W podolskiej krynicy wiary i polskości

Niektórzy nazywają ją “krynicą wiary” na winnickim Podolu i nie ma w tym żadnej przesady. Z parafii tej wyszło ponad 50 księży i sióstr zakonnych, pracujących na całej Ukrainie!

Goście z Polski rzadko przyjeżdżają do Murafy, leżącej nad rzeczką o tej samej nazwie. Bardziej przyciąga ich pobliski założony przez Zamojskich Szarogród albo leżący kawałek dalej nad Dniestrem znany z sienkiewiczowskiej “Trylogii” Mohylew Podolski. Na pierwszy rzut oka trudno się temu dziwić. W tej 8-tysięcznej osadzie poza kościołem, klasztorem i częścią zachowanych murów obronnych, oplatających obie odrestaurowane budowle wraz z urokliwym dziedzińcem, nie ma co oglądać. Po zamku – pałacu, stojącym niegdyś w sąsiedztwie świątyni, pozostały tylko piwnice. Do Murafy mimo to warto przyjechać. Można w niej bowiem zobaczyć obrazki, których w Polsce się już nie uświadczy. Tylko tu przed każdą Mszą św. na prowadzącej do kościoła ulicy widać tłum ludzi, w tym mężczyzn udających się na Eucharystię. Idą całą szerokością ulicy, niemal demonstracyjnie. Z kościelnej wieży ich tłum wygląda jak pielgrzymka. Przed poranną Mszą św. kwadrans przed ósmą tłok w kościele jest tak duży, że z trudem można wsadzić do niego nogę. Na sumie ścisk jest jeszcze większy. Część wiernych musi stać na zewnątrz świątyni. Pod względem religijnym Murafa jest nie tylko największą, ale jedną z najbardziej gorliwych parafii. Niektórzy nazywają ją “krynicą wiary” na winnickim Podolu i nie ma w tym żadnej przesady. Z parafii tej wyszło ponad 50 księży i sióstr zakonnych, pracujących na całej Ukrainie! Taką ilością powołań nie może pochwalić się żadna w parafii z diecezji kamieniecko-podolskiej i innych diecezji wchodzących w skład Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie.

Fenomen Murafy wynika z kilku przyczyn. Miejscowość ta leży na uboczu 12 km od Szarogrodu i władze sowieckie tolerowały istnienie tego zagłębia wiary i polskości, starając się ukrywać go przed światem, ograniczając się do zmiany jego nazwy. Do parafii tej na swoiste zesłanie władze wyznaniowe kierowały wybitnych kapłanów nie spodziewając się, że dzięki ich posłudze ta zapadła dziura stanie się nieformalną stolicą Kościoła katolickiego na Podolu. Złotymi zgłoskami w parafii zapisał się m.in. ks. Wojciech Darzycki, pracujący w niej od 1953 r. do 1957 r., który po wydaleniu z niej osiadł w Miastkówce. Proboszczujący w Murafie przez długie lata ks. Antoni Chomicki, który go zastąpił był prawdziwą opoka tutejszego ludu. Nie bez powodu nazywano go “Patriarchą Podola”. Miał on udzielane przez kard. Stefana Wyszyńskiego uprawnienia wykonawcze biskupa. Na ich podstawie kierował Kościołem katolickim na całej Ukrainie. Jego grób na miejscowym cmentarzu, na którym został pochowany po śmierci w 1993 r. jest otoczony ogromnym kultem wiernych.

W okresie międzywojennym proboszczem w Murafie był ks. Wiktor Stronczyński, który jednocześnie był dziekanem jampolskim – mówi ks. Piotr Liczniarowski. – Parafia liczyła wtedy prawie 10 tys. wiernych. Został on aresztowany w 1930 r. Po pobytach w wielu łagrach i więzieniachn(w tym na Sołowkach), został rozstrzelany w Syktywarze k. Workuty. Mógł ocalić życie i wyjechać do Polski. Był na liście księży przewidzianych do wymiany. Stanowczo jednak odmówił mając nadzieję, że uda mu się wrócić do parafii. Myślę, że ofiara życia tego męczennika, a także jego orędownictwo w niebie znacząco przyczyniły się do trwania naszej parafii w czasach komunizmu, oraz do tego że miała szczęście do kapłanów wielkiego formatu. Wspomnieć tu trzeba, że ks. Stronczyński, Darzycki i Chomicki nie byli jedynymi, którzy zaznaczyli tu swoją obecność. Moim poprzednikiem był m.in. ks. Bronisław Biernacki, obecny biskup odessko-symferopolski, który godnie wpisał się w tradycję stworzoną przez poprzedników.

Niewątpliwie jednak kapłanem, który na Murafie odcisnął największe piętno był ks. Antoni Chomicki. Dla mieszkańców Murafy był niewątpliwie żywym świętym. Pan Eugeniusz Szwarcewicz organista, który przez ponad 30 lat był wraz z żoną najbliższym współpracownikiem ks. Chomickiego nie potrafi ukryć wzruszenia, gdy go wspomina.

– Swoją pokorą, dobrocią i troskliwością przyciągał do siebie ludzi wierzących, jak i niewierzących – wspomina. – Wszyscy go szanowali i kochali. Był bardzo wrażliwy na potrzeby ludzkie. Gdy przyjechał ktoś z sąsiedniej miejscowości, to go najpierw posyłał do kuchni, aby napił się herbaty, a potem załatwił sprawę. Gdy chrzcił dzieci, zawsze starał się wspomagać rodziny, dla których ochrzczony potomek był kolejnym dzieckiem. Dawał im po sto rubli, co wtedy było znaczącą kwotą. Ofiara z jednej Mszy św. wynosiła 10-15 rubli. Sam ksiądz Antoni żył bardzo skromnie. Na śniadanie były u niego często kartofle w mundurkach z mlekiem. Ubierał się licho. Zimą nosił nędzną czapkę, którą zachowałem dla siebie na pamiątkę. Oprócz pracy duszpasterskiej wiele czasu ks. Antoni poświęcał modlitwie. Gdy zachodziłem do jego pokoju, spotykałem go najczęściej z Różańcem w ręku. Późnym wieczorem w samotności długi czas modlił się w kościele przed Najświętszym Sakramentem. Miał własny styl pracy, był doskonałym duszpasterzem umiejącym nawiązać dialog z wiernymi. Starał się podtrzymywać polskość. Liturgię odprawiał zawsze po polsku. Gdy jeden z księży zastępujących go odprawił Mszę św. po ukraińsku, od razu wezwał go i z wyrzutem zapytał – dlaczego ukrainizujesz mój naród…?

Posługa ks. Chomickiego odbywała się oczywiście pod stałym nadzorem KGB, które robiło co mogło, by ją utrudnić lub wręcz uniemożliwić. Działania tej służby były jednak całkowicie nieskuteczne. Fortele, jakie ks. Antoni stosował w kontaktach z funkcjonariuszami KGB przeszły do legendy.

Dzięki posłudze ks. Chomickiego parafia w Murafie ma dalej charakter polski. Choć język ukraiński jest w niej uprawniony, to jednak największą frekwencją cieszą się Msze św. w języku polskim. Starsze, a nawet średnie pokolenie mieszkańców włada językiem przodków całkiem nieźle. Z młodszym jest trochę gorzej. Maja one jednak możliwość nauki języka przodków w szkole. Wiele dzieci języka polskiego uczą też babcie. Pod względem religijności parafia może uchodzić za wzorcową. Z sześciu tysięcy parafian, cztery tysiące systematycznie uczęszcza na niedzielną Mszę św. Pozostali czynią to od czasu do czasu. Są to z reguły mężczyźni pracujący w Rosji i dużych miastach Ukrainy. Na miejscu bowiem znalezienie zatrudnienia jest bardzo trudne.

Parafia jest też doskonale zorganizowana. Do najrozmaitszych ruchów i grup należy w niej ponad tysiąc osób. Bardzo prężnie działają m.in. Domowy Kościół, Grupa Słowa Bożego, Franciszkański Zakon Świeckich, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, Róże Różańcowe, Grupa Uwielbienia, Dzieci Maryi, Oaza Dzieci Bożych, Dzieci Misji św. Tereski. W parafii są też oczywiście ministranci, drużyna skautów, Grupa Medjugorie. Ruch w kościele i w poklasztornej plebani trwa praktycznie od rana do wieczora. Stale rozbrzmiewa tam modlitwa.

Sam ksiądz Piotr nie dałby rady oczywiście animować tych wszystkich grup. Wspomaga go dwóch wikarych i ksiądz rezydent. W parafii pracują też Siostry Służebniczki Starowiejskie. Prowadzą one ochronkę dla dzieci, cieszącą się dużą popularnością wśród tutejszych rodzin.

W odróżnieniu od innych wiejskich miejscowości na Ukrainie, Murafie nie grozi wyludnienie. Sytuacja demograficzna jest w niej niezła. Rodziny są tu zdrowe i liczne. Rozwody wśród Polaków w Murafie to absolutna rzadkość. Nawet wyjazdy do pracy za chlebem nie przyczyniają się do rozbicia rodzin.

Podkreślić też trzeba, że mimo kryzysu w sektorze rolnym Ukrainy, większość Polaków żyjących w Murafie żyje z uprawy ziemi. Przejęli grunty zabrane ich przodkom przez kołchoz i zaczęli prowadzić własne gospodarstwa. To też kolejny fenomen.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply