USA nie może zbyt mocno dyscyplinować Egiptu

Administracja amerykańskiego prezydenta Joe Bidena nie zamierza przemilczać kwestii łamania praw człowieka przez państwa Bliskiego Wschodu. Dlatego właśnie zamroziła część funduszy na pomoc wojskową dla Egiptu, tak jak zrobiła to wcześniej z Arabią Saudyjską. Jednocześnie Stany Zjednoczone nie mogą w tej materii przesadzić, bo jeszcze mocniej wepchną Egipt w objęcia Rosji.

Decyzję o wstrzymaniu części dotacji dla Egiptu ogłosił amerykański sekretarz stanu, Antony Blinken. Waszyngton nie przekaże więc Kairowi blisko 130 mln dolarów zaplanowanej wcześniej pomocy wojskowej. Jako powód Blinken podał poważne zarzuty dotyczące nieprzestrzegania przez egipskie władze praw człowieka i podstawowych wolności obywatelskich.

Reżim jeszcze ostrzejszy

Nie oznacza to jednak pełnego zamrożenia amerykańskiego wsparcia wojskowego dla Egiptu, choć organizacje praw człowieka domagały się wstrzymania wypłaty całych 300 mln dolarów. Władze w Waszyngtonie uznały jednak, że cały czas udaje im się prowadzić dialog z Kairem w tej sprawie, którego efektem są już pierwsze postępy. Z aresztów tymczasowych zwolniono bowiem pół tysiąca więźniów politycznych, choć wcześniej egipski rząd w ogóle zaprzeczał ich istnieniu. Zostali oni wypuszczeni w połowie lipca, zaledwie kilka godzin po spotkaniu egipskiego prezydenta Abdela Fattaha Al-Sisiego z Bidenem w saudyjskiej Dżuddzie.

De facto nie jest to jednak znaczący gest ze strony Al-Sisiego. Były wojskowy przejmując władzę po islamistach, którzy podczas „arabskiej wiosny” w 2011 roku obalili Hosniego Mubaraka, zastosował bowiem represje polityczne na skalę niespotykaną nawet za rządów jego wieloletniego przełożonego. Kilkaset osób zwolnionych z tymczasowych aresztów to jedynie kropla w morzu przeciwników obecnej władzy, bo łącznie przetrzymywanych ma być ich blisko 60 tysięcy. Dodatkowo standardy egipskich aresztów, delikatnie rzecz ujmując, nie są zbyt wysokie, dlatego wielu więźniów nie ma większych szans na dotrwanie do swoich procesów.

Zapewne egipski prezydent przyparty do muru jest w stanie zwolnić jeszcze sporo osób, tym niemniej Amerykanie nie powinni spodziewać się postępów w zakresie wolności obywatelskich. Al-Sisi, pomny doświadczeń „arabskiej wiosny”, panicznie boi się jakichkolwiek demonstracji, nie wspominając już nawet o organizacjach pozostających poza ścisłą kontrolą władz. Za każdym razem aresztowania opozycjonistów są uzasadniane tymi samymi argumentami, czyli głównie troską o bezpieczeństwo państwa i porządek publiczny.

Wszelkie ustępstwa al-Sisiego są więc motywowane jedynie bieżącymi interesami państwa, głównie jeśli chodzi o jego wizerunek na arenie międzynarodowej. Często wypuszczaniu jednych więźniów politycznych towarzyszy więc zamykanie kolejnych, dlatego tymczasowe odwilże są jedynie grą pozorów. Podobnie było zresztą ze zniesieniem przed rokiem stanu wyjątkowego, który przez blisko cztery lata dawał egipskiemu przywódcy niczym nieskrępowaną władzę. Al-Sisi nie zdecydowałby się na ten krok, gdyby wcześniej nie zapewnił sobie specjalnych uprawnień poprzez uchwalenie nowej konstytucji.

Bezpieczeństwo ważniejsze

Argumenty władz w Kairze dotyczące zagrożeń dla bezpieczeństwa kraju są z jednej strony nadużywane, ale z drugiej wcale nie są przesadzone. Wszak al-Sisi mógł obalić Mursiego i w wyniku zamachu stanu wprowadzić własną dyktaturę przy cichym przyzwoleniu państw zachodnich, zszokowanych skalą chaosu powstałego po wydarzeniach „arabskiej wiosny”. Niemal milcząco zaakceptowano powrót do standardów często jeszcze mniej demokratycznych, niż miało to miejsce zwłaszcza w końcowym okresie rządów Mubaraka.

Stany Zjednoczone w 2013 roku nie poparły zamachu stanu przeprowadzonego przez al-Sisiego, ale zarazem go nie potępiły. Sam wojskowy regularnie kontaktował się z przedstawicielami administracji ówczesnego amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy, w tym również na kilka dni przed obaleniem Mursiego. Później Biały Dom nie zdecydował się nawet na określenie tamtych wydarzeń mianem zamachu stanu. Następca Obamy, czyli Donald Trump, nazywał z kolei al-Sisiego swoim „ulubionym dyktatorem”.

Biden nigdy nie zdecydowałby się oczywiście na podobne słowa, tym niemniej krytyka stanu praw człowieka w Egipcie na pewno nie będzie oznaczać zerwania więzi Ameryki z tym krajem. Obecny amerykański prezydent dawał zresztą do zrozumienia kilka miesięcy temu, że państwo rządzone przez byłego wojskowego jest ważne w sprawch konfliktu izraelsko-palestyńskiego, a także walki z terroryzmem w regionie. Nawet jeśli rozejmy między Palestyńczykami a Żydami są kruche, zaś półwysep Synaj wciąż nie został oczyszczony z terrorystów z Państwa Islamskiego.

Nie wepchnąć w objęcia Rosji

Gdy Stany Zjednoczone wolały nie zajmować wyraźnego stanowiska w sprawie zamachu stanu z 2013 roku, Rosja wprost opowiedziała się po stronie al-Sisiego. Co więcej, rosyjski prezydent Władimir Putin oferował mu wsparcie w kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2014 roku, choć ówczesny generał egipskiej armii nie podjął nawet decyzji o kandydowaniu. Moskwa nie ukrywała bowiem, że chciałaby wrócić do poziomu relacji z Kairem znanych jeszcze z czasów istnienia Związku Radzieckiego.

Egipt pod rządami al-Sisiego utrzymuje więc bardzo bliskie relacje z Rosją, zwłaszcza w aspekcie militarnym. W rozwoju współpracy wojskowej Egiptowi nie przeszkodziły nawet nałożone na Rosję sankcje będące następstwem interwencji w ukraińskim Donbasie w 2014 roku, a także ostrzeżenia formułowane przez Amerykanów. Waszyngtonowi nie spodobało się zwłaszcza zamówienie na 24 rosyjskie myśliwce Su-35, dlatego zagroził Kairowi restrykcjami gospodarczymi. Egipt przez kilka lat wydawał się nie ulegać presji ze strony USA, ale na początku września zakup maszyn ogłosił Iran.

Zobacz także: Media: Egipt po wizycie Ławrowa anulował kontrakty na zboże z Ukrainy

Co prawda Egipt poparł rezolucję Organizacji Narodów Zjednoczonych potępiającą tegoroczną agresję Rosji na Ukrainę, jednak bardzo szybko al-Sisi za pośrednictwem telefonicznej rozmowy wytłumaczył Putinowi swoje stanowisko. Ponadto Egipt nie dołączył się do sankcji wymierzonych w Rosję, głównie z powodu chęci podtrzymania dostaw rosyjskich płodów rolnych oraz znaczenia Rosjan dla egipskiej branży turystycznej. Dodatkowo Kair i Moskwa ogłosiły w czerwcu wznowienie swojego porozumienia nuklearnego, przewidującego budowę przez Rosjan cywilnej elektrowni jądrowej w południowo-zachodnim Egipcie.

Jak widać Stany Zjednoczone nie mogą wywierać zbyt dużej presji na Egipt, bo zaczęłyby jeszcze mocniej wpychać go w objęcia Rosji. Pojawia się jednak pytanie w jaki sposób Amerykanie mogą wpływać na Egipcjan, gdy jednocześnie chcą dyscyplinować ich w drażliwych dla al-Sisiego kwestiach praw człowieka i wolności obywatelskich. Być może Biden nie będzie miał innego wyjścia i, podobnie jak uczyniła to Europa Zachodnia, będzie musiał zaakceptować skrajnie antydemokratyczny system władzy w Egipcie, co jednak narazi go na krytykę jego progresywnego zaplecza.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply