procesie modernizacji kraju. Po raz kolejny Miedwiediew przywołał przykład Polski stwierdzając, że zbliżenie polsko-rosyjskie świadczy o tym, iż Rosja jest w stanie się przyjaźnić w tej chwili ze wszystkimi.

Niestety, późniejsze działania władz rosyjskich zaprzeczają deklaracjom prezydenta i pokazują, że spełnienie postulatów Zachodu, aby modernizacja technologiczna szła w parze z demokratyzacją kraju, może być trudne. Duma Państwowa przyjęła w piątek nową ustawę poszerzającą znacząco uprawnienia FSB. Na wspólnej z Angelą Merkel konferencji prasowej Miedwiediew oznajmił wprost, że są to sprawy wewnętrzne Rosji i krytyki Zachodu w tych kwestiach nie przyjmuje. Być może była to także odpowiedź na zgłoszone przez Merkel żądanie wyjaśnienia zabójstwa Natalii Estemirowej.

Inna rzecz sprawdzająca intencje rosyjskich władz dotyczy stosunków z Polską. W mijającym tygodniu okazało się, że obietnice wyjaśnienia kulisów zbrodni katyńskiej pozostają tylko obietnicami. Prokuratura wojskowa po raz kolejny orzekła, że nie może odtajnić dokumentów zbrodni, powołując się na to, że utajniła je specjalna komisja międzyresortowa podlegająca prezydentowi. Tymczasem komisja ta twierdzi, że nic takiego nie miało miejsca. Wygląda więc na to, że od pięciu lat prokuratura wojskowa okłamywała stronę polską i okłamuje nadal, mimo że odtajnienie dokumentów obiecywał rosyjski prezydent. Tak więc na razie sprawdzanie deklaracji rosyjskich nie wypada dla Rosji najlepiej.

Jerzy Haszczyński (Rzeczpospolita):

Jesteśmy świadkami drugiej wielkiej debaty na temat tożsamości mołdawskiej. I znowu bacznie obserwuje ją Moskwa. I nie tylko zresztą obserwuje, ale i ingeruje w nią gospodarczo. Nie wpuszcza bowiem na swój rynek mołdawskiego produktu eksportowego, jakim jest wino. Bardzo to przypomina embargo na polskie mięso. Zarzuty są czysto sanitarne, a tak naprawdę chodzi o wielką politykę, o to, że pełniący obowiązki prezydenta Mihai Ghimpu odcina się od sowieckiej przeszłości Mołdawii (czemu sprzeciwiają się nie tylko komuniści, lecz i część prozachodnich polityków koalicji rządzącej), a nawet podkreśla, że była to okupacja.

Warto wymienić tu dekret prezydencki o ustanowieniu 28 czerwca Dniem Okupacji Radzieckiej (28 czerwca 1940 roku Armia Czerwona wkroczyła do rumuńskiej Besarabii, czyli na teren dzisiejszej Mołdawii bez Naddnietrza, które wcześniej należało do ZSRR jako Mołdawska Autonomiczna SSR). Dekret odrzucił kilka dni temu trybunał konstytucyjny, ale Ghimpu i jego zwolennicy się nie poddają. Współpracownicy Ghimpu chcą też delegalizacji sierpa i młota oraz innych symboli komunizmu, co także pozostaje bez szans na realizację.

Pierwsza debata na temat tożsamości mołdawskiej – na ile łączy się z historią ZSRR, na ile z historią Rosji, a na ile z historią Rumunii – odbyła się na początku lat 90., gdy rozpadał się Związek Radziecki. Wówczas skończyło się to podziałem kraju. Do dzisiaj Naddniestrze jest poza kontrolą władz w Kiszyniowie i stacjonują tam żołnierze rosyjscy. Wtedy to się skończyło dojściem do władzy na wiele lat komunistów, a opcja prozachodnia znalazła się w mniejszości, niemal w podziemiu.

Teraz debata na temat tożsamości powraca. Ale ponieważ opcja prozachodnia jest bardzo silna i zarazem skrajna, więc nie ma szans na zwycięstwo. Dlatego należy życzyć Mołdawianom, żeby znaleźli wersję pośrednią. Znaczna część Mołdawian nie jest bowiem gotowa na przyjęcie opcji prozachodniej, gdyż to akurat mogłoby oznaczać wchłonięcie Mołdawii bez Naddniestrza przez Rumunię, a na taki wariant nie zgodziłby się świat.

Andrzej Talaga (Dziennik Gazeta Prawna):

Najciekawszym wydarzeniem ubiegłego tygodnia jeśli chodzi o politykę wschodnią była wizyta Angeli Merkel w Rosji w drodze do Chin i Kazachstanu. Podczas tej wizyty podpisano cały szereg dużych dla przemysłu niemieckiego kontraktów. Można tu wymienić chociażby kontrakt na modernizację kolei rosyjskich, który gwarantuje zarobek dla Niemców na 20-30 lat. W ramach tego kontraktu ma być realizowana modernizacja szybkich kolei relacji Moskwa – Petersburg. Niemcy mają się też zaangażować w Skołkowo pod Moskwą, gdzie Miedwiediew chce budować nowoczesne centrum technologiczne. Poza tym mają wesprzeć finansowo inwestycje w energię czystą oraz razem z bankami rosyjskimi w rozwój małego i średniego przemysłu.

To oczywiście nie jest nowe otwarcie, bo Niemcy byli i są przecież już obecni na rynku rosyjskim. Ale można mówić o ich nowym wejściu. I w tym nowym wejściu ciekawe jest to, że Merkel, w przeciwieństwie do polityki Schroedera, nie czyni żadnych politycznych koncesji dla Rosji. Nie robi tego nad głowami Polaków czy innych narodów, nie czyni tego wbrew Unii Europejskiej. I nie służy to bynajmniej zaspokojeniu jakichś politycznych aspiracji Rosji w Europie Wschodniej. W związku z tym mamy tu chyba do czynienia ze zwykłym biznesem. Z polskiego punktu widzenia trudno tu obu stronom cokolwiek zarzucić.

Jest to również pewien przełom w polityce krajów Unii Europejskiej wobec Rosji. Wydaje się, że już nigdy Rosja nie będzie mogła rozgrywać polityki poprzez udostępnianie koncesji, ponieważ, jak powiedział to sam Miedwiediew, to Rosja potrzebuje know-how, nowych technologii. I gotowa jest na daleko idące ustępstwa, aby je uzyskać. Teraz więc to takie kraje jak Niemcy powinny stawiać warunki Rosji. Złagodzenie polityki rosyjskiej wobec krajów bałtyckich czy Polski jest już takim ustępstwem. Ale można pójść dalej i rozmawiać na przykład o wycofaniu wojsk rosyjskich z Naddniestrza czy zmniejszenia politycznej aktywności Rosji na Kaukazie. Gdyby tak się stało mielibyśmy do czynienia z radykalnym zwrotem w polityce wschodniej Unii Europejskiej. Tym razem to nie Rosja grałaby Unią, ale Unia Rosją. I tego należałoby sobie życzyć.

Not. FM

>> PODOBA CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? DOŁĄCZ DO POSPOLITEGO RUSZENIA… <<

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply