Z Dougiem Bandowem, ekspertem Cato Institute ds. Europy Środkowo-Wschodniej, rozmawia Łukasz Sianożęcki z “Naszego Dziennika”.

Rozmowy dotyczące przyszłości Ukrainy toczą się pomiędzy Paryżem, Berlinem a Moskwą bez czynnego udziału Waszyngtonu. Dlaczego?

– Musimy zdać sobie sprawę, że wśród państw europejskich Ukraina zarówno politycznie, jak i ekonomicznie jest dość daleka od głębokiego zainteresowania Stanów Zjednoczonych. Sytuacja Kijowa jest obecnie bardzo niefortunna, ale Waszyngton najprawdopodobniej wychodzi z założenia, iż nie jest w stanie wpłynąć na geopolityczne położenie Ukrainy. Amerykańscy politycy w zasadzie nigdy nie postrzegali statusu tego kraju jako strategicznie „żywotnie ważnego” dla swoich interesów, nawet wówczas, gdy wcielany był on do Związku Sowieckiego. Dziś, w mojej ocenie, Ukraina strategicznie znaczy dla Ameryki jeszcze mniej. Dlatego też nie powinniśmy rozważać jakiegoś militarnego zaangażowania się USA czy też NATO w tej części świata. Takie postępowanie mogłoby bowiem uniemożliwić współpracę Waszyngtonu z Rosją w ważniejszych dla Amerykanów kwestiach – takich jak choćby program nuklearny Iranu czy wycofanie wojsk z Afganistanu.

Amerykanie rezygnują ze współdecydowania o sprawach Europy?

– Tak, i to jest dopiero początek tego procesu. W świecie kurczących się dynamicznie zasobów oraz rosnących długów (Waszyngton stoi przed prawdziwym tsunami skumulowanych nieopłaconych należności) nie można już oczekiwać, że Stany Zjednoczone będą rozwiązywały każdy światowy problem, zwłaszcza poprzez środki militarne. Amerykańscy politycy będą zmuszeni podjąć ważne decyzje w tej sprawie, i to już niebawem.

Czy to oznacza weryfikację sojuszy na Starym Kontynencie?

– W tym momencie warto nawiązać do słów ministra Radosława Sikorskiego, który stwierdził, że sojusz Polski z Amerykanami jest „bezwartościowy”. W obecnej sytuacji nie wydaje mi się, by Waszyngton próbował ścigać się z ministrem Sikorskim na zapewnienia, że współpraca obu krajów nie jest pozbawiona wartości. Wręcz przeciwnie, wobec ujawnienia słów polskiego dyplomaty to obecnie rząd w Warszawie będzie musiał uczynić wszystko, by udowodnić, że wart jest amerykańskiego wsparcia. Dziś w związku z tym Waszyngton może zacząć patrzeć na Polskę podobnie jak na Ukrainę, tzn. jako kraj, który nie jest wart ryzyka wojny. Amerykanie zawsze sympatyzowali z Narodem Polskim jako ludźmi miłującymi wolność i krajem uwięzionym między wielkimi i groźnymi imperiami, ale sama sympatia nie wystarczy Stanom Zjednoczonym, by stać się casus belli. Słowa Sikorskiego powinny być więc dzwonkiem ostrzegawczym dla Białego Domu. Waszyngton bowiem zgromadził całą sieć swoich zależności w Europie, jak i w innych częściach świata. W mojej ocenie, będzie się skupiał na współpracy z tymi, którzy uważają ją jednak za „wartościową”.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Łukasz Sianożęcki

“Nasz Dziennik”

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. hawranek
    hawranek :

    Oznacza to że poza plecami żulii ukraińskiej USA dogadała się z Rosją i olała ciepłum M…em ukraińców przu okazji zarabiając 30 ton złota. Putin uzyskał kart blansz na działania we wschodniej ukrainie .